Można powiedzieć, że do fajnych czasów powracacie.
Krzysztof Skiba - Do szalonych lat dziewięćdziesiątych, właściwie lat przełomu osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, gdzie rzeczywistość się zmieniała, muzyka się zmieniała, zmieniały się samochody, ludzie i nie było internetu. Nie było internetu, ani Instagrama i przede wszystkim muzyka rockowa była wtedy wiodącą muzyką. To były po prostu przeboje, festiwale i imprezy, które słuchało całe pokolenie.
A pamiętacie jaki był nakład wtedy płyt, czy też kaset?
Krzysztof Skiba - No właśnie dominowały kasety. My tak symbolicznie używamy określenia płyta, ale wiadomo, że w tamtym czasie jeszcze kompakty tak naprawdę nie funkcjonowały w obiegu masowym, natomiast przede wszystkim to była kaseta magnetofonowa i płyty winylowe.
I kasety były często sprzedawane na tak zwanych łóżkach rozkładanych. To było to słynne piractwo.
Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak - Nie dotyczyło to tylko nas, ale wielu innych zespołów. A jeśli chodzi o nakład, to tego się jeszcze nie doliczyliśmy, ile w sumie sprzedaliśmy tych kaset, łącznie z tymi sprzedawanymi na łóżkach. Oblicza się, że ponad milion.
To była wasza pierwsza płyta prawda, o której teraz będziemy opowiadać „Z partyjnym pozdrowieniem”.
Krzysztof Skiba - To była pierwsza i taka, która otworzyła nam drzwi do sceny muzycznej, bo dostaliśmy za nią mnóstwo nagród i miała ten kolosalny nakład w postaci ponad miliona sprzedanych egzemplarzy.
Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak - Big Cyc, wówczas był wszędzie, był na każdym łóżku polowym, na każdym stoliku. No to był ten żywioł lat dziewięćdziesiątych, czyli z jednej strony walił się stary system komunistyczny, na jego miejsce powstawało coś nowego, czyli taki trochę dziki kapitalizm. Nikt do końca nie wiedział, jak to się rozwinie, jak to będzie. No i właśnie w tym tyglu, w tym chaosie pojawił się Big Cyc ze swoimi piosenkami, które komentowały rzeczywistość, opisywały trochę tę rzeczywistość PRLowską. Na przykład piosenka „Kapitan Żbik” opowiada o takim idolu z komisariatu.
Krzysztof Skiba - Z drugiej strony opisywały to, co naród od razu wziął w swoje ręce, czyli inicjatywę gospodarczą, czyli właśnie handel, nielegalny handel papierosami i alkoholem w Berlinie zachodnim, czyli piosenka „Berlin zachodni”, która była hitem i okupowała topowe miejsca na listach przebojów.
Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak - Wydaje mi się, że wartością tej płyty jest opisanie tamtych czasów, takiego trochę chaosu, trochę bałaganu, ale też takiego ducha wolności, który towarzyszył tamtym zmianom.
Krzysztof Skiba i Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak. Fot. Julita Górska
Można powiedzieć, że utorował wam drogę Lenin.
Krzysztof Skiba - Można tak powiedzieć, choć całość zaczynała się dość niewinnie, bo zaczęło się od pierwszego koncertu w marcu 1988 roku w klubie Balbina w akademiku, w którym mieszkaliśmy, gdzie zorganizowaliśmy siedemdziesiątą piątą rocznicę obchodów wynalezienia damskiego biustonosza. Właściwie miała być to jednorazowa impreza z tym, że my wcześniej występowaliśmy w zespole Rokosz, to był zespół reggae, który zdobył nagrody na festiwalu w Jarocinie, więc mieliśmy już takie małe doświadczenie w branży muzycznej. Stwierdziliśmy, że może warto kilka tych piosenek zarejestrować, żeby nie przepadły, żeby gdzieś tam pozostały w naszej pamięci. Pożyczyliśmy od rodziców 25 dolarów, pojechaliśmy do studia Andrzeja Puczyńskiego w Izabelinie i zarejestrowaliśmy trzy pierwsze kawałki. Nikt się nie spodziewał, że to będą jakiekolwiek przeboje. Natomiast Andrzejowi się te piosenki spodobały. Puścił je dzieciom i na koniec sesji przyszedł i powiedział, że robimy jeszcze drugą sesję. Nagrywamy następne trzy piosenki i on za to zapłaci. Potem były następne trzy, następne trzy i tak dobrnęliśmy do końca. W sumie nawet się nie spodziewaliśmy, że to będzie płyta, natomiast Andrzej już wiedział i zaproponował ten materiał Polskim Nagraniom i tak doszło do nagrania i do wydania płyty winylowej.
Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak - Aczkolwiek to nie było tak jak dzisiaj, że każdy, kto chce, płaci i wydaje. To musiało przejść szereg weryfikacji. Najpierw się wydawało singiel, a w naszym przypadku tego singla nie wydano, a od razu zaordynowano, że to będzie duża płyta, co wprawiło nas w niesamowity zachwyt.
Krzysztof Skiba - Przede wszystkim te numery, te piosenki zaczęły hasać po listach przebojów. „Piosenka góralska” dotarła do pierwszego miejsca na liście przebojów Trójki u Marka Niedźwieckiego, a była to wtedy najważniejsza lista przebojów.
Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak - Też inne, „Berlin zachodni”, się pojawiały, dość często były grane, a ten Lenin o którego pytałaś, rzeczywiście, to był skandal, to była wielka prowokacja. Dzisiaj to tak może nie robi takiego wrażenia, ale Lenin był jednak wodzem rewolucji, był symbolem komunizmu i w czasach PRL-u, w czasach kiedy Big Cyc powstał, to był taki symbol bardzo ważny i trzeba go z szacunkiem traktować, bo miał jakieś w Polsce pomniki, chociaż wiadomo młodzież się z niego naśmiewała i taki też jest styl Big Cyca. Myśmy mu dorysowali przecież irokeza, zrobiliśmy z niego punka, ubraliśmy go na naszej okładce w kurtkę skórzaną, taką punkową. On ma znaczki anarchii gdzieś tam powpinane i kolczyk w uchu, więc to był Lenin ośmieszony.
Krzysztof Skiba - Ale do dzisiaj ta okładka, która zresztą wtedy zdobyła chyba w pewnym plebiscycie nagrodę „okładki roku”, do dzisiaj ona wzbudza kontrowersje. Pamiętam, że kiedy mieliśmy jechać, mieliśmy taką propozycję występów w Chinach, były jakieś pierwsze przymiarki, bo była taka tendencja, że polskie zespoły grają w Chinach, a jednak Lenin do dzisiaj tam jest aktualny. Do dzisiaj są pomniki Lenina w Chińskiej Republice Ludowej i uznano, że zespół, który tak naśmiewa się z wodza rewolucji, to jednak nie może do Chin przyjechać. I tak się skończyła ta historia.
Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak - Tak, w ogóle do trasy nie doszło, bo uznano nas za osoby, za zespół niebezpieczny.
A kto w ogóle wpadł na ten genialny pomysł, żeby Lenina na tej okładce usadzić?
Krzysztof Skiba - Lenin najpierw pojawił się na murach jako grafika Darka Paczkowskiego. To był taki fajter robiący takie walczące graffiti na murach, antywojskowe, antykomunistyczne, antysystemowe. Jednym z nich był Lenin w tym okresie, a później za sprawą Big Cyca jakby z murów zszedł na okładkę, tylko przetworzony. My zresztą byliśmy mocno związani z ruchem ulicznym, bo braliśmy udział w demonstracjach politycznych. Udzielaliśmy się jako Pomarańczowa Alternatywa w Łodzi, także te wszystkie graffiti były trochę związane z tą naszą działalnością i zanim zaczęliśmy grać, to najpierw byliśmy na ulicy i bardzo nam to pasowało, bo kultura, ta kultura graffiti do nas przemawiała i była jakimś naszym znakiem charakterystycznym. Wiem, że dzisiaj to wydaje się dziwne, czy nawet niewiarygodne, ale Big Cyc to jest właśnie muzyka alternatywna, to jest obiekt podziemny z lat osiemdziesiątych.
Jak bardzo się zmieniliście?
Krzysztof Skiba - No to jest chyba naturalne, że to o czym wspomnieliśmy, ta pierwsza płyta, która teraz będzie miała swoją reedycję, którą wydaje Polskie Radio po 35 latach, to jest płyta, która już była sukcesem komercyjnym. Pierwsze przeboje były w radiu i ona sprzedaje się w nakładzie ponad miliona egzemplarzy, więc to było takie wejście Big Cyca na scenę muzyczną, takie w stylu Brucea Lee, po prostu jest kop w drzwi i już droga jest wolna, a potem zaczęło się wiele koncertów, mnóstwo imprez. Trzeba przyznać, że nie byliśmy na to przygotowani. Byliśmy mieszkańcami akademika, skromnymi chłopcami, a tutaj takie wyzwania. Jedna agencja, druga agencja i w związku z wydaniem tej płyty proponują trasy koncertowe, więc można powiedzieć, że budowaliśmy tę kulturę rockową w Polsce. Najpierw to było granie na pożyczonych wzmacniaczach, na pożyczonych gitarach i tak krok po kroku doszliśmy czasów współczesnych, gdzie naszym koncertom towarzyszą wielkie produkcje, światła, lasery, ledowe ekrany, nagłośnienia nie z tej ziemi. Także myślę, że ta cała droga, którą przyszedł Big Cyc, to jest ciekawa historia rozwoju polskiej sceny muzycznej.
Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak - A poza tym warto pamiętać, że zespół nie został założony przez żadną wielką wytwórnię muzyczną, czy jakąś agencję koncertową, tylko po prostu to jest paczka kumpli z akademika i wydaje mi się, że to dla nas była po prostu zabawa w zespół. To była taka przygoda, taka chłopska przygoda, trochę na zasadzie takiego łobuza - polskiego podejścia, a nie jakiegoś takiego planowania, że to teraz kampania reklamowa, teraz wydamy taki singiel, inny singiel, czyli coś co powstało na kompletnym luzie, na kompletnym spontanie i wydaje mi się, że w muzyce zespołu i w historii zespołu to jest widoczne.
Krzysztof Skiba i Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak. Fot. Julita Górska
Krzysztof Skiba - I to nas pozytywnie odróżnia od innych zespołów. Jesteśmy ostatnim chyba pokoleniem, które nie zakładało zespołu w wyniku castingu. Ostatnim też zespołem w Polsce, który nie ma operacji plastycznych, więc to jest coś, co nas właśnie pozytywnie wyróżnia.
Wszystko jeszcze przed wami, drodzy panowie, natomiast wy chcieliście szokować, zakładając zespół?
Krzysztof Skiba - Chcieliśmy być po prostu inni i to nam się udało. Myślę, że ta nasza propozycja była zupełnie inna od tego, co proponowały ówczesne zespoły rockowe, bo inna tematyka, troszeczkę inna muzyka, bo to był taki eklektyczny rock z elementami rapu, reggae, nawet swingu w „Kapitanie Żbiku” i myślę, że ta prostota, właśnie ten prymitywizm się spodobał publiczności.
Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak - To były wszystko piosenki oparte na 4 funkcjach i każdą z nich można było zagrać przy ognisku. Nie tyle chcieliśmy szokować, co prowokować, prowokować do myślenia, do jakiejś refleksji. Te wszystkie piosenki mają taki posmak zabawnych opowieści, jakiejś historii: „Babcia klozetowa”, „Kapitan Żbik”, „Piosenka góralska”, która de facto jest piosenką o Zomo, przecież to jest tylko kamuflaż literacki. To nie jest piosenka o góralach, tylko o Zomo, które biło wówczas młodzież i robiło im bezpłatny masaż pleców, przy pomocy długich gumowych przedmiotów. To wszystko są przecież tylko takie jakby sposoby na to, żeby jednak powiedzieć coś więcej o otaczającym nas świecie, o rzeczywistości, która wówczas nas ewidentnie wkurzała.
Ta płyta jest różnorodna, natomiast ona ma wiele spójności. Czy to w warstwie muzycznej, czy też tekstowej i to są utwory mimo wszystko gdzieś tam z polityką w tle. Zresztą wy takie utwory, takie teksty lubicie?
Krzysztof Skiba - No tak, to jest taka troszeczkę, jak ktoś powiedział kiedyś, taka historia Polski w piosence. Płyta rzeczywiście jest spójna, bo była robiona w krótkim okresie i tak było ze wszystkimi płytami, bo jak teraz się wydaje płytę, raz na 5 lat, a my wydawaliśmy płytę rok po roku i to były takie naprawdę aktualne obserwacje, nie tylko polityczne, ale społeczne. Opowiadaliśmy o rzeczach, których już nie ma i to jest fajne, że słuchając „Berlina zachodniego”, może ktoś dzisiaj zainteresuje się, co to był Berlin zachodni? Dlaczego o nim śpiewamy?
Jacek „Dżej Dżej” Jędrzejak- Wydaje mi się też, że fenomenem zespołu jest to, że zaczęliśmy opowiadać o pewnych historiach inaczej niż wszyscy, czyli trochę z przymrużeniem oka. Jednak ten polski rock jest w zasadzie taki postawiony na baczność. On jest taki super serio, taki trochę na koturnach, jak ktoś to zabawnie określił, natomiast my z tego wysokiego diapasonu zeszliśmy trochę na ziemię, to co pisał Gombrowicz, że dusza dusza tak, ale przecież też jest noga. Interesował się zawsze nogą, bo noga też jest istotna, mówię tu oczywiście w sensie metaforycznym, więc to był taki trochę inny język, którym się zespół posługiwał.