Siłownia dla wiejskich gospodyń! Wakacyjne Radio PiK w Wiosce Mydlarskiej [zdjęcia, wideo]
Pojezierze Brodnickie i Górznieńsko-Lidzbarski Park Krajobrazowy to dziesiątki, jak nie setki turystycznych atrakcji. W „Wakacyjnym przewodniku po regionie" wyszukujemy te mniej znane i rozreklamowane. Jednym z takich miejsc jest... Wioska Mydlarska, do której pojechał Maciej Wilkowski.
W miejscowości Fiałki, dwa i pół kilometra od Górzna jest „Wioska Mydlarska". Dlaczego właśnie tam?
Roślina podpowiedziała
- Pomysł na tę wioskę przyniosła pewna roślina - mówi właścicielka, Agnieszka Hila. - Jesteśmy otoczeni pięknymi wzgórzami z południowymi i północnymi spadami, odpowiednio nasłonecznionymi, nagrzanymi, no i to daje niezwykłe bogactwo roślin - prym wiedzie mydlnica lekarska. Jest to roślina pospolicie występująca wszędzie, ale tutaj jest pod szczególną postacią: jest bardzo rozsiana po łąkach i rośnie nie kępowo, tylko pojedynczo. Mydlnica zawiera saponiny, czyli zmydlone tłuszcze. Jest to w zasadzie takie naturalne mydło. Szczególnie przydatny jest korzeń tej rośliny. Nasze prababki, babki korzystały z wywaru z korzenia mydlnicy do prania wełny, do mycia włosów, po prostu do mycia całego ciała. Ta roślina dała początek początek pomysłom na rozwój mydlarstwa w tej okolicy.
Pranie
- Kiedyś było trudniej? Można dyskutować, czy było łatwiej, czy trudniej. Na pewno dawne pranie było związane z ciężką fizyczną pracą, ale pamiętajmy, że te kobiety pracowały wspólnie. Nie prały samotnie, tylko koleżanki, sąsiadki zawsze się umawiały: to dziś u ciebie pierzemy, jutro u mnie. Robiły to wspólnie, bo tak było łatwiej, szybciej, wygodniej, więc z jednej strony ciężka praca, ale z drugiej jednak poczucie wspólnoty i takie naturalne bycie ze sobą. Może dzisiaj nam tego brakuje, bo mamy za partnera maszynę, a nie drugiego człowieka.
Maszyny
- Mamy bardzo różnorodne tary. Te blaszane wszyscy kojarzymy, ale one były robione także z innych materiałów. Zgromadziliśmy także u siebie pralki - bardzo różne, od takich niespodziewanych, i tu słyszymy zdziwienie, że tak może pralka wyglądać, do pralek półautomatycznych z hydraulicznym tłokiem. Z praniem związanych było wiele przedmiotów, o różnej klasie i na różną kieszeń. Wykonywali je rzemieślnicy z okolicy, np. kowal, ślusarz.
- Warto dodać, że nasz sprzęt jest w stu procentach oszczędnościowy. U nas nie ma kabli, kontaktów. Musi wystarczyć energia z mięśni, ewentualnie energia z pieca - mam na myśli uruchomienie żelazka. Żelazka to jest ciekawy temat, a jeszcze ciekawszy to te podkładki pod żelazka. To jest największy kunszt. One są różne, przeróżne i były taką wizytówką kowala albo ślusarza.
Maglowanie
- Maglowało się na różne sposoby. Najprostszy sposób to użycie maglownicy ręcznej, która składała się z wałka i krokodyla, czyli z drewnianej karbowanej części. Liczyła się siła mięśni. I dlatego waga gospodyni w pewnym wieku powinna już być słuszna, a nie tylko taka, rzekłabym, fitness. Kobieta musiała mieć trochę siły, nie tylko wyglądu, ale również mocy w rękach.
Przypomnę takie dawne powiedzonko. Mówiło się, że nauczyciel magluje uczniów. To powiedzenie wzięło się stąd, że dzieci obserwowały, jak ich mamy używały maglownicy, jak się mocowały, jak dociskały te tkaniny. Oni się tak właśnie czuli w szkole, i tak to opisywali. Pamiętajmy też, że dawniej wszystko się działo w domu, na stole. Dzieci siedziały i obserwowały wszystkie czynności, ale także uczestniczyły w nich, bo ich ręce były potrzebne do pracy. Maglowało się do pierwszej niedzieli Adwentu. Wydajność pracy? Trzy razy przetoczona maglem cała tkanina, to było tak naprawdę raz, więc żeby uzyskać efekt, gospodyni musiała przeciągnąć maglownicę... 300 razy. Trzeba było mieć siłę. Rok za rokiem, maglowanie za maglowaniem i tężyzna gospodyni rosła, więc z gospodynią w moim wieku nikt już by nie dyskutował! - opowiadała Agnieszka Hila.
Więcej w relacji Macieja Wilkowskiego, a wcześniejsze relacje z naszych wyjazdów zamieszczone są: TUTAJ
W „Wakacyjnym przewodniku po regionie” przez całe wakacje odwiedzamy miejsca atrakcyjne, intrygujące, ciekawe z naszego regionu. Takie, które są turystycznymi „perełkami”, ale nie wszyscy o nich wiedzą. Albo wiedzą, słyszeli, ale nigdy tam nie byli.