Bogdan Hołownia

2024-01-12
Bogdan Hołownia. Fot. Kinga Eliasz

Bogdan Hołownia. Fot. Kinga Eliasz

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Bogdan Hołownia

Muzyk jazzowy, pianista i pedagog, torunianin często przelotem w Bydgoszczy. Studiował ekonomię, zanim poświęcił się muzyce grał również w szachy. Od 1990 studiował grę na fortepianie w Berklee College of Music w Bostonie. W marcu 2001 otrzymał nagrodę Fryderyk w kategorii „Jazzowy Album Roku za solową płytę fortepianową pt. „Don't Ask Why – piano solo”. Został również laureatem Grand Prix Jazz „Melomani” za 2002 rok w kategorii artysta roku.

„...jak człowiek jest wychowany w Polsce, a potem się przenosi do Ameryki, czyli do zupełnie do innej scenerii, to może zaistnieć parę wariantów. Można się obrazić na cały świat i zastosować ucieczkę ostateczną. Gdzieś tam się schować i mieć wszystko gdzieś, a można starać się czegoś nauczyć. Po takim pobycie w Ameryce, to człowiek ma trochę inną perspektywę. A czy tęsknię? Chciałbym na przykład zawieść jeszcze raz jakąś polską muzykę do Bostonu i tam to nagrać. Tak, jak mi się udało kilka razy, tylko oczywiście ja te płyty wydaję sam, więc ich nigdzie w obiegu nie ma...”

Sobota, 13 stycznia 2024 o godz. 17:05
Bogdanie, kiedy zakochałeś się w jazzie?
- To było uczucie nagłe, aczkolwiek czy od razu mógłbym to nazwać zakochaniem - nie wiem, na pewno to była fascynacja. To było związane z faktem, że mój kolega, okazało się potem kolega z zespołu, pan Andrzej „Bruner” Gulczyński powiedział, że w klubie osiedlowym trzeba wykonać piosenkę „Martwe liście” i spytał czy potrafię. Stwierdziłem, że tak i dodałem: jeśli są nuty, to mogę coś tam zagrać. Nut nauczyłem się sam, przyglądając się, bo pamiętam, że one były na dziadkowym pianinie, które mama miała w swoim pokoju. Potem się okazało, że jednak nut nie ma. Zastanawiałem się czy ja mogę sobie wybrać poszczególne akordy? Im bardziej ta myśl do mnie docierała, tym bardziej zacząłem odkrywać, że uśmiecha się do mnie taki świat niesłychanej wolności, gdzie mogę sobie sam ułożyć te klocki i sformułować z tych klocków jakieś złożone sprawy. No i tak to się zaczęło, tylko, że ja miałem dosyć niski, że tak powiem, pogląd na temat moich możliwości. Dlatego przez długi czas uważałem, że to nie jest dla mnie. Mimo że ta fascynacja jakoś się rozwijała, to cały czas uważałem, że to jest za trudne. Jednak dobrze jest mieć w życiu trochę szczęścia, to znaczy w tym znaczeniu, że jak człowiek idzie do biblioteki, gdzie jest 1000 książek, sięga po właśnie tę książkę i otwiera ją na tej stronie, czyta to zdanie, które właśnie ma być przeczytane. Nie mogę tego inaczej wytłumaczyć, jak tylko tym, że szczęście wtedy mi sprzyjało i miałem jakiegoś opiekuna w sferze duchowej i jakieś sprzyjające prądy.
Bogdnan Hołownia. Foto: Kinga EliaszCo wtedy robiłeś zawodowo, w momencie, kiedy zafascynowałeś się muzyką jazzową?

- Ja generalnie zajmowałem się ucieczką od rzeczywistości, to znaczy wydawało mi się, że rzeczywistość jest jakaś taka opresyjna. Wymyśliłem sobie jeden świat, który mnie zabierał daleko stąd, to był świat figurek szachowych. Każda przemawiała w swojej sprawie, a jak się odkrywa idee, to niesamowite, że można zagrać w określony sposób, to znaczy poświęcić jakąś figurę i potem się zaczyna jakiś piękny świat. Z drugiej strony, to najpierw trzeba coś dać, a potem można coś otrzymać. Człowiek się uczy, że taki świat istnieje i potem na drugim końcu świata rozmawia się właśnie o szachach i o muzyce z legendarnym Lyle Mays’em, pianistą z zespołu Pata Mentheny’ego, który mówił mi: „zobacz, ile wspólnego mają szachy z muzyką. Do pewnego stopnia są one logiczne, czyli „a i b równa się c”. A od pewnego stopnia zaczyna się chmurka i zaczyna się intuicja.” Nie wszystkie rzeczy da się wyliczyć. Pewne figury poruszają się jak takie spłoszone rumaki i trzeba przewidzieć, gdzie one dobiegną, nawet jeśli tego nie chcemy. W muzyce przecież jest podobnie. Jeżeli człowiek jest częścią sekcji rytmicznej, to przede wszystkim powinien słuchać, ponieważ głównym głosem zwykle jest wokalistka ewentualnie saksofonista albo trębacz. Więc to, co ja mam do powiedzenia, to się sprowadza do tego, że mogę coś skomentować. Jednakże nigdy nie mogę powiedzieć, że „tu wiecie, idziemy tędy”, bo czego innego się ode mnie oczekuje i do takiej roli trzeba się przyzwyczaić.

Ale jak już grasz w trio np. z Józefem Eliaszem, czy z „Brunerem” Gulczyńskim, to już swoje te 3 grosze może spokojnie wypowiedzieć.
- Jak sama nazwa wskazuje, gramy w trio, więc są 3 grosze, jeden grosz jest od każdego. Dla mnie oni są tak mili, że mogę pójść w lewo, mogę pójść w prawo i to wszystko oni honorują. Nie jest to jednak taka częsta rzecz i za to trzeba być wdzięcznym im i opatrzności. Zapomniałem, jakie było pierwsze pytanie?
Bogdnan Hołownia. Foto: Kinga Eliasz
Chodziło, czy ten światy szachów i jazzu nadal są tożsame dla Ciebie. Może już z szachów wyrosłeś?
- Trochę staram się, żeby szachy zajmowały mniej miejsca w moim życiu. Na przykład sporo czasu mi zabrało, żebym przestał grać tak notorycznie w komputerowych programach, bo przecież zawodnicy są z całego świata i zawsze można znaleźć ciekawego przeciwnika. A czasem bywały dni, że w ogóle nie chodziło mi o grę, tylko raczej o to, żeby obserwować w jaki sposób przeciwnicy sobie słownie dokuczają. Oczywiście nie chodzi o wyzwiska, czy przezwiska, ale czasem było bardzo zabawnie tak sobie przycupnąć gdzieś i obserwować jak jeden zawodnik stara się wyprowadzić drugiego z równowagi, poprzez jakieś uwagi.

Jak myślisz „jazz”, to grasz swing, czy swing to jest jedna z form wyrazu?
- Tych form wyrazu jest mnóstwo, natomiast ja zawsze byłem blisko głównego nurtu. Gdyby to próbować jakoś określić, to powiedziałbym, że gdyby mnie włożono do sekcji z lat 60, albo gdybym mógł się przysłuchiwać sekcji, w której gra Wynton Kelly, albo Red Garland, to są tacy moi ulubieni artyści, to chyba bym był najszczęśliwszy . Oczywiście taką niebotyczną figurą w tych czasach był Bill Evans. Tak jak Jan Sebastian Bach w swoich czasach, tak Bill Evans w jazzie, czyli ktoś, kto poopowiada o tym, jakie piękne są planety, jak one fruwają na niebotycznych wysokościach i to wszystko zachowuje się jak szwajcarski zegarek, co do milimetra. Mimo że odległości są tak potężne, to jakaś magiczna siła magnetyczna to wszystko trzyma w kupie. No, ale na początku musimy ustalić w co wierzymy i z tym wierzeniem jest takie zwierzenie. Często ja wierzę w to, więc nie potrafię nazwać tego, ponieważ w to wierzę. Wiem, że to brzmi pokrętnie, ale jest jakaś zgodność co do pewnych elementów. Są muzycy freejazzowi, którzy mi często imponują, natomiast czy ja bym potrafił zagrać tak free jazz? Chyba nie, dlatego że się boję gdzieś tak psychicznie. Mam jakąś taką psychiczną blokadę. To są takie światy powiedziałbym może i troszkę łączne, ale chyba bardziej rozłączne, bo to jakby ustalamy w co wierzymy. Ale to już trzeba postrzegać jako piękno, że jest ta różnorodność, że jeden się wypowiada tak, a drugi inaczej. Mnie zawsze fascynowało, że w muzyce istnieje coś takiego jak tradycja, to znaczy przede mną istnieli jacyś wielcy mistrzowie, którzy całe życie ciężko pracowali i zostawili nam swój dorobek. My możemy z niego korzystać. Czasem, żeby skorzystać, trzeba się napracować jak cholera. Co z tego, że ja sobie kupię nuty Billa Evansa, coś próbuje zagrać i raptem ta cała maestria jego warsztatu się do mnie uśmiecha i mówi: „Bodek byś musiał żyć 5 razy, żeby to jakoś zgłębić”. Ja powiem: dobra, jakbym żył tylko raz, to może udałoby się zgłębić jedynie jakąś część . Jestem po to, żeby coś komuś dać jako akompaniator, bo taka jest moja rola. W zasadzie to ja muszę się zastanowić jaki rodzaj marynarki jestem w stanie podłożyć, jak jest kałuża, żeby wokalistka sobie przeszła po niej bezproblemowo, bo taka jest idea.
Bogdnan Hołownia i Magda Jasińska. Foto: Kinga Eliasz
Nie tęsknisz za Stanami?
- Tak, czasem mi się śni, że właśnie się budzę i muszę zdążyć na kolejkę, bo tam, żeby dostać się na uczelnię w Bostonie trzeba było jechać. Opatrzność mi pomagała i pozwalała mi się sturlać z łóżka w tempie przyspieszonym. Więc jak dziś się budzę, to cieszę się, że jestem w domu rodziców i nie muszę się tam spieszyć. Ale z drugiej strony, to pewnych obrazów mi brakuje np. takich fascynujących Profesorów, którzy tam byli i każde zajęcia były pasjonujące. Nawet starałem się łazić na jakieś inne wykłady, na przykład: taki wykład „szybciej znaczy wolniej”. Człowiek idzie z ciekawości, bo zawsze myśli, jak szybciej to nie wolniej. A jeżeli ten ktoś twierdzi, że coś takiego jest, to należy się tam udać. To jest taka wielowątkowa rzecz, bo przede wszystkim jak człowiek jest wychowany w Polsce, a potem się przenosi do Ameryki, czyli do zupełnie do innej scenerii, to może zaistnieć parę wariantów. Można się obrazić na cały świat i zastosować ucieczkę ostateczną. Gdzieś tam się schować i mieć wszystko gdzieś, a można starać się czegoś nauczyć. Po takim pobycie w Ameryce, to człowiek ma trochę inną perspektywę. A czy tęsknię? Chciałbym na przykład zawieść jeszcze raz jakąś polską muzykę do Bostonu i tam to nagrać. Tak, jak mi się udało kilka razy, tylko oczywiście ja te płyty wydaję sam, więc ich nigdzie w obiegu nie ma. Są jakieś minimalne ilości w domu moich rodziców, w piwnicy, bo głównie zajmowałem się rozdawnictwem. Taką metodę prezentuję niezależnie od tego, że świat może mieć inne zdanie i może się lekko z tej procedury wyśmiewać. Ja jednak postanowiłam jak Don Kichot, że nie będę się zmieniał.

Zobacz także

Marcin Styczeń

Marcin Styczeń

Paweł Szkotak

Paweł Szkotak

Łukasz Drapała

Łukasz Drapała

Paulina Rubczak

Paulina Rubczak

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę