Matka obozowicza z Piły podejrzewa, że dzieci zatruły się lodami. „Syn był bardzo słaby"
Kręciło mu się w głowie, bolał go brzuch, majaczył - w takim stanie trafił do szpitala 14-letni Maciej, jeden z uczestników obozu w Pile pod Tucholą. W ubiegłą niedzielę, z podejrzeniem zatrucia do szpitala trafiło 11 dzieci. O feralnym dniu opowiada Polskiemu Radiu PiK, mama obozowicza, bydgoszczanka Nadia Sworska.
- Mój syn opowiadał, że dzieci mdlały i były takie momenty, że były nieprzytomne - mówi Nadia Sworska, mama 14-letniego Macieja. - Zaczęło się tak, że jedno dziecko upadło, po chwili kolejne i kolejne. Syn to na początku czuł się chyba najlepiej ze wszystkich uczestników. Kolega, który leżał z nim sali cały czas miał nudności i zawroty głowy. Zresztą, z tego co wiem, to przedwczoraj, jak my już zabieraliśmy syna do domu, to ten chłopiec został, ponieważ nadal miał zawroty głowy. Mój syn ma wybiórczość pokarmową więc tego, co jedli inni, w zasadzie nie jadł. Tym czynnikiem wspólnym to były tylko lody - mówiła Nadia Sworska. Podejrzewa, że właśnie lody zaszkodziły dzieciom.
W związku z lodami, które jadły dzieci sanepid prowadzi obecnie badania w kierunku gronkowca. Obóz strażacki kończy się w sobotę.
W czwartek poznaliśmy wyniki próbek wody pobranej na obozie. Była przekroczona ilość mikroorganizmów, w tym bakterii z grupy coli. Z kolei w żywności nie znaleziono bakterii salmonelli.