Reżyser teatralny i operowy, w bydgoskiej Operze Nova przygotowała ostatnio "Rigoletto", a wcześniej "Halkę".
"Opera to jest taki mój dom. Jako reżyser i muzyk czuję, że łączę wszystkie elementy, które mnie inspirują i na których się znam. Chciałabym się wyspecjalizować w tej operze..."
Środa, 19 listopada - godz.18.10
Podobno ten spektakl chodził Pani po głowie od dawna?
- Marzył mi się "Rigoletto" jako tytuł, nie miałam gotowego pomysłu. Myślę, że dzieło musi do nas przyjść w odpowiednim momencie. Ja nie mam nic przeciwko robienia hitów, jeśli są to takie tytuły jak ten. Mam wrażenie, że reżyserzy nie chcą sięgać po ten temat, bo jest to temat dość niewdzięczny szczególnie dla mężczyzn. Oni muszą zrobić striptiz duszy i siebie samego ocenić, bo "Rigoletto" jest bardzo oceniające. Prowokuje do osądzania, a mnie takie kwestie bardzo poruszają. Bardzo mnie interesowały kwestie dobra - zła, wyborów moralnych, jak powinniśmy postępować, czy świat powinien być lepszy, czy gorszy. "Rigoletto" jest dość okrutny i pokazuje gdzie jest nasze miejsce.
Pamiętam po konferencji prasowej jak mówiono o wielkiej dawce erotyzmu w Pani inscenizacji, jednak po zobaczeniu spektaklu uważam, że nie ma tu żadnego epatowania erotyzmem, jest go tyle ile potrzeba.
- Bardzo się cieszę, że to Pani mówi. O "Rigoletcie" nie można mówić bez erotyzmu. Owszem widziałam jakieś realizacje, w której erotyzm pozostaje w sferze słowa, bo realizatorzy myślą, że ten tytuł się i tak obroni. Ponieważ erotyzm jest i w muzyce i w libretcie to uważam, że nie mogliśmy uniknąć tego wątku, ale jesteśmy tak daleko posunięci w metaforze, że żadnego zgorszenia nie siejemy.
Jak zwykle z Panią pracują młodzi realizatorzy.
- To prawda Martyna Kander ma zaledwie 26 lat i jest świetnym, zdolnym kostiumografem, mającym na swoim koncie już wiele sukcesów. Niedawno robiłyśmy w Szczecinie "Hrabinę Maricę", oprócz tego kolejny raz pracowałam z Dianą Marszałek, która robiła już scenografię do "Halki". Kuba Lewandowski, który robił ruch sceniczny. W "Rigoletcie" nie ma scen baletowych, tak więc kochając balet wymyśliliśmy je sami. Nie mogę nie wspomnieć też o Maćku Igielskim, który był odpowiedzialny za światła. On potrafi często abstrakcyjne światy ożywić.
Bydgoska publiczność widziała już Pani "Halkę", "Cyrulika Sewilskiego" podczas Festiwalu Operowego, jakie jeszcze dzieła chodzą Pani po głowie?
- Opera to jest taki mój dom. Jako reżyser i muzyk czuję, że łączę wszystkie elementy, które mnie inspirują i na których się znam. Chciałabym się wyspecjalizować w tej operze.
A wychodzi Pani najczęściej od partytury, czy od libretta?
- Wszystko razem. Nie wyobrażam sobie żebym zaczynała tylko od muzyki czy tylko od libretta. Na pewno mówi do mnie libretto i muzyka, to się potem kształtuje intuicyjnie w obrazy, tak jak to ma wyglądać. To nie jest proces intelektualny, to bardziej kobiece tworzenie przez aktywację szóstych zmysłów.
Spakuje Pani walizki wyjedzie, ale po czasie wróci Pani i zobaczy co zostało z tego dzieła.
- Mam nadzieję, że nie będzie "co zostało z dzieła", tylko to nabierze skrzydeł. Za każdym razem trzymam kciuki, żeby soliści dostali skrzydeł i dali radę. Tak więc zapraszamy po czasie, żeby Państwo zobaczyli kiedy nasi soliści będą już okrzepnięci.
A widziała Pani "Halkę" po czasie?
- Przyznam, że nie, ale mam recenzje na bieżąco i wiem, że wszyscy się starają. Ja w sumie nie lubię oglądać swoich dzieł. Jestem generalnie osobą krytyczną do siebie i nigdy mi się nie podoba to co robię, zawsze bym coś zmieniła.
A nie marzy się Pani wyjechać za granicę i tam pracować.
- Byłam niedawno – zobaczymy jak to się wszystko ułoży. Zawsze to jest projekt i potem jadę w kolejne miejsce. Tu projekt tam projekt, natomiast dom mam w jednym miejscu i to się na pewno nie zmieni.
To będzie takie życie na walizkach?
- Tak ale ja inaczej nie potrafię. Spędzenie miesiąca w domu kończy się tym, że nie wytrzymuje i sama gdzieś wyjeżdżam. Myślę, że to geny, które znikąd się wzięły. Najdłużej byłam dwa lata na etacie i się skończyło, myślę, że to nie jest dla mnie. Nawet jak jest trochę stresu to wolę takie cygańskie życie – artysty na działalności gospodarczej.
Kolejny tytuł – z jakimi propozycjami mogą dzwonić dyrektorzy?
- Szczerze mówiąc to byłby problem. Chodzi mi wiele tytułów po głowie: Szostakowicz, Haendel, Czajkowski, Mozart - najmniej chciałabym robić belcanto opery. Niech dyrektorzy dzwonią, jestem bardzo otwarta na propozycje.