Podczas tego pływania zafascynował się Pan bieganiem.
- Kiedy zacząłem pływać paliłem do 40 papierosów dziennie. Mój kapitan akurat przestał palić i namówił mnie do rzucenia nałogu. Trzy dni rzucało mną, ale się udało. Niestety zacząłem mieć dobry apetyt i spodnie po tygodniu były już ciasne. Pomyślałem, że powinienem zacząć biegać – między ładowniami. W grudniu 1983 roku urodziła się moja druga córka i przeczytałem w toruńskiej gazecie, że jest organizowany maraton. Pomyślałem, że jestem tak "nabiegany", że należy spróbować. Pobiegłem dla córki, miał to być pierwszy i ostatni maraton. Kiedy dobiegłem na każdym palcu miałem pęcherze, byłem bardzo odwodniony, ale po trzech dniach już biegałem ponownie. Bieganie wyreżyserowało moje życie, podobnie morze i Beatlesi. Potem te maratony tak mnie wciągnęły, że do dziś nazbierało się ich 131, w tym bieg 24-godzinny, bieg na 100 km, wygrany maraton tańca w Ciechocinku. Biegałem w fantastycznych miejscach i po Nowym Jorku i jako jeden z pierwszych toruńczyków brałem udział w maratonie w Londynie. Maraton potrafi pokazać, że trzeba się zastanowić nad sobą, że trzeba być dobrym, nie można oszukiwać. Nigdy nie zszedłem kiedy stawałem na starcie.
Miłość do The Beatles była jeszcze wcześniej.
- To był 1963 rok. Dostałem płytę pocztówkową tego zespołu, którą puszczałem 20 razy dziennie. Potem chcieliśmy dotrzeć do tych słów – dzięki czemu uczyliśmy się angielskiego. Rodzice nie mieli za dużo pieniędzy i nie mogłem sobie pozwolić na dodatkowe lekcje języka angielskiego.
I długo Pan czekał na moment, żeby zobaczyć rodzinne strony zespołu.
- Powiedziałem sobie, że jak będę na emeryturze to tam pojadę. Był rok 2003 - moje urodziny, z 350 funtami wylądowałem na lotnisku w Liverpoolu. Znałem język, spotykałem uczynnych ludzi, którzy jak usłyszeli, że specjalnie przyjechałem, żeby zobaczyć miejsca gdzie tworzył zespół to dostałem pracę. A pracować musiałem bo miałem zbyt mało pieniędzy żeby zwiedzać.
- Kiedy zacząłem pływać paliłem do 40 papierosów dziennie. Mój kapitan akurat przestał palić i namówił mnie do rzucenia nałogu. Trzy dni rzucało mną, ale się udało. Niestety zacząłem mieć dobry apetyt i spodnie po tygodniu były już ciasne. Pomyślałem, że powinienem zacząć biegać – między ładowniami. W grudniu 1983 roku urodziła się moja druga córka i przeczytałem w toruńskiej gazecie, że jest organizowany maraton. Pomyślałem, że jestem tak "nabiegany", że należy spróbować. Pobiegłem dla córki, miał to być pierwszy i ostatni maraton. Kiedy dobiegłem na każdym palcu miałem pęcherze, byłem bardzo odwodniony, ale po trzech dniach już biegałem ponownie. Bieganie wyreżyserowało moje życie, podobnie morze i Beatlesi. Potem te maratony tak mnie wciągnęły, że do dziś nazbierało się ich 131, w tym bieg 24-godzinny, bieg na 100 km, wygrany maraton tańca w Ciechocinku. Biegałem w fantastycznych miejscach i po Nowym Jorku i jako jeden z pierwszych toruńczyków brałem udział w maratonie w Londynie. Maraton potrafi pokazać, że trzeba się zastanowić nad sobą, że trzeba być dobrym, nie można oszukiwać. Nigdy nie zszedłem kiedy stawałem na starcie.
Miłość do The Beatles była jeszcze wcześniej.
- To był 1963 rok. Dostałem płytę pocztówkową tego zespołu, którą puszczałem 20 razy dziennie. Potem chcieliśmy dotrzeć do tych słów – dzięki czemu uczyliśmy się angielskiego. Rodzice nie mieli za dużo pieniędzy i nie mogłem sobie pozwolić na dodatkowe lekcje języka angielskiego.
I długo Pan czekał na moment, żeby zobaczyć rodzinne strony zespołu.
- Powiedziałem sobie, że jak będę na emeryturze to tam pojadę. Był rok 2003 - moje urodziny, z 350 funtami wylądowałem na lotnisku w Liverpoolu. Znałem język, spotykałem uczynnych ludzi, którzy jak usłyszeli, że specjalnie przyjechałem, żeby zobaczyć miejsca gdzie tworzył zespół to dostałem pracę. A pracować musiałem bo miałem zbyt mało pieniędzy żeby zwiedzać.