Prof. Zbigniew Naworski
Robert Erdmann: Dziś święto Konstytucji 3 Maja. Jak prawnik i historyk prawa ocenia ten akt?
Prof. Zbigniew Naworski: Ocena jest nie do końca jednoznaczna. Z jednej strony był to akt, który reformował w sposób bardzo głęboki przede wszystkim ustrój polityczny Polski. Z drugiej strony - siłą rzeczy po uchwaleniu musiał natychmiast spowodować reakcję państw ościennych, które były gwarantami tak zwanych praw kardynalnych RP, a Konstytucja 3 Maja, czy dokładnie wszystkie ustawy, które się tak określa, były z tymi prawami kardynalnymi w jawnej sprzeczności. Z tego względu ocena musi być mieszana, nie do końca jednoznaczna.
Problem polega na tym, że procesjonalny historyk, w zwłaszcza historyk prawa, zawsze przegrywa z mitami, a konstytucja została wyidealizowana i zmitologizowana przez późniejsze wydarzenia i pokolenia, której głęboko tkwiły w tradycji romantycznej historii Polski.
Powróćmy do samego aktu - do przepisów konstytucji. Wprowadzała ona m.in. dziedziczenie tronu. Nawet wyznaczała, że nową dynastią ma być dynastia saska, na polskim tronie miał zasiąść Fryderyk August. To były fundamentalne zmiany.
- Zmiana była dość zasadnicza, aczkolwiek wybór monarchy nie był zbyt rozsądny. Powoływano się na tradycję unii polsko-saskiej. Oczywiście rezygnacja z wolnej elekcji stanowiła fundamentalną zmianę, ale czy to miało być panaceum na wszystkie nasze bolączki z przeszłości, to miałbym wątpliwości.
A takim panaceum nie było dziedziczenie korony, ustanowienie rządu, skarbu, wojska? To wszystko jest w tej konstytucji.
- Nie do końca. Zawsze się zapomina, że najpierw wymyślono aukcję 100 tys. wojska, nie wiedząc skąd się weźmie na to pieniądze, po czym wprowadzono ofiarę dziesiątego grosza, czyli podatek, który miał tę armię utrzymać. Niestety ustawa została napisana typowo po polsku – o tym, jakie kto ma dochody, decydował sam właściciel, który przekazywał te informacje władzom skarbowym. Oczywiście, jak się okazało, tych pieniędzy nie starczyło nawet na połowę autoramentu (...).