Wiesław Ochman

2023-11-24
Wiesław Ochman w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Wiesław Ochman w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Wiesław Ochman

Światowej sławy śpiewak, który występował na największych scenach świata, od końca XX wieku reżyser operowy, kolekcjoner sztuki, przez ostatni tydzień przewodniczący składu jurorskiego Trzeciego Konkursu Wokalnego imienia Bogdana Paprockiego.

„...było coś takiego w tamtym czasie, że na przykład w tej Operze Śląskiej, to niezależnie od tego, czy ja miałem próbę, czy akurat nie grałem, siadałem na widowni, obserwowałem kolegów. Między innymi wspaniałego Bogdana Paprockiego, znakomitego Andrzeja Hiolskiego, bo oni przyjeżdżali wówczas na gościnne występy. Później była stołówka, gdzie byliśmy wspólnie. To samo było w Teatrze Wielkim. Przychodziliśmy, siadaliśmy i nie było między nami jakiejś takiej zazdrości, konkurencji...

Piątek, 24 listopada 2023 o godz. 20:05
Na początek porozmawiamy sobie o patronie konkursu. Bogdan Paprocki, wielki mistrz i konkurent?
- Nie, chyba to nie było tak, dlatego, że my nie byliśmy nawet aż w takiej przyjaźni. Przyjaźniłem się z Andrzejem Hiolskim i Beniem Ładyszem, a Paprockiego niezwykle szanowałem i on to wiedział. Przyjaźniłem się z jego córką Grażyną, która się nim opiekowała. To był człowiek, który może nie zachowywał dystansu, tylko na skutek tego, co on osiągnął, kim był, jaki miał wielki wpływ na naszą wokalistkę, to wszyscy zachowywali się wobec niego z takim respektem. Ja jeżdżąc po świecie nie spotkałem głosu podobnego do Bogdana Paprockiego. Stąd mój wniosek, że Bogdan Paprocki był zjawiskiem w skali światowej, jeśli chodzi o wokalistkę i był wybitnym tenorem na tle wybitnych. Wystarczyło posłuchać jedną frazę, jak Paprocki śpiewał. On miał jakiś taki cudowny, szlachetny patos w głosie i jak człowiek usłyszał pierwszą frazę, to absolutnie był pewien, że to jest sztuka. Ja wczoraj słuchałem do drugiej w nocy mojego kolegi tenora, nie będę mówił nazwiska, ale bardzo to było wzruszające, myśmy się przyjaźnili. Okazuje się, że między tenorami też może być przyjaźń. On jednak śpiewa świetnie, ale ja podobne głosy znam, natomiast takiego głosu jak Paprocki, to naprawdę nie słyszałem. I tu jest wielka zasługa Adama Zdunikowskiego, który sam jest przecież znakomitym artystą, że potrafił i chciał zorganizować Stowarzyszenie imienia Bogdana Paprockiego i ten konkurs, który jest w pewnym sensie przedłużeniem działalności Bogdana Paprockiego, jeśli chodzi o poziom polskiej wokalistyki. Paprocki oczywiście zawsze chciał, żeby ktoś dobrze śpiewał, ale to nie jest takie proste. On był dla nas takim wyznacznikiem jakości wokalnej.

Wiesław Ochman w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
I mamy osiemnastkę szczęśliwców finalistów. Ten finał to było dla nich wielkie święto. Nie tylko dlatego, że są oceniani, że występują z towarzyszeniem orkiestry, ale również zasiadają za państwem inni jurorzy, czyli dyrektorzy teatrów.
- Wie Pani, tak się szczęśliwie złożyło, że ja miałem świetnych dyrektorów. Jak przyjechałem pierwszy raz do Opery Śląskiej to dyrektorem muzycznym był Włodzimierz Ormicki. Przecież nie skończyłem studiów muzycznych, skończyłem Akademię Górniczo-Hutniczą, napisałem pracę magisterską, obroniłem ją i zastanawiałem się, co robić. Mój profesor na AGH, u którego pisałem pracę, powiedział do mnie: „wie Pan co, panie Ochman, niech Pan idzie próbować do tej opery. Jak się nie uda, to pan wróci, napiszemy pracę doktorską i będzie pan tu profesorem”. No ale ja próbuję do chwili obecnej w tej operze. I ten Włodzimierz Ormicki, u którego byłem na audycji wokalnej w Operze Śląskiej, to jest przykład jakiegoś szlachetnego postępowania. On wiedział, że skończyłem Akademię Górniczo – Hutniczą, że ja właściwie na dobrą sprawę, gdyby przeliczać na dzisiaj, to miałem 15 zł w kieszeni. Ten Włodzimierz Ormicki napisał do mnie list: „Szanowny Panie, przyjadę do Pana na rozmowę na temat kontraktu”. I on przyjechał do mnie z Bytomia do Krakowa. Czy wyobraża sobie pani jakiegokolwiek w tej chwili polskiego dyrektora opery, który by pojechał do solisty? Oczywiście teraz są inne warunki, bo nie ma takich kosztów, są pociągi, są samochody. Wszyscy studenci mają dziś samochody, ale wtedy to był dla mnie szok. On mnie zaprosił do kawiarni, a ja pożyczyłem od kolegi marynarkę, bo nie miałem, a od drugiego pożyczyłem porządne buty. Poszedłem i pamiętam byliśmy w tej kawiarni, a on do mnie powiedział: „proszę pana, chcę, żeby pan zaśpiewał Toscę”. Pojechałem i tak mam na kontrakcie z Operą Śląską wpisany pierwszy dzień maja 1960 roku. Później miałem szczęście do Górzyńskiego i do Śliwińskiego, którzy byli wspaniałymi dyrektorami. W Teatrze Wielkim w Warszawie Górzyński był znakomitym dyrygentem, a Śliwiński dbał o wszystkie sprawy związane ze śpiewakami. Było coś takiego w tamtym czasie, że na przykład w tej Operze Śląskiej, to niezależnie od tego, czy ja miałem próbę, czy akurat nie grałem, siadałem na widowni, obserwowałem kolegów. Między innymi wspaniałego Bogdana Paprockiego, znakomitego Andrzeja Hiolskiego, bo oni przyjeżdżali wówczas na gościnne występy. Później była stołówka, gdzie byliśmy wspólnie. To samo było w Teatrze Wielkim. Przychodziliśmy, siadaliśmy i nie było między nami jakiejś takiej zazdrości, konkurencji. Przecież byli tam znakomici tenorzy był Kazimierz Pustelak, był Lesio Wacławik, był Zdzisio Nikodem, Władzio Domieniecki, był właśnie „Kuba” Paprocki, byłem ja, ale myśmy nigdy nie siadali przy stole, rozmawiali, dlaczego? Dlatego, że każdy z nas miał robotę. 32 przedstawienia grał Teatr Wielki w Warszawie. To była codzienna praca i jakoś teraz to się skończyło. Zauważyłem, że jednak teatr, który powinien być przybytkiem sztuki, stał się miejscem pracy dla tych ludzi. To troszeczkę nie jest to, czego bym oczekiwał.

Wiesław Ochman w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
Ale jest szansa, że ci dyrektorzy, którzy się przyjechali na konkurs i zasiedli na widowni, podczas finałów konkursu może zaangażują, zaproszą parę osób, które powinny być zaangażowane.
- Prawda. Ale jest jeszcze jeden element tego wszystkiego. Ja, kiedy przyszedłem do teatru, do Opery Śląskiej, pomijam fakt, że pomyślałem, że tam pośpiewam rok i wrócę do katedry AGH, ale miałem niezwykłą opiekę. Uczył mnie chodzić po scenie Jan Łukowski bas, który był asystentem reżysera, on mnie nauczył wszystkiego. Miałem panią profesor Marie Szałapak, przecież ja byłem surowy, nie znałem niczego i z nią pracowałem. Pracowałem najpierw w Operze, po czym o godzinie 17:00 szedłem do niej do domu i tam uczyłem się gry na fortepianie i opracowywania pieśni Schumana, Schuberta, Moniuszki i tak dalej. Czy było mi potrzebne, czy nie, nie wiem, ale tak pracowaliśmy. Przez te 3 sezony, kiedy byłem w Operze Śląskiej, zaśpiewałem 11 w dużych partii, już później nigdy w życiu tego nie dokonałem.

Do Opery Śląskiej ma Pan sentyment i w 1999 roku wrócił tam, aby debiutować w roli reżysera opery Don Giovanni.
- Wróciłem aby wyreżyserować Don Giovanniego i Jurek Duda Gracz zrobił scenografię. Ja trochę byłem utrapieniem dla dyrygentów, dla reżyserów na świecie, bo pytałem wiecznie „dlaczego”. Jak reżyser powiedział mi: „niech pani idzie w lewo”, to ja mówię, ale dlaczego w lewo, skoro za chwilę przyjdzie ktoś z tamtej strony, z kim nie mam się spotkać? Doszło do tego, że ja, nie to, że się wtrącałem, tylko pytałem, bo miałem wątpliwości.

Miałam okazję obserwować Pana przygotowania właśnie w Bytomiu do premiery Don Giovanniego. I wówczas od Pani Krystyny (żony) dowiedziałam się, że nie lubi pan zupy owocowej.
- Nie lubię zupy owocowej i rybnej, bo ja nie lubię kompotu z makaronem. A rybne teraz podobno są modne. Byłem w Hiszpanii, to bez przerwy próbowali mnie namówić, żebym zjadł zupę rybną. A ja myślę sobie, nie, nie będę próbował i nigdy nie jadłem, chociaż zupy rybne podobno są świetne.

Dobrze, że przez tyle lat miał Pan takiego anioła jak Pani Krystyna?
- Krystyna była wspaniałym człowiekiem. Ona nagrywała tajnie wszystkie przedstawienia, których nie wolno było, bo miała specjalną torebkę, gdzie była wycięta taka dziurka i tam był magnetofon. Później przesłuchiwaliśmy te nagrania i ona bardzo się przejmowała tym wszystkim. Zwiedziła ze mną świat. Gdyby nie ona, to bym nie był tym, kim jestem. I nie byłbym w tym miejscu, gdzie jestem. To była wyjątkowa, wspaniała kobieta.

Wiesław Ochman w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
Panie Wiesławie, a nie razi Pana, że często mówią, w tej chwili: Wiesław Ochman, dziadek Krystiana Ochmana.
- No ja to usłyszałem i to powtórzyłem. Mój syn był współzałożycielem i komponował też dla Róż Europy. On grał na klawiszach, później wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie studiował w Boston University, Northeastern University i tam został. Tam się pobrali ze swoją żoną Dorotą, która jest Polką. On na początku powiedział do mnie, „ja się nie przyznałem, że mam na nazwisko Ochman”. Razem mają trójkę dzieci, a ja mam piątkę wnuków. Jak pojechałem do niego, to Krystian miał wtedy 6 lat i uczył mnie grać w chińczyka. Poza tym moja wnuczka Natalia, czyli córka Maćka, a starsza siostra Krystiana jest utalentowana, jeśli chodzi o chirurgię. Studiuje medycynę, jest znakomitą studentką. Jego młodszy z kolei brat Aleksander, gra w piłkę nożną w reprezentacji swojej uczelni, był tam królem strzelców. Oni oczywiście przyjeżdżają do Polski. Jak jednego razu przyjechał Aleksander, to Krystian mówi do mnie: „dziadek, idziemy na Pragę, musisz nam pokazać ulicę Ząbkowską, bo ciągle o niej mówisz”. Podobno angielski dziennikarz pytał Krystiana, która jest najpiękniejsza ulica na świecie. A on odpowiedział - Ząbkowska, co wzbudziło konsternację. Więc jak przyjechali, on mówi: „jedziemy na Ząbkowską”. Pojechaliśmy na ulicę Ząbkowską, oczywiście ta Praga już jest inna i ta Ząbkowska jest też inna. Ale jest tam parę kamienic, które troszeczkę przypominały te moją kamienicę, obdrapaną, po kulach wojennych i tak dalej. Wchodzimy tam na podwórko, które było podobne, tylko u nas było większe. Jest taki śmietnik przypominający tamte czasy i przy tym śmietniku siedzi sobie taki pan, który „nie wypełnia żadnych pitów” . Żyje sobie swobodnie, już jest pod wpływem i on do mnie mówi: „dziadek, nic nie podpisuj, bo skończysz jak ja”. Ja do nich mówię: „widzicie, to jest moja Praga, ja właśnie się tu urodziłem”.

Zobacz także

Damian Sikorski

Damian Sikorski

Mariusz Smolij

Mariusz Smolij

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Bogdan Hołownia

Bogdan Hołownia

Sebastian Gonciarz

Sebastian Gonciarz

Kabaret oT.To

Kabaret oT.To

Lora Szafran

Lora Szafran

Krystyna Stańko

Krystyna Stańko

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę