Ewa Bem

2021-11-12
Ewa Bem. Fot. Iza Grzybowska

Ewa Bem. Fot. Iza Grzybowska

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Ewa Bem

Wokalistka, gwiazda 19. Bydgoszcz Jazz Festival-u. 12 listopada ukazała się jej najnowsza płyta zatytułowana „Live”,

„Brakowało mi kontaktu z muzykami, brakowało mi tego spotkania na scenie, brakowało mi publiczności, oczywiście nie mam tu na myśli wiwatującej publiczności, czy standing ovation. Brakowało mi tego, co koncert sam w sobie może dać duszy, ogromnie mi tego brakowało...”

Piątek, 12 listopada godz. 20:05
Gdybym miała spytać, który to jest Pani wywiad w ostatnich tygodniach? Zliczyłaby Pani?

- Dobre pytanie, a nawet nieco miażdżące. Przyznam szczerze, że naprawdę jestem „zmachana” wywiadami, których ostatnio udzielam do różnych gazet, forów, streamingu, telewizji czy stacji radiowych. Nie zliczę, ale wiem, że tego jest dużo za dużo - jak dla mnie, jak na moje możliwości. Ja w ogóle już teraz jestem sobą piekielnie znudzona. Wydaje mi się, że opowiadam „w koło Macieju” cały czas to samo i nawet gdzieś, całkiem niedawno, kiedy miałam wywiad z miłym redaktorem, to od razu powiedziałam: „Uprzedzam pana, że będę zmyślać”. Po prostu nie mogę słuchać tego, co sama muszę powiedzieć. To jest taka kumulacja: mój comeback, 50-lecie pracy artystycznej, no i wydanie płyty. Chyba wydanie płyty dla wydawcy - Agory jest najważniejsze. Ta promocja ściągnęła na mnie tę lawinę obowiązkowych wywiadów.

Ale publiczność czekała te 4 lata i się wreszcie doczekała, chociaż początkowo była mowa, że Pani już nie wróci na estrady.

- No takie było wtedy moje postrzeganie świata i takie było moje najgłębsze przekonanie. Scena w ogóle się oddaliła, jak jakiś nie do objęcia już świat, dziwny świat... W ogóle wszystko się zrobiło tak strasznie dziwne, że trudno pozbierać myśli, trudno to nawet nazwać słowami.
Ale jednak okazało się po tych czterech latach, może nawet i trochę szybciej, że Pani „serce to jest muzyk”.

- Przede wszystkim muszę tutaj powiedzieć, że Wojtek Młynarski, który pisał dla mnie bardzo wiele tekstów, zrobił mi kilka takich stempelków. I na pewno „Moje serce to jest muzyk” jest jednym z nich, ale także „Żyj kolorowo” czy „Gram o wszystko” i w efekcie rzeczywiście, może moje serce jest muzykiem. Na pewno zaczęło mi brakować właśnie muzyków. Muzyki może mniej, bo jestem ją otoczona cały czas. W domu mogę jej słuchać do woli w różnych wydaniach. Brakowało mi kontaktu z muzykami, brakowało mi tego spotkania na scenie, brakowało mi publiczności, oczywiście nie mam tu na myśli wiwatującej publiczności, czy standing ovation. Brakowało mi tego, co koncert sam w sobie może dać duszy, ogromnie mi tego brakowało.

A występuje Pani od lat ze wspaniałymi muzykami.


- To są prawdziwi przyjaciele, tak chyba mogę ich nazwać. To moi bracia, moi „trasowi” mężczyźni czy mężowie. Pan Andrzej Jagodziński to ze mną zjechał kawał świata i to jest nie tylko muzykowanie, ale i noszenie walizek, jakieś sprawdzanie, czy mamy wszystkie dokumenty i tak dalej. On mi towarzyszył nawet w sklepach na zakupach.

A pozostali mężczyźni jak Czesław „Mały” Bartkowski, Adam Cegielski, czy Robert Majewski?

