Bogusław Sobczuk

2021-06-12
Bogusław Sobczuk Fot. nadesłane Autor: Louis James

Bogusław Sobczuk Fot. nadesłane Autor: Louis James

Polskie Radio PiK - Zwierzenia przy muzyce - Bogusław Sobczuk

Dziennikarz, aktor, konferansjer i reżyser. Ostatnio w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy reżyserował transmitowany online koncert, podczas którego bydgoscy filharmonicy wykonali fragmenty „Mesjasza” J. F. Haendla, a także specjalne programy muzyczno-edukacyjne prowadzone przez Krzysztofa Herdzina „Krzysztof Herdzin about...”.

Sobota, 12 czerwca godz. 17:00
Która z tych zawodowych czynności jest na pierwszym miejscu? Dziennikarz?

- Przeważnie to życie rozstrzyga o kolejności, o preferencjach i o ważności czegoś, co nam się przydarza. Zmierzam do odpowiedzi na pani pytanie, ale odpowiedzi „nie po cięciwie, tylko po łuku”. Gdy bywałem świadkiem jakichś okrągłych rocznic, które albo publiczność albo sami zainteresowani nazywali jubileuszem, to czasami ogarniało mnie poczucie, tradycyjnie rozumianej lekkiej zazdrości, że ktoś ma jakiś jubileusz – okrągłe 30- czy 40-lecie robienia czegoś, a czasem najzwyczajniej ciągłego przebywania w jakimś miejscu. W takich sytuacjach pojawia się jednak - błogosławiona skądinąd - refleksja, że chociaż to pięknie przez kilkadziesiąt okrągłych lat trwać w tym samym miejscu, robić to samo, prawdopodobnie nawet coraz lepiej, to jednak życie i świat proponują na tyle bogatą, nazwijmy ją ofertę różnorodnych możliwości, że najzwyczajniej szkoda byłoby z niej nie skorzystać. Można to zapewne wyrazić o wiele szumniej, ale sens pozostanie niezmieniony: mnie jubileusze nie dotyczą.

Przepraszam, że przerywam, ale w tym roku mija 50 lat odkąd rozpoczął Pan współpracę z radiem.

- Rzeczywiście. Dziękuję, że mi to pani przypomniała. Moja praca w radiu zaczęła się od przypadku. Byłem po dwudziestce i w tym wieku nie bywa zwykle mowy o świadomych wyborach, życiowych czy politycznych. Znalazłem się w kręgu tej wielkiej wirówki społeczno-politycznej jaką był Marzec 1968 roku. Zostałem tym „marcem” szczęśliwie – nieszczęśliwie jakoś naznaczony, co w tamtych warunkach było dość istotne. Byliśmy tak zwanymi „marcowymi studentami”, a „wypadki marcowe” – z naszej perspektywy – to były ponure, dramatyczne wydarzenia. Krótko mówiąc, grupę studentów krakowskich, a dokładniej grupę uniwersyteckich polonistów, zamknięto do więzienia. Trzymano nas tam kilka miesięcy, potem urządzono dosyć pokazowy proces zakończony wyrokami skazującymi. Byłem jednym z tych studentów. Zawsze chciałem być nauczycielem, studiowałem polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim – z czego do dziś jestem dumny – i równolegle psychologię. Okazało się jednak, że „marcowi studenci”, a z czasem absolwenci, nie mogli kształcić młodzieży licealnej. Stanąłem w rozkroku - nie wiedziałem co robić dalej. Aliści któryś z moich znajomych współpracujących wtedy z radiem w Krakowie nie zjawił się w studiu – zdaje się z powodu zbyt długiego spania po przebalowanej nocy i ja, na łeb, na szyję, pojechałem go zastąpić. W studiu przeczytałem coś stosownego z zakresu działań redakcji młodzieżowej, „uratowałem” audycję, a po dwóch tygodniach samo radio poprosiło mnie, żebym przyszedł raz jeszcze celem odbycia tzw. próby mikrofonowej. Wtedy usłyszałem propozycję pracy w radiu. Z nieszczęścia niemożliwości wykonywania wymarzonego zawodu nauczyciela – jestem nauczycielskim dzieckiem – niespodziewanie znalazłem się na progu czegoś, czego wtedy nie byłem sobie w stanie wyobrazić. W tym czasie radio znaczyło naprawdę coś innego, niż dzisiaj: było wyzwaniem, szansą, nade wszystko zaś – nobilitacją. Jako początkujący dziennikarz, ze względu na mój „emblemat” marcowy, znalazłem się w szczególnej sytuacji. Radio było przecież jednym z instrumentów informacji i propagandy ówczesnej władzy, a ja, jako „student marcowy”, miałem dzięki moim światłym szefom w Krakowie i w Warszawie status kogoś, kto, w tym zakresie, miał – tak to ujmijmy – trochę wariackie papiery. W ówczesnych realiach politycznych była to okoliczność bardzo dla mnie dogodna i bardzo się z niej cieszyłem.

A dla radia – skądinąd – był to wspaniały czas: powstawało wtedy „Lato z Radiem”, „Sygnały Dnia” i „Cztery Pory Roku”. Wszyscy razem w redakcji wymyślaliśmy je – te duże formy, dzisiaj zwane formatami.

A to nie były formaty kupione za granicą?

- Ależ skąd, te programy powstawały w redakcji na Malczewskiego i w mieszkaniu naszego szefa, radiowca z krwi i kości, intuicyjnego i często prawdziwie natchnionego. Mówię o już nieżyjącym Aleksandrze Tarnawskim. Pamiętam, że tworzyliśmy wtedy radio, po raz pierwszy od lat brzmiące bezpośrednio: ze studia na antenę; programy nie były nagrywane na taśmę, montowane i potem odtwarzane. To było wielkie wyzwanie, ale też mieliśmy poczucie, że robimy coś fantastycznego. Ten okres wspominam, jako wart moich ówczesnych emocji. Programy rozwijały się, a ja – mówię tu o „Czterech Porach Roku” – osiągnąłem coś wyjątkowego – własną audycję w cyklicznym tygodniowym rytmie. Przez długi czas – zawsze w czwartek - robiłem tę audycję z Krakowa. Mój szef, gdy mnie komuś przedstawiał, mówił: „to jest Boguś, Boguś jest z Krakowa i zna Ewę Demarczyk”. Ten sposób anonsowania mnie bardzo mi odpowiadał, bo, po pierwsze – polegał na prawdzie, a po drugie – zaspokajał moją próżność.

Jak Pan się czuł przed mikrofonem, wtedy - przepraszam, że to znowu Panu wypomnę – 50 lat temu.

- Po prostu szczęśliwie, z tego też powodu, że jestem osobą, która lubi audytorium, której audytorium nie stresuje, wręcz przeciwnie – bardzo pozytywnie mobilizuje. Dosyć wcześnie uświadomiłem sobie poza tym (lub ktoś mądry mi to powiedział), że radio nie jest sztuką przemawiania do rzeszy słuchaczy, do jakiejś nieogarnionej ich liczby, a sztuką mówienia do jednego człowieka. Miałem takie szczęście, że zawsze miałem do kogo mówić. To były osoby lubiane, kochane, bliskie.

Więc dlaczego Pan w tym radiu nie został?

- Nie sądzę, żeby dobrym wyborem z mojej strony było zostanie w radiu do końca sił, do ostatniego zawodowego oddechu. Poza tym, poprzez radio właśnie, świat pokazał mi tak wiele swoich atrakcyjnych stron, tak wiele barw, kolorów i szans, że nawet nie tyle pomyślałem, co poczułem, że szkoda ograniczać własne możliwości, a przede wszystkim własny „apetyt na życie” tylko do tego jednego, skądinąd niesłychanie atrakcyjnego miejsca i tej jednej, skądinąd fascynującej profesji. Dlatego zacząłem podróżować, dlatego zacząłem zajmować się innymi czynnościami, które potem, naturalnym trybem, przeobrażały się w inne, kolejne zawody.

Dla przykładu – wymieniła pani na początku kilka moich zajęć, niejako naturalnie związanych z radiem, ale jest jeszcze przecież coś takiego jak pasja – niezależne zainteresowanie skierowane w jakąś inną stronę świata.

U mnie to były konie. To było moje marzenie od dzieciństwa. We śnie wjeżdżałem po schodach mojej szkoły podstawowej na białym koniu i goniłem korytarzem kolegę, którego nie lubiłem, bo – na jawie – dawał mi w kość. Dopiero gdy miałem 30 kilka lat, w dosyć egzotycznych okolicznościach, po raz pierwszy dosiadłem konia i (być może sprawiły to lata marzeń o jeżdżeniu) stosunkowo prędko opanowałem tę fascynującą – i bardzo trudną, i bardzo niebezpieczną – sztukę, jaką jest jeździectwo. A ponieważ wszystko w życiu się splata, gen pedagogiczny sprawił, że zostałem instruktorem jazdy konnej i uczyłem innych. W radiu robiłem moje ulubione „Cztery Pory Roku” i konno jeździłem tak samo – przez wszystkie cztery pory roku…

Zobacz także

Paweł Szkotak

Paweł Szkotak

Łukasz Drapała

Łukasz Drapała

Paulina Rubczak

Paulina Rubczak

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Damian Sikorski

Damian Sikorski

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę