Marek Raduli

2021-03-05
Marek Raduli. Fot. Magda Jasińska

Marek Raduli. Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Marek Raduli

Gitarzysta, perkusista, aranżer, niedawno obchodzący 40-lecie pracy artystycznej.

„Daję tyle, ile fabryka dała. Trzeba wykorzystać potencjał. Życie jest krótkie, jest zaskakujące. Widziałem ludzi odkładających coś na potem, których już dzisiaj nie ma i pewnie żałowali, że czegoś nie zrobili. Ja muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby nie żałować, że czegoś nie zrobiłem…”


Piątek, 5 marca godz.20:05
Szczerze mówiąc od strony perkusyjnej to Pana nie miałam okazji usłyszeć. Jest Pan także aranżerem, kierownikiem muzycznym różnych przedsięwzięć i projektów.

- Także kierownik zespołów, bo lubię zbiorowość.

I gadułą… Zacznijmy może od węgierskiego pochodzenia Pana taty. Czy Pan czuje odrobinę węgierskiej krwi?

- Nie. Dowiedziałem się o tym stosunkowo późno, w momencie, kiedy uświadomiłem sobie, że moje nazwisko nie posiada polskiej końcówki – ski. Nie jestem Radulski... Jak to by było ładnie, ta końcówka chyba bardziej by mi pasowała. Trudno było mi przyzwyczaić się do tego nazwiska.

I cierpiał Pan z powodu nazwiska?

- Jako młodzieniec tak. Nie rozumiałem tego, że to nazwisko wpływa na mnie. A ono jakoś tak wpływało na mnie negatywnie, nie lubiłem jak ktoś mówił do mnie po nazwisku. Dzisiaj dopiero doceniam jego wartość, bo to niespotykane nazwisko. Może nie tyle unikatowe, ile niespotykane u nas w kraju.
Marek Raduli. Fot. Magda Jasińska

Marek Raduli. Fot. Magda Jasińska

A Pan sam potrafi się bawić swoim nazwiskiem - pisze Pan, że „raduli się...”

- Raduli się serce moje... Tak, to jest bardzo ładne i to mi pomogło przetrwać i przyzwyczaić się poniekąd do tego, jaka jest geneza tego nazwiska. Potem to mnie trochę zainteresowało. Rodowity Węgier, który parał się symulacjami drzew genealogicznych uświadomił mi skąd są korzenie. Okazało się, że rzeczywiście mikstura jest dość wyjątkowa, bo to mój dziadek po stronie miecza, czyli po stronie ojca, był Węgrem, babcia była Rumunką, a mama była góralką z Beskidu Żywieckiego, czyli taka mikstura dość wybuchowa.

To musiał z tej mikstury wyrosnąć artysta…

- Nie musiał, ale jakoś wszystko wskazuje na to, że w tę stronę podążyłem. Początkowo był pomysł na perkusję, pomysł z zamiłowania i pasji, bo w sumie wielu pasji doznałem w swoim życiu i takich zainteresowań. Największą była chyba dziecięca pasja latania, nawet zdawałem do Dęblina, do szkoły lotniczej, ale z domu wyniosłem gen muzyczny, bo ojciec był muzykantem i w domu rzeczywiście grano dość często. Regularnie co sobota i niedziela schodzili się tacy prawdziwi pradawni grajkowie i grywali na różnego rodzaju lutniczych instrumentach. Wtedy z małą świadomością podchodziłem do tego tematu, ale jako dziecko rzeczywiście byłem nasączany dźwiękami, które dzisiaj gdzieś się odzywają w mojej duszy.

Zdawał Pan do Dęblina i co takiego się wydarzyło? Nie zdał Pan?

- Zostałem odrzucony na pierwszym badaniu lekarskim. Powiedziano mi: „Drogi chłopcze, ale z tym zdrowiem, to ty sobie rady nie dasz”.

Bo tam trzeba być zdrowym.

- Tak. Tam trzeba być zdrowym, trzeba spełniać ściśle określone kryteria, których na szczęście i dzięki Bogu nie spełniłem i dzisiaj jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy, ponieważ tą drugą pasją, była pasja związana z muzyką i sportem jednocześnie, bo te dziedziny mi się zawsze przeplatały, czyli chęć do latania i muzyka. Dzięki muzyce mogę powiedzieć, że odlatuję, a zdrowie nie jest na tyle tragiczne, żebym nie mógł uprawiać tego zawodu, bo w tym zawodzie to jest bardzo istotne, zdrowie to jest podstawa. Nigdy mi się nie zdarzyło, przez 40 lat pracy zawodowej, żebym był chory, a jeżeli nawet byłem, to siłą woli umiałem poradzić sobie z dolegliwościami i nie opuściłem żadnego koncertu. Nigdy nie zdarzyło się tak, że byłem nieobecny.

Kiedy Pan zrozumiał, że zdrowie w tym zawodzie to podstawa?

- Późno. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero w momencie, kiedy zaczęło się odzywać się szereg dolegliwości związanych z niehigienicznym trybem życia. A wiadomo, w rock and rollu nie ma mowy o higienicznym trybie życia. To były lata osobliwe, bo lata 80., koniec lat siedemdziesiątych. Lata 80., lata 90. w naszym kraju spowodowały to, że jedyną taką sytuacją ucieczki, odskoczni, żeby przetrwać pewne trudne sytuacje, takie jak dwa - trzy koncerty dziennie przez 2 tygodnie, to była wódka i ewentualnie bigos na stacji kolejowej, bo jeszcze wówczas stacji benzynowych nie było. Bigos i wódka były dla nas takimi przetrwalnikami. Przetrwało niewielu tak prawdę mówiąc, bo wielu moich kolegów dzisiaj albo cierpi z tego powodu, że nadużywali albo wręcz odeszli z powodu przemęczenia organizmu.

I niech Pan zobaczy, jak się czasy zmieniły.

- W tej chwili zupełnie się przewartościowały pewne sprawy wśród artystów, również przede wszystkim wśród młodych artystów. Współczesna młodzież dba o siebie, nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, żeby wlać w siebie jakiejś substancji i wyjść na scenę, nie ma takiej możliwości. Kiedyś to nie przeszkadzało. Ja z perspektywy patrząc, nigdy nie wyszedłem pijany, choć nie stroniłem od różnego rodzaju używek. Jakby ta opatrzność powodowała świadomość, szacunek do zawodu. Krótko mówiąc, nawet pamiętam takie przyrzeczenie gdzieś, że gdyby mi się zdarzyło, że wyjdę pijany na scenę, znaczy, że tracę kontrolę i przestaje siebie szanować i szanować słuchacza. Nie da się grać po żadnych używkach. Oczywiście świat sztuki zna takie przypadki, przecież wiemy, co się działo w latach 60., 50. w jazzie, on był wręcz oparty na substancjach różnego rodzaju. One rzeczywiście kreują inną rzeczywistość, która pozwala na łamanie barier i pewnych rzeczy by nie było, gdyby nie substancje, ale jeżeli już mówimy o rzetelności podchodzenia do pracy i szacunku do samego siebie, to trzeba sobie zdać sprawę z tego, że używki mają krótkie nogi.

To trochę Pana wyprowadziłam w pole, bo pytałam o perkusję i o gitary. To dlaczego perkusja nie przetrwała?

- Przetrwała. Perkusja była tym pierwszym instrumentem, po tym szoku jaki był związany z tematem przewartościowania swojego życia, czyli „nie będę pilotem, to kim będę”? Wiadomo, że muzykiem, bo ta pasja zawsze była, natomiast w momencie, kiedy stawiłem się do Dęblina, to już chodziłem do szkoły muzycznej, bo poszedłem do szkoły podstawowej muzycznej dość wcześnie i wybrałem sobie instrument, którego tak de facto w szkole muzycznej w Kędzierzynie - Koźlu nie było. Profesor, który uczył mnie gry na perkusji, był świetnym trębaczem - wspaniały pan - zawsze pamięta się swojego pierwszego nauczyciela. Był znakomitym trębaczem a przede wszystkim był muzykiem restauracyjno - gastronomicznym na wysokim poziomie. Grał w najlepszych knajpach na terenie województwa, przez co bardzo szybko wciągnąłem się i wyruszyłem w tak zwane pola eksploatacyjne, czyli na wszystkie dancingi, niejednokrotnie ze striptizem, co w latach 70. było szokujące, a zwłaszcza dla chłopca, który miał 15 lat.

A ta różnorodność stylistyczna jest Panu potrzebna? Wiem, że jako Bliźniak to może tak, Bliźniaki często i szybko się nudzą, w związku z tym to może być pewnego rodzaju dopełnienie.

- To właśnie jest wynik tego, że uważam, że żeby być kreatywnym w jakimś projekcie, czas jest dość ograniczonym elementem, potem zakrada się rutyna, potem przyzwyczajenie, niejednokrotnie wygodnictwo i człowiek traci taki pazur. Znowu potem trzeba dużo czasu, a częste zmiany powodują to, że to są wyzwania artystyczne, to jest zjawisko, ponieważ to są ciągłe egzaminy.

W ogóle scena, estrada to ciągły egzamin.

- No ale jeżeli gra się jeden utwór 10 lat, to już nie jest egzamin, to jest po prostu powielanie pewnych starych ścieżek. Wtedy już nawet działa tak zwana pamięć mięśniowa i już głowy nie trzeba używać, żeby wykonać jakiś chwyt. Łapiesz A-dur, nawet nie wiesz jak go złapać - nie ma to nic wspólnego ze sztuką. A w momencie, kiedy dostajesz wyzwania, a ja chętnie odbieram telefon „Dzień dobry. Mamy właśnie taki pomysł, żeby tutaj... Przyjedzie pan?” A ja oczywiście, nie wiem co mnie czeka, ale wiem, że już jest pompowana adrenalina, będzie coś innego, a przede wszystkim uzależnienie od adrenaliny, to jest ten element. I scena i każde wyzwanie, każda próba, podjęcia czegoś co jest nieznane i co prowadzi do jakiś konsekwencji rozwojowych albo zmusza do pracy, do wysiłku, powoduje to, że człowiek się nie starzeje.

Uzależnienie rzecz miła, aczkolwiek niekiedy potrzebny jest odwyk, mówię o tym odwyku artystycznym, żeby nie było…

- Nie jestem miłośnikiem odwyku. Daję tyle, ile fabryka dała. Trzeba wykorzystać potencjał. Życie jest krótkie, jest zaskakujące. Widziałem ludzi odkładających coś na potem, których już dzisiaj nie ma i pewnie żałowali, że czegoś nie zrobili. Ja muszę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby nie żałować, że czegoś nie zrobiłem…

Zobacz także

Łukasz Drapała

Łukasz Drapała

Paulina Rubczak

Paulina Rubczak

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Damian Sikorski

Damian Sikorski

Mariusz Smolij

Mariusz Smolij

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę