W Pałacu Prezydenckim debata o farmach wiatrowych i ochronie krajobrazu
Jak pogodzić energetykę odnawialną, opartą o elektrownie wiatrowe, z ochroną krajobrazu - zastanawiali się uczestnicy debaty w Pałacu Prezydenckim. Podstawą dyskusji był raport NIK krytycznie oceniający zasady, według których samorządy wybierają lokalizacje turbin wiatrowych.
"Ten raport to dowód na oligarchizację samorządów" - mówił podczas dyskusji marszałek woj. śląskiego Mirosław Sekuła.
Raport został zaprezentowany przez prezesa Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofa Kwiatkowskiego.
Według Kwiatkowskiego Izba przebadała wybrane gminy pod kątem zasad, jakimi kierowały się przy rozwoju energetyki wiatrowej. Izba badała m.in. kryterium wyboru lokalizacji farm wiatrowych, ich oddziaływanie na życie mieszkańców gmin i na dewastację krajobrazu. Kwiatkowski zaznaczył, że wobec braku szczegółowych podstaw prawnych, na jakich opiera się działanie farm wiatrowych, NIK mogła formułować tylko ogólne oceny.
Kwiatkowski podkreślał, że NIK negatywnie oceniła proces powstawania farm wiatrowych w Polsce, choć nie ma zastrzeżeń do potrzeby rozwoju energetyki wiatrowej. Izba wykryła, że organy samorządowe nie w pełni przestrzegały ograniczeń w budowie farm wiatrowych, żadna z badanych gmin nie zdecydowała się np. na referendum w sprawie budowy na jej terenie wiatraków, a argumenty przeciwników nie były uwzględniane. Ponadto - mówił Kwiatkowski - w ponad 30 proc. gmin elektrownie wiatrowe były lokalizowane na gruntach należących do wójtów, burmistrzów, urzędników gminnych lub ich rodzin. "Sytuacja taka nosi znamiona konfliktu interesów i stwarza zagrożenia występowania zjawisk o charakterze korupcyjnym" - mówił prezes NIK.
Były też przypadki - relacjonował Kwiatkowski - uzależniania zgody na inwestycję w farmę wiatrową od sfinansowania planów zabudowy przestrzennej, choć takie plany powinny być finansowane bezpośrednio z budżetu samorządu. Według NIK takie sytuacje też stwarzały zagrożenie korupcją. Właśnie te fragmenty raportu skłoniły Sekułę do sformułowania opinii o "oligarchizacji samorządów".
Samorządy zgadzając się na wiatraki często nie badały hałasu, jaki powodują one przy dużym wietrze, rzędu 10 m/s. Często lokalizowano też elektrownie wiatrowe na terenach "o istotnych walorach przyrodniczych", w sąsiedztwie parków krajobrazowych i innych obszarów chronionego krajobrazu. Z powodu braku precyzji przepisów możliwa była też budowa farm wiatrowych na ziemiach rolnych wysokiej klasy - relacjonował prezes NIK. "Nie jesteśmy przeciwni energetyce wiatrowej, ale jesteśmy za tym, by czysta energia oparta byłą o czyste reguły" - podsumował Kwiatkowski.
Marszałek województwa kujawsko-pomorskiego Piotr Całbecki przyznał, że w jego województwie budowanie wiatraków przybrało rozmiary epidemii, choć pomiary wykazały, że energia, którą dają wiatraki, jest dużo mniejsza niż np. w sąsiednim Pomorskim. "Tam gdzie wójt tego chce lub jest odpowiednie lobby, wiatraki powstają" - mówił. Dodał, iż na prawie 30 proc. powierzchni województwa elektrownie wiatrowe są elementem wyraźnie zaznaczającym się w krajobrazie. Co roku przybywa ok. 100 proc. takich instalacji - mówił.
Skłoniło to władze województwa do wprowadzenia wewnętrznych reguł, np. odległość między turbinami wiatrowymi a zabudowaniami mieszkalnymi nie może być mniejsza niż 500 metrów, a w ramach jednej farmy wiatrowej nie może być więcej niż 10 wież. Całbecki zaznaczył jednak, że niezwykle ważne będzie uchwalenie ustawy krajobrazowej, która narzuci nowe normy prawne. Prezydencki projekt tej ustawy jest w komisjach sejmowych.
Także wojewoda opolski Ryszard Wilczyński przekonywał, że jeśli nie wprowadzi się sensownych regulacji prawnych, sąsiadujące z farmami wiatrowymi osiedla będą się wyludniać. "Z farm wiatrowych zyski mają nieliczni, a koszty ponoszą lokalnie wszyscy" - mówił. Z kolei główny konserwator zabytków, wiceminister kultury Piotr Żuchowski nie dziwił się masowemu rozwojowi energetyki wiatrowej, bo "każdy rolnik odda swoją ziemię pod wiatrak", mając gwarancję większego zarobku na dzierżawie niż na uprawie tej ziemi.
Część dyskutantów broniła jednak inwestycji w elektrownie wiatrowe. Mieczysław Koch, wiceprezes Stowarzyszenia Energii Odnawialnej polemizował z Kwiatkowskim, argumentując, że wiatraki najwięcej hałasują przy niewielkim wietrze, "bo przy dużym wietrze głównie słychać wiatr". Argumentował też, że ewentualne referenda też sprzyjałyby korupcji i manipulacji mieszkańców przez zainteresowane wynikiem podmioty, na co prezes NIK replikował, że jednak łatwiej skorumpować radnych niż wszystkich mieszkańców gminy.
Wojciech Cetnarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej zarzucił NIK, że swój raport oparła na selekcji najbardziej nagannych przypadków, bo przebadała tylko 28 gmin, z których część nie wykazała zresztą nieprawidłowości. Polemizował też z twierdzeniem, że na inwestycjach wiatrowych korzystają nieliczni. "Płacimy przecież niemałe podatki" - oświadczył. "Do oceny tych inwestycji najbardziej predestynowane są samorządy. Nie może być ona narzucana z góry" - dodał.
Szefowa sejmowej podkomisji, zajmującej się prezydencką ustawą krajobrazową, Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO) narzekała na bariery, jakie natrafiają prace nad ustawą, bo naruszają wiele interesów. "W sprawie tej ustawy wszyscy są za, ale każdy jest przeciw" - mówiła. Podczas dyskusji sceptycznie o ustawie wypowiedział się tylko Janusz Piechocki, burmistrz gminy Margonin, na terenie której znajduje się największa farma wiatrowa. Przekonywał, że wiatraki przynoszą gminom duże dochody. Dlatego, jego zdaniem, decyzji w sprawie ich powstawania nie można przekazywać do województw. Szykowana ustawa - argumentował - stwarza takie zagrożenia.
Organizator debaty pt. "Krajobraz a energetyka wiatrowa - poszukiwanie ładu", sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Olgierd Dziekoński wyraził nadzieję, że da się pogodzić energetykę odnawialną, ochronę krajobrazu i interes mieszkańców gmin. Trzeba tylko - przekonywał - znaleźć odpowiednią metodę. Metoda ta - zaznaczył - powinna uwzględniać takie elementy jak przekazanie instrumentów ochrony krajobrazu na wyższy poziom niż gminny, a także zasadę, że elektrownie wiatrowe mogą powstawać tylko w oparciu o miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. (PAP)