Prof. Wojciech Polak: - Konstytucja marcowa była dla Polski ryzykowna [rozmowa]
Prof. Wojciech Polak, historyk UMK, przewodniczący kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, gość audycji Popołudnie z Nami, mówi o Konstytucji Marcowej, w setną rocznicę jej uchwalenia.
Michał Jędryka: Dzisiaj setna rocznica uchwalenia Konstytucji Marcowej, właśnie 17 marca 1921 roku przyjęto ten akt prawny. Jak najkrócej można by go scharakteryzować?
Prof. Wojciech Polak: Była to konstytucja, która wprowadzała w Polsce system parlamentarno - gabinetowy. Konstytucja niewątpliwie dość ryzykowna dla młodego państwa, w którym partie polityczne nie miały jeszcze wyrobionych nawyków dogadywania się między sobą, prowadzenia walki politycznej typowej dla systemu demokratycznego. Tego wszystkiego musieliśmy się uczyć. Ta konstytucja, która dawała przewagę parlamentowi, która wprowadzała rząd zależny od parlamentu w sposób bardzo ścisły, która także budowała pewne rozdrobnienie w parlamencie, no była konstytucją, jak już powiedziałem ryzykowną, stwarzająca problemy. Przewrót majowy były tego najlepszym dowodem.
Czy ta ocena, że była to konstytucja słaba, była oceną sprawiedliwą?
Z jednej strony musimy wiedzieć, że Polacy, którzy nagle znaleźli się w państwie niepodległym mieli idealistyczne wyobrażenie na temat tego, jak to państwo będzie funkcjonowało, jak to będzie działało. Panował entuzjazm. Z jednej strony, zafundowaliśmy sobie taką konstytucję, która może w warunkach normalnych, stabilnych, w długim okresie trwania byłaby konstytucją dobrze działającą, dobrze funkcjonującą, ale to nie był okres stabilizacji, to nie był okres normalności. To było po prostu wykuwanie państwowości Polskiej w warunkach bardzo trudnych.
Niedawno skończyła się wojna z bolszewikami, kraj był zniszczony, potem nastąpiła hiperinflacja, dalej różne zawirowania na arenie międzynarodowej, Locarno i tak dalej, więc trzeba było chyba jednak władzy silniejszej, mocniejszy. Lepszy byłby pewnie na te pierwsze lata niepodległości system z silną władzę prezydencką, ale na to nie chciała się zgodzić Narodowa Demokracja, która miała w parlamencie mnóstwo głosów. Narodowa Demokracja wychodziła z założenia, że jeżeli zafundujemy sobie system prezydencki, to kto zostanie prezydentem? No Józef Piłsudski, a oni tego bardzo nie chcieli, więc woleli takiego prezydenta, który byłby, jak to się dzisiaj mówi żartobliwie: strażnikiem żyrandola, którego władza byłaby dość dość teoretyczna, i prezydenta wybieranego przez Zgromadzenie Narodowe, więc to był ten system dla ustabilizowanych demokracji nie dla takiego nowopowstałego państwa (...)
Więcej w materiale Michała Jędryki.