Witold Kołodziejski
Michał Jędryka: Z jakimi wrażeniami wyszedł Pan po Gali Konkursu Grand PiK 2020?
Witold Kołodziejski: Trudno, żeby były inne niż pozytywne. Zawsze tutaj z przyjemnością przyjeżdżam, bo to jest elita, arystokracja form radiowych i działalności misyjnej mediów publicznych. Z dużą satysfakcją, zadowoleniem i z błogim uczuciem spełnienia słucham reportaży radiowych. W tym roku dodatkowo miałem jeszcze refleksję, związaną z tym, że na obecnie toczonych wszelakich konferencjach dotyczących mediów podkreśla się temat nr 1, którym jest koronawirus, pandemia, lockdown i konsekwencje dla mediów.
Jadąc do Bydgoszczy uświadomiłem sobie, że o ile epidemia obnażyła szereg słabości naszej cywilizacji, naszych nawyków, niebezpieczeństw, które powoduje cywilizacja, czyli przemieszczanie się, częstość kontaktów itd., o tyle w tym samym czasie pokazała mocne strony naszych społecznych nawyków. Jedną z nich są media elektroniczne, w tym radio.
W Konkursie było kilka reportaży czy słuchowisk historycznych. Jak Pan ocenia ten fakt, że ich autorzy coraz częściej nawiązują do historii?
- Historyczne reportaże prezentowane podczas Konkursu cechowały się nowatorstwem – albo jeśli chodzi o formę, albo jeśli chodzi o odkrywanie nowych treści. Bardzo ciekawy był reportaż o rodzinie, która ukrywała w czasie wojny Żydów. Nie byłoby w tym nic odkrywczego, bo o tym wiemy, gdyby nie to, że ta rodzina mieszkała kilkadziesiąt metrów obok innej - bardzo znanej, która również ukrywała Żydów i skończyło się to dla niej bardzo tragicznie. Wszyscy zostali rozstrzelani. O tamtych wiemy wszyscy – cała Polska o nich mówi, nawet świat, a o tych, o których opowiadał reportaż, nie wie nikt. To cisi bohaterowie tamtych czasów - więc nawet w takich tematach, wydawałoby się, że już dobrze znanych, wiele możemy odkryć i się nauczyć.
Tak naprawdę to nam obrazuje całą sytuację, w której w całym tragizmie jeszcze bardziej pokazany jest heroizm tych rodzin. Oni pomimo płenej świadomości zagrożenia - byli przecież świadkami egzekucji swoich sąsiadów dokładnie za czyn, który sami popełniali - to nie przestali pomagać. Dalej ukrywali, aż do końca wojny. Coś niesamowitego, jak wgłębimy się w cały opis, w typowo radiową intymną narrację bohatera, który opowiada o latach dzieciństwa i właściwie - jakby przypadkiem - naprowadza nas na te szokujące prawdy.
To wróćmy jeszcze do pandemii. Pan jako przewodniczący i cała Krajowa Rada - jakie macie oczekiwania wobec mediów na ten trudny okres?
- Oczekiwania mieliśmy i one się spełniły. Przede wszystkim – żeby być blisko ludzi i informować ich o pandemii. Wszyscy czekali i łaknęli informacji, i je dostawali. (...)