Hanka Sowińska

2022-10-21
Hanka Sowińska w studiu PR PiK. Fot. Magda Jasińska

Hanka Sowińska w studiu PR PiK. Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Hanka Sowińska

Dziennikarka, która w sobotę – 22 października - odsłoniła swój podpis w Bydgoskiej Alei Autografów. Od ponad 40 lat, dziennikarsko zajmuje się historią, zdrowiem i sprawami społecznymi..

Minęło ćwierć wieku, od kiedy moje teksty zaczęły pojawić się w „Pomorskiej”. Wtedy kontakt z czytelnikami był osobisty, telefoniczny i listowny. Tego świata już nie ma... Tak samo jak ludzi, którzy nie tylko byli czytelnikami, ale dostarczycielami swoich osobistych przeżyć i historii swoich rodzin...”


Sobota, 22 października godz. 17:05
Na początek wyjaśnijmy – Hanna, Hanka, Hania, Haneczka. Jak lubisz, żeby się do Ciebie zwracać?
- Haneczka słyszę w domu, Haniusia w redakcji. Całe zawodowe życie jestem Hanka. Nie wiem, czy ktoś Ordonkę pytał, dlaczego jest Hanka, a nie Hanna? Była też Hanka Bielicka i Hanka, żona Antka Boryny w "Chłopach" Reymonta...

Ale Ty masz w dowodzie wpisane Hanka?

- Nie, Hanna. Hanna, Jolanta - tak tato kazał zapisać w Urzędzie Stanu Cywilnego w połowie lat 50, kiedy się urodziłam jako druga córka Teresy i Stefana. Z domu jestem Busk. Wracając do Hanki... Nastolatką byłam, kiedy przeczytałam powieść Tadeusza Dołęgi-Mostowicza „Pamiętnik pani Hanki”. Główną bohaterką jest Hanka Renowicka, żona Jacka. Ja też jestem żoną Jacka. Dużo dziwnych zbiegów okoliczności i odniesień do literatury.

To fascynujące momenty w życiu każdego człowieka.
- Tak, kiedy się zastanawiamy, co by było gdyby… Gdybym pół wieku temu podjęła inną decyzję, jak by się moje życie potoczyło? Przecież łapiemy się na takich pytaniach, refleksjach, prawda? Gdybym po studiach nie "poszła w dziennikarstwo", prawdopodobnie znalazłabym się w bydgoskim archiwum, razem z moimi wspaniałymi kolegami, zresztą pracującymi tam do dzisiaj. Mówię m.in. o Stanisławie Błażejewskim - byliśmy na tym samym roku, na UMK w Toruniu, na historii - specjalność archiwistyka.

Ale Ty byś się zanudziła w archiwum.
- Wtedy wydawało się, że poza opracowywaniem i udostępnianiem materiałów zgromadzonych w archiwum nic innego bym nie robiła. To wiązało z kurzem, specyficznym zapachem... Archiwa połowy lat 70. miałam okazję poznać podczas tygodniowej wycieczki, którą zorganizował profesor Andrzej Tomczak, guru, jeśli chodzi o toruńską archiwistykę. Miałam też praktyki w dwóch warszawskich archiwach. Dzisiaj archiwa to zupełnie inne placówki, m.in. prowadzą bogatą działalność edukacyjną, wystawienniczą, wydawniczą. Pracując w "Gazecie Pomorskiej" i zajmując się historią, współpracowałam z Archiwum Państwowym w Bydgoszczy. Zresztą robię to dziś. Ostatnim, bardzo mocnym "akcentem", były udostępnione mi listy z Katynia i grypsy z 1939 roku z obozu 15. pal w Bydgoszczy, które placówka zakupiła w 2018 roku. Nieprawdopodobne, że jeszcze trafiają się takie perełki.

Hanka Sowińska w studiu PR PiK. Fot. Magda JasińskaWracamy do Twoich studiów: to było UMK.
- Historia na UMK. Aby dostać się na studia, trzeba było zdać egzamin. Pamiętam, że wybrałam temat dotyczący Rewolucji Francuskiej. Wcześniej natomiast było piąte liceum. Moja klasa „c” była wyjątkowa. Bardzo się lubiliśmy, bardzo zżyliśmy się ze sobą, spędzaliśmy czas poza szkołą. Kilkanaście lat po maturze spotkaliśmy się po raz pierwszy. Potem klasowych spotkań było wiele, obecni byli nawet ci, którzy mieszkają zagranicą. Do mojej klasy, w drugim roku licealnej edukacji, dołączył Roman Gramziński, późniejszy aktor, występował m.in. w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Jeśli chodzi o znajomość literatury nie miał sobie równych. Pamiętam, że na fakultetach z języka polskiego miał, rozłożony na sześć lekcji, wykład o twórczości Moliera. Miał też nieprawdopodobny talent do opowiadania dowcipów. Będąc już dziennikarką Ilustrowanego Kuriera Polskiego miałam okazję rozmawiać z dyrektorem „piątki” – to Marian Szczerba, jedyny taki dyrektor.

Musiałaś chodzić do szkoły w spódniczce?
- Fartuszku! Obowiązkowo! Kiedy zaczynałam w 1970 roku, dyrekcja, zapewne w porozumieniu z radą pedagogiczną, wprowadziła ujednolicone stroje. Projekty fartuszków, kostiumów, garniturów dla chłopców, a nawet płaszczy przygotowała bydgoska spółdzielnia „Kreacja”, która również je szyła. Komplet kosztował ogromne pieniądze, nie wszyscy mogli sobie pozwolić, szczególnie, jeśli w rodzinie było kilkoro dzieci. Pojawiły się więc zastępcze materiały i zmodyfikowane wzory. Też miałam „kreacjopodobny” fartuch i garsonkę. Panu dyrektorowi nie podobały się metalowe guziki w moim fartuchu. Zima roku 71 była sroga, w budynku liceum popękały kaloryfery. Wtedy pan dyrektor łaskawie pozwolił dziewczętom nosić spodnie. Święto było! Chłopcy prowadzili swoją wojenkę z dyrektorem Szczerbą - była moda na długie włosy, więc chcieli mieć modne fryzury. Ciekawostka, języka polskiego przez 3 lata uczyła mnie Jadwiga Pakulska. Pozdrawiam panią Jadwigę i pana Macieja (Pakulskiego).

Czy pójście - po studiach historycznych - do gazety zakładowej przy zakładach obuwniczych, bo tak się chyba nazywały...
- To były Pomorskie Zakłady Przemysłu Skórzanego „Kobra”. Nazwa pojawiła się w połowie lat 50. „Kobrę” wymyśli dyrektor Seweryn Demus.

Czy to było spełnienie Twoich marzeń, czy przypadek?
- Przypadek, ale na pewno o pracy w archiwum nie myślałam. Wydawało mi się, że to jednak nie jest moje przeznaczenie...

Nauczycielką też nie chciałaś być.
- Absolutnie. Pojawiła się propozycja pracy w gazecie zakładowej. I stało się...Wtedy redaktorem naczelnym „Wiadomości” był Czesław Ereński. Na początku lat 80. zastąpiła go Gizela Chmielewska. Z Gizelą i nieżyjącą już Aleksandrą Jakubowską-Siwek pracowałam do 1988 r. Pisałam o ludziach, którzy żyli „tu i teraz”, o wpisanych w tamtą rzeczywistość problemach. Wtedy też poznałam historię przedwojennej fabryki „Leo”, chociaż po rodzinie Weynerowskich, jej założycielach, nie było śladu. Kiedy na przełomie lat 80. i 90. rodziła się nowa Polska, zajmowałam się naszym synkiem Jackiem Juliuszem, rocznik 1989. Do dziennikarstwa wróciłam w 1993 r., wtedy znalazłam się w zespole Ilustrowanego Kuriera Polskiego. Wcześniej, przez rok, współpracowałam z Gazetą Wyborczą. Padła nazwa IKP - młodszym bydgoszczanom przypomnę, że popularny „Kurier” pojawił się w październiku 1945 roku, założył go Zygmunt Felczak, działacz Stronnictwa Pracy. Gazeta Pomorska zaczęła się ukazywać trzy lata później. Do „Pomorskiej” trafiłam w marcu 1996 r. Wtedy - uwaga - nakład piątkowego wydania przekraczał 300 000 egzemplarzy.

Hanka Sowińska w studiu PR PiK. Fot. Magda JasińskaCzy Ty, w tej chwili, masz takie poczucie, że piszesz już nie dla tego odbiorcy, co kiedyś, bo przecież zainteresowanie papierową gazetą jest mniejsze. Teraz jeżeli ktokolwiek chce się dowiedzieć czegoś z gazety, to zagląda na stronę internetową. To Ci nie przeszkadza?
- Minęło ćwierć wieku, od kiedy moje teksty zaczęły pojawić się w „Pomorskiej”. Wtedy kontakt z czytelnikami był osobisty, telefoniczny i listowny. Tego świata już nie ma... Tak samo jak ludzi, którzy nie tylko byli czytelnikami, ale dostarczycielami swoich osobistych przeżyć i historii swoich rodzin. Biologia jest nieubłagana. W ostatniej dekadzie żegnałam, także na łamach „Pomorskiej”, a przede wszystkim „Albumu Bydgoskiego”, teraz „Albumu Historycznego”, naszych „albumowych” Przyjaciół. O wyjątkowej więzi może świadczyć fakt, że o śmierci bohaterów moich tekstów informowały mnie rodziny. Bywałam nawet na pogrzebach... Skoro mówię o historii w publicystycznym wydaniu na łamach „Pomorskiej” - nie moją zasługą jest to, że w tak obfitym wymiarze pojawiła się w gazecie. „Album Bydgoski” wymyślili szefowie redakcji. Przypomnę - pierwszy numer ukazał się w grudniu 2004 roku. Kilka lat wcześniej hitem stała się akcja poszukiwania najstarszych zdjęć z prywatnych zbiorów czytelników. Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że czytelnicy „Pomorskiej” mają cymelia w swoich albumach. Najstarsze zdjęcia pochodziły z lat 60. i 70. XIX wieku. Wystarczyła jedna fotografia i ruszyła lawina. Kiedy kończył się XX wiek w „Pomorskiej” wymyślono plebiscyt na ludzi przełomu wieków z naszego regionu. Warto było się zająć historią chociażby dlatego, żeby mieć okazję rozmawiania z wieloma ludźmi, od których zależały losy naszego kraju.

Powróćmy do Twojej kuchni warsztatowej. Czy przygotowujesz teksty w domu?
- Oczywiście. Duże teksty pisałam „po godzinach”, w domu, wieczorami, nocami. Obowiązkiem dziennikarza gazety codziennej było, i ciągle jest, dostarczenie bieżących informacji. Teksty publicystyczne, reportaże, wywiady - w godzinach pracy można było co najwyżej zebrać materiał. Przygotowanie tekstu na podstawie dokumentów, np. z archiwum IPN wymagało przejrzenia niekiedy tomów akt. Na to potrzeba czasu. Ratunkiem były zdigitalizowane dokumenty, które otrzymywałam dzięki uprzejmości pracowników z bydgoskiej Delegatury IPN. Nie policzę sobót i niedziel spędzonych przy komputerze. Swego rodzaju rytuałem było odwożenie syna na dworzec, gdy studiował w Poznaniu, i „podrzucanie” mnie do redakcji. Pozostałością wieloletniego rytmu pracy jest to, że do dziś obiady jemy wieczorem.

Czyli wszystko było podporządkowane pracy?
- Tak, praca była na pierwszym miejscu. Chociaż starałam się, by rodzina nie cierpiała. Mimo że byłam "kobietą intensywnie pracującą" nie jedliśmy poza domem.

A mąż gdzie pracuje?
- W pandemii przeszedł na emeryturę, jednak dziennikarzem nie przestał być. Z wykształcenia jest historykiem, absolwentem UMK, chociaż nie poznaliśmy się w trakcie studiów. Spotkaliśmy się właśnie w „Kobrze”. Mąż kierował pracą zakładowego radia. W latach 80. znalazł się zespole „Ilustrowanego Kuriera Polskiego”, do pracy przyjmował go Witold Lassota. Potem pracował m.in. w kilku bydgoskich wydawnictwach.

Konkurowaliście?
- Nie, potrafiliśmy i nadal potrafimy wspólnie pisać teksty.
Hanka Sowińska w studiu PR PiK. Fot. Magda Jasińska

Zobacz także

Marcin Styczeń

Marcin Styczeń

Paweł Szkotak

Paweł Szkotak

Łukasz Drapała

Łukasz Drapała

Paulina Rubczak

Paulina Rubczak

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę