Gość programu

Profesor Piotr Biskupski

2025-06-13
Profesor Piotr Biskupski w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK

Profesor Piotr Biskupski w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK

Perkusista, pedagog Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, niedawno obchodzący jubileusz 40-lecia pracy artystycznej.

„...czy marzę o czymś? Być może, że te marzenia trochę bledną wraz z wiekiem. Te marzenia już nie są takie wszechpotężne. U mnie z tymi marzeniami to troszkę jest też tak, że ja chyba nie jestem marzycielem. To znaczy, bym powiedział tak, że jeżeli marzenia mają być ułudą, to u mnie raczej z obawy, były to bardziej plany, niż marzenia. A większość planów udało mi się zrealizować. I nigdy o swoich planach wcześniej nie mówiłem, zanim ich nie zrealizowałem i dlatego właściwie, nigdy nie miałem takich frustracji. Jak o czymś sobie pomyślałem, to robiłem wszystko, żeby to coś zrealizować i często to się samo pojawiało. A jakbym sobie wymarzył, że ja koniecznie będę chciał grać z Marsalisem, w związku z tym, jak z nim nie zagram, to będę chodził smutny po ulicy Gdańskiej przez 5 lat...”

Sobota, 14 czerwca 2025 o godz. 17:05
Jubilat już po urodzinach.
- Zazwyczaj ledwie jedne drzwi się zamkną, następne musimy otworzyć i zasuwać.

Miło było podczas koncertu z okazji czterdziestolecia pracy artystycznej?
- Bardzo miło. Cieszę się, bo uważam że była miła, ciepła atmosfera. Fantastyczni goście, było kameralnie, a nawet to, co musiało być częścią taką paraoficjalną, chyba też tak przemknęło bez żadnej pompy.

Nauczyłeś się już nazwy medalu? („Unitas Durat Palatinatus Cuiaviano-Pomeraniensis”)
- Nie, ja mam bardzo dobrą pamięć, ale żeby coś zapamiętać, to najpierw się muszę nauczyć, natomiast w tym przypadku nawet nie próbuję.

Profesor Piotr Biskupski w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK
Profesor Piotr Biskupski w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK

Zaprosiłeś gości, z którymi przez lata i współpracowałeś, ale i współpracujesz. To są tacy soliści, nie tylko soliści, z którymi Cię wiąże fantastyczna historia przyjaźni.
- Myślę, że z wszystkimi, których do tej pory zapraszałem (na poprzednie jubileusze) i z którymi pracowałem, oczywiście mógłbym powiedzieć tak, że z tego wachlarza, co prawda ludzi, których już nie ma, to ta przyjaźń nieraz bywała szorstka.

A kogo masz na myśli?
- A na przykład jak pracowałem w zespole Zbyszka Namysłowskiego, to nie było tak łatwo, bo on miał bardzo specyficzną konstrukcję charakterologiczną. I nie jestem w mniejszości, którzy tak go oceniali. Wszyscy, którzy przeszli przez ten poligon, to mają takie wspomnienia, że można byłoby niezłą książkę napisać. Myślę tylko, że ta książka powinna mimo wszystko uwzględniać wszelkie pozytywy i strony negatywne.

To był prawdziwy poligon i szkoła życia.
- Na pewno była to szkoła życia, która była w sporym kontraście do uprzednich wyobrażeń, kiedy słuchało się radiowych „Trzech kwadransów jazzu”, a Polskie Stowarzyszenie Jazzowe oddział północny sprowadzał tu różne gwiazdy i na wszystko się patrzyło przez różowe okulary. Wydawało się, że w tym świecie będzie tak cudownie. Oczywiście te pewnego typu powiedziałbym ostre przyprawy bywały, ale można by zadać pytanie, a gdzież ich nie ma? I to było bardzo takie charakterystyczne, ale powracając do jubileuszowego koncertu jak najbardziej była bardzo przyjazna atmosfera i nawet taki bym powiedział, nie wymuszony szacunek młodszego pokolenia, które też sobie wzięło do serca dobry występ. Przygotowali się, solidnie zagrali, było bardzo miło i tak to wszyscy odebrali. Nieskromnie powiem, dotarły do mnie takie głosy, że ludzie się cieszyli, że ten koncert sam prowadziłem i udało się na skróty, bez odczytywania czegokolwiek i przydługawych historycznych rzeczy.

Goście zacni:
- Ania Serafińska, Janusz Szrom, Włodzimierz Nahorny, Heniu Gembalski, Mariusz Bogdanowicz i Big-band pod dyrekcją Michała Szlempo.

To był dość spontaniczny występ, czy wcześniej mieliście jakieś próby?
- Nie, powiedziałbym tak, że przy tym przebiegu na liczniku i w silnikach muzycznych, próby nie są przesadnie potrzebne. Z big bandem owszem, zrobiłem sobie dzień wcześniej próbę. Przegraliśmy dwa utwory, do których nie ukrywam, że się sam przygotowałem, bo nie wyobrażam sobie, żebym pajacował, ale dzięki temu poczułem się o parędziesiąt lat młodszy, jak członek tego big bandu. Pamiętam jak to parędziesiąt lat temu było i po prostu przygotowałem się jak najsolidniej, jak najlepiej, żeby być wręcz dla nich podporą. Natomiast pozostałe koleżeństwo to trudno, żebyśmy z Włodkiem Nahornym robili próbę, poza akustyczną. Tylko z Anią Serafińska już jakiś czas nie współpracowaliśmy, ale na te elementy składają się współprace z tym zaproszonym koleżeństwem, rutyna po obu stronach: ich i moja. W związku z czym to była przyjemność od pierwszych dźwięków, jak zagraliśmy sobie na próbie takiej akustycznej i to mogę uczciwie powiedzieć i zdradzić tajniki, że tak jak ten utwór jeden i drugi był zagrany na próbie akustycznej, to absolutnie nie był tak zagrany na koncercie, czyli zupełnie w odmiennej nieomal strukturze.

Piotrze, z czego to wynika, że nigdy nie byłeś liderem zespołu.
- Na pewno wynika to z chęci poznawczej, że jeszcze za mało poznałem, a drugie po prostu z braku odwagi, bo uważam, że bycie liderem jest dużą odpowiedzialnością pod każdym względem. Być liderem, to już trzeba mieć jakąś wizję, koncepcję, umiejętności, a poza tym jeszcze jest jedna rzecz, że do tego trzeba mieć trochę takiego władczego podejścia. Ja nie wiem czy ja to mam. Jestem na pewno decyzyjny, ale nie wiem, czy chciałbym użyć wszystkich posiadanych pocisków, żeby dyscyplinować ludzi. Może to się jakoś tak po prostu ułożyło. A poza tym to powiem tak, nie mogłem liderować, bo ciągle pracowałem z lepszymi, no i tak się składa, a to jest takie chyba też wyniesione z domu podejście, ja mam świadomość specyfiki tego instrumentu jakim jest perkusja. Z założenia jest to instrument akompaniujący i w sumie to mi wystarczało i bardziej mi schlebiało jak ktoś potrafił zaliczyć mój akompaniament do stuprocentowego muzykowania, a nie tylko towarzyszenia. W paru składach wychodziło na to, sądząc po składanych po koncertach komplementach, że ja chyba byłem liderem tego składu i zawsze się czułem taki trochę lekko zawstydzony i nie wiedziałem, co mam tym ludziom powiedzieć. A tutaj stała kolejka ludzi, którzy mówią: Panie Piotrze, to wszystko super, ale to co Pan wyprawiał … Wtedy sobie myślę: fajnie i to mi tak naprawdę wystarczy.

Profesjonalnie zaczynałeś i o tym już mówiliśmy, grając w big bandzie Wiesława Pieregorólki, a pamiętasz jak pierwszy raz dostąpiłeś zaszczytu zagrania solówki?
- Ale w w obrębie big-bandu, czy w ogóle?

W ogóle…
- Może powiem tak, nie pamiętam tych innych, bo widocznie łatwo przychodziło, ale pamiętam, że w zespole Zbyszka Namysłowskiego, dostałem miejsce na solo, w konkretnym utworze i to było najgorsze miejsce, które można było sobie wymyślić. Ja wtedy mówię: „Zbyszek, rany boskie, ale nie dałoby się gdzie indziej?”. Na co on: „to będzie świetnie pasowało”. Po czym miał jeszcze taki zwyczaj, że podczas tego sola, nie wiem, czy jemu się nudziło, czy uważał, że to bardzo ubarwi... Miał taką dosyć zużytą walizkę, w której były zdobyczne małe instrumenty perkusyjne. Stawał mi nad uchem i szeleścił, myśląc, że to mi tak fajnie pomaga. Także to był rzeczywiście taki poligon.

Profesor Piotr Biskupski w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK Profesor Piotr Biskupski w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK

Ale nigdy nie żałowałeś, że poszedłeś tą drogą, a nie drogą jednak muzyka klasycznego.

- To znaczy na przykład to, jak porównujemy z działaniem sił Zbyszka, to być może, że tak bywało z różnych względów, natomiast nie, nigdy tego nie żałowałem. Jednak nie żałowałem z jednego podstawowego powodu, że przez „dziesiąt” lat nie zszedłem ostatecznie z drogi klasycznej, więc dla mnie to zawsze był taki bardzo ciekawy powrót, który był powrotem albo artystycznym, albo umiejętnościowym, sprawdzającym nadal moje możliwości. Myślę, że to u mnie cały czas równolegle funkcjonowało, mimo że byli tacy ludzie, którzy koniecznie chcieli mnie zaszufladkować ze względu na przykład na moje dziesięcioletnie doświadczenie grania na rynku jazzowym. W związku z tym były takie momenty, bardzo takie charakterystyczne, gdzie najlepszym papierkiem lakmusowym był fakt, że ludzie, którzy chcieli się uczyć, to stwierdzali, że oni by się chcieli przepisać, bo wolą się u mnie uczyć. Czyli jednak powiedziałbym, ta uniwersalna umiejętność obsługi instrumentów i muzykowania pozostaje.

W swoich wspomnieniach masz wiele różnych historii związanych właśnie ze Zbigniewem Namysłowskim, ale z drugiej strony trzeba przyznać, że to on właśnie wytyczał pewne mody na perkusistów. Wszyscy ci, którzy z nim zaczynali grać, potem byli najbardziej modnymi w tej ankiecie Jazz Forum w Jazz Topie windowani byli bardzo wysoko.
- Pewnie on był taką swoistą trampoliną, niełatwą. Był też taki drugi angażujący młodych, jak ja, ambitnych muzyków to Jan Ptaszyn Wróblewski, ale on mnie nigdy nie zaprosił do zespołu. Pamiętam czas kiedy właściwie okrakiem musiałem spełniać obowiązki muzyczne zarówno u Janusza Strobla, jak i u Zbyszka Namysłowskiego i muszę przyznać, że były to diametralnie przeciwne światy pod każdym względem, więc bardzo się trzeba było dobrze zbierać.

Gdybyś miał tak wymienić tych muzyków, z którymi Ci się najlepiej współpracowało, przy których najbardziej się rozwijałeś?
- To jest tak, że u każdego było coś innego. Przez „dziesiąt” lat współpracując z Włodkiem Nahornym, dostałem się w takie szpony bym powiedział muzyki, która była intuicyjna, bo mało ludzi wie, że tak romantycznie grający na fortepianie Włodek Nahorny z krwi i kości jest free jazzowym muzykiem, który na saksofonie grał takie rzeczy, żeby go można było nie podejrzewać. Natomiast na przykład u Zbyszka, to specyfika kompozycji pokomplikowanych i jego kujawiaki na 17 jedenastych. Dzisiaj u młodego pokolenia jest moda na te matematyczne podejście do wielu kompozycji, które dla mnie są przekombinowane.

Ty to wykonasz, ale zastanawiasz się, po co?
- Zastanawiasz się, po co to jest. To po pierwsze, a poza tym wychodzę z koncertu i nie pamiętam ani ćwierć motywu metodycznego. Na przykład te utwory niby pokomplikowało Zbyszka w sobie zawierały ten element, że się wracało po próbie do hotelu i człowiek nucił to, co było na próbie. Nie opuszczało to mnie, czyli to się zapisywało na tym przysłowiowym twardym dysku.

Masz takich artystów, z którymi nie udało Ci się wystąpić, a z którymi chciałbyś zagrać.
- Oczywiście, mój ulubiony Keith Jarrett, bardzo bym chciał z nim zagrać. A tak poważnie, to osobą z którą w ogóle nie udało mi się zagrać, mimo że się poznaliśmy jest Leszek Możdżer. A chciałbym z nim zagrać z bardzo prostej przyczyny, bo tak mi się wydaje, że on ma podobnie jak Krzysiu Herdzin ten paraklasyczny idiom pianistyki, ma te duże umiejętności warsztatowe, takie, które nie przeszkadzają. Jest taka pewność, że z takim człowiekiem grając można przestać jakby myśleć, kontrolować i jak nawet gdzieś muzycznie zboczę, to on się za chwilę na tej ścieżce pojawi. To jest super. Natomiast czy marzę o czymś? Być może, że te marzenia trochę bledną wraz z wiekiem. Te marzenia już nie są takie wszechpotężne. U mnie z tymi marzeniami to troszkę jest też tak, że ja chyba nie jestem marzycielem. To znaczy, bym powiedział tak, że jeżeli marzenia mają być ułudą, to u mnie raczej z obawy, były to bardziej plany, niż marzenia. A większość planów udało mi się zrealizować. I nigdy o swoich planach wcześniej nie mówiłem, zanim ich nie zrealizowałem i dlatego właściwie, nigdy nie miałem takich frustracji. Jak o czymś sobie pomyślałem, to robiłem wszystko, żeby to coś zrealizować i często to się samo pojawiało. A jakbym sobie wymarzył, że ja koniecznie będę chciał grać z Marsalisem, w związku z tym, jak z nim nie zagram, to będę chodził smutny po ulicy Gdańskiej przez 5 lat.

Profesor Piotr Biskupski w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK
Profesor Piotr Biskupski w studiu Polskiego Radia PiK. Fot. Magda Jasińska/PR PiK

Ponad 40 lat pracy na estradach. Ile lat pracy w Akademii, pracy pedagogicznej?
- 20.

To nie dużo.
- W liczniku to nie dużo, bo późno zacząłem.

Ale myślę, że gdybyś 40 lat temu pomyślał, że za 20 lat będziesz profesorem w Akademii Muzycznej, to byś zaprzeczył.
- Na pewno bym zaprzeczył, bo było inne tempo życia. Artyści, byliśmy trochę inaczej postrzegani, a ponieważ ja na przykład miałem takiego pecha, nazwijmy to, że z racji swoich sytuacji, które nastąpiły, tych muzyczno-życiowych, nigdy się nie załapałem na przysłowiowy Young Power, to znaczy ja nigdy nie byłem ten młody. Jak byłem młody, to mnie wyłowili ci starzy i zaproponowali pracę. Później się okazywało, że nagrody dla młodych dostawali starsi ode mnie wiekiem.
Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę