Jan Rulewski
Marcin Kupczyk: 6 lutego 1989 roku rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu, trwały do 5 kwietnia. Przedstawiciele władzy komunistycznej i solidarnościowej opozycji zasiedli do rozmów, które miały doprowadzić do porozumienia i wspólnego rozwiązania konfliktów społecznych - w sytuacji strajków i protestów. Obrady zapoczątkowały przemiany polityczne, a w efekcie upadek komunizmu. Minęło 30 lat, działacze już różnią się w ocenie tego wydarzenia. Jan Lityński - uczestnik obrad: "Rozmów nie należało odkładać, a polski Okrągły Stół był modelowym sposobem zmiany ustroju. To jest wzór wychodzenia z systemu totalitarnego". Krzysztof Wyszkowski: "Ustalenia okrągłostołowe utrwalały radzieckie wpływy w całym regionie. Zmieniono środki, ale umieszczono na czele państwa agentów takich jak Jaruzelski". Wyszkowski mówi ostro, że było to zabezpieczenie interesów komunistów i pozostawienie ich wpływów na długie lata, aż do dziś. Inni mówią jeszcze ostrzej: spisek elit, część elit z tej i część z tej strony po prostu się dogadała. A co pan sądzi?
Jan Rulewski: Po pierwsze trzeba uzupełnić informacje, że Okrągły Stół był dlatego okrągły, że było więcej stron niż dwie, a na pewno były trzy. Trzecią stroną był Kościół. Wprawdzie jego status był inny niż pozostałych dwóch stron, ale jednak był bardzo istotny, by nie powiedzieć decydujący, o czym dowodzą, ukazują się co chwilę dokumenty i wywiady. Czy to był sukces czy to było umacnianie się elit czy spisek elit? Czy rozmowy agentów z agentami, jak to mówi teraz profesor, sąsiad z Torunia Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta. Ja, który nie byłem zaproszony ani nie partycypowałem, nie chciałem nawet tym uczestniczyć, stwierdzam na podstawie już teraz tej długiej historii, że to była korzyść dla Polski. Dwie strony, zwłaszcza rządowa i solidarnościowa, uważają, że to był sukces, ale to jest różnica semantyczna. Na pewno korzyść. Dlaczego korzyść? Byliśmy wówczas 10 lat prawie po wprowadzeniu stanu wojennego, którym komuniści niejako przyznali do klęski całego systemu. W 1986 r. Jurij Gorbaczow potwierdził, że system komunistyczny sypie się i konieczna jest w nim jawność i demokracja, czyli "pierestrojka". W Polsce ekipa Jaruzelskiego zbyt późno zrozumiała coś z tego, co mówił Gorbaczow, jeszcze bardziej co mówiła opinia zagraniczna i co mówiła Solidarność. (...) Cały system nie tylko zjadał swój ogon, ale postępował do tyłu.Tę świadomość miało wielu obywateli i nie można było już czekać.
Zwolennicy Okrągłego Stołu mówią, że nie było innego wyjścia jak kompromis, a przeciwnicy, że ustępstwa w stosunku do komunistów były zbyt daleko posunięte. Przyniosły brak rozliczeń, niechęć do lustracji i dekomunizacji, akceptację funkcjonowania w środowisk postkomunistycznych w gospodarce i w polityce. Krytycy mówią o zbyt drastycznych dla społeczeństwa w skutkach reform Leszka Balcerowicza, ale to później, wicepremiera i ministra finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Inni mówią tak: To my zaczęliśmy przecież, to Polska, chcemy być z tego dumni. Dopiero po nas Mur Berliński, dopiero po nas Czechosłowacja, Węgry, inne demoludy, ale później przestaliśmy jakoś być liderem. Niektórzy przypominają, że inni poszli do przodu. Wolne wybory w Czechosłowacji i na Węgrzech odbyły się wcześniej niż w Polsce, po w marcu i czerwcu 1990 r., a u nas 1,5 roku później - rząd Jana Olszewskiego, grudzień 1991. Dlaczego? Dlatego, że dogadaliśmy się z komunistami przy Okrągłym Stole, a Czesi i Węgrzy tego nie zrobili.
Trzeba przyznać, że rzeczywiście pojawiły się bardzo znaczące i liczne głosy, że filozofia Okrągłego Stołu to jest kamień założycielski III Rzeczypospolitej i że jest to coś na zawsze i do końca niejako trwania naszej niepodległej ojczyzny. Polemizowałem z tym poglądem, wręcz się kłóciłem, być może do dzisiaj nie jestem w związku z tym tak akceptowany. Otóż uważam, że to była korzystna dla Polski umowa, ale jak każda umowa podlega renegocjacjom, w miarę zmieniających się, czasem niezależnych od umawiających się stron, okoliczności. Tą okolicznością, która podważyła konieczność trwania tej umowy między komunistami a ekipą solidarnościową przy udziale Kościoła był fakt, że wybory które odbyły się 4 czerwca, a więc 2 - 3 miesiące później, pokazały zupełny obraz społeczeństwa. Co więcej, okazało się że wcale komuniści nie są tacy silni i nie są w stanie już wyprowadzić sił zbrojnych do kolejnego zamachu stanu czy kolejnego stanu wojennego. Co więcej, a może najważniejsze, że już nie cieszą się poparciem Związku Radzieckiego, który sam ma własne problemy z utrzymaniem się na powierzchni. Gorbaczow, nie chcę tu chwalić, zachęcał do wymiany ekip. (...) Sukcesem Solidarności był fakt, że uruchomiła lawinę dzięki której społeczeństwo mogło pójść do urn i wypowiedzieć swoje warunki tej umowy, a te warunki były druzgocące i później spowodowały już naprawdę prawdziwe wybory prezydenta, a potem rządu...