Odszkodowania zdrowotne dla Polaków zatrudnionych przy odgruzowaniu WTC
Sąd w Nowym Jorku przyznał 82 osobom zatrudnionym przy usuwaniu zgliszcz w strefie zero odszkodowania za utratę zdrowia sięgające średnio 656 tys. dolarów. Nie ma wystarczającej kompensaty za to przez co przeszli poszkodowani – mówił w środę ich adwokat.
Jak poinformowano podczas konferencji prasowej na Greenpoincie, w kancelarii współpracującego z amerykańskimi prawnikami mecenasa Andrzeja Kamińskiego, po niemal 10 latach negocjacji poszkodowani, w tym 47 polskich imigrantów, otrzymają decyzją sądu federalnego zależnie od stanu zdrowia, wieku itp., odszkodowanie w wysokości od 25 tys. do ponad 1,45 mln dolarów.
„Najtrudniejszym wyzwaniem było dowieść, że przyczyną utraty zdrowia pracowników stanowiło wystawienie na szkodliwe warunki panujące w strefie zero, a nie wcześniejsza praca przy azbestach, lub palenie papierosów” – powiedział PAP prowadzący sprawę adwokat Gregory J. Cannata.
Jak dodał prawnicy wykazali przy współpracy lekarzy, że wielu ludzi pracowało wcześniej przy azbestach lub w innym zapyleniu przez dekady. Zachorowali jednak dopiero krótko po 11 września 2001 roku.
Zdaniem Cannaty choroby narażonych na pyły, substancje toksyczne itp. gruntownie zmieniły ich życie. Byli pełnymi energii ludźmi kochającymi swą pracę. Teraz nie czują się dobrze, są w depresji, a stan ich zdrowia będzie się pogarszał. Co więcej z czasem nawiedzają ich nowe choroby jak rak płuc, czy okrężnicy, których rozwinięcie następuje dopiero po 8 do 10 latach.
„Nie wiemy co przyniesie przyszłość, ale usiłujemy zrobić dla tych ludzi co tylko można. Są zadowoleni z rezultatów, ale czy to wystarcza? Nie, to nigdy nie wystarczy w obliczu tego przez co przeszli” – ocenił prawnik z firmy Gregory J. Cannata & Associates.
Mecenas Kamiński wyliczył PAP, że Polacy cierpią m.in. na schorzenia układu oddechowego, bezdech senny, choroby refluksowe przełyku, depresję i zespół stresu pourazowego oraz nowotwory.
Niemal wszyscy poszkodowani objęci sprawą prowadzoną przez Cannatę oraz firmę Robert A. Grochow, P.C. należeli do związku zawodowego Local 78 - zrzeszającego pracowników usuwających azbest, ołów itp. Pięciu w następstwie chorób zmarło. Odszkodowanie otrzymają ich rodziny.
Na konferencję prasową przyszło też kilku Polaków, którzy byli zatrudnieni w strefie zero. Dziękując prawnikom podkreślali, że agencje rządowe nie informowały dokładnie o rozmiarach szkodliwości warunków pracy.
Sprzęt i odzież jaką dysponowali nie chroniła należycie. Maski się zatykały, filtrów nie zmieniano z wskazaną częstotliwością.
„Maska zabezpieczała może przed kurzem azbestowym, ale nie przed wszystkimi substancjami, a była tam cała tablica Mendelejewa” – mówił prezes Local 78 Kazimierz Prośniewski.
Irena Perzyńska zajmowała się w strefie zero oczyszczaniem terenu. Powiedziała PAP, że polskich kobiet przy usuwaniu azbestu było tylko kilka. Pracowało natomiast mnóstwo Latynosek.
„Zdawaliśmy sobie sprawę jakie były warunki pracy, ale nie do końca. Agencje bezpieczeństwa kłamały. Powinny powiedzieć prawdę o zagrożeniu, choć właściwie każdy powinien być świadom sytuacji, bo było tam wszystko” – przyznała.
Zgłaszając zastrzeżenia wobec niedostatecznych zabezpieczeń, pracownicy zdawali sobie jednak sprawę z wyjątkowej sytuacji 9/11.
Marian Rzetelski, niegdyś wysoki oficer straży pożarnej w Polsce z pracą w ciężkich warunkach stykał się niemal na co dzień.
„To nie były zwykłe ruiny, to był kurhan z tysiącem zamordowanych” – opisywał.
W World Trade Center, wyjaśnił, pracownicy nie natrafili na zwykły azbest który zwykle usuwali, lecz skażony pył o maksymalnym rozdrobnieniu.
„Każda maleńka igiełka wchodząc do płuc niosła masy różnych toksyn, trucizn. W 2003 roku wstrzymano mi licencję na pracę bo miałem we krwi przekroczoną zawartość rtęci. Były tam (w gmachach WTC) pewnie miliony świetlówek, a kiedy wszystko się zwaliło, w powietrzu fruwała rtęć” – powiedział PAP.
Zdaniem Rzetelskiego pracownicy zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Nie podjęli się jednak pracy „z głupoty”. Byli specjalistami od azbestów.
„Przychodziła refleksja, co mogę więcej zrobić dla mojej Ameryki, do której przyjechałem z daleka. Ona jest moja, bo związałem z nią swój los. Została dotknięta straszliwym kataklizmem i kto to ma zrobić? Amerykanie się odwracają, boją, dla nich zdrowie ważniejsze. My wiedzieliśmy, że możemy się w tym momencie pokazać, pomóc” – dodał.
Jak zaakcentował poszkodowani otrzymali nie tylko rekompensaty. Zostali objęci przez lata bezpłatnym leczeniem, znaleźli się pod parasolem ochronnym.
„Czegóż jeszcze więcej chcieć. Nie można być malkontentem. Jest mi ciężko, nie mam już dawnej kondycji, ale i lat przybyło” – zauważył polski imigrant. Prawdziwymi bohaterami nazwał strażaków, którzy po atakach na bliźniacze gmachy szli prosto w ogień. (PAP)