A dlaczego zawiesiliście działalność Braci? - Każdy poszedł w swoją stronę. Kilka rzeczy się na to złożyło, ale myślę, że po prostu poszliśmy swoimi ścieżkami, żeby się sprawdzić gdzie indziej, bo zespół Bracia odniósł sukces. Byliśmy już na nieco innym etapie swojej działalności, chcieliśmy się sprawdzić gdzie indziej i to się dzieje.
Fantastyczny refren ostatniego singla „Jeszcze będziemy się śmiać, kiedy nastaną kolejne lepsze czasy. Znowu będziemy się śmiać”. W ogóle fantastyczne teksty. Czyje? - Akurat do utworu „Znowu będziemy się śmiać” tekst napisała Karolina Kozak, tak jak do czterech innych utworów. Jeden tekst jest autorstwa Jurka Stankiewicza, mojego kolegi z Lublina, z którym gramy w zespole Teksasy, a resztę tekstów napisałem sam.
Tego Pan nie uniknie, tego porównywania z bratem. Dobrze Panu z tym? - Nie mam nic przeciwko temu, żeby porównywano mnie do brata i do ojca, to nie jest nic złego dla mnie. Jestem dumny z dokonań mojego taty i naszych, jako zespołu Bracia. Także te porównania zupełnie mi nie przeszkadzają i są naturalne.
Trzeba z tym żyć? (śmiech). Ale przecież Pan śpiewał znacznie wcześniej. To nie jest Pana wokalny debiut, prawda? - W ogóle nie, ale nigdy nie śpiewałem na pełen etat. Byłem gitarzystą, który czasem śpiewał, a teraz stoję na froncie. A to są dwie różne rzeczy, być gitarzystą, a być wokalistą, ale obie są bardzo piękne.
Czyli jest takie parcie na front? - Nie powiedziałbym tak. W momencie zawieszenia działalności Braci, po prostu podjąłem taką decyzję, to nie było żadne parcie. Ja niczego nie robię w życiu na ocenę i tak jest i tym razem. Ja po prostu lubię i lubiłem śpiewać, tylko śpiewałem dużo mniej, a teraz od tych czterech lat mam szansę rzeczywiście śpiewać na pełen etat. Nie jest to łatwe, to jest cały czas dla mnie wyzwanie, wielkie, ale staram się, żeby było coraz lepiej.
A czy ktoś Pana do tego namówił, żeby być na cały etat, na 100% wokalistą? - No trudno mówić, że mówił, to po prostu było oczywiste, że jak nagram własną płytę, to będę chciał ją również zaśpiewać i tym samym stałem się wokalistą pełnoetatowym.
Nie porzucił Pan jednak gitary? - Nie, na gitarze gram cały czas i na scenie będę występował jako gitarzysta i wokalista.
Ale również będzie Pan miał takie „wyskoki gitarowe” w bok, poza swoją działalnością? - Nie wiem, bo się różne rzeczy zdarzają, różne rzeczy do mnie przychodzą, także nie mogę tego wykluczyć, natomiast moja działalność solowa, pod moim imieniem i nazwiskiem, to jest w tej chwili sprawa priorytetowa. Teraz ukazała się pierwsza płyta, ale gdzieś tam już z tyłu głowy mam jakiś pomysł na następną, choć to o wiele za wcześnie, żeby o tym mówić. No i koncerty to jest rzecz podstawowa.
Czy Wojtek Cugowski będzie ewoluował? Już ma Pan pomysł na innego Wojtka? - Jakiś wielkich pomysłów nie. Myślę, że nie, ale też nie chciałbym w kółko nagrywać takich samych płyt, więc na pewno będę musiał pomyśleć, jak to będzie dalej, ale to jest jeszcze za wcześnie.
Jak Pan się zabrał za przygotowywanie swojej płyty, to jaka idea Panu przyświecała? - Nagrywając płytę myślałem o tym, żeby te piosenki mogły zaistnieć w radiu, choć to nie była jakaś nadrzędna myśl. Chciałem nagrać płytę jak najbardziej szczerą, jeśli chodzi o muzykę i komunikatywną. Zawsze byłem fanem muzyki rockowej, popowej, dobrej melodyjnej w tym starszym wydaniu. W tym nowoczesnym stylu, w tym nowoczesnym popie bardzo niewiele znajduje dla siebie i to była jakby jedyna idea, żeby płyta była dobrze brzmiąca, dobrze zagrana i zaśpiewana, bo te partie wokalne na pewno były dla mnie w dużym wyzwaniem. Praca w studiu była świetna, nagrywaliśmy tę płytę z Marcinem Linkiem, który jest producentem. W zasadzie funkcjonujemy jako współproducenci, ale to on miał olbrzymi wpływ na to, jaki jest ostateczny kształt tej płyty. Jak nagrywaliśmy te wokale, to była bardzo miła praca.
Pracowaliście podczas pandemii? - Tak, podczas pandemii, ale też w 2020 roku mieliśmy sporo przerw, bo nie było wiadomo, czy można, czy nie można. Każdy ma też indywidualne podejście do tego, więc rzeczywiście ta płyta się bardzo w czasie rozciągnęła. Wydaje mi się, że gdyby nie wybuchła pandemia, to mielibyśmy tę płytę w 2020 roku.