Prezes NBP: kraje, w których banki centralne nie skupowały obligacji, mają teraz kłopoty
NBP jest atakowany za skup obligacji i to jest punkt numer jeden wniosku o Trybunał Stanu dla Prezesa NBP – mówił podczas konferencji prasowej prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. Oświadczył, że kraje, w których banki centralne nie skupowały obligacji w czasie pandemii i kryzysu, wpadły w kłopoty gospodarcze. Podał przykład Czech, gdzie PKB jest mniejszy niż przed pandemią, podczas gdy w Polsce jest o 9,9 proc. większy.
Jak mówił Glapiński na piątkowej konferencji prasowej, „Czechy to ciekawy przypadek”, ponieważ średnia i łączna inflacja od początku pandemii w Czechach i Polsce jest zbliżona. – Czechy jako jeden z nielicznych krajów nie skupowały obligacji i nie prowadziły luzowania ilościowego" – powiedział Glapiński, dodając, że Polska aktywnie walczyła z kryzysem, a skutkiem zaangażowania rządu było „wkroczenie NBP na rynek obligacji”.
Szef NBP tłumaczył, że bank centralny nie może dopuścić do strukturalnych nierównowag na rynku obligacji i dlatego skupił papiery za 134 mld złotych. Zaznaczył, że właśnie za ten skup „NBP jest atakowany i to jest punkt numer jeden wniosku o Trybunał Stanu dla Prezesa NBP”.
W ocenie Glapińskiego zarzut ten jest absurdalny, ponieważ takie decyzje są podejmowane kolegialnie przez Zarząd NBP. – A w tym wypadku mamy jeszcze odpowiednie uchwały – stwierdził, zaznaczając, że bank ma ekspertyzy prawne, z których wynika, że takie uchwały nie są nawet potrzebne.
Polska dogania bogate kraje, a to je niepokoi
Dzięki temu, że zachowaliśmy (własną walutę – przyp.), udało nam się zachować stabilność makroekonomiczną – powiedział Glapiński podczas konferencji prasowej. Dodał, że płace realne spadły tylko na kilka miesięcy.
Szef banku centralnego zaznaczył, że teraz płace realne rosną bardzo szybko i to zaczyna niepokoić. – Mamy teraz taką sytuację w tej chwili, że płace realne rosną bardzo szybko i zaczyna nas to niepokoić, a aktywność gospodarcza przyspiesza. (...) Idziemy w kierunku 4–proc. wzrostu – powiedział Glapiński. Zastrzegł, że szybki wzrost płac realnych nie powoduje jeszcze szybkiego wzrostu popytu.
Prezes NBP wskazał, że Polska dogania bogate kraje, a polski cud gospodarczy trwa. W jego ocenie niepokoi to inne kraje ze względu na tworzenie konkurencji dla nich. Jako przyczynę szybkiego polskiego rozwoju gospodarczego, Glapiński wymienił pracowitość Polaków – określił ją jako wydajną, dobrą i uczciwą. Wskazał także na posiadanie własnej waluty. Dodał, że Polska jest bezpiecznym miejscem do inwestycji zagranicznych, ze względu na stabilność prawa. Podkreślił, że „nawet bliskość konfliktu nie powoduje zachwiania wiary inwestorów zagranicznych”.
„Pieniądze z KPO to kropla w morzu”
– Rząd ma trudną sytuację budżetową – stwierdził Glapiński. Dodał, że Polsce grozi unijna procedura nadmiernego deficytu, jej wszczęcie ograniczałoby swobodę ruchów rządu, a dla społeczeństwa byłoby „zimnym prysznicem”. Szef NBP ocenił, że pieniądze z KPO to „kropla w morzu” i napływ tych środków może zwiększyć PKB o 0,2 pkt procentowego.
– Musimy tę sytuację obserwować i jesteśmy skłonni współpracować z rządem w każdym zakresie – oświadczył prezes banku centralnego. – Oferujemy pełną możliwość współpracy z rządem i Ministerstwem Finansów w obliczu trudności budżetowych – dodał, zwracając uwagę na groźbę narastającego wysiłku zbrojeniowego.
Glapiński oświadczył jednocześnie, że „nie ma mowy o obniżce stóp procentowych”. – Ich obecny poziom oddziałuje dezinflacyjnie, realnie stopy są coraz wyższe i ten hamulec działa coraz mocniej – podkreślił.
Pełne uwolnienie cen energii spowodowałoby wzrost inflacji do 7,5 proc.
W przypadku pełnego zniesienia tarcz – to jest nieprawdopodobne, rząd z góry mówi, że tego nie zrobi – gdyby nastąpiło pełne zniesienie tarcz antyinflacyjnych, to wskaźnik inflacji by się przesunął o jakieś 4 punkty do góry, do 7,5 proc. w czwartym kwartale 2024 – powiedział Glapiński.
Szef NBP dodał, że przy założeniu, iż obecne rozwiązania prawne zostałyby utrzymane, to wówczas inflacja na koniec roku powinna wynieść 3,9 procent. Tłumacząc wzrost cen na koniec roku o 3,9 proc. Glapiński tłumaczył, że wynika to m.in. ze wzrostu wynagrodzeń.
Dodał, że inflacja powinna się ukształtować pomiędzy tymi dwoma wartościami czyli 3,9 a 7,5 procent. Glapiński dodał, że w dyskusji na Radzie Polityki Pieniężnej (RPP) „nie pojawia się temat obniżania stóp (procentowych – przyp.)”.
W piątek minister klimatu i środowiska Paulina Hennig–Kloska poinformowała na platformie X (dawniej Twitter), że rządowy projekt ustawy w sprawie cen energii dla odbiorców jeszcze w kwietniu trafi do Sejmu. Pojawić się ma tzw. bon energetyczny, który według wyliczeń minister, może objąć minimum 3,5 mln gospodarstw domowych.
Obecnie ceny energii, gazu oraz ciepła są zamrożone w ramach wprowadzonych przez poprzedni rząd tarcz antyinflacyjnych; przepisy wygasają w połowie roku. Pod koniec 2023 r. uchwalono ustawę, która utrzymuje w I połowie 2024 r. dotychczasowe zasady ochrony określonych odbiorców energii elektrycznej, gazu i ciepła. Przepisy przewidują m.in. maksymalne ceny prądu dla gospodarstw domowych oraz małych i średnich firm. Utrzymano dotychczasową maksymalną cenę energii elektrycznej na poziomie 412 zł za MWh netto do określonego limitu zużycia.
Inflacja w Polsce podobna jak w innych krajach regionu
Prezes NBP Adam Glapiński podkreślił, że w kolejnych kwartałach inflacja może wzrosnąć, choć – jak zaznaczył – skala tego wzrostu jest obarczona ogromną niepewnością. – My swoje zrobiliśmy, czekamy co będzie.(...) Od początku kwietnia przywrócona została stawka 5 proc. VAT na żywność – powiedział prezes NBP, przyznając, że oddziałuje to w kierunku wyższych cen, choć wpływ tego ograniczany jest przez konkurencję na rynku. Wskazał na rywalizację dwóch wielkich sieci handlowych, ale, jak zaznaczył, to niejedyny czynnik. – Popyt na żywność nie jest duży, on się nie odrodził – ocenił Glapiński.
Podkreślił, że obecnie inflacja w Polsce jest „absolutnie typowa” dla regionu Europy Środkowo–Wschodniej. – Jest typowa dla naszej zamożności, dla naszej struktury ekonomicznej. Nie ma mowy o jakiejś szczególnie wysokiej inflacji w Polsce – zaznaczył.