Jacek Namysłowski

2023-04-07
Jacek Namysłowski. Fot. facebook.com/jacek.namyslowski.3

Jacek Namysłowski. Fot. facebook.com/jacek.namyslowski.3

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Jacek Namysłowski

Utalentowany puzonista, kompozytor, aranżer i przede wszystkim syn „legendy za życia”, Zbigniewa Namysłowskiego.

„...Tata wręcz unikał nauczania mnie, a mógł to robić przy wielu okazjach. Chyba to jest jedna z najtrudniejszych relacji - nauczyciel w roli ojca, a uczeń w roli dziecka, to jest bardzo ciężka, złożona relacja i to zazwyczaj kończy się jakoś źle. Myśmy się spinali, jak ja jeszcze grałem na fortepianie w podstawówce i tata chyba odpuścił. Nawet mi nie dał znać, że to jest trudne dla niego, tylko po prostu zostałem sam przy instrumencie, a potem okazało się, że musiałem zmienić instrument, bo coś poszło nie tak. Nie mówię, że to taty wina, ale po prostu to naprawdę nie jest łatwe zadanie....”


Piątek, 7 kwietnia 2023 o godz. 20:05
Będziemy dzisiaj rozmawiać o tacie. Właściwie spotykamy się niemal rok po śmierci Zbigniewa Namysłowskiego, a przed nami fantastyczny album, na który Pan wybierał materiał?
- Nie, ale pomagałem przy selekcji utworów, które nie zmieszczą się na tym albumie, który i tak jest już czasowo nadwyrężony, bo dwupłytowy.

W dodatku to album, na którym pojawiają się nagrania, kiedy jeszcze Pana nie było na świecie, w pewnej części.
- Tak. Żałuję, bo to fajne nagrania. To są nagrania ponadczasowe i w dodatku zupełnie przeze mnie niespodziewane, przynajmniej częściowo, bo ja nie wiedziałem, że w ogóle one istnieją. Nigdy nie było w domu opowieści o tym, że tata kiedyś coś nagrał, a tu się okazuje, że jest kwintet, który niemal w identycznym składzie nagrał znamy „Kujaviak Goes Funky”, tylko że tutaj mamy na saksofonie Janusza Muniaka.

Okładka płyty: Zbigniew Namysłowski - Radio sessions1974-1995To powiedzmy, co jest na tej pierwszej płycie, na której są nagrania z lat 70.
- To są dwie wersje Kwintetu, w którym podczas pierwszego nagrania, w 1974 roku w składzie był Janusz Muniak na saksofonie, ale i na flecie, tata wtedy zagrał też na wiolonczeli. Oprócz tego jest Wojciech Karolak na elektrycznym pianinie, Paweł Jarzębski na kontrabasie i Czesław Mały Bartkowski na perkusji. Bardzo fajny repertuar, bo sentymentalny i dlatego żałuję, bo bym chętnie posłuchał ich na żywo. Ale nie wiedziałem o tym, że takie nagranie było kiedyś dokonane, tato się nie chwalił swoimi nagraniami i swoimi takimi rzeczami jak wyjazdy, czy koncerty. Nie opowiadał o tym, więc dowiaduję się właśnie przy takich okazjach.

Tata był multiinstrumentalistą, prawda?
- Tak, nie tylko grał na saksofonie, jak się chętnie to określa. Po prostu w czasie edukacji musiał kilka razy zmieniać instrument, bo porwał go jakiś inny, a nigdy nie zarzucił kontaktu ze swoimi poprzednimi, tak w stu procentach. On mówił, że puzon to jest przeszłość, ale jak tylko była okazja, to bardzo chętnie wracał do puzonu. Ale zdarzały się instrumenty jak kornet, czyli taka mniejsza trąbka, którą zabierał ze sobą w czasie podróży po Polsce autostopem, bo była wygodna do wzięcia na ramię i jak usłyszałem w domu kiedyś, tzn 10 lat temu parę dźwięków na trąbce w jego wykonaniu, to się bardzo zdziwiłem. Tata na każdym ze swoich instrumentów, na których umiał grać, grał w innym stylu. Na puzonie grał bardzo „dixielandowo” i nie umiał się nawet z tego wydobyć. Ten instrument kojarzył mu się jednoznacznie z dixielandem. Na saksofonie już grał nowocześniej i to ultranowocześnie.

Na wiolonczeli?
- Na wiolonczeli próbował chyba grać tak coś pomiędzy saksofonem, ale to był najtrudniejszy dla niego instrument w adaptacji do jazzu i dlatego też chyba rzeczywiście z tym instrumentem zerwał.

To popatrzmy na ten drugi skład na płycie z Tomaszem Szukalskim.
- Tak, to jest skład, który powstał rok później i w zasadzie jest bliźniaczy, poza zmianą, która również nastąpiła w składzie płyt między „Kujaviak Goes Funky” a „Winobraniem”. Tam zmienili się perkusiści i tutaj również to widzimy. Czyli Kazimierz Jonkisz pojawił na perkusji, zamiast Czesława Bartkowskiego, oprócz tego Janusza Muniaka zmienił Tomasz Szukalski.

