Basista i jeden z założycieli zespołu ROAN, poza muzyką konsultant Zespołu Domów Pomocy Społecznej i Ośrodków Wsparcia w Bydgoszczy. Przedstawiciel Związku Miast Polskich reprezentujący Bydgoszcz w Komisji Polityki Społecznej.
„...jesteśmy rodzinnie związani z Solcem Kujawskim, ale jestem też bardzo związany z Bydgoszczą, stąd też flaga Bydgoszczy powiewała i w Szanghaju i w Pekinie (...) myśmy potrafili być dwa razy w Chinach i grać takie koncerty. Z jednej strony aule, które chroni policja, z drugiej strony ci sami policjanci, rzucają czapki i zaczynają bawić się przy naszej muzyce. Potem przychodzą do nas, kupują płyty, biorą autografy (...) cały czas dla nas najważniejszym chińskim miastem jest miasto partnerskie Bydgoszczy, czyli miasto Ningbo, do którego w zasadzie przyjeżdżamy jako ambasadorzy muzyczni i traktowani tam jesteśmy bardzo poważnie. Wita nas często Burmistrz tego miasta. Spotykamy się w takich bardzo luksusowych miejscach, bo oni bardzo nam chcą pokazać, że gość z Polski, jeszcze z miasta partnerskiego Bydgoszczy, jeszcze ten ich ulubiony Roan, musi być dobrze ugoszczony. No to są trochę inni ludzie. Jest dużo spokoju, dużo fajnych przemyśleń przy jedzeniu. Oni bardzo dużo jedzą, ale bardzo zdrowo jedzą i przy tych historiach dużo sobie opowiadamy...”
Piątek, 6 czerwca 2025 o godz. 20:05
Zacznę od takiego pytania, które może Cię zdziwi, ale kiedy się umawialiśmy na nasze spotkanie, to akurat byłeś chwilowo w niedyspozycji i nawet powiem więcej naszym słuchaczom, byłeś w szpitalu.
- To zaskoczyłaś mnie, że akurat od tego zaczynasz. Rzeczywiście pierwszy raz, a nie będę zdradzał PESEL-u, natomiast pierwszy raz mi się to zdarzyło, w ogóle w życiu, nazwijmy to poetycko: być chwilowo w niedyspozycji, ta chwila trwała 11 dni.
Czy gdybym Cię spytała o największą traumę w życiu, to byś wtedy odpowiedział, że to właśnie było te 11 dni?
- W 100 procentach, to było najgorszych, traumatycznych 11 dni, jakbyś patrzyła na to przez cały przegląd mojego PESEL-u.
Czyli człowiek w takich chwilach trochę zmienia pewną projekcję swojego życia, pewne priorytety.
- Wiesz co, no i znowu zaskoczyłaś mnie w ogóle tym pytaniem, więc oczywiście tak pokrótce powiem, że to bardzo zmienia, czyli te rzeczy, które mi się wydawały tak bardzo istotne, dziś wydają mi się dużo mniej istotne. Te rzeczy, które mnie bardzo denerwowały i stresowały, wydają mi się dzisiaj z tej perspektywy co najmniej nie stresujące i niewarte schylania się nawet po te rzeczy, więc jeżeli tak ujmując znowu lekko poetycko, to rzeczywiście zauważam sprawy, których nie zauważałem wcześniej. Troszkę zmienia to oczywiście podejście do pewnych sytuacji, żeby ten stres i jakby takie historie, które ci towarzyszyły czasami z małymi tematami, w ogóle nie zajmowały Ci głowy.
Ale ten czas 11 dniowy zamykamy.
- Tak, prawie zapominamy, aczkolwiek fajnie, że poruszyłaś tę kwestię. Najważniejsze co z tego wyniosłem to to, że mówię, żeby nie stresować się i nie patrzeć tak mocno na rzeczy, które nam się w danym momencie wydają najważniejsze w życiu i cieszyć się małymi chwilami. Najważniejsze sprawy są zupełnie inne. Właśnie te, które składają się z takich malutkich chwil, a nie tych takich, wydaje nam się, potężnych.
Andrzej Man w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK
Wyglądasz cały czas młodzieżowo, w związku z tym muszę Cię o to zapytać: Ile lat ma zespół ROAN?
- My z bratem zawsze jak liczymy, to bierzemy pod uwagę dziewięćdziesiąty pierwszy rok, czyli 34 lata, za rok jubileusz i już możemy spokojnie zapraszać też i słuchaczy Radia Pik. Zawsze obchodzimy jubileusze w naszym rodzinnym mieście, w Solcu Kujawskim, a obchodzimy od dziesiątej rocznicy, czyli mieliśmy dziesiątkę, piętnastkę, dwudziestkę, dwudziestkę piątkę, trzydziestkę. Czekamy teraz na 35 lat.
Będzie hucznie?
- Oj zawsze jest. Mieliśmy takie pewne roszady personalne w zespole, ale obecnie mamy bardzo mocny skład: Tomek Pacanowski – gitara, Grzegorz Daroń – perkusja, mój brat Zbyszek Man – wokal i gitara i ja – bas. Wcześniej było takie wyciszenie po pandemii, jak pewnie też sporo słuchaczy wie…
Bo ludzie dzielą czas - do pandemii i od pandemii.
- Szczególnie ta ludzkość, którą muzycznie obsługujemy, mam na myśli chińską stronę. My czekaliśmy dość długo na precyzyjne dane, jeżeli chodzi o powrót do Chin, bo największe w historii kontraktowe umowy na opery i teatry w dwudziestu chińskich miastach podpisaliśmy dokładnie w 2019 roku, podczas naszego ostatniego pobytu w Chinach i wyobraź sobie, że dopiero od tego 2019 roku, teraz w październiku mamy potwierdzone już co najmniej kilka koncertów.
Jesteście takim zespołem bardzo rozpoznawalnym w Chinach?
- No jeżeli ktoś rzeczywiście zerknie tak sobie na materiały, to nasz największy koncert w Chinach, to był akurat w mieście partnerskim Bydgoszczy w Ningbo. To też bardzo fajna historia. Mieliśmy tam na stadionie 25 tysięcy ludzi. Sami byliśmy zaskoczeni. Taka największa historia, nazwijmy to łącząca Polskę i Chiny, to w 2018 roku kiedy przylecieliśmy z flagą Bydgoszczy. Wtedy pojechał z nami do Chin Jurek Owsiak z „Dzidzią”, czyli swoją żoną, z kamerą i przenieśliśmy Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy do Chin. Zagraliśmy, co bardzo ciekawe, w Pekinie niesamowity koncert, mnóstwo ludzi ale jeszcze ciekawszy koncert czekał na nas w Szanghaju. Chyba jesteśmy jednym z nielicznych zespołów w Europie, zagraliśmy w „Hard Rock Cafe” w Szanghaju, przy pełnej sali z licytującym Jurkiem Owsiakiem. Jesteśmy rodzinnie związani z Solcem Kujawskim, ale jestem też bardzo związany z Bydgoszczą, stąd też flaga Bydgoszczy powiewała i w Szanghaju i w Pekinie. I ten Jurek Owsiak, który był w ogóle tak zaskoczony chińską publicznością, bo mieliśmy na sali oczywiście Polaków, ale nie ma ich tak w Chinach bardzo dużo. Mieliśmy mnóstwo Chińczyków z serduszkiem Wielkiej Orkiestry. Jesteśmy jednym z zespołów, które zaczynały Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy z zespołem „Zdrowa Woda”, tu w Polsce nie wszyscy to wiedzą. Byliśmy drugim zespołem, który grał z Wielką Orkiestrą. Finał był w Solcu Kujawskim, na którym był jeszcze wtedy Walter Chełstowski, jeden z organizatorów, Jurek Owsiak, więc wiesz to z tymi Chinami, takie troszeczkę zatoczyło koło. My nie osiągnęliśmy statusu nie wiadomo jakiej gwiazdy w Polsce, więc może nie można tego było tak mocno obserwować, ale biorąc pod uwagę telewizję, które z nami wtedy były, to wiadomo.... Jak jedziemy do Chin to jeszcze śpiewamy z takim super gościem, muzycznym przyjacielem Dashu, to genialny chiński muzyk, który pochodzi z takich rytmów reggae, więc stworzyliśmy z nim całą płytę.
Andrzej Man w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK
Jak występujecie w Chinach to śpiewacie swój repertuar w języku angielskim?
- Tak, aczkolwiek no jesteśmy patriotami, więc śpiewamy parę piosenek po polsku, natomiast jakby osobną część koncertu tworzą dwie wydane płyty w Chinach z Dashu. Jedna jest wypromowana, druga przez pandemię utknęła, więc my wracamy z tą płytą na rynek chiński w październiku. Teraz mamy już chyba potwierdzone 4 koncerty, ale pracujemy nad koncertem w mieście partnerskim Ningbo.
A w Chinach jeszcze produkują płyty?
- Nie, powiem ci, że to jest po prostu forma pamiątki dla fana. Oni za tymi płytami stoją, to są naprawdę kilometrowe kolejki, natomiast oni się śmieją, że to jest coś w rodzaju plakatu, albo pocztówki, bo nie ma już na czym tego odsłuchiwać. Oni słuchają, wiadomo tak jak wszyscy w streamingu. Już nie słuchają z płyt, ta płyta jest pewną formą pamiątki. Ale oni lubią i chcą mieć taką płytę, gdzie są zdjęcia, gdzie mogą sobie zebrać podpisy, gdzie mogą na tych swoich muzyków z Europy popatrzeć. Zresztą bardzo ciekawy materiał też zrobiła telewizja BBC, gdzie chińskie zespoły mówią, że od 2006 roku jeździ do nich polski zespół, który uczy ich grać. To było bardzo sympatyczne w tym materiale. Tam nawet chyba nie pada nazwa zespołu ROAN, bo to też Chińczycy zupełnie inaczej wymawiają, natomiast jesteśmy jakby bohaterami tego filmu. Pokazujemy inny styl muzyczny, bo też Chiny się bardzo zmieniły. To był 2006 rok, jedziemy w ramach współpracy Bydgoszczy do Ningbo, bo od tego się zaczęło wszystko. Gramy koncert uniwersytecki, pojawiają się ludzie na uniwersytetach, którzy zapraszają nas do kolejnych miast: do Szanghaju, do Wuhan, do Pekinu, do Hongkongu, bo my te Chiny naprawdę zjechaliśmy.
