W ataku na bazę NATO w Afganistanie zginęło ośmiu cywilów
Podczas ataku z piątku na sobotę na bazę NATO w Kabulu oprócz żołnierza Sojuszu i dwóch napastników zginęło ośmiu cywilnych pracowników misji NATO w Afganistanie - poinformowały źródła wojskowe. Wzrosła też liczba ofiar zamachu na akademię policyjną.
Ataki, które obejmowały między innymi zdetonowanie załadowanej znaczną ilością materiałów wybuchowych ciężarówki w gęsto zaludnionej dzielnicy oraz samobójczy zamach bombowy w akademii policyjnej, były jednymi z najpoważniejszych od miesięcy i pierwszymi w Kabulu od czasu ogłoszenia mułły Achtara Mohammeda Mansura nowym emirem afgańskich talibów.
Wojskowe odrzutowce i śmigłowce przelatywały nad śródmiejską częścią afgańskiej stolicy aż do wczesnych godzin rannych w sobotę, podczas gdy siły bezpieczeństwa zaryglowały tereny wokół miejsc zamachów.
Według jednego ze źródeł zachodnich rebelianci zaatakowali Camp Integrity przy użyciu samochodu-pułapki, a następnie wdali się w wymianę ognia z obrońcami bazy.
Pułkownik Brian Tribus, dyrektor do spraw publicznych w noszącej kryptonim Resolute Support (Zdecydowane Wsparcie) misji NATO w Afganistanie oświadczył, że władze nadal zbierają informacje na temat ataku na obóz Camp Integrity w pobliżu kabulskiego portu lotniczego.
W samobójczym zamachu w piątek wieczorem na akademię policyjną w Kabulu zginęło ponad 40 kadetów i cywilów - poinformowało w sobotę w oświadczeniu afgańskie ministerstwo spraw wewnętrznych. Odpowiedzialność za ten atak wzięli na siebie talibowie.
Kabul jest ustawicznie nękany atakami talibów i innych ugrupowań rebelianckich, które starają się zdestabilizować kruchy rząd prezydenta Aszrafa Ghaniego, ale piątkowe zamachy były pod względem swej skali niecodzienne. Wygasiły też wszelkie nadzieje na szybki postęp w rozmowach pokojowych po ubiegłotygodniowym ogłoszeniu mułły Mansura nowym przywódcą talibów i jego deklaracji, że będzie kontynuował rebelię, której ofiarą padły w bieżącym roku tysiące zabitych i rannych. (PAP)