Wokalistka jazzowa.
"Moja siostra mieszkała w Berlinie i przywiozła mi magnetofon z mikrofonem do nagrywania. Miałam wtedy możliwość rejestrowania swego głosu. Myślę, że już od dawna się przyzwyczajałam do tego, że będę śpiewać. Pierwsze utwory jakie słyszałam w domu to był Presley, Whitney Houston, Michael Jackson, od siostry przyszło zamiłowanie do Celine Dion, a z drugiej strony były szanty. Miłość do jazzu wywiązała się od współpracy z chórem..."
Audycja wyjątkowo w sobotę, 1 kwietnia o godz. 17.05
Ostatnio występowała Pani na bardzo prestiżowym – Java Jazz Festival w Dżakarcie.
- Myślę, że to był bardzo udany występ. Polska jest dla Indonezyjczyków dość odległym i egzotycznym krajem, samo hasło, że jesteśmy z tak daleka spowodowało ogromne zainteresowanie. Jestem bardzo zadowolona z frekwencji na moich dwóch koncertach. Występy z Ron King Big-band przyciągały publiczność przez osobę samego Rona, który jest jednym z najlepszych amerykańskich trębaczy.
Śpiewała tam Pani repertuar ze swojej debiutanckiej płyty, czyli standardy?
- Tak, tak, trzymam się mojego ukochanego repertuaru, chociaż doszło tam kilka nowych utworów, których na płycie nie ma.
Skąd się wzięła u Pani miłość do jazzu?
- To się narodziło ponad dziesięć lat temu, od przypadkowych spotkań z jazzowymi muzykami z Wybrzeża. Zaczęło się od gitarzysty jazzowego, z którym współpracowałam, potem chciałam śpiewać z pianistą, aż wreszcie zamarzyło mi się śpiewać z większym składem. Poznałam wspaniałych muzyków z "Riverboat Ramblers Swing Orchestra" . Do nagrania płyty nawet nasz zespół się jeszcze trochę rozrósł.
A skąd w ogóle zamiłowanie do muzyki? Ktoś z rodziny był, bądź jest muzykiem?
- Połowa rodziny tak, któryś z pradziadków pracował w filharmonii jako pierwszy trębacz, później mama zapalona muzycznie grała na harmonii i mandolinie i bardzo lubiła przebywać na scenie. Chyba mam to po niej - te ciągoty mocne, żeby dawać publiczności siebie dużo.
Pamięta Pani ten pierwszy raz kiedy trzymała Pani w ręku mikrofon?
- To chyba było kiedy miałam sześć – siedem lat. Moja siostra mieszkała w Berlinie i przywiozła mi magnetofon z mikrofonem do nagrywania. Miałam wtedy możliwość rejestrowania swego głosu. Myślę, że już od dawna się przyzwyczajałam do tego, że będę śpiewać. Pierwsze utwory jakie słyszałam w domu to był Presley, Whitney Houston, Michael Jackson, od siostry przyszło zamiłowanie do Celine Dion, a z drugiej strony były szanty. Natomiast w domu był nacisk na ogólny rozwój – nie tylko muzyka, ale taniec i plastyka. Miłość do jazzu wywiązała się od współpracy z chórem. Moja dyrygentka wybierała tak różnorodny repertuar, że zaglądaliśmy też do piosenek z Kabaretu Starszych Panów. Stamtąd już był tylko krok do zainteresowania polskimi przebojami przedwojennymi. Zrozumiałam wtedy, że chcę być solistką. Zaczęłam od duetu z fortepianem.
W którym momencie stwierdziła Pani, że to nie tylko przygoda, ale i pomysł na życie?
- Chyba już podczas śpiewania z gitarzystą. Ja wtedy byłam jeszcze na studiach, studiowałam biologię i w moim życiu był ciągły rozdźwięk. Miałam dwie drogi i nie wiedziałam którą wybrać. Miałam mętlik w głowie i przychodziły chwile zwątpienia, ale było tyle zapału i samozaparcia, żeby się rozwijać i starać, żeby to był sposób na życie.
A rodzina co na to mówiła?
- Ja jestem ogromną indywidualistką. Mama była moim wyznacznikiem – patrzyłam i słuchałam co powie. Mama jest doktorem fizyki i musiałam ją przekonać, że dam radę. To nie było proste, ale dziś uważam, że to dobrze. Nie można ciągle spoczywać na laurach.
I nie żałuje Pani tego kroku, że w pewnym momencie podjęła Pani decyzję i porzuciła biologię na rzecz śpiewania.
- Studia skończyłam, ale decyzja była jednoznaczna. Bardzo cenię sobie wszystkie moje znajomości zawarte na studiach, zresztą moi przyjaciele mnie bardzo wspierali w tym co robiłam.
I mamy wrzesień ubiegłego roku na moim biurku wylądowała Pani płyta – jakież było moje zdziwienie, że mamy nową perełkę wokalną. Jak wyglądało te nagrania.
- Proces powstawania płyty zaczął się od zlecenia aranżacji. Same nagrania trwały cztery miesiące. Nagrywałam z samą paletą gwiazd z Trójmiasta, a do tego zaprosiłam gości specjalnych – Włodzimierza Nahornego, który wykłada na Akademii Muzycznej w Gdańsku, Przemka Dyakowskiego – legendę saksofonu. Kiedy do niego zadzwoniłam powiedział "Całe życie czekałem, żeby zagrać na Twojej płycie". Do tego zagrali jeszcze Wojciech Staroniewicz – solo na saksofonie w jednym utworze i Robert Majewski na trąbce, który dogrywał swoją improwizację w warszawskim studiu.