Maciej Sikała

2022-01-21
Maciej Sikała Fot. Magda Jasińska

Maciej Sikała Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Maciej Sikała

Saksofonista, kompozytor i pedagog

„Po 4 latach gry na klarnecie, a w sumie grałem 8 lat w obu szkołach - pierwszego i drugiego stopnia, kupiłem sobie pierwszy saksofon, likwidując książeczkę mieszkaniową, którą założyli mi rodzice. Pozyskałem w ten sposób pieniądze na zakup wymarzonego instrumentu...”


Piątek, 21 stycznia godz. 20:05
Grasz na saksofonach wszelakich. Czy także na saksofonie barytonowym?

- Nie, miałem kiedyś nieudane podejście do tego instrumentu i za pierwszym razem tak się zniechęciłem, że już nigdy do niego nie wróciłem. Wystarczą mi te dwa podstawowe - tenorowy i sopranowy.

A na „alcie” kiedyś nie grałeś?

- Miałem krótko przygodę z tym instrumentem. Ogólnie miałem kiedyś pośród 9 moich różnych instrumentów dętych, dwa saksofony altowe. I muszę powiedzieć, że raz się to przydało, ponieważ Wojtek Karolak na bluesową płytę Jarka Śmietany napisał aranże na saksofony altowe i tenorowe, więc nagrałem taką jakby sekcję saksofonów, bez barytonowego, ale za to grałem też na tej płycie na klarnecie, basklarnecie i saksofonie sopranowym, co mi się bardzo rzadko zdarza. Zazwyczaj gram na tenorze i na sopranie.
Maciej Sikała Fot. Magda Jasińska

Maciej Sikała Fot. Magda Jasińska

W ogóle wszystko zaczęło się od klarnetu? To taka naturalna droga do saksofonu.

- Moi rodzice, kiedy miałem 13 lat zorientowali się, że nic poza muzyką, piłką nożną i ogólnie sportem mnie nie interesuje i uznali, że powinienem pójść do szkoły muzycznej.

Do szkoły muzycznej trafiłeś późno.

- Tak, ale nie będę opowiadał dlaczego. W każdym razie chciałem iść na saksofon, ale tata, który był muzykiem grającym do tańca na fortepianie w lokalach gastronomicznych, powiedział mi, na bazie swojego doświadczenia i obserwacji, że powinienem najpierw zdać na klarnet, żeby później łatwiej było przejść na saksofon i miał rację. Odwrotny kierunek sprawia dużo więcej problemów.

Przerzuciłeś się na saksofony po maturze?

- Wcześniej. Po 4 latach gry na klarnecie, a w sumie grałem 8 lat w obu szkołach pierwszego i drugiego stopnia, kupiłem sobie pierwszy saksofon, likwidując książeczkę mieszkaniową, którą założyli mi rodzice. Pozyskałem w ten sposób pieniądze na zakup wymarzonego instrumentu.

Czyli mieszkania nie było, za to był saksofon! Niezły wybór.

- Dokładnie, co tam mieszkanie. Mieszkałem razem z rodzicami i to w ogóle była tak odległa przyszłość, że nie myślałem o tym.

Nie chcę Ci wyliczać, ale chyba niedługo obchodzić będziesz, aż się boję powiedzieć... 40-lecie pracy artystycznej?

- Tak można powiedzieć. Właściwie to nie myślałem o jakichkolwiek obchodach, ale można byłoby policzyć.

Zacząłeś od big-bandu Jerzego Partyki czy już wcześniej?

- Wcześniej z Mariuszem Bogdanowiczem, który był moim bliskim sąsiadem w Gdańsku Wrzeszczu i też uczniem tej samej szkoły muzycznej pierwszego stopnia w Gdańsku, próbowaliśmy coś tworzyć. Ja na klarnecie, on na kontrabasie. Potem szybko staliśmy się członkami wspomnianego przez ciebie big-bandu Pałacu Młodzieży prowadzonego przez świętej pamięci Jurka Partykę.

Grało tam wielu fantastycznych muzyków.

- Oj tak, on potrafił skupić wokół siebie młodych ludzi. Z tego big-bandu na dziesięć miejsc na wydziale rozrywki i jazzu w Katowicach dostawało się około trzech osób. Także to też jest dowód na to, że to naprawdę fajnie działało i zasiało ziarno entuzjazmu do tej muzyki wśród młodzieży.

A Twoim marzeniem było się dostać do Katowic?


- O tak. To był wtedy jedyny wydział jazzu.

Jak to się pozmieniało, teraz wydział jazzu mamy właściwie na każdej uczelni.

- Tak, to już nie jest tak elitarny wydział. Miałem wspaniały rok, bo Piotr Wojtasik, piętro wyżej byli bracia Niedzielowie, Zbyszek Jakubek. Rok po nas dołączył Adaś Wendt i Jarek Kwiecień, świetny puzonista, niestety zginął w wypadku samochodowym kilkanaście lat temu. Tam studiowała cała masa naprawdę bardzo dobrych muzyków m.in. Krzysiu Zawadzki, który założył Walk Away .

Heavy Metal Sextet…

- Heavy Metal Sextet, kiedy przyjechałem na studia, już tam był. Na Jazz Juniors w 1982 roku zdobyli pierwsze miejsce, a zespół, w którym ja grałem drugie.

I co dały Ci te studia, oprócz fantastycznych znajomości i przyjaciół?

- No to prawda, to są bardzo istotne rzeczy, bo to działa do dziś w wielu przypadkach. To mi dało też pierwszy stopień naukowy, czyli magistra, dużo wiedzy, umiejętności. Chociaż materiały z jakich korzystaliśmy były strasznie siermiężne, a właściwie nie było ich zbyt wiele, ale akurat profesor Jerzy Jarosik, u którego studiowałem saksofon, jakoś miał szczęśliwie dostęp do transkrypcji solówek, z których się dużo uczyliśmy i innych materiałów. No ale teraz, kiedy blisko 20 lat temu podejmowałem pracę w Akademii Muzycznej, to sam napisałem takie rzeczy, które chciałbym wtedy, będąc studentem, ćwiczyć i powinienem to chyba wydać

Zrób to!

- Namawiają mnie do tego i studenci i koledzy, żeby to opublikować i mam zamiar, ale mam też jakąś taką wrodzoną niechęć do zajmowania się takimi rzeczami. Wolę wziąć saksofon i ćwiczyć w tym czasie.

A długo miałeś wrodzoną niechęć do pedagogiki.

- Przez wiele lat wydawało mi się, że dobrze sobie radziłem tylko grając i utrzymując się w ten sposób. Może nie miałem niechęci i ona też niewątpliwie od czasu jak zacząłem uczyć nie wzrosła, wręcz przeciwnie. Poczułem też wielokrotnie wzruszenie, naprawdę głębokie podczas egzaminów końcowych moich studentów i po prostu taką zwykłą satysfakcję.

Czy pedagogika daje Ci poczucie bezpieczeństwa, że będzie się miało później emeryturę?

- Nie. Szczerze powiedziawszy nie myślałem o tym. Zawsze koledzy namawiali mnie i mówili: „Maciek – ucz, jak będziesz miał tylko możliwość”. No i tak się złożyło, że w 2004 roku uczyłem w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, w Gdańsku i na Uniwersytecie w Zielonej Górze. Robiłem wtedy rocznie 45 tysięcy km samochodem.

Czyli byłeś kierowcą, który w chwilach wolnych uczył.

- Tylko tych chwil wolnych nie było zbyt wiele, a ja nie wiem jak to wszystko godziłem. Grałem wtedy w różnych zespołach, może nie tyle, co w drugiej połowie lat 90., kiedy zdarzyło mi się zagrać 100 koncertów w roku, co uważam za duży sukces. Co prawda jeszcze jednej setki brakowałoby mi, aby dorównać Piotrowi Wojtasikowi, który w tym samym czasie zagrał 200 koncertów. Cóż, to były wspaniałe czasy i komu to przeszkadzało? (śmiech)

A teraz grasz w różnych projektach. W poprzednim roku były „Przestworza” Anny Marii Jopek.

- Tak jest. Co prawda po pierwszym koncercie przez COVID trasa została przerwana i dokończona, po ponad roku.

Rozpoczęliście, po przerwie, w Bydgoszczy w Filharmonii Pomorskiej.

- Trzeba powiedzieć, że nigdy wcześniej nie brałem udziału w tak niesamowitym projekcie.

To rzeczywiście niezwykły projekt, bo tak, jak zwykle Anna Maria Jopek jako frontmanka występuje ze swoim zespołem, to tutaj właściwie trudno powiedzieć, kto jest frontmanem. Wszyscy macie swoje miejsce w tym szeregu muzycznym. Byłam bardzo ciekawa, idąc na ten koncert, jak go przyjmie publiczność. Czy ona jest na tyle świadoma, w co się pakuje? Ale po dwóch pierwszych utworach usłyszałam znakomite przyjęcie.

- To jest rzeczywiście ciekawe, bo ja również obserwuję publiczność pod tym kątem, kiedy gram i widzę, że na początku są mocno zdziwieni, ale im dłużej trwał koncert, tym bardziej publiczność była wciągana i tym bardziej entuzjastycznie do tego podchodziła. A przecież słuchali autentycznie free jazzu w czystej formie. Ktoś kto zna twórczość Ani Jopek, może być mocno zaskoczony czymś takim, ale po koncertach spotykam się z opiniami, że to było coś niesamowitego, coś, co słyszeli pierwszy raz i chcieliby usłyszeć znowu. Każdy koncert też był inny, bo formuła tego grania była otwarta i było dużo miejsca na różne rzeczy. Trochę mi żal tych wspaniałych muzyków z Atom String Quartet, którzy nie mieli bynajmniej okazji do tego, aby podzielić się swoim kunsztem. I ciekawe, że zwróciłaś też uwagę na to, że Ania nie epatuje sobą, ona jest po prostu w naszym szeregu, a nie wyeksponowana gdzieś z przodu. Więc to było zupełnie co innego i dla niej. Ona jest też ogromnie poruszona tym, co się na tych koncertach działo. Niedawno rozmawialiśmy, bo trasa jest jakby zakończona, ale najprawdopodobniej pojedziemy do studia, żeby to nagrać.

Macieju, powiedz czy masz jeszcze jakieś takie niezrealizowane muzyczne marzenia?

- Tak. Jedno jest takie, żeby nagrać materiał z chórem, ale to jest obarczone pewnym ryzykiem.

A co byś chciał nagrać?

- Jakieś moje utwory, ale jeszcze muszę dogłębnie się zastanowić. To jest jedno marzenie, a drugie i powoli się do tego przymierzam, czyniąc różne nagrania, szukając różnych barw tylko i wyłącznie dokonanych przeze mnie na instrumentach takich jak basklarnet, klarnet, saksofon tenorowy, sopranowy. Gdybym jeszcze nauczył się grać na flecie, chociaż trochę, to też zmieściłbym go i to byłaby kolejna zabawa. Ewentualnie też myślę o tym, że może bym nagrał jakieś rytmy, ale być może z użyciem „oklapowania” instrumentów. Mam taki program w komputerze, gdzie mogę sobie czynić próby i robię to od czasu do czasu, szukając różnych współbrzmień i to by było na tyle z tych moich marzeń.

Zobacz także

Dariusz Kozakiewicz

Dariusz Kozakiewicz

Marek Kaliszuk

Marek Kaliszuk

Jos Maria Florncio

José Maria Florêncio

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Maciej Figas

Maciej Figas

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Grzegorz Wilk

Grzegorz Wilk

Tadeusz Szlenkier

Tadeusz Szlenkier

Wojciech Burdelak

Wojciech Burdelak

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę