Mariusz Smolij

2023-01-20
Mariusz Smolij w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Mariusz Smolij w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Mariusz Smolij

Dyrygent i pedagog, urodzony w Siemianowicach Śląskich. W 1986 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych wraz z założonym przez siebie Kwartetem Smyczkowym im. Krzysztofa Pendereckiego. Tam kontynuował studia w zakresie kameralistyki w Wisconsin, a także dyrygentury w Tennessee oraz w Eastman School of Music w Rochester, gdzie w 1998 otrzymał stopień doktorski.

„...nic nie stoi w miejscu w życiu, w muzyce, w kulturze. Wszystko się zmienia i trzeba dopasować się do tego, znaleźć swoje miejsce. A najważniejsze jest to, żeby robić to w sposób dobry, bo jakość jest niezwykle ważna (...) całe szczęście nie brakuje świetnej muzyki, bo cały czas pisze się nowe rzeczy, cały czas są nowe transkrypcje, są nowe filmy, jest trochę klasyki, do której się wraca...”


Niedziela, 22 stycznia godz. 17:05
Te nasze spotkania to stała się już bardzo przyjemna tradycja.
- Dziękuję za zaproszenie.

Nawet próbowaliśmy liczyć, który to może być koncert w ramach cyklu „American Pops” w Filharmonii Pomorskiej? I nam wyszła całkiem niezła liczba.
- Pamiętam, że pierwszy raz zrobiłem w Filharmonii Pomorskiej tego typu program 30 lat temu. Prawie każdego roku, od tego czasu, jestem tu w styczniu i czasami jeszcze w przy okazji innych projektów. Wydaje mi się, że z polskich orkiestr to tu najczęściej dyrygowałem gościnnie. Byłem też szefem orkiestry we Wrocławiu przez 3 lata i w Toruniu przez 3 lata, więc jako gościnny dyrygent najczęściej pracowałem w Bydgoszczy. Mam nadzieję, że to jeszcze trochę potrwa.

Mariusz Smolij w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska„American Pops” to był taki strzał w dziesiątkę . To program, który się zawsze bardzo podoba publiczności.
- To bardzo się cieszę. To jest taka, powiedzmy działka repertuaru bardzo unikatowa, która tak naprawdę urodziła się w Ameryce. To była odpowiedź na potrzeby zaprezentowania bardzo starej europejskiej tradycji symfonicznej rzeszom odbiorców w Ameryce, dla których była to dosyć daleka kultura. Trzeba było ten instrument, który się nazywał orkiestrą symfoniczną przybliżyć szerszemu słuchaczowi i do tego był potrzebny trochę inny repertuar.

Chodziło o program, który się sprzeda?
- Oczywiście te programy się pojawiały również ze względów finansowych i tak naprawdę, gdybyśmy poszli historycznie, skąd to się wzięło i próbowali znaleźć jedną osobę, czy jedno miejsce, które jest jak gdyby najbardziej odpowiedzialne za tę nową formę, to trzeba zwrócić uwagę na orkiestrę w Bostonie i dyrygenta, kompozytora, który nazywa się Arthur Fiedler. To on w latach 50. i 60. rozpoczął właśnie ten typ koncertów, który polegał, na graniu bardzo lekkiej symfoniki, tradycyjnej, głównie kompozytorów amerykańskich, podłączenie elementów jazzu, muzyki popularnej, muzyki folkowej czy filmowej i musicalu na Broadwayu. Taką właśnie mieszankę tworzył Fiedler, która przyciągała publiczność. W pewnym sensie otworzyła się nowa półka w bibliotece repertuaru orkiestry. Niektórzy kompozytorzy zaczęli trochę inaczej pisać, właśnie pod ten gatunek. Powstały nowe utwory, nowe aranżacje, nowe hity, składanki transkrypcji. To się zrobiło bardzo popularne w Bostonie i w innych miastach. W tej chwili każda orkiestra w Ameryce na pewno, oprócz serii koncertów tych tradycyjnych, ma serię koncertów Pops i na pewno finansowo to się lepiej przekłada od tych tradycyjnych. Tak tu jest, takie są warunki rynkowe. Nic nie stoi w miejscu w życiu, w muzyce, w kulturze. Wszystko się zmienia i trzeba dopasować się do tego, znaleźć swoje miejsce. A najważniejsze jest to, żeby robić to w sposób dobry, bo jakość jest niezwykle ważna. Rzeczywiście tak jest w Bostonie. Tamta orkiestra jest jedną z najlepszych na świecie, więc jak oni coś wykonują, to jest to przeważnie na bardzo wysokim poziomie i dla nich to stało się taką ważną częścią ich pracy, że oficjalnie jest Boston Symphony Orchestra i Boston Pops. Duża część muzyków z tego Pops, czyli z nowego składu gra jeszcze w symfonicznej, ale nie wszyscy. Także to jest bardzo poważna cała seria koncertów w roku, na którą się często zamawia specjalne aranżacje. Nawet jest taka biblioteka, to się nazywa Boston Pops, czyli utwory, które zostały specjalnie napisane dla orkiestry Boston Pops, albo które oni po raz pierwszy wykonali. Ja też często biorę wzorce i obserwuję to, co robią.

I co roku trzeba wymyślić coś nowego, żeby nie powiedzieli, że przyjeżdża Pan z tym samym.
- Całe szczęście nie brakuje świetnej muzyki, bo cały czas pisze się nowe rzeczy, cały czas są nowe transkrypcje, są nowe filmy, jest trochę klasyki, do której się wraca. To podobnie jak w klasyce symfonicznej, także czasami trudno jest dostać dobre, nowe aranżacje, dlatego, że są po prostu bardzo drogie. Ja zawsze przyjeżdżam z własnymi materiałami nutowymi. Bardzo uważam, żeby wszystko odbywało się w sposób etyczny i legalny. W związku z tym nie zawsze mnie stać, żeby mieć dostęp do tych materiałów. Chodzi o stronę legalności praw autorskich. To zrozumiałe, bo jak ktoś spędza cały miesiąc, żeby coś stworzyć i napisać, to nie chce, żeby ktoś to za darmo kopiował. Ja to bardzo szanuję i mam szereg aranżacji, które specjalnie zostały dla mnie napisane i też nie użyczam ich innym. Wracając do tego podstawowego pytania, nie ma problemu z ilością muzyki, z ilością repertuaru. Jest to bardzo duża, ciekawa dziedzina literatury.

Mariusz Smolij w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda JasińskaSpotykamy się co roku właśnie tak mniej więcej o tej samej porze, w styczniu. Czy Ameryka już doszła do siebie po tym czasie pandemicznym? Czy orkiestry wszystkie wróciły do pracy? Czy część orkiestr zginęła z mapy?
- Trochę orkiestr zginęło. Musimy pamiętać, że ta siatka zabezpieczenia finansowego, która przychodzi z pieniędzy publicznych w Ameryce, albo nie istnieje, albo jest bardzo słaba. W czasie COVID-19 muszę przyznać, że rząd wyjątkowo dużo przeznaczył pieniędzy, jak na warunki i tradycje amerykańskie na to, żeby uratować kulturę. Bez tych pieniędzy to faktycznie więcej niż połowa oper, teatrów muzycznych, orkiestr, by po prostu upadła. W Ameryce nie mamy stałych dotacji rządowych. Wszystko odbywa się na zasadzie sponsoringu, specjalnych wydarzeń, jakiś grantów okazyjnych. Jeżeli się nie gra, jeżeli nie ma okazji, żeby zebrać ludzi razem i przeprowadzić zbiórkę funduszy, to po prostu ta studnia bardzo szybko się wyczerpie. Więc udało się w miarę przeżyć, aczkolwiek nie wydaje mi się, że wygląda to tak samo, jak przed pandemią i być może już nigdy nie będzie wyglądało tak samo. To jest kwestia zmian, nawet psychologicznych, mentalnych i po stronie wykonawców i po stronie tych, którzy przychodzą na koncerty. Muzyka symfoniczna bardzo często jest bardziej popularna wśród starszych pokoleń. Obserwuję pewien dystans i obawy aby się pojawiać w salach, gdzie blisko siebie siedzi paruset ludzi, więc tych słuchaczy jest mniej. Co ciekawe, trochę się pojawiło nowych słuchaczy, młodych, co tłumaczę pewnym głodem popandemicznym, aby być, aby widzieć, aby przeżyć. Mam też pewną refleksją, że powiedzmy w tym najciemniejszym momencie pandemii, nie wiedzieliśmy co będzie. Może paru z nas zreflektowało się, że czegoś nie zrobiliśmy, czegoś nie zobaczyliśmy i nie ma żadnej gwarancji, że będzie następna okazja, żeby to zrobić. Więc wydaje mi się, że trochę tych nowych słuchaczy, których widzę, to być może oni próbują nadrobić ten czas. W czasie pandemii ten obraz zmienił się.

Finansowanie kultury w Ameryce jest bardzo dziwne, prawda?
- Ma swoje minusy i parę małych plusów, ale więcej minusów. Ten system cały czas zmusza tych, którzy kierują instytucjami kulturalnymi, planują różnego rodzaju projekty do kreatywności. Koncerty wymagają dużo elastyczności, wyobraźni. Czas to pieniądz, więc jeszcze jest mniej czasu na przygotowanie pewnych rzeczy, żeby budżety spiąć i wykonać przedstawienia, koncerty na poziomie. Jest to ciągle duże wyzwanie.

A Pan nauczył się żyć, pracować w tym systemie? Nigdy nie chciał Pan wracać na stałe do Europy?
- Ja jakby cały czas w Europie też byłem. Jednak z różnych powodów Ameryka stała się moim domem, więc tam oczywiście jest moje główne miejsce pracy.

Ile lat mieszka Pan w Stanach Zjednoczonych?
- Ponad 30 lat, także większość życia spędziłem w Ameryce, więcej niż w Polsce, więc musiałem się nauczyć przystosować i przyjąłem to wyzwanie. Czasami zazdroszczę dyrektorom, dyrygentom europejskim, że na ten chleb z masłem zawsze będzie, że orkiestra miejska, czy wojewódzka ma to finansowanie, które pozwoli na zabezpieczenie podstawowych rzeczy. My tego nie mamy, co oczywiście stawia orkiestry polskie, europejskie, choć nie w każdym kraju w Europie tak jest, ale te kraje, które mają te zabezpieczenie, to stawia ich w bardzo wygodnej pozycji. Jest pewien minus tego, stajemy się nie tak kreatywni, nie jesteśmy zmuszani do pewnej kreatywności, bo nie uważam, że muzycy, czy agenci amerykańscy są bardziej kreatywni. Jesteśmy zmuszeni do większej kreatywności po to, żeby przeżyć.

Oni sprzedają produkt!
- Tak i muszą zadbać, żeby był atrakcyjny dla jak najszerszej rzeszy słuchaczy, bo od tego zależy przeżycie tych orkiestr. Nie możemy sobie pozwolić na 2, 3 tak zwane ambitne programy, które nie chwytają ani z plakatu, ani z reklamy.Trzeba się liczyć z gustem słuchaczy, ale jednocześnie nie wiąże się to z tym, że trzeba grać łatwy, tani repertuar. Wymaga to dużej kreatywności, dużej pomysłowości i wymaga szalonego tempa pracy. Generalnie średnio czas przygotowania koncertu jest o 50 lub 60% krótszy niż w Europie.
Mariusz Smolij w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska
Ameryka ma to szczęście, że nie ma czegoś takiego jak disco polo, prawda?
- Swoją wersję muzyki, powiedzmy discopolowej też ma. Ja lubię czasami porównywać muzykę do jedzenia. Są pewnie słuchacze, są pewni ludzie, którzy będą codziennie jedli frytki z ketchupem i absolutnie nie czują potrzeby, żeby przynajmniej zjeść hamburgera. Niektórzy już jedzą hamburgery i absolutnie nie mają potrzeby, żeby cokolwiek zjeść innego. No i dobrze, jeżeli tak jest i nie chcą niczego skosztować, to będą jedli to samo, a są ludzie, którzy lubią próbować różnych potraw, niekoniecznie bardzo drogich. Można kupić sałatę, która jest tańsza niż hamburger, niż frytki, zrobić ją z jakimś ciekawym sosem, dodać kawałek czegoś tam innego i jest bardzo ciekawe nowe jedzenie i może nawet zdrowsze. Tak właśnie jest z disco polo czy innymi rzeczami. Ludzie lubią disco polo i wydaje im się, że mają jak najlepsze jedzenie, bo się świetnie z tym czują. Tak jest, tak zawsze było i tak przypuszczam, będzie i nie wynika to z tego, że nie stać kogoś finansowo na na inne jedzenie, bo muzyka nie jest zła. Jeżeli ktoś nie jest ciekawy, żeby wyjrzeć za okno, zobaczyć, jak wygląda inna dzielnica, czy spróbować innego rodzaju kolacji, w obecnych czasach, kiedy jest to na wyciągnięcie ręki, to trudno.

Zobacz także

Marcin Styczeń

Marcin Styczeń

Paweł Szkotak

Paweł Szkotak

Łukasz Drapała

Łukasz Drapała

Paulina Rubczak

Paulina Rubczak

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę