Skrzypek, bydgoszczanin mieszkający w Wiedniu, niedawno wystąpił z kwartetem smyczkowym "Apollon Musagete Quartett" w ramach 53. Bydgoskiego Festiwalu Muzycznego.
"Nie byłem wzorcowym studentem – uciekałem w kameralistykę. To mnie bardzo interesowało, może nawet było to dla mnie ważniejsze niż studia solowe. Cały czas starałem się szukać własnej drogi – indywidualnej. Od początku miałem pomysł na granie w grupie - szukałem kwartetu, aż w końcu kwartet mnie znalazł..."
Środa, 30 września 2015 – godz.18.10
Po liceum muzycznym wyjechał Pan z Bydgoszczy.
– Tak, do Warszawy, moim marzeniem było dostać się do klasy profesora Krzysztofa Jakowicza – no i się udało. Najpierw studiowałem u Pani profesor Julii Jakimowicz – Jakowicz, aż wreszcie u samego profesora Jakowicza.
Melomani 53. Bydgoskiego Festiwalu Muzycznego mieli niesamowitą ucztę – dwie godziny bardzo różnorodnej muzyki i do tego czwórka wspaniałych muzyków, którzy się rozumieją na wylot. Czy się nadal jeszcze poszukujecie?
– Mam wrażenie, że nadal poszukujemy. Oczywiście, że dużo z sobą rozmawiamy i dyskutujemy, ale już podczas koncertu musimy się rozumieć bez słów.
W liceum muzycznym był Pan zauważalny. Zarówno w szkole muzycznej jak i na studiach był Pan kształcony na solistę, chociaż grał Pan jako koncertmistrz w orkiestrze salonowej w szkole muzycznej. W którym momencie urodziła się ta myśl, że solą muzyki jest jednak kameralistyka?
– To był proces. Ma Pani rację, że w szkole i na studiach byłem przygotowywany na solistę. Aczkolwiek miałem już kontakt z kwartetem smyczkowym Pani Agaty Jareckiej . Pamiętam jak profesor Mirosław Żyta na korytarzu szkoły muzycznej zaproponował mi granie w charakterze koncertmistrza w orkiestrze salonowej. I to był na pewno moment przełomowy. To była funkcja w zespole przyjaciół. To była odskocznia od normalnych zajęć z profesorem od skrzypiec. I pewnie to w końcu zaważyło na tym, że wczoraj mogliśmy zagrać na festiwalu w Bydgoszczy. Później na studiach było już różnie. Nie byłem wzorcowym studentem – uciekałem w kameralistykę. To mnie bardzo interesowało, może nawet było to dla mnie ważniejsze niż studia solowe.
Zauważyli to profesorowie?
– Tak i było to różnie odbierane, szczególnie przez tych, którzy nie do końca wierzyli, że ta droga jest mi pisana. Udało mi się połączyć obie rzeczy. Cały czas starałem się szukać własnej drogi – indywidualnej. Od początku miałem pomysł na granie w grupie, szukałem kwartetu, aż w końcu kwartet mnie znalazł. Po studiach przez rok grałem w orkiestrze Sinfonia Varsovia.
Jak Pan trafił do Sinfonii Varsovii?
– To było za protekcją maestro Semkowa. Oczywiście przeszedłem konkurs i przesłuchanie i miałem przyjemność przez rok grać z tą wspaniałą orkiestrą. Potem wyjechałem na studia do Wiednia. To tam się odnaleźliśmy z kolegami, których znałem z Warszawy. Mieliśmy pomysł, że postawimy wszystko na kwartet i wystartujemy za dwa lata w konkursie ARD w Monachium. To była kluczowa decyzja. Postanowiliśmy, że na dwa lata odkładamy wszystko i ćwiczymy w zespole. To były dwa lata ciężkiej pracy – budowania kwartetu.
I wygraliście ten konkurs ARD w Monachium, jeden z najważniejszych na świecie. Otworzyły się drzwi do renomowanych sal?
– To był ten cel, który sobie postawiliśmy. To nas na pewno scementowało, a na zewnątrz było biletem wstępu na salony.
Czwórka Polaków, świetna wizytówka Polski na zachodzie, ale czy udaje się Wam też promować polską muzykę?
– Takie było nasze założenie. Już teraz sami jesteśmy pytani, którego polskiego kompozytora zagramy. To nie było łatwe na początku, ale już wyrobiliśmy sobie markę i można nam zawierzyć.
Żonę znalazł Pan w Wiedniu?
– Nie w Stanach Zjednoczonych. Moja żona jest pół Włoszką pół Austriaczką.
Żona jest też muzykiem?
– Jest również skrzypaczką. Gramy razem w duecie. Nie rywalizujemy, nigdy nie mieliśmy z tym problemu.
Łatwo żyje się dwóm indywidualnościom pod jednym dachem?
– To ma swoje plusy i minusy. Plusy – to to, że ta druga osoba rozumie, kiedy muszę iść poćwiczyć. To zrozumienie jest bardzo pomocne. Tak jak w kwartecie – taki dobry team.
To częściej spotykacie się na estradzie, czy w domu?
– Nie, w domu spotykamy się zdecydowanie częściej. Bardzo ważna jest dla nas kariera i nasze sukcesy zawodowe, ale najważniejsza jest rodzina.
Zobacz także
Wokalistka, pedagog Akademii Muzycznej w Gdańsku, która przed tygodniem wydała kolejną, 13. już swoją płytę. Nowy album nosi tytuł „Eurodyka”. … Czytaj dalej »
Światowej sławy śpiewak, który występował na największych scenach świata, od końca XX wieku reżyser operowy, kolekcjoner sztuki, przez ostatni tydzień… Czytaj dalej »
Lider i gitarzysta grupy NaVi „...sztuka naprawdę jest wymagająca, dlatego że to co się napisze, gdzieś tam w jakimś felietonie, w artykule, w czymś… Czytaj dalej »
Sześć lat po wydaniu ostatniego albumu „Miód i dym”, który miał premierę w 2017 roku, wydała kolejną solową płytę „Śnienie”. „...muszę… Czytaj dalej »
Niedawno ukazał się drugi zestaw nagrań pianisty Mieczysława Kosza wynalezionych w Archiwum Polskiego Radia. Szesnaście utworów zarejestrowanych w latach… Czytaj dalej »
Polski gitarzysta, kompozytor i wokalista. Członek Akademii Fonograficznej ZPAV. Popularność zdobył dzięki występom w zespołach Breakout, Test i Perfect… Czytaj dalej »
Aktor teatralny, musicalowy i filmowy, a ostatnio piosenkarz. „...zamykałem się, jak nikogo nie było w domu, albo jak była babcia gdzieś w drugim pokoju… Czytaj dalej »
Dyrygent brazylijskiego pochodzenia, który 6 października br. poprowadził „Galę Operową” na zakończenie 61. Bydgoskiego Festiwalu Muzycznego – Kontrasty… Czytaj dalej »
Aleksandra Borak znana z formacji „NasTroje” debiutuje jako Olka z piosenkami „Ruletka” i „Zimno mi”. „...zaczęłam śpiewać, jak byłam w przedszkolu… Czytaj dalej »
Anna - już nie Ania - wydała właśnie kolejny singiel z nowego albumu. Piosenka nosi tytuł „Plan na miłość”. „...chcemy kochać, chcemy być kochani… Czytaj dalej »