Magdalena Nowak-Paralusz
Adriana Andrzejewska-Kuras: Mamy wakacje i wakacyjna atmosfera chyba udzieliła się Polakom jeśli chodzi o koronawirusa?
Magdalena Nowak-Paralusz: To nie tylko i wyłącznie wpływ letniej aury. Proszę zauważyć, że epidemia już trochę trwa. Na początku lockdown wszystkich nas postawił do pionu i społeczeństwo, trzeba się przyznać, naprawdę ładnie się zachowywało, bo dostosowało się do restrykcji, które naprawdę były bardzo duże. Nie było specjalisty jednak, który nie spodziewałby się tego, że problem się pojawi, gdy obostrzenia zostaną poluzowane. Gospodarka już mogłaby nie wytrzymać lockdownu tak długo, ale także każda jednostka lub prawie każda, jest jednostką społeczną czyli żyje więziami międzyludzkimi, czy zawodowymi czy prywatnymi. Łakniemy spotkań po przymusowym osamotnieniu. Kolejnym czynnikiem jest to, że w Polsce nie było tak trudnej sytuacji jak w innych krajach, więc teorie typu „na koronawirusie zarabiają firmy farmaceutyczne”, albo „to politykom lepiej pasuje” teraz zbierają plon. Coraz częściej spotykamy się też ze stwierdzeniami, że koronawirusa nie ma albo, że nie jest on niebezpieczny. (...).
Solidarność społeczna się teraz rozmyła?
My tu mamy do czynienia z przeplatanką różnych zachowań społecznych. Polacy potrafili być solidarni i myślę, że tej umiejętności się tak szybko nie wyzbyli. natomiast idziemy trochę w obszar konsumpcjonizmu, czyli że myślimy o sobie, o swoim interesie, jednostkowo, nie patrzymy na to globalnie. Przy takiej sytuacji jak pandemia, choćby to noszenie maseczek, zaczynamy szukać różnych wymówek: bo mam astmę, bo się duszę, nie miałam się możliwości od kogo zakazić. A problem tkwi w tym, że nikt z nas nie wie gdzie i kiedy mógł się zakazić (...).