Maciej Figas

2020-09-18
Maciej Figas Fot. Magda Jasińska

Maciej Figas Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce Maciej Figas

Dyrektor Opery Nova w Bydgoszczy, który razem z Maciejem Puto – dyrektorem Filharmonii Pomorskiej przed kilkoma dniami odebrał uroczyście nominację na kolejną kadencję. Bydgoską operą kieruje od 1992 roku, dyrygentem jest znacznie dłużej i potrafi te dwa zadania znakomicie godzić.

„Dzisiaj kiedy często słyszę peany na temat naszego miasta i zmian, które w nim zaszły, szczególnie od osób, które nie były tutaj przez lata, to mam ogromną satysfakcję”...

Piątek, 18 września godz. 20:05
Panie dyrektorze, miło tak słuchać wygłaszanych peanów na swój temat, podczas wręczania kolejnych nominacji? Rozpoczął Pan kolejną dyrektorską kadencję w Operze Nova.

- Oczywiście. Muszę przyznać, że miło. Nie będziemy oszukiwać słuchaczy, że jest inaczej. Natomiast nie chciałbym, żeby ktoś odniósł wrażenie, że zawsze było tak miło. Jest to efekt wieloletniego współdziałania. Muszę wyznać, że nie zawsze Pan Marszałek miał do mnie tyle zaufania i tyle sympatii. Cieszę się, że przez lata naszej współpracy dotarliśmy się. A trzeba jeszcze dodać, że Piotr Całbecki nie jest moim pierwszym marszałkiem. Pamiętam doskonale współpracę z marszałkiem Achramowiczem i te procesy są naturalnymi.

A i pan marszałek Achramowicz nie był Pana pierwszym pracodawcą.

- Oczywiście. Musimy przypomnieć, że kiedyś bydgoska opera podlegała pod Urząd Wojewódzki, co miało swoje plusy oczywiście, bo kiedy urzędowaliśmy jeszcze na ul. Gdańskiej 20, to wystarczyło przejść przez park, żeby wylądować w gabinecie dyrektora Wydziału Kultury.
Maciej Figas przy pulpicie dyrygenta. Fot. Magda Jasińska

Maciej Figas przy pulpicie dyrygenta. Fot. Magda Jasińska

Na dywaniku?

- Tak. Tam były „fajne” dywaniki, nawet zostawiając na boku nazwiska... Albo powiem, np. pani dyrektor Elżbieta Krzyżanowska, czy pan dyrektor Kazimierz Drozd. Pozwolę sobie tutaj na małą anegdotę. Otóż dyrektorowi Drozdowi zdarzało się na początku nie pamiętać z jakiej instytucji przychodzę i mylił mnie z filharmonią. Nie przeszkadzało mu to jednak w okazywaniu mi dużego zaufania. A przecież byłem wówczas smarkaczem, miałem mleko pod wąsem, więc miał jakby prawo tego zaufania nie mieć. Tę anegdotę proszę traktować zatem wyłącznie jako wyraz sympatii. Tak się dzisiaj zastanawiam i dochodzę do wniosku, że ja na jego miejscu, patrząc na takiego dyrektora opery, pewnie takiego zaufania bym nie miał.

Bo Pan jeszcze nie miał wówczas 30 lat.

- Tak, jak zaczynałem miałem dokładnie 29 lat.

I był Pan najmłodszym dyrektorem opery w Polsce?

- Tak, rzeczywiście byłem najmłodszym dyrektorem teatru operowego w Polsce i to przez wiele, wiele lat. Tutaj muszę wspomnieć dyrektora Kunca ze Szczecina, który niemal równolegle ze mną został dyrektorem tamtejszej opery, ale on miał to „nieszczęście” być o rok ode mnie starszy, w związku z czym ja zawsze byłem tym najmłodszym. Oczywiście nie było to powodem do chluby. Czułem się i często byłem traktowany jak takie właśnie operowe pacholę na mapie dyrektorów krajowych teatrów.

Został Pan dyrektorem, wchodząc wówczas na trochę grząski grunt, bo pamiętamy w jakiej niesławie odchodził pewien dyrektor, który pozwalał sobie używać swojego stanowiska do różnych celów.

- Ja już wówczas pracowałem w operze. Skłamałbym gdybym powiedział, że w tych problemach po uszy nie siedziałem. Obserwowałem je, należałem przecież do kierownictwa artystycznego. Tutaj też musimy wytłumaczyć słuchaczom, że dyrygenci czy asystenci dyrygenta w strukturze teatru operowego należą do kierownictwa artystycznego, nawet jeżeli przychodzą do pracy świeżo po studiach. Często więc uczestniczyłem w rozmowach z zespołami na temat problemów bydgoskiej opery, nawet wówczas, kiedy byłem jeszcze studentem, bo zaczynając pracę przecież jeszcze studiowałem w Akademii Muzycznej w Poznaniu.

A wówczas, kiedy padła ta propozycja „dyrektorowania”, a Pan jeszcze nie miał 30 lat, to czy niektórzy nie śpiewali „Jesteś szalony”?

- Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, to chyba czegoś takiego nie było. Natomiast rzeczywiście ta aura najmłodszego, powiedziałbym prawie studenckiego dyrektora towarzyszyła mi przez długie miesiące, żeby nie powiedzieć lata.

Przypomnijmy, że wówczas jeszcze nie było sceny, na której tak na dobre mogłaby się zadomowić Opera Nova.

- Pracowaliśmy wówczas na ul. Gdańskiej 20, w tak zwanym Domu Sztuki, który dzisiaj jest już budynkiem Akademii Muzycznej. Warunki były specyficzne. Przypomnę, że graliśmy w Teatrze Polskim w takich dziwnych dniach i o dziwnych porach, jak niedziela przed południem, poniedziałek rano i wieczorem oraz we wtorek wieczorem. Wyłącznie takie dni były ustalone w porozumieniu z Teatrem Polskim. A wtedy to Teatr Polski był marką i dyktował warunki. O tę markę opera dopiero walczyła. Wybudowanie gmachu przy ul. Focha zupełnie te proporcje później odmieniło.

Czy Maciej Figas w 1992 roku jako dyrektor, gospodarz teatru operowego był tym samym Maciejem Figasem, co Maciej Figas w 2020 roku?

- No nie…

Czy człowiek z wiekiem łagodnieje, a może przeciwnie?

- Mówimy o dwóch różnych osobach. Na początku rzeczywiście rozpierała mnie energia i potrzeba kształtowania, zmieniania, naprawiania, która towarzyszy – myślę - każdemu kto kończy studia, szczególnie na takim prawie menedżerskim kierunku. Studia dyrygenckie, to też musimy wyjaśnić, kształtują w zasadzie takich kierowników orkiestr. W czasie tych studiów zwraca się uwagę na sposób rozmawiania, na sposób zwracania się do muzyków, rozwiązywania różnych problemów, konfliktów itd. Trudno więc dziwić się, że zaraz po zakończeniu studiów chciałem realizować to, o czym rozprawiałem przez lata ze swoimi mentorami.
Maciej Figas. Fot. Magda Jasińska

Maciej Figas. Fot. Magda Jasińska

A Bydgoszcz była przejazdem, trochę między Poznaniem a Gdańskiem?

- To nieprzypadkowo tutaj się znalazłem. Niebagatelną rolę w fakcie mojego pojawienia się w Bydgoszczy odegrał Zygmunt Rychert, ówczesny dyrektor artystyczny opery bydgoskiej.

A Pan wówczas znając Bydgoszcz chciał tu trafić, bo w porównaniu z Poznaniem czy Wybrzeżem to było mało atrakcyjne miasto dla młodego człowieka.

- Powiem tak, że rzeczywiście taką aurę Bydgoszczy, jako miasta mniej atrakcyjnego wyczuwało się wówczas, kiedy zaczynałem tutaj pracę. Choć z drugiej strony, o ironio, bydgoska akademia muzyczna miała już wówczas markę uczelni pod wieloma względami ciekawszej, wręcz lepszej od uczelni gdańskiej, więc trzeba odpowiednią miarę brać do różnych spraw i dziedzin. Nie ukrywam, że dzisiaj kiedy często słyszę peany na temat naszego miasta i zmian, które w nim zaszły, szczególnie od osób, które nie były tutaj przez lata, to mam ogromną satysfakcję.

Nigdy nie było takich chwil, że chciał Pan uciekać z Bydgoszczy?

- Uciekać nie, natomiast przez długie lata liczyłem się z tym, że w każdej chwili - z racji wykonywanego zawodu - mogą mi „podziękować” albo wystąpią okoliczności niezależne, na przykład brak finansowania, które zmuszą mnie do znalezienia sobie nowego matecznika, nowego teatru czy filharmonii. I dlatego przez długie lata w ogóle nie byłem zainteresowany osiedleniem się tutaj, znalezieniem mieszkania. Bardzo poważnie brałem pod uwagę to, że za chwilę będę musiał się spakować i pojechać w inne miejsce.

A w którym momencie te obawy ustały i pojawił się ten spokój o jutro?

- Nie pamiętam dokładnie, w którym momencie, ale myślę, że budowa nowej siedziby, coraz raźniej podejmowane działania decydentów związane właśnie z nią, no i wreszcie Bydgoski Festiwal Operowy - jego pierwsza edycja, to ugruntowało we mnie przekonanie, wiarę, że to chyba nie jest przygoda tylko na parę lat, lecz na dłużej.

A jak się okopuje ten swój grunt, żeby przez blisko 30 lat kierować tak potężną instytucją?

- Czy to jest jakaś z góry przemyślana polityka? Chyba nie. To podchwytliwe pytanie, bo nie jestem pewien, czy taka uniwersalna recepta istnieje.

Gdyby była to pewnie napisałby Pan podręcznik.

- Myślę, że raczej jest to zespół cech osobowościowych, które ułatwiają takie długoletnie zarządzanie. W moim przypadku są to cechy, które wpajano mi w domu, które mam we krwi i które na pewno pomogły mi ominąć różnego rodzaju rafy, które w życiu dyrektorskim, szczególnie w życiu operowym zawsze się pojawiają.

Zobacz także

Marcin Styczeń

Marcin Styczeń

Paweł Szkotak

Paweł Szkotak

Łukasz Drapała

Łukasz Drapała

Paulina Rubczak

Paulina Rubczak

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę