MOA to jest nazwa zespołu czy Twój pseudonim?
- MOA to jest nazwa zespołu, pochodzi ona od nazwy ptaka, który już wyginął, a kiedyś żył w Nowej Zelandii. Towarzyszy mi takie przesłanie, ta nazwa jest dla mnie taką metaforą. To było żywe stworzenie i mimo, że już go nie ma to ludzie o nim wiedzą. I chciałabym, żeby nasza muzyka taka była, żeby miała w sobie takie życie, nawet jeśli nas już nie będzie, to ona pozostanie. To jest nazwa zespołu, który założyliśmy razem z Łukaszem Spoczyńskim bardzo zdolnym klawiszowcem i kompozytorem z Trójmiasta i zaprosiliśmy do współpracy muzyków, z którymi wypracowaliśmy swoje określone brzmienie.
Wygrałaś opolskie "Debiuty", dla mnie to było też trochę oczywiste.
- Tak się stało. Powiem szczerze, że ja nie wiązałam z "Debiutami" specjalnych nadziei. Dla mnie samo stanięcie na tej estradzie było wielkim zaszczytem. To są deski, na których stali wybitni artyści, którzy zapisali się na długo w historii polskiej piosenki. Pomimo tej całej otoczki związanej z tegorocznym festiwalem postanowiliśmy jednak wystąpić, bo gdybyśmy zrezygnowali nikt by tego nawet nie zauważył. Nie miałam takiego poczucia, że coś musimy zdobyć, sam fakt, że tam stanęliśmy był już dużym wyróżnieniem. To była duża szansa, żeby nasza piosenka, nasza twórczość trafiła do dużej grupy ludzi. O to chodziło, żeby wyjść, zaśpiewać swoją historię i zrobić to jak najlepiej się potrafi. A to, że wygraliśmy to była wielka radość. Odczuliśmy już pierwsze konsekwencje wygranej, pojawiło się zainteresowanie ze strony wytwórni i mediów, a telefon nie milknął. Na pewno mnóstwo dobrych rzeczy nas spotkało, choć wiem z doświadczenia jak te nagrody są ulotne. Najważniejsze to robić na co dzień coś, co się kocha i się rozwijać, aby można było sobie samemu codziennie przyznawać nagrodę. Teraz pracujemy nad debiutancką płytą. Mamy swobodę, możemy pracować sami, żeby to wszystko było po naszemu.
Jest pewna tajemnica w tym co robisz.
- Jeśli tak jest to się cieszę. Ja w ogóle widzę w muzyce pewną magię. Spotykamy się z ludźmi i jakby te nasze emocje się przenikają. Jest to jakaś historia i o to chodzi, żeby nie było to oczywiste, żeby jakaś iskierka wisiała nad tym co robimy, żeby było to szczególne i niecodzienne.
- MOA to jest nazwa zespołu, pochodzi ona od nazwy ptaka, który już wyginął, a kiedyś żył w Nowej Zelandii. Towarzyszy mi takie przesłanie, ta nazwa jest dla mnie taką metaforą. To było żywe stworzenie i mimo, że już go nie ma to ludzie o nim wiedzą. I chciałabym, żeby nasza muzyka taka była, żeby miała w sobie takie życie, nawet jeśli nas już nie będzie, to ona pozostanie. To jest nazwa zespołu, który założyliśmy razem z Łukaszem Spoczyńskim bardzo zdolnym klawiszowcem i kompozytorem z Trójmiasta i zaprosiliśmy do współpracy muzyków, z którymi wypracowaliśmy swoje określone brzmienie.
Wygrałaś opolskie "Debiuty", dla mnie to było też trochę oczywiste.
- Tak się stało. Powiem szczerze, że ja nie wiązałam z "Debiutami" specjalnych nadziei. Dla mnie samo stanięcie na tej estradzie było wielkim zaszczytem. To są deski, na których stali wybitni artyści, którzy zapisali się na długo w historii polskiej piosenki. Pomimo tej całej otoczki związanej z tegorocznym festiwalem postanowiliśmy jednak wystąpić, bo gdybyśmy zrezygnowali nikt by tego nawet nie zauważył. Nie miałam takiego poczucia, że coś musimy zdobyć, sam fakt, że tam stanęliśmy był już dużym wyróżnieniem. To była duża szansa, żeby nasza piosenka, nasza twórczość trafiła do dużej grupy ludzi. O to chodziło, żeby wyjść, zaśpiewać swoją historię i zrobić to jak najlepiej się potrafi. A to, że wygraliśmy to była wielka radość. Odczuliśmy już pierwsze konsekwencje wygranej, pojawiło się zainteresowanie ze strony wytwórni i mediów, a telefon nie milknął. Na pewno mnóstwo dobrych rzeczy nas spotkało, choć wiem z doświadczenia jak te nagrody są ulotne. Najważniejsze to robić na co dzień coś, co się kocha i się rozwijać, aby można było sobie samemu codziennie przyznawać nagrodę. Teraz pracujemy nad debiutancką płytą. Mamy swobodę, możemy pracować sami, żeby to wszystko było po naszemu.
Jest pewna tajemnica w tym co robisz.
- Jeśli tak jest to się cieszę. Ja w ogóle widzę w muzyce pewną magię. Spotykamy się z ludźmi i jakby te nasze emocje się przenikają. Jest to jakaś historia i o to chodzi, żeby nie było to oczywiste, żeby jakaś iskierka wisiała nad tym co robimy, żeby było to szczególne i niecodzienne.