- To są moi kumple. Ale chcę to podkreślić, że oni oprócz tego, że są moimi bardzo wielkimi przyjaciółmi, kolegami, których świetnie znam, z którymi przebywam już bardzo długo, to do tego jeszcze ja ich cały czas podziwiam na nowo. Na każdym koncercie słucham wszystkich solówek i cały czas ich niezmiernie podziwiam.

Czyli potrafią Panią zaskakiwać?

- Tak, cały czas potrafią mnie raczej inspirować.

„Moje serce to jest muzyk” nie znalazło się na nowej płycie.

- Piosenka „Serce to jest muzyk” nie znalazła się na tej płycie, bo jest najmniej może jazzową piosenką, mimo że zaśpiewała ją, było nie było, jazzmanka.

A w którym momencie Pani muzycznej kariery, wiedziała Pani, że to serce zaspokoi czarnym brzmieniem i swingowymi rytmami?

- Bardziej się identyfikuję z poczuciem swingu, bo swing polega na synkopowanym rytmie. A kiedy to się stało? Nie wiem, czy ja kiedykolwiek chciałam wiedzieć, czy mam jakieś takie skłonności, czy nie. To się wszystko działo jakoś tak w domu. Dom był muzykalny, słuchało się różnej muzyki, w tym oczywiście jazzu. Swing nie był dla nas żadną czarną magią, mimo że byliśmy młodzi, słuchaliśmy go jak każdej innej muzyki. Miałam całe mnóstwo wujków, którzy grali na różnych instrumentach, przeważnie grali jazz, także to siedziało we mnie i na szczęście tę zasadniczą iskierkę, czy zasadnicze ziarenko tego swingowania miałam w sobie.

Piosenką, która promuje Pani najnowszą płytę jest utwór Jerzego Dudusia Matuszkiewicza „Wyrzeźbiłam Twoją twarz” i taka trochę to jest ironia losu, bo kiedy jechałam na Pani koncert 31 lipca do Gdyni, wówczas usłyszałam z radia, że zmarł Jerzy Duduś Matuszkiewicz. Czy wiele piosenek spod jego pióra Pani zaśpiewała?

- Myślę, że niedużo, stanowczo za mało. On zawsze był dla mnie gigantyczną, wspaniałą postacią i byłam wielbicielką jego kompozycji, wszelakich. Uwielbiam go od zawsze.

Pani daje przykład polskim wokalistkom, że można śpiewać jazz z tekstem polskim, co nie zawsze wszystkim wychodzi.

- Wielokrotnie spotykałam się z taką utartą i nieprawdziwą opinią, że jazz powinno się śpiewać tylko po angielsku, że tylko standardy po angielsku mają jakąś wymowę i tak dalej. Kompletnie się z tym nie zgadzam i nigdy nie zgadzałam. Szczególnie, że śpiewanie jazzu po angielsku w przypadku Polki czy Polaka, to musi być niebywała biegłość języka, bo to trzeba myśleć w tym języku, żeby to sprzedać należycie. Natomiast śpiewanie w ojczystym języku daje ogromną swobodę interpretacji. Pewne rzeczy chce się zaśpiewać szeptem, inne na pewno bardziej zdecydowanym mocnym głosem i tak dalej. To są wszystko walory znajomości tego języka. Zresztą polski język jest ogromnie zasobny i on ma mnóstwo takich, w moim przekonaniu, muzykalnych walorów. Wszystkie te syczące głoski, które to przeklinają niekiedy wokaliści z klucza, to moim zdaniem można je wygrać właśnie szczególnie w jazzie.

Czy po płycie „Live”, która została nagrana w 2015 roku, to jest zapis koncertu z Wrocławia, czy będą kolejne płyty i czy będą nowe piosenki?

- Mam na to wielki apetyt, przyznam szczerze. Mam wielki apetyt, ale nie mam jeszcze na to za bardzo pomysłu. Moim pragnieniem było wejść tak pomalutku w ten świat, który opuściłam 4 lata temu, a okazało się, że to wejście to raczej można nazwać „wejściem smoka”. To nie ma nic wspólnego z takim łagodnym wchodzeniem, rozglądaniem się dookoła. Wtargnęłam i muszę dokończyć pewne zobowiązania. Przede wszystkim muszę się jeszcze oswoić porządnie ze sceną. Jednak te 4 lata to był bardzo trudny czas. Na spokojnie zacznę o tym myśleć, ale chcę tego. A jeśli się czegoś chce, to już jest się na pewno w połowie drogi.

Pamięta Pani te emocje 31 lipca, kiedy wchodziła Pani na scenę Teatru Muzycznego w Gdyni.

- To się w ogóle zaczęło wcześniej, bo to się zaczęło od spotkania w szkole muzycznej w Warszawie z moimi muzykami na pierwszym czytaniu programu. Ja się tak ogromnie przejmowałam i przeżywałam. Zresztą przygotowywałam się bardzo dzielnie, to były prawie 2 miesiące codziennego ćwiczenia, sama ze sobą, z podkładami. Jednak głos trzeba ćwiczyć, przyzwyczaić się i przygotować do takich dosyć karkołomnych rzeczy, które śpiewam. To pierwsze spotkanie wyobrażałam sobie na mnóstwo sposobów, że to będzie jakieś nie wiadomo co. A ja po prostu weszłam do sali, oni wszyscy byli, pełny skład i Henio Miśkiewicz, Romek Syrek świeżo z Australii, Robert Majewski i cały ten mój zespół, a do tego jeszcze smyki, czyli kwartet smyczkowy, cudowny. Pierwszy raz ich zobaczyłam i od razu się poczułam jak u siebie, wystarczyło się przytulić do każdego z nich i nie trzeba było specjalnie nic mówić. Ja czułam zresztą, że oni są ze mną, bo przez te 4 lata od odejścia córki dostałam bardzo liczne, ale bardzo dyskretne i takie spokojne zapewnienia o tym, że są ze mną i że czekają. Nie popychają mnie, nie pośpieszają. Często się nasłuchałam, że „trzeba żyć dalej”, albo „musi pani śpiewać” i tak dalej. To oczywiście nie działa, a jak działa na mnie to odwrotnie. Na szczęście takich słów było znacznie mniej.

Ewa Bem niczego nie musi, ale ma wielki apetyt?


- No niestety z apetytem to jest gorsza sprawa. Apetyt na życie? Czy mam apetyt na życie, no nie wiem, czy to tak można w skrócie powiedzieć. Ale mam apetyt na zapełnienie tego życia czymś wartościowym. Wiele lat straciłam na braku asertywności, na upiększaniu, to jest chyba dobre słowo, na upiększaniu życia innym ludziom, kosztem wytrącania swojej energii. A teraz staram się być bardziej asertywna i trochę więcej wymagać. Więcej ode mnie wymaga moja własna cielesność, nie mogę już tak brykać jak to robiłam do niedawna, więc też moje wymagania są większe. Rider przed moimi koncertami prawdopodobnie też się zwiększył, ale właśnie teraz uważam to za rzecz naturalną, kiedyś wydawało mi się, że to za rodzaj gwiazdorzenie, albo takie fanaberie. Byłam zawsze do dyspozycji. Były koncerty charytatywne ja jechałam, zawsze byłam jak „brat łata”, a teraz się zderzyłam z pojęciem, z taką prawdą, do której nie miałam jeszcze do tej pory przekonania. Człowiek ma pewien bardzo konkretny zasób energii na całe życie, taki worek i jeżeli z niego zabierze się za dużo, to bardzo mało mu zostaje później. Więc trzeba bardzo oszczędzać tę swoją energię, szczególnie tę dobrą i jednak trzymać ją na jakieś cięższe chwilę, na ciężkie czasy.

Zobacz także

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Damian Sikorski

Damian Sikorski

Mariusz Smolij

Mariusz Smolij

Józef Eliasz

Józef Eliasz

Bogdan Hołownia

Bogdan Hołownia

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę