Dyrygent operowy i symfoniczny związany z bydgoską Operą Nova, od bieżącego sezonu również szef Orkiestry Symfonicznej Akademii Muzycznej w Bydgoszczy.
"Ludzie wykonują określone zawody, bo nagle zakochali się w określonej dziedzinie, albo wyrośli w rodzinnej tradycji. Urodziłem się w domu pełnym muzyki i niezwykłych artystów, ludzi którzy w drugiej połowie XX wieku byli luminarzami polskiej kultury muzycznej. Motywem przewodnim mojego życia artystycznego jest ogromne szczęście, rozumiane jako życzliwość osób, które zechciały wyciągnąć do mnie pomocną rękę..."
Środa, 18 lutego 2015 - godz.18.10
Od ilu lat jest Pan związany z bydgoską operą?
- W zasadzie jestem bydgoszczaninem od ubiegłego wieku – można by tak powiedzieć (śmiech). Pierwszy kontakt z Operą Nova miałem w roku 1994. Byłem na roku dyplomowym w Akademii Muzycznej w Warszawie, a mój profesor Bogusław Madey przygotowywał bydgoski spektakl "Strasznego dworu". Profesor zrealizował premierę w operze, a ja – student i asystent – mogłem zadyrygować jednym z przedstawień, by otrzymać dyplom. Po kilku latach, w 2001 roku, dyrektor Maciej Figas zaufał mi, proponując współpracę i prowadzenie "Strasznego dworu", a z czasem przyszły kolejne propozycje.
Skąd pomysł na dyrygenturę w Pana życiu?
- Ludzie wykonują określone zawody, bo nagle zakochali się w określonej dziedzinie, albo wyrośli w rodzinnej tradycji. Urodziłem się w domu pełnym muzyki i niezwykłych artystów, ludzi którzy w drugiej połowie XX wieku byli luminarzami polskiej kultury muzycznej. Ci ludzie – przyjaciele mojej babci z lat przedwojennych i powojennych, m. in. Wanda Wermińska, Regina Smendzianka, Maria Fołtyn, Robert Satanowski, Kazimierz Wiłkomirski - byli przeważnie z babcią po imieniu. Gdy przyjeżdżali do Lublina wcale nie chcieli mieszkać w hotelu. Odbywali próbę w filharmonii, potem przychodzili do nas na obiad i bawili się ze mną – kilkuletnim chłopcem, odpowiadali na ważne dla mnie pytania.
Jeśli chodzi o surowego Roberta Satanowskiego trudno mi sobie to wyobrazić.
- Roberta Satanowskiego spotkałem po wielu latach, kiedy byłem już dyplomowanym dyrygentem i pracowałem w Filharmonii w Jeleniej Górze. Robert Satanowski mieszkał na Dolnym Śląsku, a chcąc sprawdzić na kogo wyrosłem zaprosił do współpracy przy młodzieżowej orkiestrze "Jeunesses Musicales". Traktował mnie po przyjacielsku, a ja pozostawałem z wielkim respektem. Drugim dyrygentem, którego dobrze znałem był Kazimierz Wiłkomirski. Przed wieloma laty moja babcia udzielała wywiadu dla Polskiego Radia, a dziennikarka przeprowadzająca z nią tę rozmowę postanowiła też nagrać i mnie, bawiącego się w domu (miałem 5 lat). Wówczas powiedziałem, że bywa u nas Kazio Wiłkomirski – a to jest mój kolega. Ten fragment został wycięty z audycji o co miał pretensje sam Kazimierz Wiłkomirski. Po latach odwiedziliśmy go z babcią – wtedy byłem już studentem dyrygentury, a on już panem w słusznym wieku. Przypomniał tę historię i napisał w książce dedykację: "Piotrusiowi, koledze po fachu".
Nie miał Pan momentów zwątpienia czy dobrze wybrał zawód?
- Oczywiście, że miałem. Początkowo byłem pianistą i ze zwątpienia pianistycznego zrodziła się miłość do dyrygentury. W szkole drugiego stopnia uczniowie, którzy dobrze sobie radzili, mieli możliwość wystąpienia z orkiestrą Filharmonii. Moim debiutem miał być 21. koncert W. A. Mozarta KV 467. Próbując przyzwyczaić się do akompaniamentu orkiestry słuchałem z partyturą, jeszcze z czarnej płyty, nagrania koncertu w wykonaniu Ewy Osińskiej z Polską Orkiestrą Kameralną p/d Jerzego Maksymiuka. Wówczas poczułem magię zespołowego muzykowania, usłyszałem paletę barw i zrozumiałem, że orkiestra to najwspanialszy instrument, z którym chciałbym mieć odtąd do czynienia. Fortepian solo przestał mnie interesować, myślałem już tylko o dyrygenturze.
Żeby być dyrygentem trzeba mieć pewne predyspozycje psychiczne. Czy miał już je Pan wtedy?
- Predyspozycje niewiele znaczą bez chęci i możliwości ich rozwijania. Miałem też szczęście spotkać wybitnych pedagogów, którym jestem wdzięczny za przekazanie doświadczeń.
Pamięta Pan swój pierwszy dyrygencki występ?
- Motywem przewodnim mojego życia artystycznego jest ogromne szczęście, rozumiane jako życzliwość osób, które zechciały wyciągnąć do mnie pomocną rękę. Kiedy byłem na trzecim roku studiów, pani dyrektor szkoły muzycznej w Lublinie zaproponowała mi prowadzenie szkolnej orkiestry. To doświadczenie było bezcenne dla młodego dyrygenta. Jednak pierwszy koncert z profesjonalnym zespołem poprowadziłem dzięki, znanemu także bydgoskim melomanom, Tadeuszowi Wicherkowi. Wówczas kierował on filharmonią w Jeleniej Górze, przygotowywał tournée do Austrii i Włoch, a także historyczny pierwszy występ tej orkiestry na festiwalu Warszawska Jesień. Poprosił o pomoc w przygotowaniu zespołu. Tuż przed wakacjami rozpocząłem próby do koncertu kończącego sezon, który miał prowadzić szef – Tadeusz Wicherek. Ale Szef się rozchorował i powierzył mi poprowadzenie tego prestiżowego, a dla mnie dodatkowo najważniejszego, bo pierwszego koncertu z profesjonalnym zespołem.
Gdyby nie był Pan dyrygentem to kim?
- Pewnie zostałbym prędzej prawnikiem, niż lekarzem.
Zobacz także
Wokalista i bard wspomina swoją współpracę z Ernestem Bryllem. „...Na początku był człowiekiem z ogromnym poczuciem humoru i też dystansem do siebie… Czytaj dalej »
Reżyser teatralny, przez wiele lat był dyrektorem naczelnym i artystycznym poznańskiego Teatru Polskiego, obecnie przygotowuje premierę opery „Don Pasquale”… Czytaj dalej »
Warszawianin pochodzący z Węgorzyna, z wykształcenia magister ekonomii i historii oraz menedżer kultury, a z zamiłowania i zawodu: muzyk - prezentuje nowy… Czytaj dalej »
Dziennikarka, reżyserka i producentka telewizyjna. „...lubię najbardziej ten etap, który jest już bardzo zaawansowany, czyli montaż. Dzięki temu można… Czytaj dalej »
Wokalistka, która już niedługo zaprezentuje swój nowy album. Tymczasem promuje kolejny singiel pt. „Naiwna”. „...żeby człowiek, żeby kobieta mogła… Czytaj dalej »
Kompozytor, aranżer, multiinstrumentalista i pedagog. „...myślę, że każdy kompozytor jednak marzy o tym, żeby jego twórczość, jego dzieła były wykonywane… Czytaj dalej »
Gitarzysta, kompozytor, przez ostatnie pół wieku grał m.in. z zespołami: Breakout, Air Condition (Zbigniew Namysłowski), Dwójka ze sternikiem, Bemibek (Ewa… Czytaj dalej »
Kompozytor muzyki filmowej, dyrygent i producent muzyczny, absolwent bydgoskiej Akademii Muzycznej, autor muzyki m.in. do ostatniej ekranizacji „Znachora”… Czytaj dalej »
Kompozytor, pianista, pedagog związany obecnie z Akademią Muzyczną w Bydgoszczy. „...w naszych profesjach mówi się, że należy znaleźć się we właściwym… Czytaj dalej »
Jak można wyczytać na jej stronie: „Coraz dojrzalsza, a przez to piękniejsza, bardziej świadoma siebie. Energetyczna i zmysłowa. Czerpie z życia garściami… Czytaj dalej »