Marek Jakubiak
Marcin Kupczyk: Pana ugrupowanie domaga się wprowadzenia jednomanadatowych okręgów wyborczych do sejmu. Dyskusja o tym trwa właściwie już od lat. Mamy już okręgi jednomandatowe do senatu. A dlaczego do sejmu także są potrzebne?
Marek Jakubiak: Dziś listy partyjne pozwalają na przemycanie różnego rodzaju osób znanych z niczego. Tu chodzi o coś innego. Jednomandatowe okręgi wyborcze to jest inna filozofia myślenia o parlamencie i zgłaszania problemów. Kontakt pomiędzy posłem, a wyborcami z małych okręgach wyborczych byłby bardziej skuteczny.
Są też wady JOW– ów. Wymienię je: uprzywilejowanie największych partii, marginalizacja tych małych, zabetonowanie sceny politycznej, bo nowym inicjatywom jest bardzo ciężko się przebić oraz faworyzowanie, jak to nazwano, tak zwanych politycznych celebrytów. JOW-y jeszcze bardziej niż ordynacja proporcjonalna promują właśnie znane twarze, znane osoby. Co pan na to?
No tak, ale oni, żeby zostali wybrani, to muszą coś sobą prezentować. Nie wystarczy mieć twarz w Internecie, trzeba coś pokazać. Myślę, że pierwsze wybory byłyby takim sprawdzianem. Pytam się, czy w senacie mamy do czynienia z tymi zjawiskami, o których pan redaktor powiedział? Chyba nie. Natomiast z całą pewnością są tacy posłowie, na przykład jak Marek Borowski z Warszawy, z Pragi, który jest już wybierany od 20 lat i warszawianie są z tego faktu zadowoleni. Mówię specjalnie o Marku Borowskim, bo to nie mój świat, natomiast prawda jest taka, że nie ja jestem od decydowania, jakimi światami porozumiewają się mieszkańcy danego okręgu. Oni wybierają większością i tym się demokracja różni od od innych ustrojów, że większość ma zdecydowaną rację.
Komisja ochrony środowiska naturalnego Parlamentu Europejskiego zaproponowała, aby odebrać krajom członkowskim kompetencje w zakresie gospodarki leśnej. Chodzi o przeniesienie krajowych kompetencji dotyczących zarządzania lasem, do kompetencji dzielonych. W wyjaśnieniu usłyszeliśmy, że w dobie kryzysu klimatycznego lasy są dobrem, które należy chronić przed zakusami rządów poszczególnych państw. Wymagałoby to zmiany traktatów, a więc jednomyślności wszystkich państw członkowskich. Już na samym początku Polska powiedziała stanowcze „nie". A co pan na to?
Stanowcze „nie", ponieważ Unia Europejska w ogóle ma na Polskę bardzo dużą chrapkę, dlatego że Polska ma jeszcze dużo terenu naturalnego, czego Unia Europejska już nie ma. Najpierw Niemcy wycięli swoje lasy, a teraz będą się za pomocą Unii Europejskiej przystawiać do polskich lasów. To nie jest dobre rozwiązanie i, niestety muszę powiedzieć, że tymi głupotami właśnie Unia brnie w kierunku samodestrukcji. Socjalizm się nie sprawdził, a Unia koniecznie chce jeszcze raz dowodu na to, że socjalizm to jest zły ustrój dla człowieka, mimo że posługuje się dobrymi chęciami, a dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Unia Europejska nie chce tego przyjąć do wiadomości. Akurat wróciłem ze Stanów Zjednoczonych i tam się jakoś nikt nie przyjmuje tym wszystkim. Tam widać wyraźnie, że żyje się normalnie. Używa się sztućców, co prawda drewniane weszły teraz, ale prawie wszystko jest z plastiku. Nikt nie segreguje śmieci. Jeżdżą samochody ze spalinowymi silnikami powyżej 5 litrów pojemności. I nikt jakoś się nie egzaltuje za bardzo takimi informacjami, że musimy akurat w Europie mieć czyste powietrze. Nie będziemy mieli czystego powietrza, bo nikt na granicach Europy nie postawi muru aż do stratosfery, po to, żeby nie przedostawały się do nas masy brudnego powietrza. Największymi trucicielami są właśnie Stany Zjednoczone, Pakistan, Chiny. A Chiny wprost nawet powiedziały: nie będziemy się tym zajmować. Po 2036 roku pomyślimy. To są bzdury. Jest mapa badania czystości powietrza i widać na niej, że czujniki są ustawione na granicy polsko-niemieckiej. Po stronie niemieckiej jest czyste powietrze, a brudne po stronie Polskiej i to u nas trzeba wszystko zamknąć, bo mamy smog. Nie ma czegoś takiego, że za zachodnią Odrą jest czyste powietrze, a za wschodnią już brudne. Nie ma czegoś takiego. Natura ma swoje prawa. (...)