Andrzej Ratusiński

2022-03-28
Andrzej Ratusiński Fot. Julita Górska

Andrzej Ratusiński Fot. Julita Górska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Andrzej Ratusiński

Wybitny polski pianista. Niedawno w serii FROM THE POLISH RADIO ARCHIVES ukazał się album zatytułowany „Andrzej Ratusiński Retrospective”.

Piątek, 1 kwietnia godz. 20:05
Fenomenalny pianista, emerytowany profesor Staatliche Hochschule für Musik und Darstellende Kunst w Stuttgarcie, zodiakalny Skorpion i perfekcjonista. Nie przeszkadza Panu trochę w życiu perfekcjonizm?

- Z jednej strony pomaga, ale z drugiej rzeczywiście przeszkadza.

Od kiedy ten perfekcjonizm Panu towarzyszy? Od urodzenia?

- Chyba odkąd zacząłem grać na fortepianie, to znaczy od jakiegoś czwartego roku życia.

Panie Profesorze, przed nami dwupłytowy, przepięknie wydany. Album, który jest trochę pokazaniem tego, co jest w zasobach archiwum Polskiego Radia, ale też ma być takim pokazaniem Pana dokonań. Rozpoczął Pan od Bacha.

- Od kompozytora, którego uważam za najgenialniejszego z geniuszy w historii muzyki. Niektórzy uważają, że największym był Mozart, ja jednak uważam, że był to Johann Sebastian Bach.

Czy ten wybór był trudny?

- Nie, wybór był bardzo jasny. Tym bardziej, że towarzyszyła mi wspaniała, nieistniejąca w takiej postaci oczywiście, Polska Orkiestra Kameralna, która po rozszerzeniu składu o instrumenty dęte i perkusyjne jest dzisiaj Sinfonią Varsovia. Ale przede wszystkim też osoba wspaniałego dyrygenta, założyciela - Jerzego Maksymiuka.


I wówczas Pan zagrał koncert d-moll na fortepian i orkiestrę, to był rok 1978. Dokonał Pan jeszcze wyboru dwóch kompozycji Jana Sebastiana Bacha i jak spytałam czy ten wybór trudnym, to miałam na myśli, czy mocno Pan dyskutował z autorami całej serii wydawniczej.

- Raczej dyskutowałem z samym sobą. Wybór był o tyle trudny, że bardzo dużo jest moich nagrań w archiwach Polskiego Radia, więc musiałem sobie bardzo dokładnie to wszystko najpierw przesłuchać z nutami w ręku, żeby dokonać wyboru, więc rzeczywiście nie było to łatwe. Tym bardziej, że nagrania powstawały wiele lat temu. Ja w tym czasie zmieniałem się jako człowiek i jako muzyk, natomiast nagrania się nie zmieniały. Więc najpierw musiałem po prostu wybrać te, z którymi się zgadzam, które po latach akceptuję.

Jest Pan bardzo wymagającą osobą. Wymaga Pan również od siebie, ale wybrał Pan sporo utworów nagranych z stowarzyszeniem orkiestry.

- Tak, dlatego, że chciałem, żeby jednak ten program był dosyć różnorodny, więc nie tylko ja i fortepian, ale również orkiestry i świetni dyrygenci.

Pamięta Pan gdzie zostały dokonane pierwsze nagrania?

- Na pewno pamiętam pierwsze moje nagranie z orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji w Krakowie, to było moje pierwsze nagranie z orkiestrą. Jako student debiutowałem z orkiestrą Polskiego Radia w Warszawie pod batutą legendarnego Stefana Rachonia. W każdym razie odpowiadając na pani pytanie, na pewno pamiętam nagranie koncertu Mendelssohna właśnie z orkiestrą radiową w Krakowie, pod batutą Marka Pijarowskiego.

Pan zaczął swoją naukę gry na fortepianie w wieku lat czterech, to wcześnie.

- Tak, ale myślę, że skoro czterolatkowi rodzice dają rakietę tenisową do ręki, to jest dobry czas również dla pianisty.

Nigdy nie było chwil zwątpień?

- Owszem były. Przede wszystkim były one związane z tym, że ja nie urodziłem się w Warszawie. Natomiast już w wieku 6 lat zostało mi przez Ministerstwo Kultury i Sztuki przyznane stypendium, wówczas szumnie nazywane artystycznym, które było przeznaczone na moje dojazdy na lekcje do Warszawy, lekcje fortepianu. Otrzymałem również z Ministerstwa świetnego pedagoga, najlepszego wówczas w Polsce pedagoga na etapie dziecięcym, panią Stanisławę Raubę. Zwątpienie polegało na tym, że ja byłem wątłym dzieckiem, w co dzisiaj patrząc na mnie, troszkę trudno uwierzyć. W każdym razie ojciec, który był moim pierwszym nauczycielem, bo był muzykiem, myślał, że ja nie wytrzymam trudów dojazdów, tego wstawania o godzinie 4:30 rano, żeby wsiąść do pociągu. Ja natomiast byłem zainteresowany mnóstwem innych rzeczy. Wtedy na przykład fascynowała mnie chemia, nawet miałem takie małe moje domowe laboratorium chemiczne. Potem fascynowała mnie psychologia, do tego stopnia, że nawet myślałem o tym, żeby rzucić fortepian i zająć się studiami psychologicznymi. Także zwątpienia były, ale gdzieś może imperatyw wewnętrzny mówił mi, że trzeba te wszystkie zwątpienia przetrwać.

A przez te lata, był Pan takim maniakiem ćwiczenia?

- Odpowiem pani bardzo szczerze, ja byłem kiedyś normalnym dzieckiem, które wolało się bawić, a nie siedzieć przy fortepianie i ćwiczyć. Także nie ukrywam, nazwijmy to delikatnie, że była ze strony ojca pewna presja i dopiero, pamiętam doskonale ten moment, jak w wieku 12 lat zrozumiałem, że to jest to co kocham i co chciałbym w przyszłości robić. I od 12 roku życia już nikt nie musiał mi mówić: „Andrzejku teraz będziesz ćwiczył”.

Tylko na tym polegały te perswazję, żeby pan ćwiczył?

- Tak, ja już jako siedmiolatek ćwiczyłem do 5 godzin dziennie, więc to jest jak na dziecko naprawdę duża porcja i jeszcze raz powtarzam, nie całkiem było to z mojej woli.

Była to presja ojca, ale potem też Pan ćwiczył 5, 6 godzin dziennie?

- Pamiętam, że mój rekord, to było przed konkursem imienia Piotra Czajkowskiego w Moskwie, ćwiczyłem do 10 godzin dziennie.

No ale to jest taki konkurs! To teraz przejdźmy do konkursów, jaką rolę odegrały w Pana życiu konkursy? I czy konkursy są rzeczywiście tym ważnym momentem w życiu artysty?

- W dzisiejszych czasach zapewne tak, chociaż mamy liczne przykłady znakomitych pianistów, którzy zaistnieli na estradach świata, nie tylko nie wygrywając żadnego z konkursów, ale nawet nie biorąc w nich udziału. Mój znakomity kolega Piotr Anderszewski wziął udział w jednym, jedynym konkursie w życiu, ale nie dostał tam żadnej nagrody, ponieważ, jak wieść niesie, nie przygotował programu na finałowy etap. Natomiast wykonał w drugim etapie bodaj tak fenomenalnie 33 wariacje Beethovena, że to wystarczyło mu, że tak powiem za pierwszą nagrodę. Odpowiadając na pani pytanie, myślę że konkursy mogą pomóc w zaistnieniu na estradach, natomiast nie są jednak warunkiem Jeśli pyta pani o moje dzieje konkursowe, to są rzeczywiście dwa konkursy, o których warto wspomnieć. Pierwszy, to konkurs imienia Busoniego w Bolzano, gdzie zająłem najwyższe miejsce i potem znowu nie całkiem z własnej woli, wziąłem udział w konkursie imienia Piotra Czajkowskiego.

Co znaczy „nie z własnej woli”?

- Były naciski pewne na to, żebym w tym konkursie wystąpił, ponieważ Polacy przede mną, nie mieli tam żadnych sukcesów. Ja wtedy byłem bardzo młodym pracownikiem uczelni i pani rektor, świętej pamięci Regina Smendzianka publicznie, nie pytając mnie o to przedtem, ogłosiła na inauguracji roku akademickiego, że właśnie uczelnia warszawska ma ambicje wystawić taką dobrą reprezentację na konkurs Czajkowskiego w Moskwie. Jak wymieniła moje nazwisko, o mało nie spadłem z krzesła, ale zdaje sobie pani sprawę, że w tamtych czasach nie można było na takie dictum powiedzieć „nie” i odmówić wyjazdu do Moskwy. Musiałem to zrobić i zdawałem sobie sprawę z ogromnego ryzyka.

I to był ważny moment w Pana życiu?

- Bardzo ważny, dlatego, że nie tylko w mojej opinii zostałem jednak skrzywdzony na tym konkursie. To był rok 74 i byłem pierwszym nierosyjskim pianistą, który w ogóle wszedł w Moskwie do drugiego etapu. To był konkurs, w którym musieli wygrywać Rosjanie i wygrywali. Wyjątek był jeden, za to bardzo spektakularny. To był pierwszy konkurs w 58 roku, który wygrał amerykański pianista Van Cliburn. Potem wygrywali już sami Rosjanie, mniej lub bardziej zasłużenie. I wtedy sam sobie złożyłem przysięgę, że nigdy więcej nie wezmę udziału w ogóle na żadnym konkursie. To też łączyło się z poważnymi konsekwencjami. W następnym roku odbywał się Konkurs Chopinowski, do którego świadomie absolutnie nie przystąpiłem, mimo jeszcze silniejszych nacisków ze strony, że tak powiem, czynników oficjalnych.

Nigdy Pan nie żałował tej decyzji?

- Nie, mimo że zostałem przez Polską Agencję Artystyczną Pagart ukarany wstrzymaniem paszportu na półtora roku.

To był ten sam moment, kiedy wystąpił na konkursie chopinowskim Krystian Zimerman.

- Tak i zasłużenie wygrał.

A jak to się stało, że wyjechał Pan w 1982 roku do Niemiec i tam przez wiele lat związał się z wyższą szkołą.

- Moja etatowa praca w uczelni w Stuttgarcie przyszła później. Dlaczego wyjechałem? Złożyło się na to mnóstwo czynników, również moje życie prywatne. Był stan wojenny, zamknięto sale koncertowe i ja już wtedy nie pracowałem na żadnym etacie w Polsce, a jedynym źródłem mojego utrzymania były koncerty. Ja już pod koniec mojego życia w Polsce, żyłem za pożyczone od przyjaciół pieniądze, po prostu nie miałem żadnych dochodów. To było bardzo istotnym czynnikiem. Natomiast w tej decyzji pomogły mi umowy, które już wtedy podpisałem z góry na 2 lata. W 80 roku zostałem zaproszony jako solista do debiutu z orkiestrą filharmoników berlińskich i ten debiut miał miejsce 12 i 13 października 1982 roku. Więc ja jeszcze 10 miesięcy stanu wojennego spędziłem w Polsce, po czym 3 października wyjechałem.

I tam promował Pan polskich kompozytorów.

- Przede wszystkim. Jako Polak byłem proszony o polskich kompozytorów, oczywiście Chopina, ale również Szymanowskiego, Lutosławskiego. Zbudowałem też mój repertuar chopinowski dlatego, że byłem proszony o utwory Chopina.

A to, że Pan zrezygnował z uczestnictwa w konkursie chopinowskim, potem nie niosło za sobą pewnych konsekwencji?

- Tak, miało to oczywiście negatywny wpływ, ale tylko do momentu kiedy kiedy mieszkałem w Polsce. Potem, ponieważ odmówiono mi przedłużenia mojego polskiego paszportu, byłem traktowany jako ten, który w ówczesnej nomenklaturze nielegalnie opuścił kraj.

Było to traktowane jak ucieczka?

- Tak oczywiście, przez prawie 10 lat byłem w Polsce tak zwaną martwą duszą, nie puszczano moich nagrań, po prostu „wziął i zniknął”.

Zobacz także

Paweł Szkotak

Paweł Szkotak

Łukasz Drapała

Łukasz Drapała

Paulina Rubczak

Paulina Rubczak

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Damian Sikorski

Damian Sikorski

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę