Gajek: przeciętni ludzie nie mogli zapewnić tak skutecznej osłony Amber Gold
Tak skutecznej osłony Amber Gold nie mogli zapewnić przeciętni ludzie, ale osoby, które bardzo dobrze znają mechanizmy państwa; "nie mówię, że to służby specjalne", "ale być może ludzie, którzy byli kiedyś w służbach" - mówił zastępca szefa KNF Lesław Gajek przed komisją śledczą.
Zaznaczył jednocześnie, że jest to tylko jego hipoteza.
Podczas środowego przesłuchania Marek Suski (PiS) nawiązywał do osoby szefa Amber Gold Marcina P. Zastanawiał się, czy to możliwe, by tak młody człowiek po technikum, bez doświadczenia w działalności korporacji mógł stworzyć i zarządzać tak wielką firmą.
"To jest oczywiście przypuszczenie, ale wydaje mi się, że to mało możliwe, mało prawdopodobne" - odpowiedział Gajek.
"Tutaj mamy do czynienia albo z geniuszem na miarę Rockefellera lub Sorosa, albo mamy do czynienia po prostu ze słupem, który był kierowany przez jakąś grupę bardzo wyspecjalizowanych fachowców, którzy mają doświadczenie i potrafią to robić. Która, według pana oceny wersja jest bardziej prawdopodobna?" - dopytywał świadka Suski.
"Wydaje mi się, że jednak tam było dobre wspomaganie. Za wiele przypadków było korzystnych. Może się zdarzyć, że prokuratura coś odrzuci, ale inna nie. Tu był bardzo długi ciąg korzystnych zdarzeń" - odpowiedział Gajek.
Jak dodał w przypadku Amber Gold doszło do ok. 10 takich "szczęśliwych przypadków", co nie zdarza się w normalnej sytuacji. "Takie sekwencje raczej się nie zdarzają" dodał.
Polityk PiS dopytywał świadka o paraliż instytucji państwowych, m.in. wymiaru sprawiedliwości, NBP czy UOKiK w sprawie Amber Gold. "Czy ma pan wiedzę, czy jakieś symptomy tego były, że następował paraliż instytucji, które powinny się tym zająć? To wszystko wygląda w ten sposób, że ktoś jednak pilnował tutaj, aby organy państwa nie podjęły działań" - wskazał Suski.
"Jeśli chodzi o działania osłonowe, to gdyby przyjąć, że ktoś je stosował, to musiał bardzo dobrze znać państwo; bardzo dobrze mechanizmy państwa, jak działają różne instytucje" - ocenił Gajek.
"Czyli absolutnie nie ktoś z technikum?" - pytał Suski. "Raczej nie. Tak głęboką wiedzę o państwie to ma niewiele osób, żeby wiedzieć, w którym miejscu można coś zatrzymać. To jest wiedza specjalna" - odparł świadek.
Dodał, że takiej skutecznej osłony Amber Gold nie mogli zapewnić przeciętni ludzie. "Nie mówię, że to służby specjalne zrobiły, ale być może ludzie, którzy byli kiedyś w służbach specjalnych" - dodał, zaznaczając jednocześnie, że jest to tylko jego hipoteza.
Gajek zwrócił ponadto uwagę, że w Polsce nie istniała druga taka firma, która tak szybko by się rozwijała i na taką skalę.
Z kolei Andżelika Możdżanowska (PSL) nawiązywała do informacji z kwietnia 2010 r. na temat nawiązania współpracy pomiędzy Amber Gold a towarzystwem ubezpieczeniowym Concordia. Przytoczyła też jedno z oświadczeń Amber Gold przekazane mediom, w którym spółka wskazała, że oferowane przez nią lokaty w złoto są ubezpieczone w PZU.
"Dla klienta oznacza to, że każdy kto wpłacić do 200 tys. zł był pewny, że taką kwotę ma gwarantowaną i otrzyma. Czy taka informacja przekazana mediom nie powinno być traktowane jako ostrzeżenie, bo jest to największy ubezpieczyciel w kraju, jest to spółka państwowa?" - pytała Możdżanowska, wskazując, że takie informacje uwiarygadniały działalność spółki.
"Amber Gold przedstawiała różne informacje, które się nie potwierdzały i to jest przykład takiej informacji" - odparł jej Gajek.
"My nie nadzorowaliśmy mediów. Oni (Amber Gold - PAP) mogą mówić różne rzeczy, a media to drukują. To nie była taka umowa, oni sobie przypisali pewne cechy umowy, której tam nie było" - dodał.
Możdżanowska dopytywała jednak, czy była jakaś reakcja KNF na to oświadczenie. "Przypuszczam, że była" - odpowiedział świadek. Przyznał, że nie pamięta, kto w tamtym okresie zajmował się w Komisji nadzorem reklam publikowanych przez instytucje finansowe.
Posłanka ludowców zwróciła uwagę, że niektóre towarzystwa ubezpieczeniowe dowiadując się, że Amber Gold w swoich materiałach reklamowych powołuje się na rzekomą współpracę z nimi, składały zawiadomienia do prokuratury. "Bardzo słusznie robiły" - stwierdził Gajek.
"Dlaczego w ten sposób nie uczyniło PZU?" - dopytywała Możdżanowska, wskazując, że gdyby tak się stało, to być może afera Amber Gold zakończyłaby się dużo wcześniej. "To jest dobre pytanie" - odparł świadek. Dodał przy tym, że zgodnie z jego wiedzą żaden zakład ubezpieczeń nie podpisał żadnej umowy z Amber Gold na polisy, które gwarantowałyby środki deponowane w tej spółce.
Posłanka PSL pytała, czy o informacji z 2010 r., że szef Amber Gold Marcin P. powołuje się na współpracę z PZU nie powinno być powiadomione ABW. "Wtedy, moim zdaniem, w 2009, 2010 r. nie było podstaw, aby omijać prokuraturę i informować ABW. Oczywiście ABW ma w zakresie swoich obowiązków badanie pewnych obszarów" - mówił świadek. Jak wskazał, te obszary dotyczą bezpieczeństwa ekonomicznego państwa. "W tamtym czasie ani ja, ani przewodniczący KNF Stanisław Kluza nie traktowaliśmy Amber Gold jako piramidy finansowej; nie mieliśmy takich informacji, że to będzie wielka sprawa, że to będzie dotyczyło tysięcy ludzi" - dodał. (PAP)