Czy Pan wybrał swój instrument za namową taty?

- Za takim drobnym doradztwem. Stanąłem w sytuacji, kiedy za krótko grałem na flecie, żeby się dostać do liceum. Ja przeszedłem też przez edukację na kilku instrumentach i między innymi grałem na flecie. Do fletu teraz wracam bardzo chętnie i nawet zdarza mi się coś sam sobie zagrać. Sprawiam taką okazję, żeby nagrać na swoich płytach na flecie jakieś tam cząstki. W szkole ponieważ miałem konkurenta na egzaminach wstępnych i to dosyć mocnego, bo ja dopiero zaczynałem na tym instrumencie, to powiedziano mi, że powinienem wybrać coś, na czym teraz by się przydało, żebym grał w liceum i do wyboru miałem fagot, albo puzon. Zupełnie nie wiedziałem, co myśleć o tym i wtedy tata wkroczył i powiedział, że puzon to jest super instrument.

Fagot też.
- Fagot też jest super instrumentem, tylko wtedy nie wiedziałem o tym, że naprawdę na fagocie można świetnie sobie w jazzie poradzić i mało kto to robi. W Polsce jest tylko jeden Łukasz Poprawski, który bardzo dobrze gra na fagocie jazz. To też wykorzystaliśmy, bo ja nagrałem dwa lata temu, jeszcze za życia taty, z siostrą, czyli Mary Rumi, ona tak funkcjonuje w środowisku jazzowym, płytę "Depressed Lady", na której osiem utworów jest właśnie z kompozycjami taty i tam wykorzystaliśmy w jednym utworze talent Łukasza na fagocie, a ja tam gram na flecie.

Na drugiej płycie taty „Polish Radio Jazz Archives 36 – Zbigniew Namysłowski” mamy już dwa składy, kwartet i kwintet z lat 90. Już wtedy Pan był na świecie.
- Tak i bardzo dobrze znam te składy i pamiętam jak ich z siostrą słyszeliśmy na żywo, jeszcze kiedy byliśmy malutcy, próbowaliśmy się zaprzyjaźniać z Leszkiem i Czarkiem.

Z Leszkiem Możdżerem i Czarkiem Konradem.
- Oczywiście nie przedstawiłem jeszcze składu. Brakuje nam do kompletu Zbyszka Wegehaupta na kontrabasie. To właśnie taki kwartet nagrał jedną i drugą płytę. Drugi zespół z 95 roku jest kwintetem, bo do nich dołączył Piotr Wojtasik, który przez tatę był zapraszany do wielu koncertów. I właśnie wtedy, kwartet przeobrażał się w kwintet. Piotr Wojtasik, bardzo to podkreślę, on nigdy nie był członkiem zespołu taty.

Jacek Namysłowski prezentuje płytę: Zbigniew Namysłowski - Radio sessions1974-1995. Fot. nadesłaneTata lubił zapraszać do swoich składów młodych muzyków. To właściwie prawdziwa kuźnia młodych artystów i pewnie dla nich też niejako, to moment rozwojowy, kiedy mogli się pokazać.
- Tak, każdy korzystał z okazji, żeby pograć z kimś doświadczonym, uznanym i kimś, kto dbał o to, żeby zawsze mieć własny repertuar. Nawet jeżeli grał standardy, to tata zawsze je aranżował. Troszkę wprowadzał swojego języka muzycznego do starych wersji, więc to było dla każdego atrakcyjne kto chciał się trochę rozwinąć. A tata z kolei bardzo chętnie korzystał ze świeżej krwi, bo wydawało mu się, że to jest odświeżające dla zespołu i wprowadzał chętnie do swojego zespołu ludzi, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia. Tata chyba nie kierował się chęcią edukowania młodych, tylko sięgnął po grających bardzo dobrze i w jakiś nowoczesny sposób. Tata wtedy mówił, że fajnie mu pasowali do zespołu. W tym momencie tak takie rzeczy kojarzę, a nie kojarzę jego chęci edukowania. To było zupełnie równolegle, tak przy okazji. A poza tym, przy okazji, to rzeczywiście tato miał dwa epizody kilkuletniej pracy w szkole na Bednarskiej, na wydziale jazzu i to go też bardzo pociągało.

Czy Panowie często ze sobą wspólnie graliście?
- To mam teraz taką dwutorową odpowiedź na to pytanie. Graliśmy regularnie, to znaczy na stałe byłem członkiem taty Kwintetu przez przeszło ostatnich 20 lat. Może bardziej sporadycznie grałem na samym początku, a potem już rzeczywiście regularnie, dosyć często i po paru latach już byłem stałym członkiem. Tymczasem rzeczywistość jest taka, że koncertów było coraz mniej, z roku na rok graliśmy coraz rzadziej.

Komfortowo się czuł Pan stojąc obok taty, czy to zawsze jest pewnego rodzaju stres?
- To jest rzecz, którą dopiero sobie uświadomiłem teraz, że jednak to zawsze był stres, bo tata niechętnie coś mówił, a już na pewno nie chwalił, tylko mówił to, co ewentualnie było do poprawy. Czyli jeżeli coś mu się nie podobało, w grze któregokolwiek z członków zespołu, to oczywiście wtedy interweniował. Ja jako jego syn usłyszałem dużo bardzo fajnych i przydatnych uwag, natomiast nic pochwalającego moją grę i to nie było takie bardzo komfortowe, tym bardziej, że to był rzeczywiście mój podstawowy zespół, w którym się rozwijałem. Nie zdobywałem za dużo doświadczenia w innych zespołach, więc to taka dosyć, jak się okazuje, brutalna gra, ale oczywiście się dobrze dogadywaliśmy. Ja tę muzykę znałem od urodzenia, albo i wcześniej i wiedziałem dokładnie, czego się spodziewać po tych utworach i co tata sobie wyobraża, jak one powinny brzmieć, więc nie próbowałem się konfrontować. Fakt, że jak coś zagrałem źle, to było dostrzeżone, to wiedziałem od razu, więc byłem ostrożny.

Rzeczywiście Pan był zaznajomiony z muzyką taty od najmłodszych lat, bo pamiętam Pana jeszcze w wózku, na warsztatach w Chodzieży?
- A to była pani? (śmiech) Z Chodzieży mam jeszcze pamiątkę na policzku, bo też tam byłem troszkę później, już nie w wózku i zdaje się, że na rowerku gdzieś zjeżdżałem, wywróciłem się i otarłem policzek. Blizny zostały mi do dzisiaj, także mam sporo pamiątek z Chodzieży.

Ale to nie jest jakaś taka trauma.

- Nie, ja tego w ogóle nie pamiętałem, tylko widzę w lustrze. Sam chętnie wracam do Chodzieży i w tym roku również będę tam jako wykładowca.

A kto Pana nauczył aranżacji, Tato?
- Nie, chyba doświadczenie po prostu, bo rzeczywiście to nie jest rzecz, którą się zająłem w czasie studiów. To znaczy byłem na kierunku instrumentalnym, studiowałem puzon jazzowy, a aranżacją podobnie jak tata zainteresowałem się samodzielnie, zdobywając doświadczenie z każdym kolejnym aranżem albo śledząc co się gra i jak gra, próbowałem to naśladować. Czyli jestem aranżerem-samoukiem, tak jak tata.

Fantastycznie Pan porusza się w tej materii, szczególnie w aranżacjach big-bandowych.

- Bardzo dziękuję, to jest faktycznie, nie chciałbym powiedzieć, że konik, ale bardzo lubię to zajęcie, choć teraz dużo aranżuje na septet.

Czego Pan się nauczył od taty?
- Chyba wszystkiego tego, co gram i co piszę, tak mi się wydaje.

A Tata był takim świadomym nauczycielem Pana, czy to było wszystko przy okazji?
- Tak właśnie, to było tylko i wyłącznie „przy okazji”. Tata wręcz unikał nauczania mnie, a mógł to robić przy wielu okazjach. Chyba to jest jedna z najtrudniejszych relacji nauczyciel w roli ojca, a uczeń w roli dziecka, to jest bardzo ciężka, złożona relacja i to zazwyczaj kończy się jakoś źle. Myśmy się spinali, jak ja jeszcze grałem na fortepianie w podstawówce i tata chyba odpuścił. Nawet mi nie dał znać, że to jest trudne dla niego, tylko po prostu zostałem sam przy instrumencie, a potem okazało się, że musiałem zmienić instrument, bo coś poszło nie tak. Nie mówię, że to taty wina, ale po prostu to naprawdę nie jest łatwe zadanie. Wiem, bo teraz mam troje dzieci, z których każdy po kolei przechodzi przez edukację muzyczną, bo są utalentowane. I sam też tego doświadczam, z tego drugiego punktu widzenia.

No ale pamięta Pan o swoich doświadczeniach? W związku z tym pewnie to będzie trochę inaczej wyglądało.
- Historia się lubi powtarzać, bo moja córka już zrezygnowała ze szkoły muzycznej, więc też daliśmy jej taką możliwość, żeby sobie powiedziała, że już tego nie chce. Teraz jeszcze Adaś jest w szkole muzycznej na kontrabasie w podstawówce, no i jest jeszcze sześcioletni Janek, który będzie zdawał prawdopodobnie do szkoły muzycznej. On bardzo chce i wyraża większe zainteresowanie muzyką. Miejmy nadzieję, że coś z tego będzie i rodzice niczego nie zepsują.

Zobacz także

Paweł Szkotak

Paweł Szkotak

Łukasz Drapała

Łukasz Drapała

Paulina Rubczak

Paulina Rubczak

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Damian Sikorski

Damian Sikorski

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę