Tomasz Lenz
Michał Jędryka: Walka o Donbas na Ukrainie trwa. Prezydent Wołodymyr Zełenski mówi, że cała ziemia pod Sołedarem jest pokryta trupami okupantów i że „tak wygląda szaleństwo”. Jak Pan sądzi, czy to jest najtrudniejszy moment tej wojny?
Tomasz Lenz: Cała wojna jest ogromnym wyzwaniem do Ukrainy i dla całej społeczności międzynarodowej, która Ukrainę popiera. Natomiast dla narodu ukraińskiego, dla wojska ukraińskiego wojna jest cały czas zmaganiem się z okupantem – z agresorem, który próbuje w Rosji, a szczególnie w mediach rosyjskich zbudować przekaz, że ma jakiekolwiek sukcesy na froncie. Widzimy w ostatnich miesiącach, że armia rosyjska przegrywa tę wojnę, wycofuje się cały czas na wschód, że Ukraińcy zepchnęli Rosjan daleko od frontu. Natomiast Władimir Putin wydaje pewnie polecenia: „zróbcie cokolwiek, żeby można było powiedzieć w mediach rosyjskich, że jest jakiś sukces” - nie patrząc na ilość zabitych żołnierzy i konsekwencje, nie patrząc na to, ile to kosztuje.
Rzeczywiście tak się dzieje, że są takie miejsca na froncie, gdzie armia rosyjska - nie patrząc na straty w ludziach - prze do przodu za wszelką cenę. Kosztem żołnierzy i krwi, która jest tam przelewana. To jest dramatyczne, ale widzimy wyraźnie, że potrzeby propagandy i udowodnienia, że są jakiekolwiek sukcesy na froncie powodują, że Rosja nie ogląda się za siebie. Zresztą w kulturze wschodniej, rosyjskiej zawsze tak było, że niestety człowiek się nie liczył i mamy ponownie potwierdzenie tej teorii.
Zastanawiamy się, jak można pomóc Ukrainie? Jeden z pomysłów jest taki, żeby przekazać jej czołgi leopardy. Ostatecznej decyzji jeszcze nie ma. Doniesienia w tej sprawie wzbudziły sporo emocji, bo do tej pory na tych pojazdach opierała się nasza armia, a w tej chwili kupujemy czołgi koreańskie. To Pana zdaniem dobry pomysł?
- O tym, że Ukraina miała otrzymać od polskiej armii leopardy, które wcześniej dostaliśmy od armii niemieckiej, mówiło się od samego początku tego konfliktu. Decyzje były wstrzymywane, bo nie można pozbywać się sprzętu wojskowego, nie mając pewności, że będzie uzupełniony innym sprzętem – tak, aby polska armia nie została zupełnie pozbawiona wojsk pancernych.
Jak wiemy, w ostatnich dniach w Białym Domu, ale także w porozumieniu z prezydentem Francji i kanclerzem Niemiec, prezydent USA Joe Biden podjął decyzję, że Niemcy, Francuzi i Amerykanie przekażą na Ukrainę wozy bojowe, czołgi, jak i nowe haubice, czyli ogromną ilość sprzętu pancernego, wspomagającego piechotę, który może razić ogniem z dalekich odległości.
W tym momencie pojawił się też temat, skoro Polska kupuje czołgi koreańskie, które już do nas płyną, skoro mamy też zakontraktowane czołgi amerykańskie, czy nie możemy przekazać leopardów na Ukrainę? (…) To jest decyzja polskich wojskowych. Byłoby to przecież normalne, bo przekazalibyśmy sprzęt, który możemy przekazać, a Ukrainę od początku wspieramy z całych sił.
Ukraina dostała już od nas, na samym początku konfliktu, kilkaset polskich czołgów poradzieckich.
- Te czołgi bardzo odpowiadały przeszkolonym załogom ukraińskim, które operowały na podobnym sprzęcie już na Ukrainie. W sposób automatyczny więc Ukraińcy mogli przejąć je i natychmiast używać. (...)