Gość programu

Łukasz Drapała

2024-07-25
Łukasz Drapała. Fot. Julita Górska

Łukasz Drapała. Fot. Julita Górska

Wystartował z nowym singlem pt. „Moja”.

...grając w zespołach, to zależy mi na tym, żeby wszyscy muzycy, którzy są ze mną, byli ode mnie kilka razy lepsi we wszystkim (...) nie grając przez lata ze względu na to, że posiada się jakiś muzyków i tworzymy w inny sposób, no niestety te zdolności zardzewiały w wielu aspektach, a w niektórych zanikły, bo skupiłem się wyłącznie na śpiewaniu. Oczywiście jednym z powodów było również to, że ja przez większą część życia pracowałem również nie jako muzyk, aby mieć środki do życia i zajmowałem się innymi rzeczami. Teraz wyjątkowo, przez ostatnie kilka lat, mam takie szczęście, że zajmuje się tylko muzyką i na niej się koncentruję, ponieważ ona jest w stanie mnie utrzymać, ale to, jak wiedzą państwo bywa różnie...”

Sobota, 27 lipca 2024 o godz. 17:05
To, że „Moja” to Pana, to już wiemy, ale jak rozumiem, to jest kolejna piosenka o żonie?

- Trochę tak, ale też trochę nie, dlatego, bo ja tak sobie myślę czasami, że wszystkie moje piosenki są o żonie, choćbym śpiewał czasami nie o miłości, tylko o innych rzeczach. Ta piosenka ma bardziej uniwersalny przekaz, niż poprzedni singiel. Poprzedni singiel miał konkretną dedykację i był skoncentrowany na właśnie mojej żonie, ponieważ nawet nie spodziewałem się, że będzie singlem. Utwór „Moja” ma bardziej uniwersalny przekaz, dlatego, że jest to opowieść, którą myślę każdy z nas spotkał w swoim życiu. Nie mówię tutaj o romansie, jaki występuje tutaj w fabule, bo może nie każdy, natomiast mówię tu o czymś, co chcieliśmy powiedzieć na głos, chcieliśmy wykrzyczeć, chcieliśmy ogłosić światu, bo było to dla nas tak ważne, ale musieliśmy to trzymać w tajemnicy. Ja się śmieję, żeby odbić trochę piłeczkę, że to jest znowu o żonie. Proszę sobie wyobrazić, że moja żona na przykład zakazuje mi jeść różne rzeczy, bo mówi, żebym dbał o siebie, a ja na przykład w tajemnicy, jadąc przez miasto, kupuje małego kebaba.

To są takie momenty kiedy Pan bywa sam, bo powiedzmy, że żona jest pana menadżerką.
- Tak, są małe momenty, bardzo krótkie momenty.

Ale nie możemy teraz za bardzo żartować, bo pewnie żona słucha.

- A właśnie że nie. To jest ten akurat moment, kiedy nie ma jej, dlatego tak sobie pozwalam. (śmiech)

A jakbyśmy zapytali, czy żona to muzyk, czy z normalnych sfer, to co Pan by odpowiedział?
- Moja żona nie jest muzykiem, prowadzi firmę, jest przedsiębiorcą, prowadzi firmę eventową, a do tego jest psychologiem i zajmuje się również managmentem.

Czyli jest z tak zwanych normalnych.
- Tak z normalnych i ja się nieraz dziwię, że daje radę i wytrzymuję to wszystko, chociaż widzę jak bardzo ona lubi ten świat. Ona lubi ze mną przebywać i na zapleczu i wśród muzyków i na festiwalach, ona czuje się jak u siebie. Widocznie gdzieś w niej krew, ta nienormalna krew płynie.

Ale to dobrze, że ma Pan takie zaplecze psychologiczne, bo to w tej pracy się bardzo przydaje.
- Przede wszystkim przydaje się w ogóle w kontaktach międzyludzkich i mam wrażenie, że moja żona posiada duży zakres cierpliwości również ze względu na wiedzę jaką posiada w stosunku do mnie. Ja może nie jestem jakimś wariatem, albo już nie jestem jakimś wariatem, artystą, który ma swoje jakieś „widzimisie” i szaleństwa, bo staram się ze względu na to, że mam zupełnie inne wykształcenie i gdzieś tam nie zawsze szedłem tak świadomie w strony muzyki, tylko muzyka mnie przyciągała. Nie planowałem nawet zostać w życiu muzykiem, chociaż bardzo chciałem. To może dlatego nie jestem taki „fanaberyjny” i mam trochę inne spojrzenie na świat. Zawsze bardziej jedną nogę trzymam na ziemi, ale mimo wszystko umiejętności żony przydają się, żeby mnie gdzieś tam temperować, bo kiedy odpala mi się strona artystyczna, to wiadomo, że może się to skończyć różnie.

Łukasz Drapała. Fot. Julita Górska
Łukasz Drapała. Fot. Julita Górska

A które wykształcenie Pana: ekonomiczne, czy też historyczne tak Pana bardziej trzyma na ziemi?
- Jedno i drugie, dlatego że od samego początku, to miała być taka miła kompilacja, którą miałem mieć w głowie. Historia miała mnie rozwijać w stronę humanistyczną, ponieważ same studia historyczne nie polegały na tym, że uczyliśmy się dat wydarzeń, które miały coś znaczyć, tylko uczyliśmy się myślenia. Uczyliśmy się przekrojowego myślenia i analizy i ja ze studiów historii wyciągnąłem to, co przydaje mi się dzisiaj, chociażby w pisaniu tekstów, czy rozważaniu, planowaniu pewnych opowieści, które chciałbym zawrzeć na płytach, czy w piosenkach. Natomiast ekonomia, to zdecydowanie może nam się kojarzyć z tą nogą na ziemi i myślę, że tak jest, dlatego, że ekonomia nie tylko przydaje mi się przy prowadzeniu naszego managementu z żoną, który musimy ogarniać „pozamuzycznie”, ale również przydaje mi się w momentach, kiedy jest na przykład pandemia i nadal trzeba zarabiać na chleb.

A jest to dobre wyjście, żeby żona była menadżerką.
- To zależy od relacji. Wydaje mi się, to zależy od partnerstwa.

Bo Wy jesteście ze sobą 24 na dobę i jesteście w pracy.
- Tak, jesteśmy w pracy, jesteśmy ze sobą i to trzeba jakby bardzo dobrze sobie układać, albo mieć coś takiego w relacji, w związku, że jedna od tej drugiej osoby nie odpoczywa, że tak naprawdę odpoczynek, to jest właśnie z nią, kiedy zajmujemy się innym tematem. My tak mamy i tak mieliśmy od początku naszej relacji. Nasza obecność obok siebie, nasza bytność obok siebie bardzo blisko nigdy nie przeszkadzała nam, nigdy nie chcieliśmy chwili oddechu, wyjechać gdzieś, wyjść na moment. Jakoś nic takiego się nie pojawia i nie pojawia się już szósty rok, a piąty rok trwa małżeństwo, więc chyba jest ok.

Czy te teksty, które Pan pisze do swoich piosenek, to są takie manifesty szczęścia?
- Niekoniecznie. To jest coś, co czuję w danym momencie. Myślę, że jesienią będą inne manifesty i tak myślę, że to ze mną bardzo mocno koresponduje, to jak ja się czuję w danym czasie. Nawet zmieniały mi się powody do pisania tekstów i często też treść podpowiadana jest mi przez melodię. Ja pracuję od tej strony, że najpierw jest muzyka, a potem ubieram to w treści i w jakąś opowieść. W przypadku tego nowego singla tutaj mnie poniosło w tych radościach. Dobrze, że na straży stanął Tomek Harry Baldowski i jego partnerka, Basia Derlak, którą mogą państwo znać z zespołu „Chłopcy kontra Basia”. To oni przyhamowali moją żartobliwość w tekście i zaproponowali kilka wersów, które stworzyły fabułę i przesunęły ten utwór w stronę nawet takiej lżejszej poezji, którą zresztą de facto kocham. Ale moim zdaniem ubrała się ta piosenka w tę treść taką, jaką mógłbym sobie tylko wymarzyć.

Ile będzie piosenek na płycie i czy ten materiał jest jakoś już zebrany w całość?
- Jeszcze brakuje kilka do tego mojego niezbędnego minimum. One nadal stoją „w garażu” i cały czas jeszcze przy nich majstrujemy. Jeżeli chodzi o dokończenie tych utworów, to nie czuję tutaj jakiegoś wewnętrznego problemu, bo wiem, że za chwilę będą one gotowe. Staram się nie spieszyć, tylko robić to w sposób bardziej przemyślany i kieruję się bardziej chęcią i takim pragnieniem pójścia w danym kierunku, niż jakimkolwiek terminem. Ale chciałbym, żeby płyta była gotowa jesienią, jeżeli to mi się nie uda, najpóźniej ukaże się na rynku bardzo wczesną wiosną.

Trochę inaczej Pan mówi niż śpiewa. Tak doszukuję się tej barwy głosu śpiewającego Łukasza Drapały.
- Dlatego być może, że obudziłem się przed godziną i potrzebuję jeszcze wrócić na tory. Poza tym ja też nie staram się śpiewać dokładnie tą samą barwą we wszystkich utworach. Czasem staram się tym bawić i robię to absolutnie z premedytacją.

A to jest zupełnie inny Łukasz Drapała, niż na przykład wokalista zespołu Chemia.
- Tam śpiewam zupełnie inaczej, ale ta przygoda już jest zakończona i będę proponował państwu utwory rockowe, zupełnie w innych jakby szatach. Natomiast co do pracy z zespołami, to za chwilę wróci na rynek koncertowy i wydawniczy zespół Łukasz Drapała i Chevy, w którym graliśmy wcześniej, proponowaliśmy bardziej muzykę graną w języku polskim, bo Chemia była głównie anglojęzyczna. Natomiast tu śpiewamy w języku polskim i jakoś poczułem głód mocniejszej gitary, ponieważ to, co ja proponuję jest bliższe mainstreamowi. To są piosenki, oczywiście też z premedytacją, bo ja chciałem na solowej płycie, pierwszej debiutanckiej państwu pokazać z czego składałem się najpierw, czyli jak rodzice podsuwali mi Beatlesów, Phila Collinsa i fajne popowe rozwiązania z lat osiemdziesiątych. Chciałem po prostu dać państwu piosenki i je dam.

Rodzice podstawiali może i Beatlesów, ale pewnie nie marzyli o tym, żeby Pan był muzykiem.
- Moi rodzice może o tym nie marzyli w taki sposób, ale od samego początku mi pomagali, mimo, że oni pochodzą ze świata bankowości, a ja nie chciałem pójść na skróty, ja miałem gdzieś tam taki wdrukowany bunt zawsze wewnętrzny, że nawet jak ekonomia była gdzieś tam w głowie, to nigdy nie bankowość. Stwierdziłem, że zawsze muszę budować historię sam i nie będę budował na jakiejś bazie. Może to głupie, ale takie to było. A oni zawsze mnie wspierali. Zawsze mi pomagali i właściwie, gdybym bardziej może uważał na to co mówią i przemycają w młodszych latach, to może zająłbym się muzyką najpierw, albo zamiast wszystkiego. Nigdy nie zapomnę takiej sceny, jak tata wywiózł mnie do liceum, jednego wtedy z lepszych w województwie, do którego miałem zdawać. Zatrzymał samochód i zapytał: „Synek, a może byś to wszystko przemyślał, może byś to zostawił i przygotował się do szkoły muzycznej?” A ja wtedy wściekły, tacie powiedziałem: „Teraz mi to mówisz?” I ja tego nigdy nie zapomnę, już będę pamiętał to do końca życia, bo to był taki właśnie delikatny sygnał. Oni widzieli chyba moją twarz i moje oczy, kiedy siadałem do muzyki.

A czy nie brakowało Panu nigdy tej podbudowy muzycznej?
- Brakowało i brakuje jej cały czas i myślę, że brakować będzie do końca życia.

Trudno będzie nadrobić prawda ten czas!
- Nie zamierzam nadrabiać, ja cały czas uczę się tego, sięgając po jakieś instrumenty, czy też po prostu ucząc się śpiewać, ucząc się pisać, słuchając mądrzejszych i otaczając się cały czas mądrzejszymi. Nawet grając w zespołach, to zależy mi na tym, żeby wszyscy muzycy, którzy są ze mną, byli ode mnie kilka razy lepsi we wszystkim.

Bo to się lepiej nawet tworzy, prawda?
- Trudniej się przede wszystkim zarządza, ale tworzy się zdecydowanie lepiej. Ja żałuję instrumentów, których już się nie nauczę, a mam naprawdę dzikie marzenia jeśli chodzi o instrumenty, ale nawet na takiej gitarze czy pianinie, to nie grając przez lata ze względu na to, że posiada się jakiś muzyków i tworzymy w inny sposób, no niestety te zdolności zardzewiały w wielu aspektach, a w niektórych zanikły, bo skupiłem się wyłącznie na śpiewaniu. Oczywiście jednym z powodów było również to, że ja przez większą część życia pracowałem również nie jako muzyk, aby mieć środki do życia i zajmowałem się innymi rzeczami. Teraz wyjątkowo, przez ostatnie kilka lat, mam takie szczęście, że zajmuje się tylko muzyką i na niej się koncentruję, ponieważ ona jest w stanie mnie utrzymać, ale to, jak wiedzą państwo bywa różnie. Pandemia nas zmiażdżyła i mam nadzieję, że takie rzeczy nie wrócą.

Łukasz Drapała. Fot. Julita Górska Łukasz Drapała. Fot. Julita Górska

Naprawdę kto wymyślił ten image Łukasza Drapały, dość charakterystyczny?
- Może tak zacznijmy od brody. Ja zawsze chciałem mieć brodę. Kiedyś u dziadka, który był leśniczym znalazłem takie zdjęcie zbiorcze mojego taty z technikum, kiedy stał z kolegami i jako jedyny miał wielką bujną brodę. Wtedy nie było to takie proste nosić brodę w szkole, w technikum. Trzeba było mieć zgodę dyrektora szkoły i mi się to strasznie spodobało. Moje ciało wytwarza zdolności takie, że mogę ją mieć i to całkiem bujną. Żona doceniła i stwierdziła, że z brodą mi do twarzy, więc absolutnie nie mam zamiaru tego zmieniać. Natomiast kapelusz, tu wszyscy oskarżają mnie o to, że w ogóle na głowie nie mam włosów, a to jest nieprawda. Inni myślą, że mam kompleksy związane z tym, że moje zakola są takie urocze. Tak naprawdę to zdarzył się kiedyś pewien koncert Chemii, wziąłem kapelusz i już nie pamiętam nawet skąd go miałem. Posiadanie kapelusza nie było dla mnie niczym szczególnym, ale wykonałem ten koncert, obejrzałem zdjęcia i stwierdziłem, że to jest chyba całkiem ciekawe, ponieważ ja się w tym dobrze czuję. Dziś bez kapelusza właściwie nie wychodzę nawet do sklepu.
Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę