Rozmowa Dnia

Marcin Sypniewski

2024-02-22
Marcin Sypniewski/fot. archiwum

Marcin Sypniewski/fot. archiwum

Rozmowa Dnia - Marcin Sypniewski

Co w Bydgoszczy połączyło Prawo i Sprawiedliwość z Konfederacją? Oba ugrupowania są najważniejszymi częściami Bydgoskiej Prawicy – koalicji stworzonej na wybory samorządowe. Czy to małżeństwo z miłości, czy rozsądku? O tym rozmawialiśmy z Marcinem Sypniewskim z Konfederacji, wiceprezesem wchodzącej w jej skład Nowej Nadziei.

Maciej Wilkowski: Konfederacja wystartuje w wyborach 7 kwietnia pod szyldem Bydgoskiej Prawicy. Jak napisał kandydat na prezydenta, Łukasz Schreiber, „ to lokalne porozumienie PiS, Konfederacji, działaczy Solidarności, a także konserwatywnych stowarzyszeń i wielu osób bezpartyjnych, którzy chcą w Bydgoszczy prawdziwej zmiany." Dlaczego, panie Marcinie, Konfederacja znalazła się w tym gronie oprócz tego, że chcecie prawdziwej zmiany.
Marcin Sypniewski: Jest to pierwsze chyba w historii Bydgoszczy tak szerokie porozumienie – komitet wyborczy wyborców, czyli lista tak naprawdę obywatelska, i tutaj nie ma żadnej koalicji, tylko jest porozumienie wszystkich środowisk, które mają serce po prawej stronie, i którym nie podoba się Bydgoszcz zarządzana przez prezydenta Bruskiego. Pierwszy raz zdecydowaliśmy, że nie ma sensu się dzielić, tylko w jedności siła i spróbować powalczyć o Bydgoszcz, przedstawić swoją wizję Bydgoszcz.

Czyj to był pomysł? Kto wyszedł z propozycją?
W zasadzie te rozmowy tak rozpoczęły się z obustronnym zamiarem.

Zawsze jest ktoś, kto pierwszy wychodzi z propozycją. To pan, czy Łukasz Schreiber?
W Polskim Radiu PiK byliśmy na debacie, po tej debacie zaczęliśmy rozmawiać i umówiliśmy się na spotkanie – w ten sposób to się zaczęło. Osiągnęliśmy porozumienie. Okazało się, że na gruncie tych spraw bydgoskich, spraw lokalnych łatwiej się nam dogadać. Na poziomie ogólnopolskim byłoby to niemożliwe, natomiast to, jak wygląda Bydgoszcz, a jak chcielibyśmy, żeby wyglądała, okazało się że nas łączy.

A czy gdzieś jeszcze oprócz Bydgoszczy doszło do takiego wyborczego połączenia sił?
Nie, z tego co co wiem to jesteśmy unikatem w skali kraju. Nie wiem, jak na poziomach bardzo niskich, bo w samorządach gminnych ta wielka polityka jest mało obecna i tam różne konfiguracje się zdarzają, natomiast w dużych miast jest to jedyna taka sytuacja, że startujemy wszyscy na jednej liście.

Jeśli w Bydgoszczy doszło do takiego porozumienia, to proszę mi powiedzieć, dlaczego do takiego porozumienia nie doszło w Toruniu w Grudziądzu, w Inowrocławiu?
Ciężko mi tutaj odpowiadać za kolegów z Torunia. W Toruniu mamy w ogóle specyficzną sytuację, bo tam przecież jest prezydent miasta, który we wszystkich wyborach do tej pory miał konkurentów w postaci swojej wiceprezydentów z PiS-u i z Platformy. Tam jest jeden wielki front jedności narodu i ciężko oczekiwać, żeby koledzy chcieli współpracować, bo im się nie podoba to, jak Toruń jest zarządzany (...).

To jest porozumienie bydgoskie, porozumienie na poziomie miasta, ale czy również rozmawialiście o wspólnym starcie, o wspólnych listach na przykład do powiatów, do sejmiku.
Nie, Konfederacja na poziomie ogólnopolskim oczywiście startuje do sejmików razem z bezpartyjnymi samorządowcami. Jest komitet wyborczy Konfederacja i Bezpartyjni samorządowcy i będziemy wystawiać listy do sejmików w całym kraju. Te wybory są polityczne, tak jak mówiłem, na poziomie ogólnopolskim nie jesteśmy w stanie się porozumieć, chociażby z PiS-em, natomiast udało nam się porozumieć ze środowiskiem bezpartyjnych samorządowców i tak poszerzyliśmy formułę Konfederacji, wystawiamy listę w całym kraju – także do sejmiku województwa kujawsko-pomorskiego będziemy zgłaszać listy.

Ale ci bezpartyjni samorządowcy się teraz odcinają, to o których mówimy?
Jest grupa, która ma partię Bezpartyjni Samorządowcy i oni uważają, że tylko ktoś, kto jest członkiem, czy popiera partię Bezpartyjni Samorządowcy jest bezpartyjnym samorządowcem. Mnie zawsze się wydawało że bezpartyjny samorządowiec to jest taki człowiek, który nie należy do partii, ani nie popiera partii. U nas są rzeczywiście ci samorządowcy, którzy są rzeczywiście bezpartyjni, nie należą do żadnej partii i dlatego z nimi współpracujemy (...).

Jakub Mikołajczak

2024-02-21
Jakub Mikołajczak/Fot. Facebook, Jakub Mikołajczak

Jakub Mikołajczak/Fot. Facebook, Jakub Mikołajczak

Rozmowa Dnia - Jakub Mikołajczak

Kto, z kim tworzy wspólną listę kandydatów w wyborach samorządowych w Bydgoszczy? Dlaczego Platforma Obywatelska nie porozumiała się w tej sprawie z Trzecią Drogą? Rozmawialiśmy o tym w „Rozmowie dnia” Polskiego Radia PiK z Jakubem Mikołajczakiem, przewodniczącym Klubu Radnych KO w bydgoskiej Radzie Miasta.

Maciej Wilkowski: Niedawno usłyszeliśmy, że startujecie jako Koalicja Obywatelska w wyborach samorządowych razem z Lewicą. Czy ktoś jeszcze jest w tej ekipie?
Jakub Mikołajczak: Tak naprawdę hasło „Razem dla Bydgoszczy" prezydenta Rafała Bruskiego pokazuje, że szeroką platformą idziemy do tych wyborów i to nie to jest tylko Platforma Obywatelska. To są wszystkie partie, które wchodzą skład Koalicji Obywatelskiej, czyli wspomniane przeze mnie Platforma Obywatelska, Nowoczesna, Inicjatywa dla Polski i Zieloni, plus wszystkie partie tworzące ruchy lewicowe, czyli oprócz Lewicy jest też Wiosna i wiele innych podmiotów, stowarzyszeń. W tym momencie jesteśmy koalicją siedmiu partii.

Patrząc na to, jaką mamy koalicję rządzącą i porównując ją z tą waszą koalicją, to kogoś mi brakuje...
Rzeczywiście, brakuje Trzeciej Drogi. My jesteśmy jeszcze w przededniu ogłoszenia naszych list wyborczych. O ile nasz kandydat, pan prezydent Rafał Bruski już jest zaprezentowany, to trwają cały czas negocjacje. Szefowie jeszcze dzisiaj będą negocjować m.in. szef Platformy pan wojewoda Michał Sztybel, więc pewne rzeczy mogą się pojawić, pewne rzeczy mogą się zmienić. Prezydent w niedzielę, na konferencji prasowej zaprosił wszystkich, którzy chcą pracować dla Bydgoszczy, chcą razem z nami wzmacniać pozycję naszego miasta, aby dołączyli do naszego dużego ruchu wyborczego. Jesteśmy otwarci na wszystkie środowiska, od prawej do lewej strony, od 18 roku życia, bez ograniczenia wieku...

Pan mówi o Trzeciej Drodze. Doprecyzujmy: rozmawiacie i z Polską 2050 i z PSL-em? Choć w tym drugim przypadku mam pewne wątpliwości. Nie przypomina mi się, aby PSL w Bydgoszczy szturmem wchodził w wybory samorządowe.
(...) Tutaj głównym rozgrywającym jest partia marszałka Hołowni, czyli Polska 2050 i z nimi toczą się rozmowy, z szefem bydgoskim i regionalnych struktur.

Nie ukrywajmy, że trochę już późno na podejmowanie takich decyzji. Gdyby wszystko było dogadane, to kandydaci powinni już być na waszych listach albo też powinni być zaprezentowani, czy też powinna chociaż paść jakaś deklaracja...
Jutro będziemy prezentować listy, więc już wszystkie wątpliwości zostaną rozwijane. W tej chwili jeszcze jesteśmy gotowi. Prezydent złożył propozycję w niedzielę, chcieliśmy dać chociaż te cztery dni na przemyślenie, gdyby ktoś jeszcze do niedzieli miał inne zdanie, to mógł się zastanowić, mógł zobaczyć, jak wygląda aktualna sytuacja na bydgoskim rynku politycznym i podjąć decyzję (...).

Marcin Skalski

2024-02-20
Marcin Skalski/fot. Facebook/Marcin Skalski

Marcin Skalski/fot. Facebook/Marcin Skalski

PR PiK - Marcin Skalski - Rozmowa dnia

Gościem „Rozmowy dnia” był Marcin Skalski, rolnik, jeden z organizatorów trwających właśnie protestów, a jej tematy to m.in. przyczyny rolniczego zrywu. Czy blokady rozwiążą problemy? Co się wydarzy, jeśli nie dojdzie do spotkania protestujących z ministrem rolnictwa i rozwoju wsi?

Maciej Wilkowski: Kiedy rozmawialiśmy pół godziny temu, był Pan w Buszkowie, dlaczego ten protest tutaj tak naprawdę jeszcze się nie rozpoczął?
Marcin Skalski:
Mieliśmy trochę opóźnienia z wyjazdem z Mąkowarska, gdzie ten protest się gromadził. Policja początkowo prowadziła nas dosyć wolno, dlatego nie daliśmy rady dojechać na tę godziną 8.00, na którą było to zaplanowane.

Pan jedzie jako pierwszy w konwoju rolników, który tutaj [do Tryszczyna – przyp. red.] dotrze, proszę powiedzieć, ilu rolników jest z Panem.
Z nami jedzie około 150-180 traktorów, jadę z nami również myśliwi i branża gastronomiczna, którzy również dołączyli się do naszego protestu, ponieważ dla nich Zielony Ład również jest zagrożeniem.

Dziś w naszym regionie w ponad 40 miejscach mają się odbywać rolnicze protesty. Zapowiedzi są takie, że weźmie w nich udział ponad 11 tysięcy osób i sześć tysięcy maszyn. Jak się organizuje tak wielką akcję?
Jest to trudne zadanie, poświęciliśmy kilka dni, kilkanaście, a może i kilkadziesiąt godzin na telefonie, mnóstwo zbiórek gdzieś w świetlicach, żeby to wszystko skoordynować (…) Są to protesty legalne, na które mamy zgodę (...).

Planujecie również pojawić się w Bydgoszczy, przed urzędem wojewódzkim. Czy spotkacie się z wojewodą kujawsko-pomorskim Michałem Sztyblem?
Tak, mamy delegację wyznaczoną, będą to osoby z branży rolniczej, transportowej, gastronomicznej, pan wojewoda zaprasza nas na spotkanie około godz. 14.00. Jak najbardziej chcemy rozmawiać, chcemy się spotkać.

Dostał zaproszenie na dzisiejsze spotkanie minister rolnictwa Czesław Siekierski i mamy wielką nadzieję, że z tego zaproszenia skorzysta, ponieważ sam powiedział, że trzeba rozmawiać, natomiast my na ten moment nie widzimy woli rozmowy (...) ze spotkania w Warszawie w czwartek nie wynikło nic.

(...) Będziemy chyba musieli na pana ministra poczekać. Mamy ten protest w Bydgoszczy zgłoszony na siedem dni. Rolnicy są zdesperowani. Tryszczyn, blokady wszystkich węzłów dookoła – dwie doby. Być może będziemy musieli tutaj zostać tak długo, aż pan minister zaszczyci nas swoją obecnością (…).

Agnieszka Łoboda

2024-02-19
Agnieszka Łoboda/fot: nwloclawek.pl

Agnieszka Łoboda/fot: nwloclawek.pl

Rozmowa dnia – PR PiK – Agnieszka Łoboda

Gościem „Rozmowy dnia” w PR PiK była Agnieszka Łoboda, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie we Włocławku. Rozmawialiśmy o tym, jak skutecznie chronić dzieci przed przemocą.

Agnieszka Marszał: W czwartek weszła w życie tzw. ustawa Kamilkowa, która ma zwiększać ochronę dzieci przed przemocą. Pojawiają się w niej nowe zapisy, nakładające pewne obowiązki między innymi na szkoły i przedszkola, również inne instytucje, które organizują opiekę, czy zajęcia dla dzieci. Mówi się o szkoleniu sędziów. Zajęcia mają pomóc w rozpoznawaniu sytuacji rodzinnej dzieci. Jak Pani ocenia te zapisy?
Agnieszka Łoboda:
Na pewno wszelkie działania podejmowane w kierunku zabezpieczenia dzieci i ich błogostanu, dobrodziejstwa są bardzo istotne. Myślę, że część rozwiązań już obowiązuje. Nie zostały wprowadzone na mocy „ustawy Kamilkowej”. Tak naprawdę te rozwiązania są stosowane już przez samorządy i przez instytucje pomocowe od wielu lat. To kwestia sprawdzania kandydatów na rodzinę zastępczą, czy pracowników pod kątem ich niekaralności w sytuacjach przestępstw seksualnych, to już funkcjonuje od dłuższego czasu. Pewnie jest to próba systemowego rozwiązania problemów, które występują. Istotne, bo wszelakie instytucje oświatowe, niezwiązane bezpośrednio z pomocą społeczną, na przykład organizujące wypoczynek, czy dodatkowe zajęcia, mają stworzyć bezpieczną strefę dla dzieci i zapewnić takich pracowników, które będą zajmowały się dziećmi, które będą dawały rękojmię, że nie wystąpi przemoc wobec dzieci, nie tylko ta seksualna.

Czytając zapisy tej ustawy, myślę sobie: „Ale jak to? To trzeba jeszcze raz zapisać? Przecież to jest takie oczywiste, to powinno działać od dawna i wszędzie”. Pani mówi o rozwiązaniach systemowych. Boję się tego określenia „system”. Mamy starcie dziecka z systemem, czy konkretnej rodziny z systemem, to wiemy, co się dzieje. Co chwilę mamy doniesienia o tym, że kolejne dziecko zostało zakatowane, w tym kilkumiesięczne, kilkuletnie czy starsze.
– Rzeczywiście, żaden przepis prawa, ani żadne gotowe procedury, czy rozwiązania nie zastąpią zdroworozsądkowego podejścia i przede wszystkim wrażliwości wszystkich osób działających w obrębie dziecka. Proszę zauważyć, jak robiliśmy pewne podstawowe badania na terenie naszego powiatu, to w dużej mierze osobami, które zgłaszały przemoc wobec dzieci czy przemoc rodzinną, to jest przede wszystkim Policja i pracownicy pomocy społecznej.

Jaki kontakt z daną rodziną może mieć policjant? Pewnie prawie żaden, może to są jakieś przypadkowe sytuacje, że ten policjant dowiaduje się o tym, a bliskie środowisko, czyli na przykład rodzina. Słyszymy takie przypadki, gdzie ojcowie i matki patrzą, jak drugi rodzic bije dziecko i nie reagują, tak samo babcie, dziadkowie, wujkowie, ciocie. Gdzie w tym wszystkim jest szkoła, w której dzieci spędzają najwięcej czasu, przynajmniej te starsze.
– To jest trudna sytuacja. Przecież przemoc nie zawsze występuje w patologicznym środowisku. Cała masa przemocy to tzw. normalne rodziny, to dzieci, które chodzą do szkoły. Rodziny, które nie korzystają z pomocy społecznej. Pracownik socjalny nie ma wglądu do sytuacji rodzinnej, nie ma kontaktu z dzieckiem i osobami dorosłymi, a dziecko chodzi do szkoły i spędza w niej kilka godzin. Bardzo rzadko się zdarza, że szkoły podejmują decyzję interwencji, czy zgłaszają jakieś podejrzenie wystąpienia przemocy. Trudno mówić o znieczulicy. Może to jest trend niewtrącania się w sytuację innych osób, może niechęć występowania jako świadka w sprawie i w ewentualnym procesie. Być może to są małe, zamknięte środowiska i ciężar wzięcia na siebie odpowiedzialności jest trudny.

