Gościem „Rozmowy Dnia” była dr Agnieszka Bryc, politolog z UMK. Tematy to wydarzenia na polsko-białoruskiej granicy oraz sprawa gazociągu Nord Stream II.
Marcin Kupczyk: Sejm uchwalił specjalną ustawę w sprawie budowy muru na granicy z Białorusią. Ma to być solidna i wysoka zapora, wyposażona w system monitoringu oraz wykrywania ruchu, naszpikowana elektroniką. Koszt 1,6 mld zł. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch powiedział, że rozwiązanie konfliktu na drodze politycznej, poprzez wywarcie presji społeczności międzynarodowej na władze Białorusi będzie wymagało czasu. A co ma w ręku społeczność międzynarodowa? Czy kolejne sankcje, bo jest już o nich mowa, czy cos oprócz nich?
dr Agnieszka Bryc: Wbrew pozorom społeczność międzynarodowa ma wiele instrumentów w dłoni. Problemem jest tylko to czy chcemy tych środków użyć. Nie byłoby kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej, gdyby prezydent Łukaszenka został już nie uznawany przez całkiem sporą grupę państw między innymi władze polskie za głowę państwa, gdyby Łukaszenka nie chciał przymusić całej Unii Europejskiej albo w ogóle państw europejskich do tego, żeby zasiadły do rozmów z nim, żeby porozmawiać o tym jak wygląda przyszłość finansowa Białorusi. Może odnowić jakieś projekty finansowania? Mamy atuty, tylko teraz z problemem jest uzgodnienie szczegółów i doprowadzenie do sytuacji jest takiej, żeby na przykład nie pojawiły się państwa sceptyczne wobec tego, co dzieje się na wschodniej flance Unii Europejskiej, na przykład takie, które mogłyby nam wypominać, że nie okazywaliśmy solidarności w 2015 roku, więc one teraz nie czują się pewnie zobowiązane. Jeszcze nie ma takiej sytuacji, ale to może być pewna kłopotliwa okoliczność, która mogłaby napisać spowolnić proces uzgadniania nowych albo mocniejszych sankcji.
Stały przedstawiciel Rzeczypospolitej przy UE Andrzej Sadoś przedstawił ambasadorem państw unijnych informacje o sytuacji na granicy. Na przykład mówił tak: „ Po raz pierwszy kryzysem migracyjnym zarządza podmiot państwowy, czyli Białoruś. Po drugie reżim Łukaszenki nie cofa się i by osiągnąć swoje cele próbuje destabilizować Polskę, Litwę, Łotwę oraz w zasadzie całą Unię i po trzecie - Łukaszenka wykorzystuje dzieci przyciągając na Białoruś rodziny i obiecując im łatwy dostęp do Unii, a potem zmusza do nielegalnego przekraczania granicy”. Po dyskusji wszystkie głosy były w duchu zrozumienia dla powagi sytuacji - mówił po tym spotkaniu jeden z dyplomatów. Czy to pocieszające?
Pocieszające będzie wtedy, kiedy kryzys się zakończy i kiedy będziemy mogli powiedzieć, że prezydent Łukaszenka doszedł do wniosku, że presja migracyjna się nie opłaca. Dopiero wtedy będziemy mogli powiedzieć, że kryzys przetrwaliśmy i że w zasadzie jesteśmy stroną, która wyszła z tej sytuacji zwycięsko.
Czy Łukaszenka chce być drugim Erdoganem, który straszył Europę zalaniem jej przez falę imigrantów, zatrzymał ich u siebie i zarobił na tym realne pieniądze. Czy tak będzie chciał robić Łukaszenka?
Na to liczy, bo mechanizm porozumienia pomiędzy Brukselą a Ankarą polegał na tym, że faktycznie Turcja brała na siebie ciężar migracyjny. To ona borykała się później z problemami społecznymi, gospodarczymi. Za 3 mln imigrantów została w sowicie opłacana, ale jednocześnie Erdogan próbował wyciągnąć i więcej, próbował wywierać presję na Brukselę, to jest jedno. No ale prezydent Łukaszenka doszedł do wniosku, że można grać w taki sposób, natomiast nie jest w stanie wygenerować tak dużej fali migracyjnej. Flanka wschodnia jakkolwiek byśmy nie byli zaangażowani w ten kryzys dzisiaj, czyli byli tym obiektem presji, to Łukaszenka nie jest w stanie wygenerować tak dużej fali, z jaką mierzyła się Europa w 6 lat temu.
Jaka jest tym wszystkim rola prezydenta Putina?
Niektórzy mogliby się zastanawiać, co ma wspólnego prezydent Putin z tym, co się dzieje na granicy Białorusi, ale pamiętajmy, że nawet jeżeli nie widać wpływów, to tak bez niepotrzebnego demonizowania władz rosyjskich musimy mieć pełną świadomość, że Białoruś i Rosja to są naczynia połączone. To nie dzieje się tak, że Aleksander Łukaszenka wymyślił sobie i teraz testuje bez przyzwolenia, poparcia z Moskwy. Wnioski będą wyciągały nie tylko służby białoruskie, ale przede wszystkim służby rosyjskie i sytuacja wygląda tak, że od tej konfrontacji teraz obaj przywódcy będą później zastanawiali się, jak modyfikować tę presję i na przykład realizować ją nie na odcinku flanki wschodniej, ale przecież jest cała wielka granica, nazwijmy to rosyjsko-zachodnia i tego samego mogą się spodziewać nasi koledzy na przykład w basenie Morza Czarnego i być może tam będą kolejne odsłony presji migracyjnej, tylko teraz w tym nowym wydaniu, znacznie bardziej dopracowane...