Przedstawiciele rządu: nie wycofujemy się z budowy elektrowni jądrowej
Przedstawiciele rządu zapewniali w poniedziałek, że Polska nie wycofała się z planów zbudowania elektrowni jądrowej. Jak mówił wicepremier, minister gospodarki Janusz Piechociński, jest potrzeba wybudowania co najmniej dwóch bloków jądrowych.
Zapewnienia zarówno premier Ewy Kopacz, jak i przedstawicieli jej gabinetu, były reakcją na sugestie PiS, że rząd wycofuje się z planów budowy polskiej "jądrówki". Zdaniem opozycji miała o tym świadczyć wypowiedź premier, która odnosząc się w weekend do sytuacji w górnictwie, mówiła, że "w przeciwieństwie do oponentów politycznych" nie ma "w tyle głowy, po cichu, budowania elektrowni atomowych", a bezpieczeństwo energetyczne Polski oparte jest na węglu brunatnym i kamiennym.
Beata Szydło kandydatka PiS na premiera, komentując tę wypowiedź w niedzielę, powiedziała: „Ze zdziwieniem wysłuchałam, jak pani Kopacz mówiła, że nie ma planów budowy elektrowni jądrowej w Polsce”. Pytała też o plany rządu dotyczące budowy elektrowni jądrowej.
"W Polsce obowiązuje program budowy elektrowni jądrowej" - zapewnił w poniedziałek wicepremier Piechociński. Przypomniał, że jest to wpisane zarówno w rządowy program z 2014 r., jak i strategiczny dokument Polityka Energetyczna Polski (PEP) do 2050 r.
"W PEP 2050 jest wyraźnie zapisane, że w podstawie naszego miksu energetycznego, obok nadal dominującej roli coraz bardziej efektywnego górnictwa, widzimy potrzebę wybudowania przynajmniej dwóch bloków energii jądrowej" - podkreślił Piechociński. Jego zdaniem wypowiedź Kopacz została źle zrozumiana. "Gdy wczytamy się w pełnię tego tekstu, to nie jest zakwestionowanie programu jądrowego, tylko mówienie, że robimy to z otwartą przyłbicą" - powiedział.
Do kwestii budowy elektrowni jądrowej odniósł się też szef resortu skarbu Andrzej Czerwiński, który przypomniał, że plany polityki energetycznej przewidują budowę elektrowni jądrowej o mocy 3 tys. MW po to, by uzupełnić o ok. 8 proc. krajowy system energetyczny.
„Nie można powiedzieć jeszcze - gdzie, w jakiej technologii, na jakich warunkach ta elektrownia powstanie, ale na bazie dokumentów, które obowiązują, elektrownia była przewidywana i jej otwarcie miało nastąpić w 2025 r.” – powiedział Czerwiński.
Jego zdaniem szefowa rządu chciała w swej wypowiedzi zaznaczyć, że „nie będziemy się poddawali presji budowy elektrowni jądrowej”. „Są różne grupy kapitałowe, które chciałyby przekonać, by przyszłość naszej energetyki była oparta o energię jądrową. Inna grupa mówi, że ta przyszłość ma być oparta wyłącznie o odnawialne źródła energii. My nie możemy dać się zdominować żadnym grupom kapitałowym. Musimy racjonalnie, krok po kroku, planować przedsięwzięcia i zadania. Te zadania się zmieniają, bo zmieniają się dostępne technologie, ale musimy być autorami własnego bilansu energetycznego" - mówił Czerwiński.
Sama premier Kopacz zapewniła w poniedziałek, że program energetyki jądrowej będzie tworzony, ale "dziś powinniśmy poradzić sobie z tym, co jest podstawą bezpieczeństwa energetycznego". "My dzisiaj reformujemy cały system kopalń" - podkreślała. "To jest bardzo poważne wyzwanie" - dodała.
"Od początku mówię: bezpieczeństwo energetyczne Polski opiera się na węglu. Każdy kraj, który bardzo szeroko myśli o bezpieczeństwie energetycznym, myśli również o alternatywnych źródłach. Takimi źródłami są odnawialne źródła energii, ale również elektrownia atomowa. Dla mnie priorytetem jest oprzeć bezpieczeństwo Polski na polskim węglu" - odpowiedziała szefowa rządu.
Beata Szydło mówiła w poniedziałek, że na program energetyki jądrowej rząd wydał kilkaset milionów złotych. Oświadczyła, że oczekuje na rozliczenie tego projektu. "W 2014 roku została rozpoczęta realizacja tego projektu, został powołany zarząd. Prominentni politycy PO, na czele z byłym ministrem skarbu Aleksandrem Gradem, rozpoczęli nad tym pracę, rozpoczęli pobieranie bardzo pokaźnych pensji za realizację tego programu" - powiedziała.
Jej zdaniem na program atomowy zostały wydane publiczne pieniądze, "bardzo duże". "Jeżeli dzisiaj premier polskiego rządu w histerycznej wypowiedzi mówi, że ona nie będzie realizować tego projektu, bo w tej chwili chce powiedzieć jasno, że jej to interesuje, to pytam: gdzie są te pieniądze i na co je wydano. Czy marnotrawstwo ponad 100 milionów złotych może ot tak po prostu być realizowane przez polski rząd?" - dodała.
Szydło podkreśliła, że premier Kopacz powinna wyjaśnić, jak zamierza rozliczyć się wydanych środków.
Za przygotowanie i wybudowanie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej odpowiedzialna jest spółka PGE EJ1, która została zarejestrowana w styczniu 2010 r. We wrześniu 2014 r. została podpisana umowa wspólników, na mocy której ENEA, KGHM Polska Miedź i TAURON Polska Energia odkupią od PGE Polskiej Grupy Energetycznej po 10 proc. (łącznie 30 proc.) udziałów w spółce PGE EJ1. W czerwcu 2012 r. prezesem spółki został minister skarbu w pierwszym rządzie Donalda Tuska Aleksander Grad. Na początku lutego 2014 r. zrezygnował z kierowania spółką.
Cały koszt budowy elektrowni to 40-60 mld zł.
Prezes PGE EJ1 Jacek Cichosz informował niedawno, że w 2017 r. powinna być wskazana podstawowa lokalizacja dla siłowni atomowej oraz wariant alternatywny tej lokalizacji. ”To będzie pierwszy moment, w którym świadomie, po przeprowadzeniu istotnych badań, będziemy w stanie wskazać nasze preferencje” – dodał. Jak powiedział, „ostatecznym potwierdzeniem wyboru lokalizacji będzie uzyskanie decyzji administracyjnych (środowiskowej i lokalizacyjnej), co - zakładamy - nastąpi w 2019 roku”.
Rozważane są trzy lokalizacje: położone obok siebie „Choczewo” i „Lubiatowo-Kopalino” oraz „Żarnowiec” - wszystkie w północnej części woj. pomorskiego.
Do końca br. PGE EJ1 chce uruchomić tzw. postępowanie zintegrowane dla elektrowni jądrowej, czyli rozpocząć duży proces przetargowy. W jego wyniku zostanie wybrany partner strategiczny przedsięwzięcia, technologia reaktora, generalny wykonawca, dostawca paliwa oraz finansowanie. Takie postępowanie - ze względu na zakres - potrwa co najmniej trzy lata.
Według harmonogramu właściwa budowa pierwszego bloku powinna ruszyć w 2020 r. Jak zapewnia resort gospodarki, pierwszy prąd z elektrowni miałby popłynąć w 2025 r. Media podają znacznie odleglejsze terminy - 2029, a nawet 2031 r. Opóźnienia mają wynikać m.in. z konieczności przejęcia przez PGE EJ1 badań środowiskowo-lokalizacyjnych od mającej je wykonać firmy Worley Parsons. PGE zrezygnowała z niej ze względu na nieterminowość. Część ekspertów zwraca ponadto uwagę, że nie ma rządowego planu wsparcia dla tej inwestycji. Mogłyby to być stosowane np. w Wielkiej Brytanii tzw. kontrakty różnicowe, które PGE wskazywała jako preferowane rozwiązanie. Mechanizm kontraktów różnicowych, czyli tzw. system feed-in premium, polega na tym, że państwo gwarantuje operatorowi elektrowni stałą cenę za sprzedaż prądu, dopłacając mu, gdy jest ona niższa niż cena rynkowa. (PAP)