Marek Wojtkowski

2024-02-16
Marek Wojtkowski/fot. archiwum

Marek Wojtkowski/fot. archiwum

PR PiK - Marek Wojtkowski - Rozmowa dnia

Gościem „Rozmowy dnia” w Polskim Radiu PiK był Marek Wojtkowski, prezydent Włocławka. Rozmawialiśmy o wyzwaniach, jakie stoją przed samorządami w nowej kadencji i tym, czy miasta średniej wielkości mogą konkurować z dużymi.

Agnieszka Marszał: Będziemy dzisiaj rozmawiać o sprawach samorządu, bo ta mijająca kadencja, jak obrazowo o tym myślę, była jak zderzenie małej łódeczki z wielkim lodowcem. Dużo spadło na nas wszystkich i na samorządy także: pandemia, wojna, kryzys gospodarczy, inflacja. Jak Pan myśli o tej kolejnej [kadencji], to jest więcej spokoju, czy myślenie o tym, jakie te wyzwania będą? W ogóle dla samorządów?
Marek Wojtkowski: Może zacznę tak historycznie: gdyby w 2014 roku, 8 grudnia, kiedy obejmowałem urząd prezydenta miasta, ktoś mi powiedział, co mnie czeka w tych dwóch kadencjach, to mówiąc kolokwialnie, nie obrażając nikogo, popukałbym się w głowę.

Myślałam, że Pan powie, że by uciekł.
Uciekł nie, jak lubię wyzwania. Natomiast tak, jak Pani Redaktor powiedziała, nikt tego po prostu nie przewidział: na początku pandemia i te kryzysy międzynarodowe, oczywiście ten kryzys, który nas bardzo mocno dotyka i dotyczy, później ten kryzys gospodarczy – to wszystko się nałożyło, także te dwie kadencje były bardzo trudne, ale myślę, że staraliśmy się robić to, do czego zostaliśmy powołani, wykorzystywać wszystkie nadarzające się możliwości i tak nadal będziemy czynić.

Rzeczywiście, zdecydowałem się na kandydowanie na kolejną kadencję, pięcioletnią. Jeszcze mamy troszeczkę do zrobienia. Myślę, że to będzie już moja ostatnia kadencja – nie chcę tutaj rzucać żadnych deklaracji, ale wychodzę z założenia, że każdy się w jakiś sposób „zużywa”. Ja jestem prezydentem miasta już dziewięć lat, więc gdyby doszło do tego kolejne pięć lat, to 14 lat [łącznie] w zupełności by wystarczyło. Mamy wielkie plany i wielkie wyzwania. Chcemy po prostu wykorzystać, drodzy Państwo, moment, który dała nam historia, bo ja cały czas do tego tak podchodzę – mimo tego, co się wydarzyło w ostatnich latach, mamy taki szczególny moment w historii dla Polski.

Myśli Pan, że teraz będzie łatwiej? Bo samorządowcy często narzekali, że współpraca na linii samorząd – rząd była dla niektórych trudna, choć wiele dobrego też się w samorządach zadziało – spraw finansowanych przy współudziale rządu.
Ależ oczywiście, że tak, tutaj absolutnie nie można wszystkiego krytykować, bo te programy rządowe, już abstrahując od tego, jak one były dystrybuowane, oczywiście pomogły też samorządom. My chociażby z programu rządowego Polski Ład bardzo wiele skorzystaliśmy, już abstrahując od tego, że tych pieniędzy bardzo wiele nam zabrano, więcej, niż otrzymaliśmy od rządu. Ale to minęło, ja jestem po prostu optymistą: już widać progres w relacji samorządy – rząd. Rozmawiamy z wojewodami jako przedstawicielami rządu w naszych województwach, także ta współpraca układa się znakomicie.

Ja wielu ministrów znam osobiście, nawet zostałem powołany ostatnio do zespołu roboczego przy Ministerstwie Sportu i Turystyki dotyczącego budowy infrastruktury sportowej i finansowania zadań sportu, i też wyraziłem swoją opinię, że bardzo wiele w tej infrastrukturze się zadziało w ostatnich latach, zostało wybudowanych wiele obiektów, natomiast brakuje nam środków na to, żeby te obiekty ciągle funkcjonowały, na tzw. animatorów, i naprawdę minister się nad tym bardzo mocno pochylił. Nam zależy, żeby te orliki, boiska ze sztucznymi pięknymi nawierzchniami, które powstały, funkcjonowały, by żyły, by w porach letnich były czynne od godzin porannych do 22.00, bo tego dzieciaki po prostu potrzebują. To jedno z wielu oczywiście zadań, które chcemy zrealizować (...).

Mówi się o Polsce dwóch prędkości, o coraz większych różnicach między największym miastami a mniejszymi, średniej wielkości i zupełnie małymi. Pana zdaniem da się ten dystans skrócić? Z perspektywy prezydenta średniego miasta, 100-tysięcznego Włocławka – da się ten dystans skrócić i nie dostać zadyszki?
To jest trudne pytanie, z uwagi na to, że są pewne czynniki obiektywne, nie na wszystko mamy wpływ. Bardzo często młodzi ludzie mnie pytają, jaka oferta dla młodych ludzi, dlaczego miasto wyludnia się czy dlaczego spada liczba mieszkańców. Pewnych trendów nie jesteśmy w stanie odwrócić – one są w całej Polsce i Państwo doskonale wiedzą, że liczba ludności przyrasta tylko w metropoliach: w Warszawie, Wrocławiu, Rzeszowie, Trójmieście – to są aglomeracje, gdzie ludzie chętnie się sprowadzają, nie bacząc często na mankamenty życia w takiej metropolii (...).

To czym takie miasta jak Włocławek mogą przyciągać młodych ludzi, zachęcać ich do tego, żeby po studiach wrócili? Jaka może być ta nasza mocna strona, w czym możemy być konkurencyjni?
Mamy naprawdę wiele atutów – to jest komfort życia we Włocławku: jesteśmy piękni położeni, znakomicie skomunikowani (…).

Krzysztof Kukucki

2024-02-15
Krzysztof Kukucki/fot. Archiwum

Krzysztof Kukucki/fot. Archiwum

PR PiK - Rozmowa dnia - Krzysztof Kukucki

Gościem „Rozmowy dnia” w Polskim Radiu PiK był Krzysztof Kukucki – sekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju i Technologii. Rozmawialiśmy o tym, czy budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego i elektrowni atomowej byłyby dobrymi inwestycjami dla naszego regionu.

Agnieszka Marszał: Chcę z Panem porozmawiać o inwestycjach, które wzbudzają duże zainteresowanie i dużo emocji, nie tylko wśród polityków – Centralnym Porcie Komunikacyjnym i inwestycjach w energię atomową. Na początek dwa krótkie pytania - jako senator i wiceminister mówi Pan „tak" dla CPK?
Krzysztof Kukucki: I tak, i nie. Tak dla komponentu kolejowego - to w 100 procentach - szczególnie dla scenariusza, który jakiś czas temu zaproponował samorząd Włocławka i który jest najlepszy.

A jako mieszkaniec Włocławka i regionu jest Pan za Centralnym Portem Komunikacyjnym?
- Tak, ale nie kosztem mieszkańców, tylko z wykorzystaniem linii 18 – tak, jak to zaproponowaliśmy kilka lat temu, gdy jeszcze jako samorządowiec rozmawiałem o tym z ówczesnym ministerstwem.

W rozmowach, które obecnie się toczą mówi się dużo porcie lotniczym, a właściwie prawie nie wspomina o Kolei Dużej Prędkości. Z kolei Pana „tak” jest skierowane głównie w stronę inwestycji w kolej?
- Dlatego, że to szansa na realny wybór dla Polek i Polaków, którzy niekoniecznie chcą przemieszczać się między miastami samochodami, stać w korkach w tych miastach. Kolej jest dużo wygodniejsza i dobrze byłoby, żeby była jeszcze szybsza.

We Włocławku plany budowy tej linii kolejowej wzbudzały dużo emocji. Mieszkańcy stanęli w obronie swoich gruntów i swoich domów. Pan mówi o scenariuszu, zaproponowanym w czasie wstępnych rozmów, kiedy jeszcze był Pan zastępcą prezydenta Włocławka. Można to jakoś pogodzić? Poprowadzić te linie tak, żeby jeszcze bardziej zminimalizować straty, jeśli chodzi o wywłaszczanie mieszkańców?

- Tak uważamy, zresztą to było też stanowisko przyjęte przez Radę Miasta Włocławek. Uważaliśmy wówczas, że poprowadzenie Kolei Dużej Prędkości z okolic Łodzi na prawy brzeg Wisły - po to, żeby wrócić na jej lewy brzeg, co wymusiłoby budowę dwóch mostów przez rzekę - nie jest optymalnym rozwiązaniem. Proponowaliśmy, żeby od Łodzi Kolej Dużej Prędkości skierować do Płocka. Na lewym brzegu Płocka mogłaby wtedy powstać stacja, która obsługiwałaby tę część naszego kraju, a następnie kolej wracałaby na ślad linii nr 18, która funkcjonuje od końcówki XIX wieku i poprzez modernizowanie tej linii dojeżdżałaby do Włocławka. Dopiero we Włocławku odbijałaby w kierunku Grudziądza i dalej do Gdańska. W tym wypadku potrzebny byłby jeden most kolejowy, a nie dwa. Wydawało nam się, że to prosty rachunek ekonomiczny.
Przedstawiałem nawet osobiście ówczesnemu ministrowi Horale tę koncepcję, nie znalazła ona jednak odzwierciedlenia w późniejszych pracach projektowych. Myślę, że można by spróbować jeszcze do tej koncepcji wrócić, tym bardziej, że jesteśmy na etapie audytu całego wyzwania inwestycyjnego, jakim jest Centralny Port Komunikacyjny wraz z Koleją Dużych Prędkości. (...)
Jeżeli patrzymy na interes województwa kujawsko-pomorskiego - tej części byłego województwa włocławskiego - komponenty samochodowy i kolejowy są dla nas na pewno szansą. Dają nam potencjał na rozwój i myślę, że warto o nie dbać – tak, żeby jeden i drugi komponent powstał. (…) Co do lotniska – chciałbym, żebyśmy finalną decyzję podejmowali na chłodno, bez politycznych emocji. Trzeba ocenić, na ile te dosyć ambitne scenariusze, dotyczące ruchu lotniczego są realne i mogą przełożyć się na wzmocnienie gospodarki. (...)

Ewa Koman

2024-02-14
Ewa Koman/fot. Ewa Koman, Facebook

Ewa Koman/fot. Ewa Koman, Facebook

PR PiK - Rozmowa dnia - Ewa Koman

Gościem „Rozmowy dnia” w Polskim Radiu PiK była Ewa Koman, kandydatka na urząd prezydenta Inowrocławia. Rozmawialiśmy o jej pomysłach na miasto.

