Śpiewak, tenor, od roku także pedagog w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy.
"Dyrektorzy, reżyserzy decydują o tym, że mimo iż ktoś jest jeszcze nie do wyrzucenia, jednak się go zastępuje i stawia się na młodość. To bardzo dobrze, bo gdyby przed laty ktoś na mnie nie postawił, to bym pewnie nie doszedł do tego miejsca, w którym jestem - ale należy to robić z rozsądkiem..."
Środa, 13 maja 2015 - godz.18.10
Swego czasu mógł Pan spokojnie przejść do księgi Guinnessa. Potrafił Pan śpiewać w kilku miejscach w jednym tygodniu.
- Oj kiedy to było – to już nie powróci. W tym zawodzie nie powinno się odmawiać. Zwłaszcza teraz, kiedy jest gorsza koniunktura trzeba śpiewać jeśli są zamówienia. Jest tak długa kolejka nas chętnych, więc jak się raz odmówi to potem bardzo trudno powrócić do tego punktu. Teraz mam już swoje lata, doszedłem do tego szczęśliwego momentu, że już nic nie muszę. W tym sezonie rozpocząłem pracę pedagogiczną, na początku podchodziłem do tego bardzo sceptycznie – ja, który całe życie śpiewałem na scenie nigdy bym nie pomyślał, że będę uczył. Jestem dziś zdziwiony, że mnie w to wciągnęło, ale to pewnie dlatego, że trafiłem na fajnych studentów – ludzi, którzy mają talent i dryg.
Mówi Pan o sobie jak o starym śpiewaku, ale nie wygląda Pan na styranego życiem, raczej jakby Pan korzystał z kuracji odmładzającej.
- No nie korzystam, prócz dbania o uzębienie resztę pozostawiam naturze.
W przypadku śpiewaka wygląd zewnętrzny jest ważny.
- Niestety coraz bardziej ważny, w tej chwili decyduje wygląd, a mniej umiejętności. To tak jak w branży motoryzacyjnej – te najnowsze samochody są piękne, ale te stare diesle okazują się nie do zdarcia, są prostsze w obsłudze, są tańsze w eksploatacji, a jednak ludzie kupują te nowe. Taki wymóg czasu – to samo jest w operze, teatrze.
Czuje Pan ten oddech konkurencji na plecach?
- Ja nie czuję tego oddechu, ale rozumiem decydentów, bo to oni kreują rzeczywistość. Dyrektorzy, reżyserzy decydują o tym, że mimo iż ktoś jest jeszcze nie do wyrzucenia, jednak się go zastępuje i stawia się na młodość. To bardzo dobrze, bo gdyby przed laty ktoś na mnie nie postawił, to bym pewnie nie doszedł do tego miejsca, w którym jestem - ale należy to robić z rozsądkiem. Ja nie narzekam, pogodziłem się z tym, był moment, że nie mogłem tego przeżyć, że pewne rzeczy się kończą, że moje nazwisko się gdzieś zgrało. To też jest jakiś element, który decyduje o tym, że ten kalendarz jest bardziej pusty. Było mi przykro bo uważałem, że jestem jeszcze w stanie sprostać wyzwaniom. Nie przeskoczę tych rzeczy – to jest wymiana pokoleń i nie ma co z tym walczyć. Trzeba się z tym pogodzić i lepiej przejść za w czasu na inne pole, niż wiecznie udowadniać, że jeszcze jesteś dobry.
Jak się Pan czuje jako profesor?
- Jakiś czas temu jeszcze nie reagowałem na ten przydomek – przezwisko. Co bardziej złośliwi koledzy mówią do mnie – doktor, bo posiadam ten tytuł naukowy.
Czy jest coś w życiu zawodowym czego Pan żałuje – jakiejś decyzji?
- Do pewnego momentu niczego nie żałowałem. Patrzę na karierę naszego znakomitego tenora Piotra Beczały – start mieliśmy taki sam. Spotkaliśmy się w 1991 roku na konkursie Ady Sari, na którym dostaliśmy obaj wyróżnienia i on już wtedy wiedział, że prosto po studiach wyjedzie do Linz na kontrakt. Ja uważałem, że w Polsce jest tyle pracy, a tam będę nikim. Po trzech latach, po konkursie Belvedere zostałem zaproszony do Hamburga – tam przez pół roku pracowałem na stażu i potem po odbyciu tournée po Japonii zaproponowano mi pracę – ja jej jednak nie przyjąłem. Miałem w Polsce tyle zobowiązań, tu na miejscu – miałem już rodzinę, żonę, dziecko, niepełnosprawnego brata, mamę. Wiem, że gdybym tam został moja kariera mogłaby się inaczej potoczyć. Nie wiem czy wytrzymałaby to moja rodzina, ale też nie wiem czy byłoby tak źle. Nawet gdybym nie zrobiłbym takiej kariery jak Piotr, na pewno byłbym w innym miejscu. Może to jest to co będzie mnie tam na koniec kuło, ale może jeszcze życie mi coś ciekawego przygotowało? Ponieważ przechodzę ten etap powolnego ze sceny, to przychodzą mi takie refleksje.
Ale niech Pan tak się szybko nie żegna ze sceną.
- Zdecydowałem się, że może dociągnę do 30-lecia pracy artystycznej i raz na zawsze się pożegnam z tym zawodem. Nasza profesja się bardzo zdewaluowała. Dawniej śpiewak w teatrze operowym to był ktoś, teraz to jest Pan, którego można szybko zwolnić.
Zobacz także
Multiinstrumentalista, kompozytor i autor, od kilku lat bardziej rozpoznawalny jako skuteczny łowca talentów i twarz akcji radiowej Czwórki Będzie Głośno!… Czytaj dalej »
Pianista - Maciej Tubis i perkusista - Radosław Bolewski tworzą duet od kilku lat. To wyjątkowy i oryginalny w skali kraju duet, który brzmi jak kwartet bo… Czytaj dalej »
Rodowita góralka z Zakopanego. Wokalistka, pasjonatka życia, muzyki i głosu, od trzech lat studentka bydgoskiej Akademii Muzycznej. „...Jestem góralką… Czytaj dalej »
Wokalistka śpiewająca w różnych stylach - od klasyki po piosenkę aktorską, jazz, a ostatnio zasmakowała w repertuarze autorskim. Doktor sztuk muzycznych… Czytaj dalej »
Anna – już nie Ania, odkrywa kolejne piosenki nowej płyty. Tym razem Anna Rusowicz i Kuba Badach we wspólnym utworze pt. „Ciebie kochać chcę”. „...To… Czytaj dalej »
13 czerwca, w dniu swoich urodzin wydała najnowszy singiel pt. „Amsterdam”. Jest to pierwsza premierowa piosenka wydana po albumie pt. „Miód i dym”… Czytaj dalej »
Natalia Kwiatkowska i Robert Kapkowski, czyli Cheap Tobacco. „...to jest na pewno, nie wiem czy nowe, na pewno świeższe Cheap Tobacco. Oczywiście nie odcinamy… Czytaj dalej »
Wokalistka, konsultant muzyczny. Członkini zespołu „Spirituals & Gospel Singers”. Prywatnie mama reżysera Jana Komasy, wokalistki Marii Komasy, śpiewaka… Czytaj dalej »
Pan Google o nim pisze: polski wokalista, pedagog i publicysta. Na polskiej scenie jazzowej debiutował w 1994. W roku 2023 otrzymał tytuł profesora sztuki w… Czytaj dalej »
Wokalistka, absolwentka Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. „Miód” to już czwarty utwór Mateusza Krautwursta w repertuarze… Czytaj dalej »