Stworzył najpiękniejszy portret Paderewskiego! Opowiadają o obrazach z kolekcji Filharmonii [wywiad]
- W listach prywatnych dyrektor Andrzej Szwalbe zwracał się do Tadeusza Małachowskiego „drogi i wielki mistrzu”. Na 35-lecie Filharmonii ofiarował mu medal z podziękowaniem za wieloletnią przyjaźń, okazaną instytucji – wspominają żona i syn nieżyjącego już artysty malarza. Obrazy tego twórcy i wielu innych podziwiać będzie można w sobotę (17 maja) podczas Nocy Muzeów w Filharmonii.
Magdalena Gill: „Najpiękniejszy portret Ignacego Jana Paderewskiego” – tak mówi się o obrazie Tadeusza Małachowskiego, który wisi dziś w gabinecie dyrektora Filharmonii Pomorskiej. Zgadza się Pan z tym określeniem?
Łukasz Małachowski: Uważam, że ojciec był wybitnym portrecistą. Na tym portrecie – również poprzez charakterystyczny grymas na twarzy - uchwycił rys Paderewskiego, jego wnętrze i charakter.
Ojciec lubił ten portret?
ŁM: Rozmowy z ojcem na temat jego malarstwa były bardzo specyficzne. Nie wiem, czy był zadowolony z portretu Paderewskiego, ale jakiś czas po jego śmierci odkryłem coś, co mnie bardzo zaskoczyło. Zabrałem się wtedy za porządkowanie wszystkiego, co zostało po ojcu i znalazłem skrzynkę ze slajdami. Ojciec w ten sposób próbował pod koniec życia dokumentować swoje dokonania. Wśród wielu slajdów był jeden właśnie z obrazem Paderewskiego, ale to nie był dokładnie ten, który dziś wisi w Filharmonii. Byłem bardzo zdziwiony, kiedy wybrałem się do FP przy okazji wykorzystania tego obrazu na okładce płyty z pieśniami Paderewskiego i odkryłem, że pierwsza wersja jest inna od ostatecznego portretu.
Czym się różni?
ŁM: Sposobem malowania. Jest bardziej drapieżna, inaczej skonstruowana, Paderewski ma na tym obrazie inny wyraz twarzy. Zdziwiło mnie, że portret Paderewskiego był dwa razy datowany – pierwszy raz w 1978 roku i drugi - w 1986, czyli rok przed śmiercią ojca.
Obraz musiał do niego wrócić i ojciec stwierdził, że trzeba go poprawić. Nie wiem, czy to była jego własna inicjatywa, czy może dyrektora Andrzeja Szwalbego? Bardzo rzadko zdarzało się, by ojciec coś poprawiał. Był znany z tego, że jeśli kończył jakieś płótno, to już potem do niego nie wracał.
Pani towarzyszyła mężowi w pracy artystycznej. Jak się żyło na co dzień z artystą?
Ewa Małachowska: Treścią życia mojego męża było zmaganie się z materią twórczą. Był artystą 24 godziny na dobę. Nigdy nie przywiązywał zbytnio wagi do spraw codziennych - paradoksalnie był częścią domu, jednocześnie będąc pochłonięty własnymi zmaganiami twórczymi. Klasyczny paradoks życia z artystą. Pracując zachowywał się jak urzędnik. Wędrował do swojej pracowni codziennie, pracując do późnego wieczora. Nie potrafił odpocząć, nie istniało coś takiego, jak urlop od pracy twórczej.
Portret Paderewskiego to nie był epizod w twórczości Tadeusza Małachowskiego. Zasłynął z wielu obrazów przedstawiających kompozytorów polskich. Muzyka była dla niego ważna?
ŁM: Warto przypomnieć, że na początku drogi edukacyjnej ojciec wybrał kierunek muzyczny. Uczył się śpiewu w Szkole Muzycznej w Poznaniu. Operował barytonem.
EM: Muzyka była – poza malarstwem - wielką miłością mojego męża. Zwykle stanowiła tło procesu twórczego, albo odpoczynek po tej pracy. Mąż był laureatem konkursu „Temat muzyczny w plastyce”, stworzył też plakat do baletu Ludomira Różyckiego „Pan Twardowski'' na zamówienie opery w Bydgoszczy.
ŁM: Większość portretów kompozytorów ojciec wykonał na konkurs w 1976 roku, rozpisany przez wydział kultury i sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy. Ojciec go wygrał, a najlepiej to wydarzenie obrazują wspomnienia Daniela Włodarczyka – lekarza z Inowrocławia, zafascynowanego twórczością ojca i zaprzyjaźnionego z nim. Napisał, że temat wybitnie ojcu odpowiadał, „namalował kilka wersji portretów Chopina, portrety Haendla, Beethovena, Wieniawskiego, Musorgskiego i Szymanowskiego. Poświęcił im szalenie dużo pracy i energii. W pracowni od rana do wieczora rozlegały się dźwięki koncertów, symfonii, nokturnów. Tadeusz czytał, potem słuchał i malował. Po kilku miesiącach dawało o sobie znać zmęczenie, manifestujące się u niego zniecierpliwieniem, rozdrażnieniem”*.
Lekarz wspomina, że przyjeżdżał do pracowni ojca dwa razy w tygodniu, wspomagał go lekami, wspierał psychicznie, pomagał w zakupach płótna i farb, czy w naciąganiu płótna na krosna malarskie
Napisał też, że Tadeusz Małachowski skończył te obrazy „kosztem olbrzymiego napięcia i wysiłku”.
ŁM: Ojciec zdołał je ukończyć dosłownie na ostatnią chwilę. Pan Włodarczyk wspominał, że odwiózł portrety do Biura Wystaw Artystycznych w Bydgoszczy w ostatnim dniu przyjmowania prac. Wspominał: „Z osobistą satysfakcją oddałem je w ręce Kazimierza Jułgi, notabene serdecznego przyjaciela Tadeusza. Pani Janinie Sawickiej-Jułga zawdzięcza Tadeusz potem wspaniale przygotowane ekspozycje swoich obrazów. Portrety były świetne. W dniu 7 września Tadeusz odebrał pierwszą nagrodę za portrety kompozytorów. Uroczystość odbyła się w foyer Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy, gdzie także wystawiono nagrodzone w konkursie obrazy”*. Na pamiątkę tego sukcesu Daniel Włodarczyk otrzymał od ojca szkice portretów z dedykacją: „Za pomoc w zdobyciu nagrody”.
Pana ojciec jakoś szczególnie przygotowywał się do malowania portretów?
ŁM: To były mrówcze przygotowania. Ojciec miał dar „łapania wnętrza” osoby, którą portretował, ale nigdy nie następowało to od razu. Było zawsze kilkanaście podejść, czasami ktoś pozował, ale to były krótkie sesje. Jeśli chodzi o osoby żyjące - zazwyczaj były wykorzystywane fotografie. Do dziś mam na przykład zdjęcia prof. Stanisława Kielana – rektora ówczesnej Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Bydgoszczy (dziś Politechnika Bydgoska – przyp.red.), który wywołał niemałe zamieszanie, bo do urzędu, w którym ojciec miał pracownię, przyszedł w gronostajach. Z zawieszonymi na szyi łańcuchami wchodził na piętro i w urzędzie plotkowano, że jakiś biskup przyjechał do Małachowskiego (śmiech).
Bardzo często też ojciec, gdy szukał fotografii, wyrywał całe strony z książek i albumów, więc część biblioteki po nim to są wydawnictwa okaleczone. Do dziś znajduję wyrwane kartki, dotyczące portretowanej postaci, upchnięte w jakiejś teczce.
Filharmonia Pomorska kupiła portrety kompozytorów, namalowane na konkurs?
ŁM: Tak myślałem, ale zgodnie z papierami, które mam po ojcu okazuje się, że zapłacił za nie Urząd Wojewódzki w Bydgoszczy. Za czasów realnego socjalizmu artysta nie mógł sprzedać obrazu, a instytucja nie mogła go kupić. Jeśli Filharmonia chciała nabyć obraz od ojca, zgłaszała się z propozycją do Pracowni Sztuk Plastycznych we Włocławku czy w Toruniu, które z kolei konsultowały się z ojcem.
Jak się zaczęła znajomość Pana ojca z dyrektorem Andrzejem Szwalbe?
ŁM: Mama opowiadała, że pytała kiedyś dyrektora, jak to się stało, że Tadeusz znalazł się „w objęciach Filharmonii”? Pan Szwalbe uśmiechając się odpowiedział, że to pan Aleksander Schmidt - przewodniczący Rady Narodowej w Bydgoszczy, który był zafascynowany twórczością ojca przyszedł do Filharmonii i powiedział, że „ma takiego Tadzia, ale jedzie teraz do Warszawy i przekazuje Małachowskiego z całym dobytkiem panu Szwalbemu”. Dyrektor miał się nim dobrze zaopiekować.
I tak się stało?
ŁM: Dyrektor zaczął zamawiać u ojca obrazy i – jak odkryłem – nie były to przypadkowe zamówienia, ale pan Szwalbe od początku miał wizję, kogo mają przedstawiać i gdzie będą wisiały. Filharmonia zamówiła portrety kompozytorów nie tylko dla siebie, ale dla różnych instytucji muzycznych, bo dyrektorowi Szwalbemu pasowało do ich wnętrz malarstwo ojca. Kolekcję kompozytorów ma np. Państwowa Szkoła Muzyczna I i II st. im. Juliusza Zarębskiego w Inowrocławiu - jej dyrektor pan Józef Henke wspomina, że obrazy znalazły się tam z inicjatywy pana Szwalbego.
EM: Mąż wystawiał też często w foyer FP - np. przy okazji Festiwalu Muzyki Polskiej - dziesięć płócien o tematyce muzycznej, obrazy były potem eksponowane w Księgarni Muzycznej, usytuowanej w budynku Filharmonii. Z drugiej strony FP rewanżowała się występami na wystawach męża - np. Zespół Madrygalistów pod dyrekcja Stanisława Gałońskiego towarzyszył ekspozycji w salonach wystawowych BWA. Oboje byliśmy zapraszani na wydarzenia organizowane przez Filharmonię Pomorską.
ŁM: Dyrektor Filharmonii zwrócił się też do ojca z prośbą, by namalował portret Chopina, ale z jego ostatniego okresu życia – miała go dostać Stacja Naukowo-Badawcza Instytutu Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego, która miała siedzibę w Bydgoszczy. Mam też dokument, z którego wynika, że dla Bydgoskiego Towarzystwa Naukowego Szwalbe zamawiał portrety Grzymały-Siedleckiego, Weissenhoffa, Przybyszewskiego i Warmińskiego, galerię wybitnych postaci zamówił też Urząd Wojewódzki. Niestety nie mam pojęcia, gdzie się te wszystkie obrazy znajdują.
Jest wiele prac, o których czytałem i nawet znalazłem je na slajdach ojca – np. zamówiony przez dyrektora FP przepiękny portret Leona Wyczółkowskiego. Uwiecznione zostały, gdy były na sztalugach w pracowni, ale nie mam pojęcia, co się z nimi dalej stało.
Poszukuje Pan tych zaginionych obrazów?
ŁM: Mam 10 segregatorów różnych dokumentów i wycinków prasowych po ojcu i dzięki temu wiem, że na terenie Bydgoszczy powinny znajdować się ogromne ilości portretów autorstwa Tadeusza Małachowskiego. Zamierzam powoli ich wszystkich szukać, tylko mam problem z instytucjami, których już dziś nie ma.
Mam w dokumentach na przykład prośbę o portret Witolda Małcużyńskiego na wystawę ojca w Filharmonii, który miała potem kupić szkoła muzyczna w Bydgoszczy. Wiem, że ojciec namalował dwa portrety Małcużyńskiego, niestety też nie wiem, gdzie są. Ojciec portretował też np. asa myśliwskiego II wojny światowej – pilota Stanisława Skalskiego. Pamiętam, że pan Skalski ostentacyjnie przyjeżdżał do Żnina mercedesem z kierowcą, a na samochodzie z przodu powiewały biało-czerwone chorągiewki. Mam nawet zdjęcie, jak siedzę u niego na kolanach. Pan Skalski był koneserem i kolekcjonował obrazy do końca życia, niestety po jego śmierci część jego kolekcji skradziono.
Ojciec inaugurował też otwarcie klubu studenckiego Hybrydy w Warszawie, jego wariant na temat „Trzech Krzyży” Rembrandta kupił największy wówczas polski kolekcjoner - pan Tadeusz Wierzejski, kustosz Muzeum Narodowego. Też nie znam dalszych losów tego dzieła sztuki.
Byłem zaskoczony , gdy odwiedziłem szkołę podstawową w Rogowie, która miała zawsze piękny portret Mikołaja Kopernika autorstwa mojego ojca. Jak się okazało - darował tej szkole także dziesięć portretów pisarzy – m.in. Sokratesa, Gałczyńskiego i innych. Kiedyś były eksponowane, ale jeden z dyrektorów je zdjął. Dopiero teraz prawdopodobnie wrócą na swoje miejsce.
Jest jeszcze jeden słynny obraz Tadeusza Małachowskiego – „Dramat Bydgoski”.
ŁM: Jego tytuł to też inicjatywa dyrektora Szwalbego. Przy okazji koncertu symfonicznego w 1981 roku, dedykowanego przedwojennemu prezydentowi Bydgoszczy - Leonowi Barciszewskiemu, ojciec zgodził się, żeby największy obraz z cyklu „Dramatów” nazwać „Bydgoskim”. Dzieło miało 4,5 na 3 metry wielkości i dedykowane wtedy zostało właśnie prezydentowi Barciszewskiemu.
Był to największy i najpiękniejszy z cyklu „Dramatów” ojca. Z racji rozmiarów był malowany w holu liceum w Żninie, obserwowali to uczniowie – dziś wielu z nich, już w podeszłym wieku, dobrze to pamięta. Różni ludzie przyjeżdżali ten obraz oglądać. Mam w domu jego mniejszą wersję, oryginał naprawdę robi wrażenie.
„Dramat Bydgoski” kiedyś wisiał w Filharmonii, teraz niestety zostały po nim tylko haki. Jest plan, by wrócił na swoje miejsce po rozbudowie gmachu. Obecnie znajduje się w bydgoskim Muzeum Okręgowym, podobnie jak pokaźna część wystawy, którą ojciec prezentował w warszawskiej „Zachęcie ".
Pana ojciec bardzo dużo tworzył. Pamięta go Pan, jak pracował?
ŁM: Na początku malował w domu przy ul. Kościuszki w Żninie – w małym pokoiku o wielkości około dwa na dwa metry. Trudno było obejrzeć w tym pomieszczeniu obrazy o wielkości 1,5 metra na metr – by znaleźć odpowiednią perspektywę i dystans, potrzebna była teatralna lornetka, przez którą patrzyło się z drugiej strony (śmiech).
Przy okazji organizowania wystawy na 35-lecie śmierci ojca, otrzymałem zdjęcia tej kajuty-pracowni ojca od pana Lechosława Balskiego. To bardzo zabawne fotografie - mama z tatą siedzą w tym ciasnym pokoiku, dookoła nich kilkanaście płócien - m.in. rozmalowany Przybyszewski i Kasprowicz, a nad tym wszystkim suszy się bielizna.
Potem na życzenie władz wojewódzkich ojciec otrzymał pracownię w Starostwie w Żninie. Znajdowała się na poddaszu, gdzie dziś mieści się dział promocji. Ojciec nie tylko tam pracował, ale miejsce to było bezpieczną enklawą dla wielu ludzi, także z Bydgoszczy. Byłem zaskoczony, jak wiele osób odwiedzało ojca w tej pracowni. Jako dziecko często tam przychodziłem, ale dopiero po wielu latach dotarło do mnie, co to było za miejsce i co mnie ominęło. Gdybym był starszy, doceniałbym z pewnością osoby, wśród których przesiadywałem i bardzo ciekawe rozmowy, które tam prowadzono.
EM: Zarówno w pracowni męża, jak i w naszym domu bardzo często pojawiali się przyjaciele z Bydgoszczy: Marian Turwid , Kazimierz Hoffman, Jerzy Sulima-Kamiński, Zdzisław Polsakiewicz, Marceli Bacciarelli, Andrzej Szwalbe, Kazimierz Jułga, Stanisław Kubiak, Andrzej Baszkowski. Wielką sensację wywołała wizyta Władysława Hasiora, którego dedykacja dla Tadeusza - „Życzę ci wielkich skrzydeł byś miły chodzić nie mógł" - była potem często cytowana przy okazji prezentacji jego dokonań twórczych. Osobnym tematem jest bliska przyjaźń z prof. Gustawem Zemłą, artystą rzeźbiarzem - jego dzieła ma w swoich zbiorach również FP. Wzajemna fascynacja swoją twórczością przetrwała aż do śmierci męża.
ŁM: Poeta Kazimierz Hoffman w swoich wierszach opisywał twórczość ojca. Ofiarowywał mu też wszystkie swoje książki. Po śmierci taty przekazywał nowe tomiki mamie podpisując je: „Kazimierz – przyjaciel Tadeusza”. Poproszony po latach o wspomnienie o ojcu napisał o nim wiersz. Ojciec wykonał tez piękny portret poety.
Przyjaźń Tadeusza Małachowskiego z Filharmonią trwała wiele lat i zaowocowała też innymi przyjaźniami ze świata muzyki.
ŁM: W listach prywatnych dyrektor Szwalbe zwracał się do mojego ojca żartobliwie „drogi i wielki mistrzu”. Często zapraszał ojca do Filharmonii na różne wydarzenia. Podczas jednego z takich spotkań ojciec miał okazję poznać kompozytora Krzysztofa Pendereckiego, do dziś mam książkę z jego autografem. Mało tego - Penderecki narysował dla ojca pięciolinię i nuty. Jest to prawdopodobnie zapis pierwszych dźwięków, które pod jego batutą zostały wykonane na którymś z festiwali muzycznych w Bydgoszczy. Uczestniczył też w spotkaniach z Andrzejem Hiolskim czy Bogdanem Paprockim.
W 1983 roku Tadeusz Małachowski otrzymał medal na 35-lecie Filharmonii Pomorskiej. Dyrektor Szwalbe napisał ojcu wtedy: „Pragnę choć w niewielkiej część odwdzięczyć się za wieloletnią przyjaźń okazaną Filharmonii”.
Po śmierci Tadeusza Małachowskiego jego muzyczne zbiory przekazane zostały Filharmonii?
ŁM: Ojciec kolekcjonował przez całe życie płyty i jego płytoteka do dziś jest w domu. Była jednak też taśmoteka, z której był znany, bo kolekcjonował nagrania od zawsze, od kiedy tylko mógł je rejestrować. Ta druga kolekcja - na jego życzenie - po śmierci została przekazana panu Szwalbemu. Dyrektor przyjechał do nas i za zgodą mamy zabrał całą taśmotekę. Po jakimś czasie okazało się, że cały zbiór przekazał Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Bydgoszczy – jako oddzielny został umieszczony w dziale muzykaliów. Nawet po śmierci ojca dyrektor Szwalbe zadbał, by to, co po nim zostało, nie zginęło.
EM: W drugiej połowie lat 80. pan Szwalbe miał pomysł stworzenia stałej galerii malarstwa męża w Ostromecku, ale z różnych przyczyn ten projekt nie został zrealizowany. Szkoda, bo byłoby to piękne zwieńczenie ich wspólnego wkładu w kulturę tego regionu.
*Cytaty pochodzą z publikacji „Tadeusz Małachowski. Życie i twórczość”, wydanej przez Muzeum Ziemi Pałuckiej z okazji wystawy pt. „Malarstwo Tadeusza Małachowskiego”, Żnin 1997.
Wywiad ukazała się w albumie „Malarstwo z kolekcji Filharmonii Pomorskiej", wydanym przez FP w 2025 r. Promocja wydawnictwa odbyła się w maju 2025 w FP.
NOC MUZEÓW W FILHARMONII
Kolekcje rzeźby, gobelinów i malarstwa (w tym także m.in. obrazy Tadeusza Małachowskiego) będzie można oglądać podczas „Nocy Muzeów" w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy - w sobotę (17 maja) w godz. 18.00-22.00.