Agnieszka Marszał: Idzie Pani do wyborów z hasłem „Nie róbmy polityki, róbmy miasto”. To w ogóle możliwe? Da się oddzielić pracę samorządowca od polityki i nie być uwikłanym w dużą politykę?
Ewa Koman: Zdecydowanie tak! Nie róbmy polityki, twórzmy miasto. Twórzmy Inowrocław -miasto naszych marzeń. Inowrocław przez ostatnie lata - zdecydowanie za bardzo i zbyt długo - był uwikłany w tę największą politykę. Dziś jest czas, aby polityka i porządki były robione w Warszawie. 15 października jako obywatele, też jako mieszkańcy Inowrocławia, daliśmy głos naszym przedstawicielom, wybraliśmy swoich kandydatów. Oni dzisiaj pełnią zaszczytne funkcje w Parlamencie, również w Parlamencie Europejskim. Powierzyliśmy im tę rolę, aby wielką politykę i wielkie porządki robili trochę z daleka od naszego miasta.
Tutaj w Inowrocławiu powinniśmy zająć się jednak tym, co jest najważniejsze - zdecydowanie bardziej skupić się na troskach i potrzebach naszych mieszkańców, na rozwiązywaniu ich codziennych problemów. O tym są wybory samorządowe - o ludziach i dla ludzi, o mieszkańcach, o mieście, o tym, co miasto trapi i jaka jest odpowiedź nas samorządowców, osób chcących współtworzyć to miasto na codzienne problemy i troski mieszkańców.
Dzisiaj po trudnym czasie dla nas wszystkich - po okresie pandemii, kryzysie energetycznym, bardzo dużych politycznych emocjach, które są za nami, jest czas, abyśmy skupili się na naszej codzienności (…) - na problemach mieszkańców poszczególnych ulic, dzielnic i całego miasta, a one nie mają legitymacji partyjnej. Mówimy „stop” wielkiej polityce, uwikłaniu miasta i mieszkańców w wielkie spory. Musimy dzisiaj zająć się tym, co nas wszystkich dotyczy - tak najzwyczajniej, na wyciągnięcie ręki.

Dlaczego tymi „dziurami w drodze” nie udało się tak dobrze zająć w ostatnich latach? Pani i zwolennicy z Porozumienia Samorządowego na konferencjach prasowych, które ostatnio się odbywały mówiliście, że miastu zabrakło energii do rozwoju. Dlaczego?
- Skupiłabym się na tym, że bardzo wiele rzeczy zostało świetnie przeprowadzonych i doskonale zrealizowanych. Był cały szereg inwestycji, a żeby o nich wszystkich opowiedzieć, mogłoby zabraknąć czasu antenowego. Ale oczywiście zawsze są potrzeby, które należy cały czas rozwiązywać i na których trzeba najbardziej się skupiać.
I to jest właśnie ten czas i to miejsce, abym - bazując na swoim dotychczasowym doświadczeniu, umiejętnościach, możliwościach pozyskiwania środków zewnętrznych i na wszystkim, czym się do pory zajmowałam - wprowadzić autorskie rozwiązania, zająć się swoim programem i realizować wszystkie te sprawy, o których mówimy i będziemy mówić w naszym programie. Nowe możliwości rozwoju gospodarczego, uzbrajanie terenów inwestycyjnych, nowe podejście do budowy dróg lokalnych – na tym wszystkim chcemy się skupić w najbliższych latach i to wszystko będziemy proponować naszym mieszkańcom.

Jaki jest Inowrocław Pani marzeń?
- To Inowrocław otwarty, życzliwy, uśmiechnięty. To Inowrocław, który współtworzą mieszkańcy, bo miasto to mieszkańcy, nigdy na odwrót. (…)

Anna Jackowska

2024-02-13
Anna Jackowska – dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy we Włocławku/fot. Agnieszka Marszał

Anna Jackowska – dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy we Włocławku/fot. Agnieszka Marszał

PR PiK - Rozmowa dnia - Anna Jackowska

Gościem „Rozmowy dnia” była Anna Jackowska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy we Włocławku. Rozmawialiśmy o tym, jak wygląda regionalny rynek pracy na początku roku, o trendach na najbliższe miesiące i nowych sposobach aktywizacji osób bezrobotnych.

Agnieszka Marszał: Czy ci, którzy będą myśleć w tym roku o zmianie pracy albo może powrocie na rynek pracy po dłuższej przerwie, mogą być optymistami?
Anna Jackowska: Ten rok zapowiada się dla takich osób bardzo ciekawie. Dane pokazują, że są obecnie dobre warunki do wyjścia na rynek pracy i być może zmiany profesji zawodowej, czy po prostu przejścia do innej firmy. W Urzędzie Pracy we Włocławku prowadzimy coroczne, cykliczne badania, dotyczące planów zatrudnieniowych i związanych z redukcjami w firmach na naszym terenie - w powiecie włocławskim i we Włocławku. W zasadzie potwierdzają to, o czym mówią również dane ogólnopolskie - że pracodawcy z większym optymizmem zaczęli patrzeć na plany związane z zatrudnieniem. Jeszcze w ubiegłym roku, jak badaliśmy rynek i pytaliśmy, co planują na 2023 rok, to widzieliśmy tendencje bardzo zachowawcze...

Stagnacja była – może nie zwalniali, ale też niekoniecznie zatrudniali.
- Zdecydowanie tak. Bardziej przyglądali się, czy zatrudniać, czy nie? Zachowywali status quo zatrudnieniowe w swoich firmach. Zapowiadał się mniejszy dynamizm rekrutacji i dane roczne to potwierdziły. Jak patrzymy na oferty pracy, które w ubiegłym roku wpłynęły do Urzędu Pracy i były też na forach internetowych - bo mamy dane, które wynikają również z ofert zamieszczonych w 50 największych portalach internetowych - to wszędzie widzimy kilkunastoprocentowe spadki zapotrzebowania na pracowników, jeżeli chodzi o ilość ofert pracy. Czyli prognozy, które wynikały z naszych autorskich badań zostały w ubiegłym roku potwierdzone.
Natomiast na ten rok sytuacja rysuje się trochę inaczej, ponieważ zdecydowanie więcej firm z naszego terenu – aż 44 proc. - planuje zwiększanie składu zatrudnienia. Mamy więc zdecydowany wzrost. Natomiast tylko 7 proc. planuje redukcje i to są z reguły firmy z takich branż, które ucierpiały w pandemii. (...)

Jakie przepisy prawne są teraz najbardziej oczekiwane w kontekście rynku pracy?

- Bardzo czekamy na zmianę ustawy, na której się opieramy, czyli Ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. To aktualnie najbardziej oczekiwany przez nas akt prawny, którego zmiany były konsultowane od bardzo dawna. Mam nadzieję, że proces legislacyjny znowu ruszy, ponieważ jest to warunek, także przy wniosku o płatność w ramach KPO. Reforma rynku pracy to jeden z kamieni milowych. W tej ustawie są bardzo ciekawe rzeczy, które według mnie są niezbędne. Chociażby zupełnie nowe instrumenty, jak bony edukacyjne, ale także zmienione formy wsparcia już zatrudnionych pracowników. To oznacza poszerzenie naszej oferty instytucji rynku pracy na wsparcie pracodawców, obejmujące pracowników, których już mają. Dzisiaj wszystkie nasze formy pomocy są związane z tym, że jeżeli chcesz coś od nas uzyskać, to musisz albo kogoś zatrudnić, albo przyjąć stażystę. Tych ludzi jest obecnie mniej, bardziej powinniśmy działać na zasadzie profilaktyki bezrobocia. (...)

Łukasz Schreiber

2024-02-12
Łukasz Schreiber/fot. Archiwum

Łukasz Schreiber/fot. Archiwum

PR PiK - Łukasz Schreiber - Rozmowa dnia

Gościem „Rozmowy dnia" będzie Łukasz Schreiber, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Bydgoszczy. Rozmawialiśmy o trwającej kampanii wyborczej.

Michał Jędryka: Jak sam Pan mówi, jest Pan na razie jedynym kandydatem, który oficjalnie oświadczył, że będzie kandydował na urząd prezydenta Bydgoszczy.
Łukasz Schreiber:
To nie tyle, że ja tak mówię, tylko taka jest rzeczywistość. Nikt inny jeszcze nie zadeklarował chęci startu, chociaż w imieniu pana prezydenta Bruskiego deklarują to jego partyjni koledzy. Jego głosu jeszcze nie słyszeliśmy.

Wczoraj miał Pan spotkanie z mieszkańcami, zapowiedział Pan, że sprawą, na której Pan się skupi, będzie komunikacja publiczna w Bydgoszczy. Zaproponował Pan darmową komunikację miejską. To jest naprawdę realne? W żadnym z miast tej wielkości nie ma darmowej komunikacji.
Zaproponowałem coś trochę innego – że w roku 2024 ta komunikacja będzie darmowa, by z jednej strony przywrócić mieszkańcom zaufanie do tego [komunikacji miejskiej – przyp. red.], z drugiej, by wypracować przez ten czas lepszy plan na to, co dalej zrobić. To jest tylko na ten czas i tylko dla bydgoszczan, dla tych, którzy tutaj płacą podatki, osób, które studiują na bydgoskich uczelniach bądź które mieszkają na stałe – to po pierwsze.

A w dalszym ciągu zniżki dla tych bydgoszczan.
Owszem – dla tych samych bydgoszczan 50 proc. zniżki, natomiast sama darmowa komunikacja to dla budżetu miasta koszt ok. 300-305 milionów złotych – w budżecie, który liczy 2 miliardy 800 milionów złotych. Mówimy o maksymalnej cenie, bo jak mówię, nie tylko osoby, które będą objęte tą ulgą, płacą za bilety. Od roku 2025 chciałbym wypracowania nowych standardów – autobusy i tramwaje muszą jeździć znacznie częściej, w godzinach szczytu między pięć a dziesięć minut, a nie tak, jak teraz – co około 20 minut. Poza godzinami szczytu oczywiście ciut rzadziej, co 10-15 minut.

Mówimy także o przywróceniu szeregu połączeń, takich jak tramwaj na Babią Wieś, jak linia nr 61 na Kapuściska, ale również o nowych rozwiązaniach – tramwaj na Błonie, ale również nocny tramwaj do Fordonu. Dzisiaj jest tylko komunikacja autobusowa, przy czym ten autobus objeżdża i „zwiedzamy” całe miasto. Niekoniecznie w nocy każdy musi mieć na to ochotę, stąd takie rozwiązanie.

Mówimy także o tym, że musimy odpowiedzieć dzisiaj na ten największy problem, a tym problemem jest brak kierowców, brak odpowiedniej bazy osób pracujących (...).

Jan Krzysztof Ardanowski

2024-02-09
Jan Krzysztof Ardanowski/fot. Archiwum

Jan Krzysztof Ardanowski/fot. Archiwum

PR PiK - Jan Krzysztof Ardanowski - Rozmowa dnia

Gościem „Rozmowy dnia” był poseł Jan Krzysztof Ardanowski, były minister rolnictwa. Rozmawialiśmy o przyczynach akcji protestacyjnej rolników, którzy w piątek wyjechali na drogi w całej Polsce.

Marcin Kupczyk: Panie pośle, dzisiaj kolejny protest rolników, mają być blokowane drogi czy urzędy, na przykład urząd wojewódzki w Bydgoszczy, ale akcje rolników odbędą się w całym kraju, organizowane są przez różne związki, stowarzyszenia rolnicze. Jednym z problemów, jakie zgłaszają rolnicy, jest nadmierny ich zdaniem import produktów spoza Unii Europejskiej, przede wszystkim z Ukrainy. Czego tu się boją polscy rolnicy?
Jan Krzysztof Ardanowski: Są dwa właściwie główne obszary – pierwszy jest to zmiana polityki rolnej Unii Europejskiej, nazywanej umownie „Zielonym Ładem”, która jest dla rolnictwa zabójcza, która niszczy rolnictwo. Wykorzystuje pewne slogany związane z ochroną środowiska, twierdząc, że rolnictwo szkodzi środowisku, że trzeba zmniejszyć jego intensywność, zmniejszyć hodowlę zwierząt, zmniejszyć uprawy, bo ponoć to wszystko szkodzi klimatowi. Jednocześnie ci, którzy lansują ten Zielony Ład, nie dokonali żadnych analiz dotyczących sytuacji żywnościowej Europy, bezpieczeństwa żywnościowego, które jest zapewniane przez własne rolnictwo. Tylko rolnicy europejscy to bezpieczeństwo w dłuższej perspektywie mogą zapewnić, nie żadna żywność z zagranicy, z zewnątrz, spoza Unii. To jeden z głównych postulatów.

Drugi dotyczy głównie krajów graniczących z Ukrainą, mianowicie nie można dopuścić do tego, że żywność z Ukrainy produkowana nie według tych standardów Unii Europejskiej, które są narzucane rolnikom, zaleje rynek unijny i doprowadzi do zniszczenia gospodarstw w Unii Europejskiej. My przeżywaliśmy to w 2022 i 2023 roku, kiedy bez żadnych ograniczeń, na skutek decyzji Komisji Europejskiej, ale również niestety i niefrasobliwości polskiego rządu, doprowadziliśmy do ogromnego importu głównie zboża, ale również i innych produktów [z Ukrainy]. Jeszcze cały czas odczuwamy skutki tego nadmiernego importu, bo to zboże jest w magazynach. Ceny są niskie, nie ma stabilności na rynku, i jeżeli miałoby się powtórzyć to po raz kolejny – teraz to nie dotyczy tylko samego zboża, ale również i rzepaku, cukru w ogromnych ilościach wysyłanego z Ukrainy, owoców miękkich, jajek, mięsa drobiowego – jeżeli to wszystko się zrealizuje, to jest koniec rolnictwa. Wszyscy są zatrwożeni; czy uprawiać, czy siać, czy porzucić te gospodarstwa, bo nie będzie gdzie sprzedać żywności – dlatego ten protest jest taki powszechny i tu nie ma żadnego jednego organizatora – związki zawodowe, izby rolnicze, związki syndykalne się w to wszystko angażują.

Czy poprzedni rząd, rząd Prawa i Sprawiedliwości, popełnił błąd, otwierając kraj na ukraińskie produkty? – to po pierwsze. A po drugie przypomnę, że wiosną ubiegłego roku rząd podjął decyzję o tymczasowym zakazie importu zboża i innych rodzajów żywności z Ukrainy, ale to zamknięcie nie było do końca udane, Panie Pośle.
Tak, rząd popełnił błąd. Ja o tym mówię, chociaż Komisja Europejska wymuszała to na wszystkich krajach europejskich, żeby otworzyć się na tę żywność z Ukrainy, bałamutnie tłumacząc, że to pomoc dla wojującej Ukrainy, a przecież wiemy, że my nie pomagamy w ten sposób Ukraińcom, tylko nabijamy kabzę międzynarodowym koncernom, które pasożytują na rolnictwie ukraińskim.

Polski rząd w pewnym momencie się „ogarnął”, jak to młodzież mówi i jednostronnie wprowadził zakaz, ale było to za późno. Rolnicy mówili o tym, ja mówiłem, ale było jak grochem o ścianę. To zaważyło zresztą na wynikach wyborów i na tym, że wieś nie poparła Prawa i Sprawiedliwości w takim stopniu, jak w 2019 roku, domagając się uczciwości i rozliczenia, również wyjaśnienia, kto sprowadzał to zboże, opublikowania listy importerów – kto zarobił miliardy. Ówczesny minister rolnictwa z uporem maniaka twierdził, że nie może tej listy opublikować, bo prawo mu na to nie pozwala, ale już jego krótkotrwała następczyni pani minister Anna Gembicka opublikowała tę listę i nic jej się nie stało. Czyli nie było przepisu prawnego, natomiast budowało to niestety przekonanie, że firmy, które zarobiły na zbożu, to są firmy w jakiś sposób powiązane z Prawem i Sprawiedliwością, a nie było to prawdą, bo to są firmy niepowiązane z nikim, albo powiązane z różnymi podmiotami, również politycznymi.

Rolnicy oczekują w tej chwili, już niezależnie od PiS-u, który za późno, ale jednak coś tam próbował robić – wprowadził ten zakaz, wprowadził również szereg dotacji dla rolników ratować sytuację (…) Natomiast oczekują również w tej chwili, od obecnego rządu, żeby chronił polski rynek (…).

O ważnych sprawach z ważnymi gośćmi...

„Rozmowa Dnia” – od poniedziałku do piątku
po wiadomościach o godzinie 8:30.
Prowadzą: Agnieszka Marszał i Maciej Wilkowski.

Na Wasze pytania i uwagi czekamy
pod adresem mailowym:
rozmowadnia@radiopik.pl


26 15922126961070
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę