Zdaniem Ewy Kopacz, we wtorek zapadnie decyzja ws. ewentualnego posiedzenia Sejmu ws. Ukrainy
Marszałek Sejmu Ewa Kopacz poinformowała, że we wtorek zapadnie decyzja w sprawie ewentualnego zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu ws. sytuacji na Ukrainie. Takiego posiedzenia chce Solidarna Polska, Twój Ruch oraz Polska Razem.
"We wtorek zaplanowane jest spotkanie Konwentu i Prezydium Sejmu, jest wiele propozycji składanych przez poszczególne kluby parlamentarne, będziemy je dziś rozważali, we wtorek zapadnie decyzja" - powiedziała Kopacz w radiowej Trójce pytana, czy zwoła nadzwyczajne posiedzenie Sejmu w związku sytuacją na Ukrainie.
Zapewniła, że stara się wsłuchiwać w głosy wszystkich posłów, niezależnie od tego, czy są z koalicji, czy z opozycji. "Będę tłumaczyć, że Ukraina czuje nasze wsparcie, nie tylko od początku konfliktu, który się tam zaczął, ale że zawsze byliśmy państwem, społeczeństwem, które wspierało demokratyczne zmiany na Ukrainie" - zaznaczyła Kopacz.
Dopytywana, czy nadzwyczajne posiedzenie Sejmu jest potrzebne w tym tygodniu, Kopacz powiedziała: "Moje odczucia nie są tu najważniejsze, moją rolą jako marszałka jest nie tylko kierowanie się własnym instynktem politycznym, ale przede wszystkim dbałość o wizerunek tego miejsca, w którym pracujemy".
Kopacz była także pytana, czy jest potrzeba, by do Kijowa udała się delegacja polskiego parlamentu pod jej przewodnictwem. "Przypominam, że trzy dni temu byłam na spotkaniu przedstawicieli Grupy Wyszehradzkiej, tam spotykałam się z moimi odpowiednikami z czterech państw, chyba jestem ostatnią osobą, której można by powiedzieć, że boi się wszelkiego rodzaju wizyt" - odpowiedziała. Jak zaznaczyła, jak trzeba będzie, to pojedzie do Kijowa.
Marszałek Sejmu dodała, że prezydium sejmowej komisji spraw zagranicznych w tym tygodniu raczej nie poleci do Kijowa. "Marszałek Sejmu odpowiada za bezpieczeństwo parlamentarzystów, to jest mój obowiązek (...) Wiem, że nie byłaby to dla nich wizyta ani łatwa, ani przynosząca określone efekty, to samo bycie dla bycia, niczego nie zmieni na Ukrainie" - wyjaśniła.
Agencja Interfax-Ukraina poinformowała w poniedziałek wieczorem, powołując się na przedstawiciela ukraińskiego ministerstwa obrony, że dowódca rosyjskiej Floty Czarnomorskiej wiceadmirał Aleksandr Bitko miał wyznaczyć ukraińskim żołnierzom stacjonującym na Krymie termin na poddanie się do godz. 4 rano czasu polskiego. W przeciwnym razie siły rosyjskie zagroziły szturmem. Przedstawiciele rosyjskiej floty zaprzeczyli potem, by takie ultimatum Ukraińcom postawiono.
Na Krymie jest obecnie, jak podaje AP, około 16 tys. rosyjskich żołnierzy. Kontrolują oni wszystkie posterunki graniczne, obiekty wojskowe oraz terminal promowy w Kerczu.
W sobotę Rada Federacji, wyższa izba parlamentu Rosji, na wniosek prezydenta Władimira Putina zezwoliła na użycie rosyjskich sił zbrojnych na terytorium Ukrainy. (PAP)