Piotr Król
2023-06-05
Gościem wtorkowej „Rozmowy dnia" był poseł Piotr Król, wiceprzewodniczący sejmowej komisji infrastruktury. Rozmawialiśmy między innymi o inwestycjach infrastrukturalnych oraz o wpływie marszu, a także ostatniego wyroku TSUE na politykę.
Michał Jędryka: W niedzielę był marsz opozycji, który zgromadził, no różnie mówią, w każdym razie od 150 tysięcy do, jak mówi opozycja, 500 tysięcy osób. Jakiś sukces opozycji to pewnie jest, że potrafiła kilkaset tysięcy osób zgromadzić na marszu. Jak pan ocenia te triumfalistyczne i bardzo optymistyczne z ich strony zapewnienia, że to jest przełom, że teraz już tylko do zwycięstwa, że PiS już odchodzi, a my przychodzimy. Krzysztof Gawkowski tak mówił...
Piotr Król: A pozwolili mu mówić na tym marszu?
Nie wiem, czy to mówił na marszu, gdzieś to wyczytałem...
Jeżeli ktoś może to uznać za sukces, to pewnie w takim logistycznym wydaniu. Billboardy zapraszające na ten marsz wisiały nawet w Bydgoszczy, więc to żadna tajemnica, że to było duże przedsięwzięcie dla tej partii opozycyjnej. Pozostałe ugrupowania zostały tak potraktowane, jak zostały potraktowane, czyli zostały jakby przymuszone w dużej mierze, także przez życzliwe Platformie media do wzięcia udziału w tym wydarzeniu, a potem się okazało że nawet „nie muszą" przemawiać na tym marszu, więc z punktu widzenia Platformy to pewnie jest cenne wydarzenie, które pozwoliło jej pokazać, że jest jakąś dominującą siłą, jeżeli chodzi o opozycję...
Pokazać, kto jest przywódca opozycji...
Pokazać tym pozostałym partiom, natomiast sposób, w jaki one zostały potraktowane raczej za partnerski uznać nie można (...). Było słońce, była niedziela, no ale zawsze po różnych wydarzeniach przychodzi jakaś refleksja. Pytanie, jaka będzie refleksja w tych partiach opozycyjnych, bo jednak jak się kogoś zaprasza na imieniny, czy na urodziny, ale się umawia z tym kimś, że się odezwać nie może, no to jest trochę takie dwuznaczne zaproszenie...
Czytam trochę inną refleksję Włodzimierza Czarzastego, że marsz marszem, sukces, sukcesem, ale nie będzie zwycięzca bez pozyskania elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. No i teraz jest pytanie, czy rzeczywiście sądzi pan, że opozycja może wam zacząć odbierać elektorat?
Mam takie głębokie przekonanie, że my wygraliśmy wybory przeprowadzając taką zmianę, której znacząca część społeczeństwa, może nawet większość społeczeństwa, oczekiwała – przynajmniej ta część, która chodzi na wybory. Ludzie oczekiwali tego, że jak ktoś, coś powie przed wyborami, czy gdy zaproponuje program, to potem go zrealizuje. No przy całym szacunku dla wszystkich formacji, które rządziły wcześniej – tego kiedyś nie było, a mówimy przecież o kanonie demokracji. Oczywiście, zdarzają się jakieś zewnętrzne czynniki, które gdzieś tam mogą wpływać na jakieś realizację, ale generalnie, większość naszych postulatów programowych zrealizowaliśmy. Jest to nasz główny znak rozpoznawczy. A w przypadku opozycji? Nie chciałbym pana redaktora stawiać w roli rzecznika, tylko jakbym zapytał o jakieś propozycje programowe, co do których my się spieramy to ostatnio było tak: zwołaliśmy nasz kongres programowy, zgłosiliśmy trzy propozycje no i jedyna reakcja opozycji była taka, że właściwie to oni się na jedną naszą propozycję zgadzają, ale żeby ją zrealizować w innym terminie. No tego mi brakuje, że nie bardzo jest z kim rozmawiać o jakichś pomysłach: że my mamy taki, a wy taki, może się spotkamy, a może wy macie lepszą propozycję. Tego nie ma, co jest pewnego rodzaju „fenomenem" (...). Poraża mnie też to, co się przedostaje do opinii publicznej, co się staje, niestety, takim złym standardem: wprowadzanie przekleństw, czy słów dotychczas uznawanych za wulgarne (...).
Radosław Sajna-Kunowsky
2023-06-05
Gościem „Rozmowy dnia" był politolog i medioznawca profesor Radosław Sajna-Kunowsky z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Rozmawialiśmy między innymi o marszu opozycji 4 czerwca w Warszawie i o przekazie politycznym tego wydarzenia.
Michał Jędryka: Panie profesorze, jak to jest: jedne media na czołówkach podają: wielki marsz, prawie milion ludzi, drugie mówią: nie, tam było 100 tys., właściwie takie niewielkie wydarzenie, które można zamieścić na trzeciej stronie gazety. Jak było naprawdę Pana zdaniem?
Radosław Sajna-Kunowsky: Prawda jest zawsze gdzieś pośrodku...
Chociaż niektórzy mówią, że leży tam, gdzie leży (śmiech).
(śmiech) Zależnie od tego jakie otworzymy kanały telewizyjne, jakie hashtagi w mediach społecznościowych, jakie gazety, to zobaczymy bardzo różne relacje. To jest pewnego rodzaju problem, że polskie społeczeństwo jest mocno podzielone, świat dziennikarski też jest mocno podzielony i stąd mamy tak różnorodne relacje. Prawda jest taka, że była to jedna z wielu manifestacji politycznych, jakie odbywały się w Polsce od czasu, kiedy odzyskaliśmy wolność po czasach komunizmu. Czy była to największa, jak mówił Donald Tusk – nie wiem, nie znam dokładnie statystyk, ale było już bardzo dużo manifestacji, także w czasach rządów Platformy Obywatelskiej, przeciwko tamtemu rządowi, i teraz jest normalne, że mogą być manifestacje przeciwko aktualnemu rządowi. Na tym polega też demokracja.
Jasne, natomiast jeśli chodzi o samego Donalda Tuska – on miał taki okres w ostatnim czasie, kiedy jego przywództwo i jego polityczna inicjatywa były dosyć zakwestionowane. Czy ten marsz można uznać za jego sukces, za jakieś odbicie się w tej kampanii wyborczej?
Tak, oczywiście. Donald Tusk zawsze był dobry w zarządzaniu emocjami, zarządzaniu tłumem – czy był dobry w zarządzaniu państwem, to już kwestia bardziej sporna, dyskusyjna, ale w zarządzaniu emocjami jak najbardziej. I to rzeczywiście był moment, w którym Donald Tusk przypieczętował swój leadership właśnie w opozycji. Zepchnął do drugiego rzędu innych potencjalnych liderów opozycji, sam stanął na czele wielkiej manifestacji – przynajmniej wielkiej w jego oczach; on mówił, że „obudził się olbrzym”. I to też jest zarządzanie emocjami.
No ale chyba Prawo i Sprawiedliwość trochę mu pomogło w zajęciu tego stanowiska, bo to, że liderzy pozostałych partii opozycyjnych przyszli na ten marsz, to był wynik postanowienia o powołaniu słynnej Komisji [ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo Polski w latach 2007–2022 – przyp. red.].
Nie wiem, czy to była aż tak zaplanowana strategia, żeby tak właśnie się wydarzyło, ale bez wątpienia nadal żyjemy w sytuacji, kiedy dwie postaci rozgrywają walkę polityczną w Polsce – Jarosław Kaczyński i Donald Tusk. Dwaj panowie, de facto są już w wieku emerytalnym, według aktualnych unormowań prawnych w Polsce, ale ciągle jest między nimi wielki spór o to, jak ma wyglądać Polska i mam wrażenie, że w tym liczy się też jakaś personalna niechęć między nimi. Ale jakaś wizja też w tym musi być.
A nie jest tak, że dla Prawa i Sprawiedliwości Donald Tusk jest po prostu wygodnym przeciwnikiem? On symbolizuje to, co działo się przed 2015 rokiem. Gdyby pojawiła się jakaś opozycja, która symbolizowałaby coś innego, wyszłaby z jakimś innym programem, zupełnie świeżym, to może polska polityka wyglądałaby inaczej.
Tak, Donalda Tuska łatwo krytykować, łatwo go rozliczać z tych poprzednich rządów i pytanie, czy jego potencjalne kolejne rządy byłyby podobne do tych, które doprowadziły de facto do upadku tamtego rządu, do porażki. Rzeczywiście, gdyby pojawił się nowy lider opozycji, trudniej by było z nim walczyć, mógłby rzeczywiście zaproponować coś nowego, a przy okazji krytykować aktualne rządy. Natomiast stary, potencjalnie nowy premier Donald Tusk nie jest na tyle wiarygodny, jak mógłby być jakiś nowy lider opozycji.
Na początku powiedział Pan, że Donald Tusk potrafi zarządzać emocjami. W ogóle polityka to jest zarządzanie emocjami. Jak taka manifestacja, takie pokazanie się opozycji, wpłynie na emocje społeczne po jednej i drugiej stronie sceny politycznej?
Tymi emocjami z jednej strony zarządza Donald Tusk, ale z drugiej strony te emocje są też niejako „przerabiane” przez media, bo do większości Polaków informacje z tego marszu, z tej manifestacji docierają [właśnie] poprzez media – bo w marszu uczestniczyło 100 do ponoć 500 tys. ludzi – to jednak jest tylko niewielki odsetek głosujących. Większość postrzega te sprawy przez media – więc to, jak media „przerobią” materiał z tej manifestacji, będzie kluczowe.
Jedna, to znaczy?
Jeżeli mamy mówić o nazwach, to Polsat (...) Jest najbardziej etyczny pod względem dziennikarskim. Przedstawia konflikty w sposób najbardziej neutralny, traktuje swoich widzów jako osoby rozumne, które potrafią same wywnioskować z przekazu, kto ma rację. I to jest ważne, jak media będą te emocje przedstawiać (…).
Kosma Złotowski
2023-06-02
Gościem „Rozmowy Dnia” był europoseł Kosma Złotowski. Rozmawialiśmy o debacie w Parlamencie Europejskim dotyczącej polskiej komisji, która ma badać rosyjskie wpływy.
Michał Jędryka: W Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat ustawy dotyczącej powołania komisji, mającej zbadać w Polsce wpływy rosyjskie. Podczas tej debaty również polscy europosłowie oskarżali rządzących, że przygotowali ustawę, która ma być zagrożeniem demokracji. Czy taka debata powinna odbyć się w PE?
Kosma Złotowski: Debatować można na każdy temat, ale dobrze jest wiedzieć, o czym się debatuje. Natomiast nikt z tych, którzy zabierali głos nie miał zielonego pojęcia, o czym mówi. Ta ustawa nie została przetłumaczona na żaden znany w Brukseli język, a o znajomość polskiego trudno podejrzewać posłów spoza Polski.
Ale na przykład europoseł Cimoszewicz chyba zna te ustawę?
- Nie wiem czy zna ustawę, ale zna opinię o tej sprawie, która jest kompletnie inna niż ustawa. Ustawa jasno wskazuje, że działanie komisji jest na podstawie prawa administracyjnego i od każdej decyzji administracyjnej przysługuje odwołanie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, a później Naczelnego Sądu Administracyjnego.
To był główny zarzut, który stawiano tej ustawie podczas debaty twierdząc, że nie ma kontroli sądowej?
- Tak i jeszcze, że ustawa ma na celu pogrążenie opozycji, a szczególnie jej przywódcy, czyli Donalda Tuska.
Czy wypowiadający się w jakiś sposób to uzasadniali?
- Problem polega na tym, że jedyną przesłanką jest to, że opozycja nazwała tę ustawę Lex Tusk, czyli prawem skierowanym przeciwko Tuskowi, czy podjętym w związku z Tuskiem. To ma o tyle wspólnego z Tuskiem, że to on kiedyś mówił, że dobrze by było, żeby taka komisja powstała.
Polscy europosłowie opozycji uderzają w polski rząd nie pierwszy raz. Debata w Parlamencie Europejskim o polskiej komisji mającej badać wpływy rosyjskie to kolejny odcinek serialu, który jest realizowany od 2015 roku. Od czasu kiedy Prawo i Sprawiedliwość objęło urząd w Polsce to już jest tradycja w PE, że nasza opozycja, czyli głównie Platforma Obywatelska skarży się na Polskę i powoduje, że w Brukseli odbywają się debaty na tematy często zupełnie fejkowe. Jednym z nich był np. temat stref wolnych od LGBT, których nie było, a jednak większość Parlamentu Europejskiego uznała, że są w Polsce wprowadzane właśnie przez Prawo i Sprawiedliwość. (…)
Przemysław Kwiatkowski
2023-05-31
Gościem czwartkowej „Rozmowy dnia” był dr Przemysław Kwiatkowski z Uniwersytetu WSB Merito. Rozmawialiśmy m.in. o bezpieczeństwie energetycznym Polski, o powrocie tematu relokacji uchodźców w krajach Unii oraz o przekazaniu przez Rosję broni atomowej na Białoruś.
Marcin Kupczyk: Szef PKN Orlen Daniel Obajtek powiedział, że do końca tego roku spółka wskaże kolejne lokalizacje pod budowę małych jądrowych reaktorów modułowych SMR, a instytut IRBIS przeprowadził badania dla tej spółki, z których wynika, że ponad 56 procent ankietowanych oceniania, że nowoczesne technologie jądrowe są bezpieczne. Niedawno koncern wskazał siedem takich lokalizacji. Jedna z nich znajduje się w pobliżu Włocławka. Pierwszy takiego typu reaktor miałby zostać uruchomiony w roku 2029. Co pan na to, panie doktorze. Czy to jest właściwa droga, którą obieramy?
Przemysław Kwiatkowski: Tak, z całą pewnością. Biorąc pod uwagę obecne wyzwania, zarówno jeżeli chodzi o zapewnienie dostępnej, taniej, jak i bezpiecznej energii, to nowoczesne technologie jądrowe, jakimi są SMR-y, czyli małe, modułowe reaktory jądrowe, jest to jak najbardziej właściwy kierunek: i to z wielu powodów. One są niewielkich rozmiarów, ponieważ w przypadku SMR mówimy o mocy rzędu między 300 a 500 MW, czyli to jest moc, która zapewnia produkcję energii elektrycznej, a przede wszystkim ciepła dla średniej wielkości miasta, tudzież dla dużych zakładów przemysłowych..
Chyba właśnie Włocławek jest takim przykładem...
To jest krok w najlepszym kierunku. Uniezależniamy się od źródeł kopalnych, od węgla, ropy i od gazu, szczególnie, jeżeli chodzi o kwestie gazu, który dla przemysłu jest niezmiernie istotny. Oczywiście my, jako użytkownicy indywidualni patrzymy przez pryzmat naszych kuchenek, jeżeli takowe posiadamy, natomiast trzeba pamiętać, że wiele gałęzi przemysłu zależy właśnie od gazu i stopniowe przechodzenie na inne źródła energii to jest uniezależnienie się od właśnie tego paliwa, którego dostępność jak wiemy, w przeciągu ostatniego roku i kilku ostatnich miesięcy stała się kluczowa. Właśnie nieduże reaktory jądrowe są tym rozwiązaniem, które w perspektywie właśnie tych najbliższych dekad pozwalałoby te cele zrealizować (...).
Zostańmy przy sprawach naszego bezpieczeństwa energetycznego, no i też, niestety, cen, które trzeba ponosić: „Zrobimy wszystko, żeby przepisy pakietu Fit For 55 nie wyszły w życie. To są obciążenia ponad miarę" – tak twierdzi wicepremier Jacek Sasin, i dodaje że: „Polska potrzebuje czasu i pieniędzy, by wprowadzić pakiet, a pomoc Unii to kropla w morzu potrzeb". Przypomnijmy tylko naszym słuchaczom: pakiet Fit For 55 to zobowiązanie, aby do roku 2030 zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych netto co najmniej 55 procent w porównaniu z poziomem z 1990 roku, ale jeszcze potem do roku 2050 zapewnić Unii Europejskiej neutralność klimatyczną. Każda polska rodzina musiałaby zapłacić za emisję CO2. Minister Sasin wyjaśnia, że każdy, kto ogrzewa swój dom węglem, czy gazem, jeździ samochodem spalinowym będzie musiał płacić bardzo wysokie opłaty za emisję CO2 w rachunkach. „Jest szansa, byśmy tego nie wprowadzali" – ocenił wicepremier dodając, że presja zawsze ma sens. Moje pytanie brzmi: jak pan ocenia ten problem? Jakie rząd ma tutaj możliwości ruchu?
Koncepcja Fit For 55 wpisuje się w strategię „Zielonego ładu" i tu trzeba pamiętać, że ona jest na razie przedmiotem dyskusji. Ta pierwotna propozycja, która została przedstawiona przez Komisję Europejską to niezwykle ambitne cele, które dla większości krajów europejskich zdają się być niemożliwe do zrealizowania. Jest to oczywiście niezmiernie kosztowne, ale troszeczkę jesteśmy skazani na zmianę naszego modelu produkcji i dystrybucji energii i to nawet abstrahując od kwestii ekologicznej polityki klimatycznej. Trzeba się skupić na pewnym istotnym aspekcie: w ubiegłym roku Polska wydała 200 miliardów złotych na kopaliny takie jak: ropa, węgiel, gaz. Tyle surowców Polska kupiła za granicą. I teraz jest pytanie, czy nas stać na to, aby w takim stopniu być uzależnionym od tych klasycznych, konwencjonalnych źródeł energii. Czy utrzymując dotychczasowy model gospodarowania energią nie skazujemy się właśnie na bycie podatnym na tego rodzaju wahnięcia cen na rękach światowych? (...).
Jan Kanthak
2023-05-30
Gościem środowej „Rozmowy dnia" był wiceminister Jan Kanthak z Ministerstwa Aktywów Państwowych. Rozmawialiśmy o znaczeniu komisji, mającej badać wpływy rosyjskie.
Magdalena Ogórek: Uwaga opinii publicznej jest obecnie skupiona na komisji do spraw zbadania wpływów rosyjskich w Polsce, w konkretnym przedziale czasu. Podejrzewałam, że jakiś rejwach wybuchnie, bo nie tylko wśród polityków, ale i wśród dziennikarzy wielokrotnie eksperci zwracali uwagę, że pewne postawy są niepokojące, pewne rzeczy wypadałoby wyjaśnić. Jednak taki zamęt, jaki zrobił się w ostatnich dwóch dniach jest naprawdę zaskakujący. Jak Pan to odbiera?
Jan Kanthak: Rzeczywiście to zaskakujące, że opozycja i media ją wspierające przechodzą spazmy można by powiedzieć, albo konwulsje, bo nie wywołuje to w politykach opozycji tylko jakiegośrozedrgania, ale wpadli w bardzo skrajne nastroje.
To może zastanawiać i zastanawia wielu z nas, dlaczego aż tak alergicznie reagują na tą decyzję - zwłaszcza, że przecież ta ustawa nie została wyjęta w ciągu kilku dni. Pracowaliśmy nad nią w Sejmie kilka miesięcy - to po pierwsze. Po drugie - ta komisja jest tak naprawdę zrealizowaniem żądań samego Donalda Tuska, który mówił jeszcze pod koniec zeszłego roku, że powinna zostać powołana. Tego typu komisje po wybuchu wojny na Ukrainie funkcjonują też w innych państwach europejskich. To bardzo istotne, abyśmy dotarli do niezwykle ważnej wiedzy z punktu widzenia społeczeństwa, czy w Polsce - a myślę, że z pewnością coś takiego miało miejsce - Rosjanie wpływali na decyzje podejmowane przez polityków i ważnych urzędników w naszym kraju.
