- Nie wypominając chyba ze 30 lat.
Pamiętam Macieja Puto, kiedy to zjawił się w Bydgoszczy, chodził wtedy w takim oryginalnym kapeluszu i był zwany „chłopakiem z Sosnowca”. Na początku zastanawiałam się dlaczego ten przydomek „chłopak z Sosnowca” i już sobie myślałam, że śpiewasz tenorem, ale szybko stwierdziłam, że jednak to nie jest głos tenorowy.
- Rzeczywiście dużo niższy, to był głos barytonowy, a chłopak z Sosnowca dlatego, że po prostu w Sosnowcu się urodziłem i stamtąd przyjechałem prosto do Bydgoszczy.
- O już wielokrotnie o tym opowiadałem. Zdawałem egzaminy do katowickiej Akademii Muzycznej na Wydział Wokalny, ale się nie dostałem. I to był wrzesień 1989 roku, kiedy usłyszałem w telewizji komunikat czytany przez Krystynę Loskę, przepięknym głosem: „Szanowni państwo proszę o uwagę, przeczytam komunikat...”. To była informacja o tym, że Akademia Muzyczna w Bydgoszczy ogłasza dodatkowy nabór między innymi na wydział wokalno-aktorski. To skłoniło mnie do przyjazdu tutaj, do Bydgoszczy. Przyjechałem, zdałem te egzaminy, byłem w gronie bodajże pięciu męskich głosów, które zostały wtedy przyjęte w dodatkowym naborze wrześniowym. Szybciutko zabrałem swoje zabawki z Biura Projektów Kolejowych w Katowicach, gdzie pracowałem i przyjechałem do Bydgoszczy, do miasta, które do tej pory niewiele znałem, byłem tu raz albo dwa razy przejazdem, goszcząc na dłużej w Inowrocławiu.
Czyżbyś nosił wcześniej kolejarski mundur?
- Oczywiście, całą szkołę średnią, całe 5 lat Technikum Kolejowego. Ten mundur przywiozłem nawet do Bydgoszczy i on bardzo często „grał” w naszych studenckich przedstawieniach teatralnych, które wystawialiśmy w Akademii Muzycznej. Raz był mundurem generalski armii carskiej, innym razem chyba policyjnym.
Dobrze bawiłeś się na studiach?
- No ja studia traktowałem bardzo poważnie. Wiem, że z boku to wyglądało na takie zabawy w teatrzyk, takie sobie śpiewanie…, ale podchodziliśmy do tego bardzo poważnie.
Dostałeś się do klasy którego profesora?
- Dostałem się do klasy Marka Moździerza, który wówczas był bardzo młodym pedagogiem i chyba uczył zaledwie trzeci rok. To była ciekawa relacja - Mistrza i ucznia.
I nie żałujesz, że akurat posłuchałeś komunikatu wygłoszonego przez Krystynę Loskę?
- Absolutnie nie żałuję tego mimo, że nie uprawiam zawodu śpiewaka. To nauka w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy tak naprawdę ukształtowała mnie i moją wrażliwość.
A dlaczego nie uprawiasz zawodu śpiewaka – wokalisty?
- Jakby to powiedzieć. Są lepsi … i to właściwie jedyna odpowiedź. Bezpośrednio po studiach nie podjąłem pracy stałej jako śpiewak, nie zdawałem do opery. Bardziej interesowała mnie muzyka oratoryjna i musicalowa. Do musicalu dostać się wtedy było bardzo ciężko, ale postanowiłem stanąć do przesłuchań w Teatrze Rozrywki w Chorzowie i tam dostałem propozycję pracy w zespole. Koniec końców wyzwania scenicznego nie podjąłem. Stwierdziłem, że jednak lepiej rozwijać swoją „karierę zawodową” w mieście gdzie studiowałem i gdzie już kilka imprez jako konferansjer obsłużyłem. Zdecydowałem się zostać w Bydgoszczy, czego absolutnie dziś nie żałuję.
Wyspecjalizowałeś się w konferansjerce, a to jest bardzo trudny fach, niewielu nadal mamy profesjonalnych konferansjerów?
- Rzeczywiście, ale mimo wszystko jest ich więcej niż w czasach kiedy ja zaczynałem, nie powiem „przygodę” bo zawsze bardzo poważnie podchodziłem do tej pracy estradowej. Pamiętam doskonale swój pierwszy koncert, który prowadziłem jako konferansjer. To był bodajże rok 91 oczywiście w sali Filharmonii Pomorskiej, były to kolędy aranżowane przez Krzysztofa Herdzina, w koncercie śpiewali nasi przyjaciele, starsi wokaliści: Ania Chruszcz, Beata Ożelska (dziś Gramza) i Janusz Ratajczak, a koncert miałem przyjemność poprowadzić z Jagną Jędrzyńską. Pamiętam, to były bardzo fajne początki, aczkolwiek trudne, bo organizatorzy tego koncertu nie mieli pieniędzy na nagłośnienie, no i musiałem mocno postawić głos, żeby być słyszalnym z estrady bez mikrofonu. Ale akustyka filharmonii jest tak znakomita, że nie było większego problemu.
Czy nie szkoda Ci trochę tego fachu? No bo teraz, kiedy jesteś dyrektorem Filharmonii Pomorskiej, od 5 lat to musiałeś jednak powiedzieć „pas” konferansjerce.
- Od czasu do czasu się jeszcze na estradzie pojawiam, ale bardzo rzadko, naprawdę w wyjątkowych sytuacjach. Bardzo lubiłem to zajęcie, choć niestety nie miałem nigdy żadnego nauczyciela, podpatrywałem innych.
Jaką sobie widzisz filharmonię w tej chwili, po tej pięcioletniej kadencji, a przed drugą Twoją dyrektorską kadencją?
- Jaką widzę?
Ogromną?
- Oczywiście, że ogromną bo rozbudowaną. Widzę oczywiście w swoich jakichś marzeniach, ale nie takich ulotnych, tylko już bardzo skonkretyzowanych.
Chciałbyś mieć na koniec tej nowej kadencji przydomek Maciej „Budowniczy” Puto?
- Nie chodzi o jakiś przydomek. Moim celem jest to, aby tak prowadzić tę instytucję, „co by mnie” dyrektor Szwalbe nie straszył po nocach.
Na razie nie straszy?
- Na razie nie straszy i myślę, że ten projekt, który został wybrany przez sędziów w konkursie architektonicznym, spotkałby się z aprobatą dyrektora. Dlaczego? Ponieważ w żadnym stopniu nie narusza obiektu istniejącego. Jak pierwszy raz oglądałem wszystkie projekty, zatrzymałem się na tym i mówię „ale gdzie jest ten budynek, który ma być wybudowany? Ja go nie widzę.” I to był wielki atut tego właśnie projektu, przygotowanego przez pracownię Kozień-Architekci z Krakowa.
To znaczy, że ten budynek będzie cały wkomponowany w ziemię?
- W ziemię i w zieleń, a to co zostanie wybudowane w żaden sposób nie narusza istniejącego budynku, ba... wręcz przeciwnie, wyeksponuje stary budynek. Podejście pracowni Kozień-Architekci jest wręcz niebywałe, pełne pokory wobec zadania rozbudowy dzieła skończonego, dziełą niemal doskonałego, jakim jest gmach FP. Nigdy nie przypuszczałem, choć z budownictwem miałem trochę do czynienia i mam świadomość przestrzeni, wrażliwość na przestrzeń i potrafię sobie wyobrazić wiele, ale nie nigdy nie wpadłem na pomysł, aby funkcje, które musimy gdzieś ulokować i które muszą zaistnieć w tym rozbudowanym gmachu Filharmonii Pomorskiej można w ten właśnie sposób rozlokować.
Zobacz także
Marcin Styczeń
Wokalista i bard wspomina swoją współpracę z Ernestem Bryllem. „...Na początku był człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru i też dystansem do siebie… Czytaj dalej »
Paweł Szkotak
Reżyser teatralny, przez wiele lat był dyrektorem naczelnym i artystycznym poznańskiego Teatru Polskiego, obecnie przygotowuje premierę opery „Don Pasquale”… Czytaj dalej »
Łukasz Drapała
Warszawianin pochodzący z Węgorzyna, z wykształcenia magister ekonomii i historii oraz menedżer kultury, a z zamiłowania i zawodu: muzyk - prezentuje nowy… Czytaj dalej »
Paulina Rubczak
Dziennikarka, reżyserka i producentka telewizyjna. „...lubię najbardziej ten etap, który jest już bardzo zaawansowany, czyli montaż. Dzięki temu można… Czytaj dalej »
Anna Rusowicz
Wokalistka, która już niedługo zaprezentuje swój nowy album. Tymczasem promuje kolejny singiel pt. „Naiwna”. „...żeby człowiek, żeby kobieta mogła… Czytaj dalej »
Profesor Krzysztof Herdzin
Kompozytor, aranżer, multiinstrumentalista i pedagog. „...myślę, że każdy kompozytor jednak marzy o tym, żeby jego twórczość, jego dzieła były wykonywane… Czytaj dalej »
Darek Kozakiewicz
Gitarzysta, kompozytor, przez ostatnie pół wieku grał m.in. z zespołami: Breakout, Air Condition (Zbigniew Namysłowski), Dwójka ze sternikiem, Bemibek (Ewa… Czytaj dalej »
Paweł Lucewicz
Kompozytor muzyki filmowej, dyrygent i producent muzyczny, absolwent bydgoskiej Akademii Muzycznej, autor muzyki m.in. do ostatniej ekranizacji „Znachora”… Czytaj dalej »
Profesor Piotr Salaber
Kompozytor, pianista, pedagog związany obecnie z Akademią Muzyczną w Bydgoszczy. „...w naszych profesjach mówi się, że należy znaleźć się we właściwym… Czytaj dalej »
Olga Bończyk
Jak można wyczytać na jej stronie: „Coraz dojrzalsza, a przez to piękniejsza, bardziej świadoma siebie. Energetyczna i zmysłowa. Czerpie z życia garściami… Czytaj dalej »