Sławomir Sadowski
Marcin Kupczyk: Jak pan ocenia trzylecie prezydenta Andrzeja Dudy?
Sławomir Sadowski: Tę prezydenturę trzeba oceniać w pewnym kontekście, w kontekście konstytucyjnym czyli inaczej mówiąc uprawnień, które przypisane są prezydentowi czy w ogóle pozycji prezydenta w systemie politycznym jako najwyższego przedstawiciela Rzeczypospolitej, strażnika konstytucji, niepodległości, suwerenności, nienaruszalności terytorialnej państwa. Drugi kontekst to jest spór polityczny, który Polską wstrząsa od kilkunastu już lat, a który mocno zaostrzył się po 2010 roku i w zasadzie oba główne podmioty sporu są na tyle ostro do siebie ustosunkowane, że w zasadzie kwestionują prawo do swojego istnienia. Hasło: "odsunąć PiS od władzy", a z drugiej strony "armia przestępców i złodziei" czyli Platforma Obywatelska. Trzeci kontekst to jest pozycja Andrzeja Dudy w momencie wyznaczenia go na kandydata na prezydenta. On w istocie rzeczy był mało znanym politykiem, który w swojej kampanii wyborczej był w pełni zależny od swojego środowiska politycznego, bez poparcia PiS, jak sądzę, Andrzej Duda nigdy by nie został prezydentem. To są trzy elementy, które spowodowały, że polityka tego człowieka, naszego prezydenta, była taka jaka była, z jednej strony musiał brać pod uwagę uwarunkowania konstytucyjne, z drugiej strony, swoje poparcie polityczne, a trzeci element, to jest próba wybicia się na niezależność.
Jeśli chodzi o to wybijanie się, to już wiemy, że referendum konstytucyjnego nie będzie, a jedno z pytań dotyczyło właśnie czy chcą państwo systemu kanclerskiego czy systemu prezydenckiego.
Referendum konstytucyjne to porażka prezydenta, który niewątpliwie usiłował, ze zmiany konstytucji zrobić jakiś element swojej odmienności politycznej, a okazało się, że nie ma tu większego wsparcia, ani w społeczeństwie, ani wśród sił politycznych, jak niektórzy twierdzą, był to taki prztyczek dany prezydentowi w nos, jeśli w ogóle można użyć tego sformułowania mówiąc o najwyższych organach pastwa.
Niektórzy komentatorzy twierdzą, że społeczeństwo nie wymaga zbyt wiele od prezydenta, a to czego oczekuje jest spełniane. Dobrze się prezentuje, spotyka się z ważnymi politykami na świecie, kładzie nacisk na tzw. rolę godnościową, nacisk na patriotyzm, historię...
No niewątpliwie pod tym względem, jeżeli byśmy przyjęli, że prezydent to jest tylko postać reprezentacyjna, to nie można się tu przyczepić. Jednak jak ktoś chce to może, np. wycieczka do Australii, choć nie można chyba tego w tych kategoriach traktować. Natomiast cieniem się kładzie na tej prezydenturze kilkakrotne naruszenia konstytucji, w tym wypadku to uniemożliwia prezydentowi budowanie swojego własnego zaplecza politycznego. Trudno sobie wyobrazić, żeby jakakolwiek część tego co nazywamy dziś opozycją, totalną czy nietotalną, poparła Andrzeja Dudę, który ma delikty konstytucyjne, więc to go wpycha w ręce PiS, nie sądzę, żeby prezydent się jakoś bardzo opierał, bo to jest jego matecznik. (...).