O co więc chodzi? Czy jest to obawa przed tym, że pewne dokumenty wyjdą na jaw, pewne powiązania zostaną upublicznione? Chyba o to chodzi tej komisji, żeby pokazać związki przyczynowo-skutkowe w czasach, gdy dochodzi do odwracania pojęć. Przecież to pod Waszym adresem były kierowane przez opozycję hasła, że „PiS jest antyrosyjski” - bardzo długo to słyszałam, jak PiS był w opozycji. Dzisiaj jest „odwracanie kota ogonem”, że to PiS jest prorosyjski. Doszło do takiej sytuacji, że trzeba to jakoś poukładać.
- Myślę, że politycy opozycji obawiają się, że w kontekście stosunku do Rosji i tego, jak powinny wyglądać relacje z Federacją Rosyjską, zostanie unaocznione, że wykazali się całkowitym brakiem dalekowzroczności. Ale ponadto możliwe, że jest coś głębszego, coś poważniejszego, co będzie rzucało nowe światło na ich działania.
Pamiętam, gdy jako 17-latek w 2008 roku oglądałem tą telewizję, która teraz tak bardzo przejmuje się, że powstaje taka komisja. Wtedy wobec śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego czy Jarosława Kaczyńskiego, jako lidera opozycji - w kontekście Gruzji i tego, co robiła Rosja - próbowano wkładać w głowy Polaków, manipulować i pokazywać, że polityka Prawa i Sprawiedliwości może zagrażać wręcz państwu polskiemu w kontekście relacji z Rosją. Platforma Obywatelska prowadziła wtedy politykę resetu - o tym mówił przecież Donald Tusk w pierwszym swoim wystąpieniu jako premier, że trzeba prowadzić dialog z Rosją taką, jaka jest. I rzeczywiście tak to wyglądało, o tym świadczą też decyzje, jakie były podejmowane w kontekście energetycznym, militarnym, politycznym. Najlepszym przykładem, symbolicznym, było zaproszenie ministra spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej na spotkanie polskich ambasadorów. Miał dzielić się z nimi swoją wiedzą i kompetencjami. To się dzisiaj w głowie nie mieści. W tamtym czasie politykom Prawa i Sprawiedliwości i Zjednoczonej Prawicy również się nie mieściło, ale próbowano nas ośmieszyć. Próbowano wykazać, że PiS to oszołomy, rusofoby i że prowadząc taką politykę można sprowadzić niebezpieczeństwo na Polskę.
Teraz się okazało, że taka narracja całkowicie zbankrutowała. Oczywiście Platforma i Donald Tusk przyzwyczaili nas do tego, że potrafią „odwracać kota ogonem” i ciągle to robią. (...)
Piotr Całbecki
2023-05-30
Gościem „Rozmowy dnia” był marszałek województwa kujawsko-pomorskiego Piotr Całbecki, a rozmawialiśmy o rozpoczynającym się spotkaniu Komitetu Regionów Unii Europejskiej w Toruniu.
Michał Jędryka: Bezprecedensowe wydarzenie czego nas w pierwszych dniach czerwca – posiedzenie Komitetu Regionów odbędzie się Toruniu. Już rozmawialiśmy o tym, że przygotowania do tego trwały. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik?
Piotr Całbecki: Tak, od strony przede wszystkim organizacyjnej właściwe jesteśmy gotowi już dziś przyjąć naszych gości, a z tego, co wiem, będzie ich bardzo dużo, bo zaproszenie przyjęła chyba rekordowa liczba członków Komisji [NAT – przyp. red.], praktycznie będziemy mieli komplet, blisko 100 osób zjedzie do Torunia i, co najfajniejsze, najciekawsze, to naprawdę przedstawiciele samorządów ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. To jest naprawdę wielkie święto.
Z komunikatu i z konferencji prasowej, którą Pan przeprowadził kilka dni temu, wynika, że tematem, który przede wszystkim będzie omawiany, jest rolnictwo i produkcja żywności, i to jest rzecz, która budziła sporo dyskusji, kontrowersji, emocji, problemów w Polsce od czasu wybuchu wojny na Ukrainie. Jak to w tej chwili wygląda – czy te problemy są już bliższe rozwiązaniu? O czym będziecie przede wszystkim rozmawiać?
Komitet Regionów jest jedynie ciałem opiniotwórczym, opiniodawczym dla ustawodawstwa Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego. My co prawda również możemy wychodzić z własnymi inicjatywami legislacyjnymi na poziomie europejskim, ale są to tylko wnioski.
Natomiast zajmujemy się całym spektrum spraw, które dotyczą po prostu społeczności lokalnej, rozwoju regionalnego w Polsce, w Europie, no i między innymi w ramach Komisji NAT, czyli takiej, która zajmuje się zasobami naturalnymi, już kilkukrotnie rozmawialiśmy na temat bezpieczeństwa żywnościowego.
Przypomnę, że byłem sprawozdawcą opinii Komitetu Regionów, która została przyjęta jednomyślnie na posiedzeniu plenarnym, mówiącej – zaraz po agresji Rosji na Ukrainę – o zagrożeniach, które wówczas widzieliśmy w kontekście bezpieczeństwa żywnościowego. Wówczas wszystkim nam wydawało się, że żywności będzie za mało, będzie nam groził głód i znajdziemy się w katastrofalnej sytuacji. Szczególnie w tym kontekście, że Europa generalnie, per saldo, jest importerem żywności, a nie eksporterem, no ale okazało się zupełnie coś innego. Blokada statków ukraińskich na Morzu Czarnym została rozwiązana w ten sposób, że zniesiono cła na produkty zbożowe ukraińskie i masowo zostały one niestety nie tranzytowane, ale importowane do Unii Europejskiej, szczególnie do Polski. No i dziś rozmawiamy o zupełnie innym kryzysie, kryzysie nieopłacalności produkcji [rolnej – przyp. red.] w Europie, co w skutkach długofalowych jest jeszcze gorsze, no bo rzeczywiście...
Jest nadmiar zboża po prostu…
Jest nadmiar, ale to jest iluzoryczny nadmiar, ponieważ Afryka, Azja, potrzebują ogromnych ilości zboża, niestety chwilowo w Polsce mamy za dużo zboża ukraińskiego, które zresztą niezgodnie z prawem zostało tutaj wyeksportowane poza granice Unii Europejskiej i o tym będziemy m.in. rozmawiać, ale też o zmianach klimatycznych, o wpływie tych czynników obiektywnych na produkcję rolną, na bezpieczeństwo żywnościowe – a gdzie jak nie w kujawsko-pomorskim o tym rozmawiać? Jako marszałek tego regionu wiem, że rolnicy są strasznie rozgoryczeni i oczekują jakichś rozwiązań. My będziemy o tym dyskutować i wysyłać do różnych osób, do różnych instytucji w Polsce i w Unii Europejskiej, nasze propozycje.
Na konferencji prasowej mówił Pan, że mamy prawo wymagać od Unii Europejskiej, by tak zmieniła politykę rolną, by zachęcała ludzi do pracy na roli. I tutaj wspomniał Pan, że Komitet Regionów, którego spotkanie właśnie się zaczyna, jest tylko ciałem doradczym, ale [to] Parlament Europejski stanowi prawo – ale też ponoć 70 proc. prawa powstającego w Brukseli „wychodzi” z lokalnych społeczności. Myśli Pan, że uda się wprowadzić czy wymóc takie zmiany na Unii Europejskiej, żeby był odwrót w kierunku rolnictwa i żeby ono nie było likwidowane, a wręcz promowane?
Myślę, że nie mamy innego wyjścia – Europa, jeśli chce się rozwijać, musi stawiać na fundamenty. Kiedyś postawiła na wspólny rynek węgla i stali, dzisiaj musi postawić na wspólny rynek rolny, którego de facto nie ma. Dopłaty, który dzisiaj rolnicy uzyskują, różne inne subsydia, ale też i masa ograniczeń w produkcji są niekomplementarne i niedostosowane do różnorodności regionalnej całej Unii Europejskiej, a po wtóre absolutnie nie są czynnikiem stymulującym do zachowania gospodarstw w kształcie obecnym, jaki jeszcze jest (...).
Jarosław Wojtas
2023-05-29
Marcin Kupczyk: Głowica rakiety, która spadła pod Bydgoszczą została odnaleziona. Jest zbudowana zgodnie z rosyjską myślą technologiczną, z betonu. Tak poinformował gabinet prezydenta. Rozgorzała i trwa do dziś dyskusja, co z tym fantem zrobić. Kto zawinił, że przyleciała i przeleciała tyle kilometrów? Kto nie zawinił? Czy można było coś z tą rakietą zrobić? Czy wszelkie działania później były właściwe? Czyje głowy powinny „polecieć”? Do prezydenta nie trafiły wnioski o dymisji generałów czy ministra obrony. Szef gabinetu prezydenta podkreśla, że z tej sprawy zostaną wyciągnięte wnioski, zaś procedury poprawione. Opozycja zapowiada złożenie wniosku o odwołanie ministra obrony. Co Pan na to wszystko?Jarosław Wojtas: Federacja Rosyjska od dłuższego czasu próbuje sprawdzić, na ile polski system przeciwrakietowy jest w stanie skutecznie się bronić. Oczywiście celem jest też przyjęcie takiej postawy strachu, pewnego paraliżu, który zniechęcałby do dalszego podejmowania wysiłków, w tym wsparcia Ukrainy. Dlatego warto o tym pamiętać, że Federacja Rosyjska próbuje taki sposób oddziaływać na wyobraźnię polskiej opinii publicznej i na decyzję polskich decydentów. Chce też trzymać cały czas w napięciu Polskie Siły Zbrojne. Dlatego moim zdaniem nie powinniśmy przesadzać, zbyt mocno koncentrując się na kwestii tej rakiety. Nie możemy dać się wtłoczyć w ten schemat, który próbuje nas wprowadzić Federacja Rosyjska. Nie możemy zacząć się bać. Co do kwestii odpowiedzialności, na pewno jakieś ustalenia muszą zapaść w Ministerstwie Obrony Narodowej. Natomiast z tego, co widać, to jednak jest siły zbrojne, czy osoby decyzyjne w tym zakresie informowały o tym, co się stało i moim zdaniem najlepiej byłoby osiągnąć taki kompromis, porozumienie, aby nie rozpoczynać dyskusji o tym, kogo należy ukarać. Tylko o tym, co należy zrobić, aby (wzmocnić – przyp.) świadomość tego, że polska obrona przeciwrakietowa czy przeciwlotnicza, jest skuteczna i efektywnie zadziała w sytuacji realnego zagrożenia. Koncentrowanie się na odpowiedzialności, szczególnie gdy przybiera to formę dyskusji o personaliach, to może być interesujące z punktu widzenia rozmów politycznych. Jednak merytorycznie to spycha dyskusję na inny tor. Chyba tego oczekuje Federacja Rosyjska. Natomiast my powinniśmy dać skierować to na tor odpowiedzialności, a nie wprowadzenia chaosu i dyskusji o tym, kto będzie silniejszy, kto kogo odwoła. To jest bez sensu, to jest realizowanie zamysłu Federacji Rosyjskiej.
Mamy też do czynienia z korespondencyjnym sporem pomiędzy premierem i ministrem sprawiedliwości. Panowie nie szczędzą sobie słów krytyki. Przypomnijmy, zaczęło się od wywiadu dla tygodnika „Do Rzeczy”, gdzie Zbigniew Ziobro mówił o narastającym szantażu i ingerencji Unii Europejskiej w polskiej w sprawie. Minister zarzuca premierowi, że bagatelizował zagrożenie dla Polski, wynikające z mechanizmu warunkowości KPO, a także stwierdził, że premier pomylił się we wszystkich najważniejszych decyzjach unijnych. Premier pytany przez dziennikarzy o te słowa odpowiedział: „Krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje”. Następnie dodał: „Polityka to gra zespołowa i są tacy, którzy narzekają i marudzą, że ktoś im nie podał piłki i są tacy, którzy walczą. Nie ma co marudzić, trzeba zabrać się do roboty. Słuchając ministra sprawiedliwości, mam wrażenie, że Polska trasie suwerenność pięć razy w roku, a wcale tak nie jest, a wręcz odwrotnie, zyskujemy ją”. Na to również odpowiedział Zbigniew Ziobro: „Proponuję Panu premierowi merytoryczną i poważną debatę. Zajmiemy się nie tyle krowami, co portfelami Polaków”. Z czym mamy do czynienia? Z walką o miejsca na listach przed wyborami czy o zaznaczenie, że Suwerenna Polska jest ważnym graczem? Może o coś jeszcze?
Partia Zbigniewa Ziobry pragnie podkreślić swoją tożsamość w ramach Zjednoczonej Prawicy. Być może jest tak, że aktorzy zbyt mocno weszli w swoje role. Minister Ziobro zbyt mocno podkreśla autonomię Suwerennej Polski, a premier zbyt mocno się od niego dystansuje. To, że poparcie Zjednoczonej Prawicy nie spada, a nawet odrobinę wzrosło w ostatnich sondażach, to może być konsekwencją właśnie tego powrotu elektoratu eurosceptycznego do Zjednoczonej Prawicy. Natomiast moim zdaniem najważniejszym wyzwaniem z punktu widzenia tego obozu jest, aby utrzymać, ewentualnie zwiększyć bazę wyborców. Jeszcze jest pytanie, czy nie są to działania, które mają zwiększyć potencjał negocjacyjny Suwerennej Polski w obozie Zjednoczonej Prawicy. Po prostu sprawić, że kandydaci tej formacji osiągną lepsze miejsca na listach, ale kiedy lider przesadzi, to może się okazać, że w ogóle ci parlamentarzyści wylądują poza listami, a sama Suwerenna Polska nie poradzi sobie w wyborach. Ma bardzo marne szanse, aby w ogóle przekroczyła próg.
Prawo i Sprawiedliwość zaproponowało od nowego roku zamiast 500 plus – 800 plus, do tego darmowe autostrady oraz darmowe leki dla seniorów już od 65. roku życia, oraz dla młodych osób do 18. roku życia. Platforma Obywatelska natychmiast zażądała 800 plus, ale już od 1 czerwca, a nie od nowego roku. Zaproponowała także, aby kwota wolna od podatku wzrosła z obecnych 30 tysięcy do 60 tysięcy rocznie. Premier Morawiecki nie zostawił suchej nitki na tych propozycjach Platformy i stwierdził, że Donald Tusk to oszust z PO. Przypomniał, że Platforma głosowała przeciwko społecznym projektem ustawy rządów PiS-u. „Mam nadzieję, że nikt się już nie nabierze na te obietnice” – przekonywał premier. Z kolei Władysław Kosiniak-Kamysz, szef PSL-u chce, aby 800 plus było tylko dla pracujących. Posypała się cała lista propozycji.
Wygląda na to, że cały czas Zjednoczona Prawica narzuca język w dyskursie politycznym. Ma swoje propozycje i narracje, a partie opozycyjne starają się nadążyć, ale działają tylko reaktywnie. Jeżeli chodzi o kwestie merytoryczne, to rzeczywiście waloryzacja programu Rodzina 500 plus była konieczna. Wartość tego pieniądza jest oczywiście niższa niż wtedy, kiedy program został wprowadzony w życie. To jest istotne. Wiadomo, że partie opozycyjne zawsze będą próbowały narzucić presję rządzącym. Natomiast ta waloryzacja od 1 czerwca byłaby korzystna z punktu widzenia wielu polskich rodzin. Jednak jest to pokaz licytacji. Czy jest on wiarygodny? W przypadku partii, która jednoznacznie realizowała program neoliberalny, cięć socjalnych, społecznych, która zapowiadała, że Polski nie stać na tego typu programy, jest to po prostu mało wiarygodne. Taka propozycja nie budzi zaufania i raczej nie da się przekonać, też w szczególności wyborców Platformy Obywatelskiej, że to rozwiązanie byłoby korzystne. Natomiast jest konieczne, podobnie kwestia leków, których ceny również rosną. Co to autostrad, to można dyskutować, komu najbardziej przysłuży się to rozwiązanie, ale na pewno jest to ułatwienie. Stanie w korkach w czasie weekendu, to czas zmarnowany. To są godziny, które mogłyby być wykorzystane w zupełnie inny sposób. Dodatkowo są to spaliny, które degradują środowisko naturalne. Także to rozwiązanie z punktu widzenia społecznego i odpowiedzialności, jest istotne. Mówiąc wprost, ułatwia ludziom życie. Także jest to sensowne. Co do propozycji, to w zasadzie poza tym „babciowym” opozycja nie zaproponowała nic konkretnego, co można byłoby zapamiętać i postawić jako przykład takiej dobrej, merytorycznej oferty, a pozostałe rzeczy to próba nadążenia czy może zdyskredytowania pomysłów rządzących. Myślę, że wyborcy nie dadzą się nabrać na tego typu pomysły, ponieważ doskonale zdają sobie sprawę z tego, jakie orientacje polityczne przyjmują różne formacje na polskiej scenie. Rzeczywiście będziemy mieli do czynienia z licytacją na różnego rodzaju propozycje. Jeśli notowania opozycji mają wzrosnąć, musi przedstawić kilka atrakcyjnych pomysłów, które trafią do wyobraźni wyborców. To również muszą być pomysły, które w jakiś sposób zjednoczą te różne partie. W końcu mamy Lewicę, formacje neoliberalne, konserwatywne światopoglądowo, czy progresywne. To zadanie będzie bardzo trudne. [...]
Piotr Grudziński
2023-05-25
Gościem piątkowej „Rozmowy dnia” w Polskim Radiu PiK byłPiotr Grudziński - dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie we Włocławku i członek Rady Pomocy Społecznej przy ministrze rodziny i polityki społecznej. Rozmawialiśmy o rodzicielstwie zastępczym.
Agnieszka Marszał: Dzisiaj Dzień Mamy. Już od rana w większości domów były uściski, kwiatki, całusy – bo dla każdego dziecka mama jest najważniejsza. Ale nie zawsze ta mama, która urodziła, jest mamą, która może wychować. Ostatnio dość często słyszymy o różnych historiach – czasem ta mama zaniedbuje, czasem po prostu sobie nie radzi, czasem pije, a czasem bije albo nie robi nic, kiedy biją inni. Co wtedy?
Piotr Grudziński: Wtedy wkraczają służby. Muszę powiedzieć, że aż mam ciarki po tym, co Pani powiedziała, bo niestety ostatni czas dla rodzin, dla służb, jest bardzo trudny, bardzo trudny dla systemu, który niestety nie funkcjonuje tak, jak powinien...
Przybywa rodzin z problemami? Myślałam, że powie mi Pan, że mamy takie wrażenie dlatego, że po prostu dużo się o tym mówi.
Sytuacja z wczoraj, z województwa wielkopolskiego, gdzie okazuje się, że 12 dzieci nosi ślady stosowania przemocy…
Ta rodzina była pod opieką Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie z naszego regionu, z Nakła nad Notecią. Tam była czwórka dzieci biologicznych i ośmioro dzieci w pieczy zastępczej…
Troje dzieci biologicznych, jedno dziecko adoptowane i ósemka dzieci w rodzinnym domu dziecka – dlatego, że to była rodzinna forma…
Bo to była rodzina zawodowo zajmująca się pieczą zastępczą.
Jak widzimy, no niestety, ale również w systemie rodzin zastępczych też zdarzają się takie sytuacje.
Ciśnie się na usta pytanie „jak to możliwe?”, bo przecież rodziną zastępczą nie zostaje się ot, tak sobie, rodzinnego dziecka nie tworzy się ot, tak sobie, jest kwalifikacja, są rozmowy, jest długi proces przyglądania się, są szkolenia...
Bardzo często, kiedy rozmawiam między innymi z dziennikarzami na temat nieinstytucjonalnego rodzicielstwa zastępczego – czyli nie placówki opiekuńcze, a rodziny zastępcze – pada ze strony dziennikarzy pytanie: ile taka rodzina może zarobić, ile powiat płaci za funkcjonowanie takiej rodziny. Ja strasznie unikam odpowiedzi na tego typu pytania, dlatego, że tu nie chodzi o pieniądze. Jeżeli ktoś chce być rodziną zastępczą wyłącznie dla pieniędzy – nie są to małe pieniądze w tej chwili, nie oszukujmy się – to myślę, że taka rodzina w ogóle nie powinna przychodzić do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie czy PCPR-u na danym terenie i interesować się rodzicielstwem zastępczym.
To niestety jest powołanie, misja i nie można patrzeć wyłącznie na pieniądze, a niestety tak jest. Mamy sporo takich przypadków, ludzi, którzy do nas dzwonią, wygaszamy te emocje na poziomie pierwszej, drugiej czy trzeciej rozmowy, bo cały proces kwalifikacji do tego, żeby zostać rodziną zastępczą niestety jest dość długi – a może i właśnie dobrze, że on jest dość długi. Stąd też brakuje nam chętnych, kandydatów, żeby zostać rodzinami zastępczymi i to jest tendencja niestety w całej Polsce.
Chcę jeszcze wrócić do tych strasznych historii, które ostatnio słyszymy o przemocy stosowanej wobec dzieci. Bo wie Pan co, tak po ludzku, czytając o tym, słuchając o tym, oglądając w telewizji, na przykład takie historie jak historia 8-letniego Kamila z Częstochowy, która wstrząsnęła nami wszystkimi, zastanawiam się, co jest z nami, dorosłymi, nie tak.
Myślę, że to są niestety zmiany, które wynikają z systemu naszego funkcjonowania. Zmienia nam się definicja rodziny – kiedyś były rodziny wielopokoleniowe, dzieci zajmowały się swoimi rodzicami, później „wchodziły” wnuki. Teraz niestety tego nie ma, pędzimy za tym, żeby żyć w jak najlepszych warunkach, często nie oglądając się za siebie, często nie patrząc na swoich najbliższych, nie zwracając uwagi na to, co się dzieje w sąsiedztwie.
Rodziny są też zostawione trochę same sobie? Właśnie przez to, że te więzy międzypokoleniowe się rozluźniają?
My to widzimy teraz, kiedy pracujemy we Włocławku dość mocno z seniorami.
Że oni też są zostawieni sami sobie.
Chociaż właśnie nie wszyscy. Bardzo miłe rozmowy były ostatnio na dniach otwartych Centrum Wsparcia Społecznego, bo okazuje się, że przyszli nie tylko mieszkańcy Włocławka, ale właśnie rodziny osób, które tam zamieszkują i to jest bardzo miłe, że znaleźli czas w godzinach pracy, żeby przyjść, zobaczyć, co się dzieje z dziadkiem/babcią/mamą/tatą, i to jest bardzo budujące.
Niestety jeśli chodzi o dzieci, każdy powinien być wyczulony – i sąsiad, i nauczyciel. To, co zdarzyło się w województwie wielkopolskim na szczęście zostało bardzo szybko zauważone w szkole (…).
Zupełnie inaczej, niż w przypadku historii z Częstochowy, gdzie to trwało tak długo...
Niestety boję się, że takie pobudzenie społeczeństwa [do czujności – przyp. red.] wynika właśnie z tego, że coś w Częstochowie się wydarzyło. Nagle nam się oczy otwierają na pewne rzeczy. Nie oszukujmy się: kurator sądowy, który jest w środowisku, asystent rodziny, który jest w środowisku, nie ma prawa podnieść rękawka dziecka, żeby sprawdzić, czy nosi ślady pobicia, to samo jest z pracownikiem socjalnym. Co z tego, że w środowisko idą służby, jeżeli one nie mają pewnych uprawnień. Ale właśnie jest szkoła (…).
Jarosław Wenderlich
2023-05-25
Gościem „Rozmowy dnia” był Jarosław Wenderlich, podsekretarz stanu w Kancelarii Premiera i radny Bydgoszczy. Rozmawialiśmy przede wszystkim o sprawach bydgoskich, w tym o nowych zasadach segregacji śmieci.
Michał Jędryka: Nie ma takiej sesji bydgoskiej Rady Miasta, żeby skarbnik miasta nie mówił, że przez rząd jest mniej pieniędzy, i że rząd zabrał, i tak dalej. Czy rzeczywiście jest tak źle, jak to przedstawia pan Piotr Tomaszewski?
(...) To brzmi, jak taka wyuczona formuła „pieniędzy nie ma", być może w nawiązaniu do słynnej wypowiedzi byłego ministra finansów pana Rostowskiego, który nie miał pieniędzy, który przekonywał, że pieniędzy nie ma i nie będzie. Jak się okazało, pieniądze były. Teraz słyszymy, że pieniędzy w samorządzie też nie ma, bo były reformy podatkowe, gdzie obniżono podatek dochodowy dla osób fizycznych. Dzięki temu Polacy płacą mniejszy podatek (...). Rzeczywiście ja te wypowiedzi słyszę co sesję, a praktycznie zawsze, gdy mamy uchwalić budżet i zaczyna się dyskusja nad absolutorium z wykonania budżetu. W przyszłym miesiącu ma być sesja absolutoryjna. Jako przewodniczący komisji rewizyjnej otrzymałem już materiały z Regionalnej Izby Obrachunkowej, które wskazują, że nadwyżka budżetowa wynosi 122 miliony złotych, przy zakładanej 60 kilka milionów złotych, czyli widzimy, jaka to jest różnica.
Wykonanie za ubiegły rok...
Dotyczy to budżetu za ubiegły rok. Pamiętam, jak straszono nas, że nie będzie środków na nic, że nie uda się nic zrealizować, ledwo przetrwamy, ledwo zwiążemy koniec z końcem. Liczby mówią co innego. To są fakty, które potwierdza Regionalna Izba Obrachunkowa, czyli organ nadzoru w zakresie finansowym nad jednostkami samorządu terytorialnego. Oczywiście, pamiętajmy też o tym, że wpływają dodatkowe środki, na przykład środki na kwestie szkół, budowy boisk, na remont zabytków w Bydgoszczy płynie wielki strumień publicznych, rządowych pieniędzy. Mówienie, że cokolwiek rząd zabrał jest absurdem. To po prostu była reforma podatkowa, która polegała na tym, że pieniądze, którymi mógł zarządzać pan prezydent Rafał Bruski, zostały przekazane bydgoszczanom, i to bydgoszczanie mogą zdecydować, na co te środki trafią (...). One zostały w naszych kieszeniach i one mogą oczywiście zostać w Bydgoszczy, jeśli robimy zakupy w Bydgoszczy, u bydgoskich przedsiębiorców. Oni też płacą tutaj podatki i te środki potem wracają (...). Pamiętam, jak nas straszono, że nie dość, że nie dostaniemy żadnych zwrotów, to jeszcze zostaliśmy złupieni. Okazało się to całkowitą nieprawdą, a sytuacja samorządów jest dobra (...).
Na ostatniej sesji poruszono także, między innymi watek gospodarki śmieciowej. Okazuje się, że nastąpią pewne zmiany, pojawią się jakieś żółte i czerwone kartki, które mamy dostawać za nieprawidłowości związane z wywozem śmieci. Czy to będzie coś realnego dla mieszkańców, czy to są tylko sygnały, zapowiedzi...
(...) Uważam że jest wiele złych rzeczy, które w tym temacie miały miejsce w przeszłości, bo pamiętamy sytuację z jednym wykonawcą...
Chodzi o firmę Komunalnik...
Tak. Niestety, wygląda to tak, że są sprawy sądowe, które nie zawsze miasto wygrywa. Mówiono nam, że w tym przypadku na pewno odzyskamy wielkie środki. Sąd, okazało się, oddalił część roszczenia miasta Bydgoszczy. Do dzisiaj nie otrzymałem kopii uzasadnienia wyroku i tego orzeczenia, mimo że podnosiłem to na sesji. Radni powinni się z tym zapoznać, ponieważ, żeby wyrobić sobie jakiekolwiek stanowisko, trzeba zapoznać się także ze stanowiskiem drugiej strony, a nawet abstrahując od tego: jeżeli zapadł wyrok sądowy to powinniśmy móc zapoznać się z tym orzeczeniem. Tak się na tę chwilę nie stało, choć dostaliśmy deklarację że te dokumenty zostaną przedstawione. Mam nadzieję, że stanie się to jak najszybciej. (...). Chciałbym, żeby sytuacja w zakresie gospodarki odpadami była bardziej klarowna, żebyśmy jako radni byli informowani, nie tak jak teraz, raz do roku. Dlaczego o tych wyrokach nie poinformowano radnych wcześniej, np. członków komisji gospodarki komunalnej i ochrony środowiska, której jestem członkiem? Nie dostałem informacji, że zapadły orzeczenia i zostały od nich wywiedzione apelacje do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. W mojej ocenie dużo rzeczy wymaga zmian. Pytaliśmy o kontrolę NIK-u w spółce ProNatura, czy to na komisji, czy to na sesji (...). Szczegółów nie znamy do tej pory (...).
Ryszard Czarnecki
2023-05-24
Gościem „Rozmowy Dnia” był europoseł Ryszard Czarnecki. Rozmawialiśmy między innymi o słynnej wizycie delegacji Parlamentu Europejskiego w Ministerstwie Edukacji i Nauki, a także o konsekwencjach wojny na Ukrainie.
Magdalena Ogórek: Nie milkną echa po słynnej, przedziwnej wizycie delegacji Parlamentu Europejskiego przy alei Szucha w Warszawie, chodzi o Ministerstwo Edukacji i Nauki i słynną wizytę u profesora Przemysława Czarka, ministra edukacji i nauki. Zastanawiam się nad jedną rzeczą, bo to ciągle nie zostało wyjaśnione: dlaczego dwie panie, które przybyły, jak to lewica powiedziała, „z wizytacją”, tu się trochę zdziwiłam, bo ja myślałam, że to po prostu była „wizyta”, a nie „wizytacja”, dlaczego te panie przekazując résumé z tej wizyty konfabulowały, powiedziały nieprawdę.
Ryszard Czarnecki: Nie mam zbyt dużych oczekiwań wobec polityków, którzy reprezentują w Parlamencie Europejskim polską opozycję, zarówno lewicę, jak również PO i PSL, w związku z tym, te panie po prostu przyjechały tutaj odwalić partyjną robotę i to zrobiły, a przy okazji otrzymały darmową, choć bolesną lekcję historii, korepetycje z historii Polski i Europy od profesora Czarnka. Minister przypomniał, że właśnie w alei Szucha mieściła się siedziba Gestapo, przypomniał, co zrobili Niemcy w czasie II Wojny Światowej, więc może lepiej, żeby dzisiaj Niemcy wypowiadali się ciszej na temat Polski i wiedzieli, że im naprawdę cały czas mniej wolno. Oczywiście to, że lewica mówi o „wizytacji”, pokazuje, że niektórzy ludzie dalej widzą tylko tyle, ile zobaczą uderzając czołem o ziemię. Bo, bardzo przepraszam, ale co to znaczy „wizytacja”? To kurator, czyli władza zwierzchnia przyjeżdża do szkoły z wizytacją. To nie jest tak, że jacykolwiek europosłowie z innych krajów mają jakąś władzę nad Polską. Jeżeli ktoś tak myśli, to świadczy tylko o tej osobie. Jeżeli tak myśli polityk z Polski, to naprawdę niech wyborcy, którzy takiego polityka wybierają, przemyślą swoją decyzję. Polacy są dumnym narodem, który generalnie w swojej historii nie słuchał obcych chcących cokolwiek narzucić. Myślę, że przy okazji tej wizyty tak naprawdę wyszły kompleksy polityków opozycji oraz brak wiedzy u gości.
„Brak wiedzy u gości” – to bardzo boli, panie pośle. My możemy oczywiście ubolewać nad tym, że delegacja z Parlamentu Europejskiego zachowała się tak, a nie inaczej, będziemy pewnie do tematu wracać, natomiast Wołodymyr Zełenski był gościem podczas spotkania grupy G7. Z tego co zauważyłam, wydaje mi się, że była tam też obecna pani Urszula von de Leyen. Co nam mówi to doproszenie Zełenskiego do tego spotkania? Czy to nam nakreśla kierunek tego, co będzie się działo w najbliższych miesiącach w związku z nastawieniem i świata, i Europy do do wojny na Ukrainie?
Oby to nie była nagroda pocieszenia. Widzę, że Zachód na razie stara się wspierać Kijów moralnie, politycznie, gospodarczo po części, o tym świadczy utrzymanie tych ceł zerowych, natomiast z amunicją już jest gorzej. Powiem tak: tyle, ile Ukraina wywalczy w tym roku, to będzie jej. W roku przyszłym będzie trudniej, ponieważ odbędą się wybory w USA. Jeżeli dwie trzecie Amerykanów w tej chwili nie chce angażowania się ich władz w wojny Europy Wschodniej, to może mieć przełożenie na decyzje administracji Białego Domu. Dlatego też obecna ukraińska kontrofensywa, jej kształt i przebieg będzie decydować o tym, ile Ukraina odzyska swoich ziem (...).