I to nie są małe salki.
- Czasami bywają to zwykłe kluby. No ale zazwyczaj gramy w wielkich aulach, gramy w teatrach, gramy w operach. Jakie duże to dla nas przeżycie. Nie pamiętam nawet tego miasta ale graliśmy w tak przepięknej Operze, to są niesamowite rzeczy, bo oni tak przychodzą. Na początku nie wiedzieli, co to za zespół, jak usłyszeli pierwsze dźwięki, to natychmiast stają. Nie wiem, jak oni to robią, zupełnie naturalnie schodzą z krzeseł i mamy taki mały Woodstock w Hongkongu, podobnie zresztą było w Wuhan.
To jesteście tam rozpoznawalni?
- Czasami mnie to trochę martwi, bo jakbyśmy byli zespołem z topu polskiego, byłoby o tym dużo głośniej. Medialnie nam zepsuł rynek zespół Bayer Full, który jak z samej nazwy wynika, opowiada bardzo dużo bajerów i troszeczkę popsuł medialnie odbiór tego, co dzieje się w Chinach. Ich opowieść jest niby fantastyczna, natomiast dobry marketing działa cuda. Jeśli chodzi o nas, to w internecie jest naprawdę mnóstwo materiałów, gdzie widać jak tam bawią się przy naszej muzyce. Między 2010 a 2015 rokiem to był taki szał, że byliśmy opisywani jako „Beatlemania”, to jest w ogóle szok, że stworzyliśmy coś takiego, że myśmy potrafili być dwa razy w Chinach i grać takie koncerty. Z jednej strony aule, które chroni policja, z drugiej strony ci sami policjanci, rzucają czapki i zaczynają bawić się przy naszej muzyce. Potem przychodzą do nas, kupują płyty, biorą autografy i czekają tam godzinę, dwie, trzy, żeby w ogóle go zdobyć. Powrót w październiku do Chin na tę trasę, co jest i tak naprawdę tylko częścią wcześniej zaplanowaną, bo wracamy do tej umowy z 2019 roku, do tych 20 koncertów. Myślę, że to wszystko po prostu musiało trochę poczekać, więc mam nadzieję, że to jest taka druga część tych wyjazdów. No i oczywiście cały czas dla nas najważniejszym chińskim miastem jest miasto partnerskie Bydgoszczy, czyli miasto Ningbo, do którego w zasadzie przyjeżdżamy jako ambasadorzy muzyczni i traktowani tam jesteśmy bardzo poważnie. Wita nas często Burmistrz tego miasta. Spotykamy się w takich bardzo luksusowych miejscach, bo oni bardzo nam chcą pokazać, że gość z Polski, jeszcze z miasta partnerskiego Bydgoszczy, jeszcze ten ich ulubiony ROAN, musi być dobrze ugoszczony. No to są trochę inni ludzie. Jest dużo spokoju, dużo fajnych przemyśleń przy jedzeniu. Oni bardzo dużo jedzą, ale bardzo zdrowo jedzą i przy tych historiach dużo sobie opowiadamy.
Andrzej Man w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK
W Polsce koncertujecie równie często?
- W Polsce koncertujemy bardziej na zasadzie, jeżeli nas ktoś zaprosi to jedziemy, natomiast jak już nas zaprosi to wie, że goszczą dobry zespół. Tych koncertów to było niewiele i to troszeczkę dla nas nie była optymistyczna historia. Z tym, że w Polsce, też nie ukrywajmy tego, że my ogólnie jesteśmy najbardziej znani z naszego utworu „Ciągle pada śnieg”. Co nam niektórzy ludzie z branży w kraju nie wybaczają, więc jak jechaliśmy, pamiętam dwa razy graliśmy na Woodstock, to tam słyszałem z publiczności: „ ...ciągle pada śnieg”. Aha, mówię, są już nasi, więc myślę, że to też troszeczkę wynika z tego, że ciężko nam wybaczyć utwór, z którego jesteśmy bardzo dumni, i który będzie jeszcze bardzo długo towarzyszył wszystkim w każde święta. Mam nadzieję, że tych koncertów może będzie teraz jednak więcej, bo skład już się wyklarował i zaczniemy nad tym pracować. Ubolewamy, że rzadko gramy w Bydgoszczy, którą wraz z Solcem Kujawskim mamy w sercu. Pracujemy teraz nad nowym singlem. Postaramy się tutaj wrócić w sposób taki bardziej zauważalny.