"Carmen" towarzyszy Pani przez niemal całe życie. Czy jeszcze jest Pani w stanie wyciągnąć coś z tej postaci, czy ta „Carmen” ewaluuje?
- To jest bardzo dobre pytanie, bo przyszedł już w moim życiu taki moment kiedy pomyślałam, że z Carmen już wyciągnęłam wszystko. Ale to jest nieprawdopodobne, bo kiedy po raz pierwszy śpiewałam Carmen to był 1995 rok. Wtedy zupełnie inne rzeczy były dla mnie ważne, głównym moim problemem był język francuski. Pierwszą propozycję odmówiłam bo wydawało mi się, że nie dam rady. Dopiero kiedy zrobiłam inną rolę francuskojęzyczną zabrałam się za Carmen. A potem to już poszło. Śpiewałam wiele przedstawień Carmen i za każdym razem mogę odkrywać coś nowego właśnie z tych powodów, że to jest wypadkowa kilku koncepcji: reżysera, dyrygenta i artystów. To nie jest tylko opera o romansie. Mój guru muzyczny – dyrygent Andrzej Straszyński stwierdził kiedyś, że to jest opera o wolności. To jest coś co bardzo głęboko sobie wzięłam do serca. Zawsze można odkryć coś nowego i zawsze można śpiewać lepiej po francusku.