Reżyser spektakli muzycznych, na co dzień pracuje w Teatrze Roma, a od dziewięciu lat reżyseruje spektakle Sylwestrowo–Noworoczne w bydgoskiej Operze Nova.
"Pusty teatr i ta chwila kiedy człowiek sobie pomyśli czy dobrze zrobił, czy źle, że wtedy się pamięta publiczność jak ona reaguje – to jest najlepsza nagroda. Wtedy człowiek wierzy, że te hektolitry potu i energii, którą się pchnęło w aktorów, były warte tego efektu..."
5 stycznia 2018
Co roku koncerty w Operze Nova spędzają Ci sen z powiek?
- To jest proces długofalowy. Zaczynam myśleć o kolejnym koncercie w czerwcu, jak ułożyć repertuar, kogo z kim połączyć, dobrać, o czym to będzie itd.
Nerwy są?
- Pewnie, muszą być. To jest wszystko szyte na miarę. Publiczność Opery Nova jest już nastawiona i poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko, oczekiwania są coraz większe, a ja staram się je spełniać, bo taka moja rola.
Patrząc z boku to jest bardzo żmudna praca. To zupełnie inaczej wygląda od kuchni niż potem na scenie.
- To tak jak z tańcem klasycznym, on też zupełnie inaczej wygląda od kuchni, niż potem ze sceny, że jest wykonywany tak lekko, łatwo, że widz czuje, że i on mógłby też tak zatańczyć. Początkowo jest to rzeczywiście praca od podstaw, trzeba się umówić z wykonawcami o czym to będzie, jak będzie wyglądała scena dla poszczególnych piosenek, bo wyjaśnię, że to nie jest zwykły koncert i piosenki są inscenizowane, przedstawiane w formie teatralnej.
Zwykle ile to jest historii?
- Około 23 utworów.
I nie ma powtórek z poprzednich lat.
- To jest generalne założenie i jakby szczyt, który sobie wyznaczyliśmy. Jest jeszcze jedno, że zawsze na finał pojawiają się cyfry witające następny rok.
Jesteś drugim reżyserem musicalu "Piloci", który od października jest grany w Teatrze Roma. Napracowałeś się?
- No tak, ale to jest taka praca, którą kocham. Dla mnie to było wyjątkowe doświadczenie, bo została zastosowana nowa technologia.
To nie jest tak, że czujemy się jak byśmy byli w kinie, a nie w teatrze?
- W pewnym stopniu tak. Spektakl opowiada o miłości, która dzieje się u progu wojny. Nina, tancerka kabaretów warszawskich i Jan, świeżo upieczony pilot. Mamy zaręczyny i kiedy mają sobie układać życie wybucha wojna, więc nie może zabraknąć w spektaklu bitwy wojennej, a trudno żeby nad sceną latały prawdziwe samoloty i tu użyliśmy nowej techniki, która ma pewnego rodzaju łączność z filmem.
O ile musical "Król swingu" był przeniesieniem filmu "Exscentrycy" na deski to czy Pilotów nie macie ochoty sfilmować?
- Kto wie? Takim naszym marzeniem jest aby historię poznali nie tylko Polacy ale i Brytyjczycy, bo historia Jana jest taka, że los go rzuca do Anglii i tam pod barwami brytyjskimi walczy o zwycięstwo. Kiedy zaczęliśmy się przygotowywać do realizacji przedstawienia, każdy z nas dużo czytał, wertował w historii.
Ile już spektakli za wami?
- Premiera była 7 października, myślę że już około 80 spektakli zagraliśmy. Chcemy eksploatować ten polski tytuł przez dwa sezony.
A skąd wzięliście tyle utalentowanej młodzieży?
- Do każdego przedstawienia robimy casting. Około 60 procent mamy tu nowych wykonawców. To daje świeżość spektaklowi ale i aktorom, bo pracują z nowymi ludźmi.
Słuchałam fragmentów muzyki ze spektaklu i jestem pełna podziwu dla kompozytorów braci Lubowiczów. Fenomenalni muzycy instrumentaliści i znakomici kompozytorzy.
- To jest wyjątkowa rodzina, oni mają jeszcze siostrę Nikę – wokalistkę, która śpiewa w spektaklu. To był pomysł Wojciecha Kępczyńskiego, autora libretta i reżysera. Atutem było to, że oni jeszcze tak dużego utworu nigdy nie skomponowali i na świeżo dużo rozmawialiśmy jaką estetyką muzyczną powinni operować, bo akcja dzieje się w ciągu 7-8 lat.
Dziś znowu będzie ten wieczór kiedy oddasz swoje dziecko – koncerty sylwestrowe, wykonawcom i poczujesz się samotny...
- Usiądę na pustej widowni, przemyślę. Ten pusty teatr zawsze mnie napawa optymizmem. Ten moment kiedy coś się zaczyna, oddaje się swoje dziecko – spektakl do realizacji i on żyje już swoim życiem. Tutaj jest taka sytuacja, że to jest tak krótkotrwały okres, że nie zdąży się rozgościć i już będzie trzeba je skończyć. Przyznam, że ten pusty teatr i ta chwila kiedy człowiek sobie pomyśli czy dobrze zrobił, czy źle, że wtedy się pamięta publiczność jak ona reaguje – to jest najlepsza nagroda. Może to zabrzmi patetycznie, ale wtedy człowiek wierz,y że te hektolitry potu i energii, którą się pchnęło w aktorów były warte tego efektu.
Zobacz także
Wokalista i bard wspomina swoją współpracę z Ernestem Bryllem. „...Na początku był człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru i też dystansem do siebie… Czytaj dalej »
Reżyser teatralny, przez wiele lat był dyrektorem naczelnym i artystycznym poznańskiego Teatru Polskiego, obecnie przygotowuje premierę opery „Don Pasquale”… Czytaj dalej »
Warszawianin pochodzący z Węgorzyna, z wykształcenia magister ekonomii i historii oraz menedżer kultury, a z zamiłowania i zawodu: muzyk - prezentuje nowy… Czytaj dalej »
Dziennikarka, reżyserka i producentka telewizyjna. „...lubię najbardziej ten etap, który jest już bardzo zaawansowany, czyli montaż. Dzięki temu można… Czytaj dalej »
Wokalistka, która już niedługo zaprezentuje swój nowy album. Tymczasem promuje kolejny singiel pt. „Naiwna”. „...żeby człowiek, żeby kobieta mogła… Czytaj dalej »
Kompozytor, aranżer, multiinstrumentalista i pedagog. „...myślę, że każdy kompozytor jednak marzy o tym, żeby jego twórczość, jego dzieła były wykonywane… Czytaj dalej »
Gitarzysta, kompozytor, przez ostatnie pół wieku grał m.in. z zespołami: Breakout, Air Condition (Zbigniew Namysłowski), Dwójka ze sternikiem, Bemibek (Ewa… Czytaj dalej »
Kompozytor muzyki filmowej, dyrygent i producent muzyczny, absolwent bydgoskiej Akademii Muzycznej, autor muzyki m.in. do ostatniej ekranizacji „Znachora”… Czytaj dalej »
Kompozytor, pianista, pedagog związany obecnie z Akademią Muzyczną w Bydgoszczy. „...w naszych profesjach mówi się, że należy znaleźć się we właściwym… Czytaj dalej »
Jak można wyczytać na jej stronie: „Coraz dojrzalsza, a przez to piękniejsza, bardziej świadoma siebie. Energetyczna i zmysłowa. Czerpie z życia garściami… Czytaj dalej »