Uczestnik Powstania Warszawskiego – bohater książki "Fajna Ferajna" Moniki Kowaleczko-Szumowskiej.
"Względy patriotyczne w naszych głowach były bardzo wyraźne, natomiast była taka chęć przeżycia ogromnej przygody, nieprawdopodobnej sprawy, jeszcze z bronią, w obronie ojczyzny - to było coś nadzwyczajnego i myśmy się do tego strasznie palili. Chcieliśmy być po prostu bohaterami...."
Środa, 5 sierpnia 2015 – godz.18.10
"Hipek" – ten pseudonim powstał jeszcze przed Powstaniem?
- Tak, pseudonim powstał przed Powstanie, ale w dziwny sposób. Wszyscy moi koledzy na ogół mieli swoje pseudonimy, pochodzące od zwierząt, od przedmiotów, a tu nagle Hipek. A to zaczęło się od tego, że jechaliśmy na zbiórkę harcerską z Żoliborza do Śródmieścia, wtedy tramwaje inaczej wyglądały, miały pomosty z tyłu i przodu. No i na tym pomoście, jak zawsze w okresie okupacji, było bardzo tłoczno. Wtłoczyliśmy się na ten pomost otwarty, ale po środku stał młody człowiek. Młody, wtedy to dla mnie bardzo poważny, bo miał z jakieś 30 lat. Był lekko na rauszu i coś tam sobie wygadywał, więc ja dałem znak kolegom, że facet jest pijany, a on to zobaczył i zwrócił się do mnie mówiąc "e… nie bądź taki Hipek". Nie wiem dlaczego Hipek. Później jak wracaliśmy tramwajem usłyszałem od kolegów "… no to zostałeś Hipkiem" i tak to trwało całe Powstanie.
Już potem Pan tego pseudonimu nie używał, czy dla rodziny nadal jest pan Hipkiem?
- Dla kolegów nadal jestem Hipkiem, szczególnie jak się spotykamy.
Ile miał Pan lat kiedy wybuchło Powstanie?
– W Powstaniu skończyłem 14 lat, urodziłem się 25 sierpnia 1930roku.
Jako młody chłopak rwał się Pan do walki.
- O tak. Już pomijam to, że względy patriotyczne w naszych głowach były bardzo wyraźne, natomiast była taka chęć przeżycia ogromnej przygody, nieprawdopodobnej sprawy, jeszcze z bronią, w obronie ojczyzny, to było coś nadzwyczajnego i myśmy się do tego strasznie palili. Chcieliśmy być po prostu bohaterami.
Wyrwał się Pan z domu do Powstania?
- Dzień przed Powstaniem była koncentracja oddziałów. Nasza drużyna była skoncentrowana w niedokończonym budynku na Marymoncie niedaleko koszar niemieckich. Koncentracja została odwołana i wróciliśmy z bratem do domu. Po tygodniu dotarł do nas kolega z plutonu i powiedział, że możemy dołączyć. Bardzo chcieli abyśmy walczyli z nimi bo wiedzieli, że możemy przynieść broń. Mój tata był oficerem - zbrojmistrzem całego zgrupowania i miał broń. Ja zachowałem się może dość nieładnie w stosunku do brata, bo nic mu nie powiedziałem, że idę walczyć. Wykopałem wieczorem z piwnicy przepiękny pistolet - FM belgijską i rano wyszedłem niby na podwórko, a uciekłem z domu. Dostałem się po dramatycznych przejściach do plutonu. I tak zostałem.
A brat?
- Celowo nie powiedziałem mu, że uciekam z domu, ponieważ chodziło mi o moją mamę, o naszą mamę. Zostałaby wtedy totalnie sama, rozmyślnie to zrobiłem, wiedziałem, że wtedy Zbyszek zostanie z mamą, będzie się nią może nie opiekował, ale nie zostanie ją samą.
Czy Pan kiedy przyłączył do Powstania wiedział, że będzie przechodził kanałami?
- Nie, absolutnie. Warszawa była podzielona na dzielnice. Tam gdzie byli powstańcy i Niemcy wówczas zabrakło łączności między dzielnicami, nie można było się przedostać. Łączność była radiowa przez Londyn i zapadła wówczas decyzja dowództwa na Żoliborzu, aby uruchomić specjalny oddział do łączności kanałowej. Wybór padł na nasz pluton, bo byliśmy młodzi ale jako, że byliśmy harcerzami, to byliśmy przygotowani psychicznie do takich zadań. Z tego plutonu wydzielono dwie drużyny, w których się znalazłem. Byłem tam najmłodszy. Nasze zadania wyglądały w ten sposób, że udrożnialiśmy kanały i pilnowaliśmy ruch. Niektórzy ludzie błąkali się w kanałach, a tam widoczność w dzień, czy w nocy jest taka sama. Tylko, że jest bardzo wielka różnica wejście do ciemnego kanału w nocy, a w dzień. W nocy jest to bardziej stresujące, to było nieprawdopodobne, nieprzyjemne. W dzień jeszcze się szło, jak w kanałach były pootwierane włazy, no to człowiek widział z daleka plamkę, taki krążek światła przedostający się w ciemność. No to już było lżej, że tam albo powietrze, albo Niemcy, ale w każdym razie to nie jest nieskończoność, wtedy to coś się kończyło i zaczynało następne.
Nawet spotkaliście w kanale Niemca?
- Tak spotkaliśmy Niemca, ale trupa. Nie wiem, skąd się tam wziął w przepięknym umundurowaniu, pewnie nie dawno musiał go ktoś wrzucić z bronią przy pasie. Były miejsca, szczególnie pod gettem, gdzie nie można było przejść inaczej, bo zawalone było trupami, jak po nich. To nie należało do przyjemnych rzeczy, no bo nie można było tego ominąć. Byliśmy już doświadczonymi chłopcami, wszakże człowiek się przyzwyczajał do tego. Ale znaliśmy reakcję ludzi, którzy po raz pierwszy wchodzą do kanału, no to histerii można było dostać. Jednak nigdy nie uczestniczyłem w panice. Bo np. film Wajdy "Kanał" pokazuje, że tam była totalna panika. Ludzie się topili, strzelali. Myśmy jako doświadczeni do tego typu paniki nigdy nie dopuszczali.
Co było po Powstaniu? Jakie były Pana losy?
- Dostałem się do niewoli, byłem w Stalagu XIa, na początku. Po miesiącu, ponieważ warunki były katastrofalne, dowództwo polskie z niemieckim dowództwem stalagu ustaliło, że najmłodszych prześlą do lazaretu, do rannych - 10 km od tego głównego obozu. Tam były lepsze warunki - istotnie było trochę lepiej, a dla mnie szczególnie lepiej dlatego, że byłem ministrantem w czasie okupacji. A w obozie był ksiądz – Włoch, który potrzebował ministranta. I z tym księdzem wtedy miałem możliwość chodzenia po różnych sektorach tego Lazaretu. Korzyść była taka, że ci jeńcy, którzy dawno tam siedzieli - mieli paczki z Czerwonego Krzyża i napychali mi kieszenie różnymi rzeczami. No więc źle nie było. Z tego obozu wysłali nas na komando do pracy. Wyzwolili nas Amerykanie, ale tzn. myśmy sami jakby się wyzwolili, dlatego, że uciekaliśmy przed frontem wschodnim na zachód. W obozie odnalazł mnie łącznik, z dywizji pancernej, bo szukali mnie moi rodzice, więc wylądowałem w Polsce.
Zobacz także
Kompozytor muzyki filmowej, dyrygent i producent muzyczny, absolwent bydgoskiej Akademii Muzycznej, autor muzyki m.in. do ostatniej ekranizacji „Znachora”… Czytaj dalej »
Kompozytor, pianista, pedagog związany obecnie z Akademią Muzyczną w Bydgoszczy. „...w naszych profesjach mówi się, że należy znaleźć się we właściwym… Czytaj dalej »
Jak można wyczytać na jej stronie: „Coraz dojrzalsza, a przez to piękniejsza, bardziej świadoma siebie. Energetyczna i zmysłowa. Czerpie z życia garściami… Czytaj dalej »
Multiinstrumentalista (specjalność: gitara basowa), kompozytor i autor tekstów, dziennikarz muzyczny Radiowej Czwórki, łowca talentów (akcja „Będzie Głośno!”)… Czytaj dalej »
Dyrygent, który od blisko 40 lat mieszka w Stanach Zjednoczonych, regularnie dyryguje w Polsce i Europie. „...wchodziłem w życie dorosłych, gdzie nagle… Czytaj dalej »
Perkusista, bandleader, właściciel Klubu „Eljazz”, od niedawna przewodniczący zarządu Związku Artystów Wykonawców STOART. „...Ojciec chciał, będąc… Czytaj dalej »
Muzyk jazzowy, pianista i pedagog, torunianin często przelotem w Bydgoszczy. Studiował ekonomię, zanim poświęcił się muzyce grał również w szachy. Od… Czytaj dalej »
Reżyser spektakli muzycznych, na stałe związany z Teatrem Roma, od kilkunastu lat reżyseruje koncerty sylwestrowo-noworoczne w bydgoskiej Operze Nova. „...są… Czytaj dalej »
To już ostatnie 2023 roku „Zwierzenia przy muzyce”... ...a w audycji zagoszczą fragmenty najciekawszych spotkań. Pojawią się: Adam Sztaba, Dariusz… Czytaj dalej »
Kabaret oT.To pojawił się z winylową świąteczną płytą. „...dla nas to słowo kabaret w nazwie jest takim wytrychem do tego, żeby móc grać wszystkie… Czytaj dalej »