Mateusz Krzyżowski

2023-02-03
Mateusz Krzyżowski w Polskim Radiu PiK. Fot. Magda Jasińska

Mateusz Krzyżowski w Polskim Radiu PiK. Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Mateusz Krzyżowski

Młody pianista, laureat wielu konkursów pianistycznych. Rok po roku wygrał na międzynarodowych konkursach w Bydgoszczy; w 2021 na Międzynarodowym Konkursie Młodych Pianistów „Arthur Rubinstein in memoriam”, w 2022 na Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Ignacego Jana Paderewskiego.

„...nie byłem zawsze jakoś tak bardzo nastawiony i ukierunkowany wyłącznie na muzykę. Moją olbrzymią pasją był też sport, piłka nożna i hokej. Natomiast gra na instrumencie bardzo mi się podobała pod tym względem, że szybciej byłem w stanie załapać inne rzeczy też w szkole. Dobrze się czułem przy instrumencie, zawsze to była jakaś taka moja pasja i wiedziałem, że w ten sposób mogę się wypowiedzieć i że wychodzi mi to lepiej niż sport (...) jestem realistą, natomiast takim smutnym realistą, nostalgicznym. Dalej do mnie nie dociera, że udało się zdobyć pierwszą nagrodę na tym konkursie...”


Piątek, 3 lutego godz. 20:05
Pogromca bydgoskich konkursów? Jak to jest obudzić się kilka godzin po ogłoszeniu wyników.
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ jak rozmawiamy, to jeszcze te emocje nie opadły, albo to do mnie nie dociera. Pamiętam, że po ogłoszeniu wyników miałem ogromny problem, żeby zasnąć, ale w końcu się jednak udało. Ta adrenalina, która mi towarzyszyła przez dwa tygodnie, w trakcie całego konkursu, ona dalej się utrzymuje.

Fantastyczną opowieść Pan nam zaaplikował zaraz po finałach, kiedy opowiadał o tym, jak się czuje pianista w momencie przechodzenia z etapu na etap. Tam nawet padło takie określenie „jak zbity pies”. A co czuje pianista kiedy wie, że jego nazwiska jeszcze nie wyczytano, a pozostała tylko nagroda główna?
- Myślałem, że coś pominąłem, że się przesłyszałem i że coś gdzieś mi uciekło, że na chwilę mój mózg się po prostu zatrzymał i że zgubiłem koncentrację. Dlatego zastanawiałem się, już stojąc na scenie, czy ja już tak naprawdę zostałem wyczytany z wyróżnieniem, czy ktoś popełnił jakiś błąd. Stałem z niedowierzaniem i myślałem przez chwilę, że może jednak nie przyznali pierwszego miejsca, bo gdzie tak naprawdę ja z pierwszą nagrodą? Za co?

O zmaganiach konkursowych już sobie trochę rozmawialiśmy. A ja bym chciała się dowiedzieć trochę więcej o Panu, skąd Pan pochodzi?
- Pochodzę z Tychów, które są oddalone 25, 30 km od Katowic. W Tychach się urodziłem i tam też chodziłem do szkoły muzycznej pierwszego stopnia. Później drugi stopień szkoły muzycznej w Katowicach i aktualnie studiuję w Warszawie na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina. To jest mój ostatni rok studiów magisterskich, więc zobaczymy, co będzie dalej.

A dlaczego wybór nie padł na Akademię Muzyczną w Katowicach.
- Bo pojechałem za panią profesor Joanną Ławrynowicz - Just. Wydaje mi się, że wielu muzyków, znaczy studentów, pianistów, jednak nie wybiera konkretnej placówki. Częściej jadą za profesorem, za kimś z kim są w stanie nawiązać nić porozumienia i z kim dobrze im się pracuje.

Pochodzi Pan z rodziny o korzeniach muzycznych?
- Nie, jestem pierwszym w rodzinie, który gra na czymkolwiek.

A kto zauważył u Pana ten talent?
- To rodzice kupili mi pod choinkę taki keyboard plastikowy i tak jakoś samo z siebie wyszło, że zapisali mnie jeszcze przed szkołą podstawową do szkoły muzycznej Yamahy. Tam nauczyciel stwierdził, że może warto by to było rozwijać.

A na konkursie Pan, niewdzięczny wybrał inną markę fortepianu.
- Tak, ale jeżeli chodzi o instrumenty podczas konkursu, to one były świetnie przygotowane. Przez godzinę po wypróbowaniu instrumentów zastanawiałem się jeszcze, który tak naprawdę wybrać. To były sprawy wyłącznie takiego komfortu gry i ustawień mechanicznych danego instrumentu.

A na konkurs przyjechali sami fantastyczni „doktorzy” leczenia tych instrumentów, czyli stroiciele, którzy prześcigali się w pracy nad swoimi „maszynami”.
- Wydaje mi się, że dla nich to też może być taki minikonkurs. Taka rywalizacja, ponieważ ten wynik idzie w świat i zostaje w podświadomości każdego odbiorcy i każdego kolejnego pianisty. Dlatego właśnie to jest bardzo ważne, aby te instrumenty zawsze były świetnie przygotowane.

Uważam, że tutaj pan Jarek Bednarski wykonał naprawdę świetną pracę, jeżeli chodzi o opiekę nad Steinwayem i z dumą przyjął werdykt końcowy. Czy ten instrument brzmiał inaczej w każdym etapie?
- Tak, troszeczkę się rozgrywał, ale to też była kwestia tego, że on był inaczej przygotowywany na każdy etap, przez pana Bednarskiego, ponieważ on ze swoim doświadczeniem, ze swoimi umiejętnościami potrafił też ocenić, co w danym etapie będzie bardziej korzystne w zależności od repertuaru. I w momencie, kiedy wykonywaliśmy właśnie koncert Mozarta i musieliśmy być bardzo wyraziści, to ten początek dźwięku w instrumencie był bardziej sprecyzowany, niż podczas recitalu półfinałowego. Kiedy ten instrument jest solo na scenie już nie musi być aż tak precyzyjny, lecz może być bardziej głęboki. To jest zawsze coś za coś.

Pan grał w pierwszym dniu finałów, a Danylo Saienko nazajutrz. Obaj graliście na tym samym instrumencie, który za każdym razem brzmiał inaczej.
- Tak, jak najbardziej. Ja się do końca na tym nie znam i tak naprawdę nie wiem co pan Bednarski robi, bo to każdy doktor fortepianu ma swoje sztuczki. No ale spisał się świetnie. To też trzeba zwrócić na to uwagę, że nawet kiedy jest ten sam instrument, to on może zupełnie inaczej brzmieć pod palcami dwóch innych osób.

Mateusz Krzyżowski w Polskim Radiu PiK. Fot. Magda JasińskaNo dobrze, dostał Pan pod choinkę prezent w postaci instrumentu zabawkowego i co takiego potem się wydarzyło, że jednak zaczął Pan ćwiczyć, jak rozumiem z wielką chęcią?
- Bywało różnie, nie ma co ukrywać, nie byłem zawsze jakoś tak bardzo nastawiony i ukierunkowany wyłącznie na muzykę. Też moją olbrzymią pasją był sport, piłka nożna i hokej. Zawsze byłem bardzo zainteresowany też sportem. Natomiast gra na instrumencie bardzo mi się podobała pod tym względem, że szybciej byłem w stanie załapać inne rzeczy też w szkole. Dobrze się czułem przy instrumencie, zawsze to była jakaś taka moja pasja i wiedziałem, że w ten sposób mogę się wypowiedzieć i że wychodzi mi to lepiej niż sport. Natomiast ten sport, na pewno pomaga w muzyce, bo kiedy jednak ćwiczymy przez wiele godzin, mamy tę pozycję siedzącą przy instrumencie, to warto jest się czasami poruszać.

Kończy Pan studia i za chwileczkę będzie zderzenie z rzeczywistością. Wybiera Pan jeszcze studia podyplomowe, a może doktorskie?
- Raczej doktorskie, skłaniam się w tę stronę, natomiast nie wiem, czy nie zrobię sobie roku przerwy. Ostatni rok był bardzo intensywny. Więc jeszcze nie zdecydowałem. Teraz mnie czeka napisanie pracy magisterskiej. Będę pisał o twórczości Raula Koczalskiego.

Zrobi sobie Pan być może rok przerwy, ale jeszcze jest czas na konkursy, a Pan jest taką duszą konkursową, o czym zresztą nam opowiadał. Potrafi Pan rozkładać siły i jakoś tak psychicznie się nastawiać na szereg emocji, które towarzyszą konkursom.
- Bo moje doświadczenie konkursowe jest dosyć obszerne i już wiem, jak radzić sobie, jak rozkładać siły i z jakim nastawieniem podchodzić do każdego występu. A czy jestem duszą konkursową? Lubię konkursy, ponieważ też nie odczuwam jakieś rywalizacji, nie w takim sensie, że wiem, że wygram, że jestem lepszy, tylko teraz na konkursach naprawdę ta atmosfera wśród uczestników jest bardzo przyjemna. Tutaj nie ma czegoś takiego, że ktoś chce wygrać, to jest podejście takie bardziej festiwalowe. Przyjeżdżają tu pianiści z całego świata i jednoczą się wokół pewnej idei, wokół muzyki i jak najlepszych wykonań, jak najlepszego odwzorowania zamysłów kompozytorskich. To nie ma wiele wspólnego ze sportem, jeśli chodzi o mentalność.

Natomiast konkurs trochę przypomina jednak takie rozgrywki sportowe, bo wchodzicie na salę, gracie swoje i już nie słuchacie kolegów, przyjaciół, tylko wychodzicie i odpoczywacie, resetujecie się.
- Tak, trzeba mieć gdzieś z tyłu głowy, że każdy chce tutaj zostać jak najdłużej. Przyjechało czy przyleciało wielu świetnych pianistów z innego państwa i nie chce się odpaść po pierwszym etapie, więc staramy się grać jak najwięcej i jak najdłużej.

Ktoś Panu pomagał w układaniu programów poszczególnych etapów?
- Tak pani profesor Joanna Ławrynowicz - Just, której chce podziękować. Pani poruszyła ten temat, a ja chciałem to zostawić na koniec, ale jak jest okazja, to chciałbym jej bardzo podziękować właśnie za pomoc w przygotowaniach do konkursów. To jest naprawdę też jej olbrzymia zasługa, że przez te 5, czy 6 lat znajomości i współpracy ukształtowała mnie takiego, jakim jestem teraz. Jeżeli chodzi o ten konkurs, to nie było tutaj czegoś takiego, że ona ustawiała mi każdą nutkę.

Czyli Pani Profesor dała Panu trochę wolności.
- Zawsze dawała dużo wolności, ale też jest wypracowane między nami zaufanie na tyle, że później coś takiego po prostu procentuje.

A co powiedziała Pani Profesor na to, że między pierwszym etapem, a drugim ważnego konkursu, wyjechał Pan koncertować?
- Wydaje mi się, że uznała, że to nie jest najlepszy pomysł, ale później jednak się okazało, że to ogranie drugiego etapu i trudnej sonaty to jednak był dobry pomysł. To są jednak trudne kompozycje, bardzo wymagające i każde wyjście na scenę pozwala na lepsze odkrycie i wgłębienie się w ten tekst muzyczny. Dlatego też każdy występ przed publicznością, pomimo tego, że ten wyjazd też był wyczerpujący i dosyć stresujący, to jednak efekt końcowy był dobry.

Jest Pan uodporniony na ewentualne porażki?
- Porażki nigdy nie są łatwe, było ich wiele. Mówi się, że powinno się z nich wyciągać jakieś wnioski i się na nich uczyć. To mniej więcej staram się robić, natomiast zależy też, kto co rozumie przez słowo „porażkę”. Czy to jest nie dostanie się do finału? Czy to jest jakiś nieudany występ podczas konkursu? Ja nie do końca byłem zadowolony z mojego recitalu półfinałowego. Natomiast to jest oczywiście tylko moje zdanie, a każdy z nas dąży do perfekcji, choć nigdy tego nie osiągnie. Jestem bardzo wymagający wobec siebie. Dlatego też nie byłem zadowolony po recitalu półfinałowym, ale udało mi się później chyba nadrobić koncertem z orkiestrą. Jeżeli tam w ogóle było coś do nadrabiania. Nie wiem, może odbiór na sali był zupełnie inny. Teraz to jest też olbrzymi problem, bo nie potrafimy siebie usłyszeć, jak my brzmimy przed publicznością.

A potem pewnie odsłuchujecie nagrań?
- Odsłuchujemy, ale jednak to brzmienie na mikrofonach jest zupełnie inne, niż to prawdziwe na sali. Tak więc wrażenia mogą być zupełnie inne. No i też kto gra o danej porze? Czyli, czy są występy przed obiadem, czy po obiedzie, to też ma znaczenie. Naprawdę na konkursach, tak jak pani powiedziała, wiele czynników musiało być po mojej stronie, że udało się osiągnąć taki sukces.
Mateusz Krzyżowski w Polskim Radiu PiK. Fot. Magda Jasińska
Jest Pan taką optymistyczną osobowością?
- Ja to lubię nazywać, że jestem realistą, natomiast takim smutnym realistą, nostalgicznym. Dalej do mnie nie dociera, że udało się zdobyć pierwszą nagrodę na tym konkursie.

I nie potrafi Pan się tak cieszyć uzewnętrzniając to?
- Liczyłem na coś takiego na scenie, kiedy już się okazało, że zdobyłem pierwszą nagrodę i moje nazwisko zostało wyczytane.

Natomiast wyglądał Pan tak, jakby za chwileczkę miał zemdleć!
- Tak dokładnie, bo walczyłem ze sobą, żeby się nie rozpłakać. Jak wychodzi człowiek w smokingu na scenę, wszyscy patrzą, są kamery, to płakał nie będę, nie wypada.

Zobacz także

Julia Kamińska

Julia Kamińska

Iwaneczko

Iwaneczko

Adam Wendt

Adam Wendt

Jacek Namysłowski

Jacek Namysłowski

Magdalena Witkiewicz

Magdalena Witkiewicz

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Profesor Piotr Wajrak

Profesor Piotr Wajrak

Marcin Styczeń

Marcin Styczeń

Dariusz Kozakiewicz

Dariusz Kozakiewicz

Maria Szabłowska

Maria Szabłowska

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę