Piotr Wajrak

2019-04-27
Piotr Wajrak Fot. Magda Jasińska

Piotr Wajrak Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK "Zwierzenia przy muzyce" - Piotr Wajrak

Dyrygent, szef muzyczny „Strasznego dworu” Stanisława Moniuszki - najnowszej premiery w Operze Nova w Bydgoszczy.

„Mam okazję przekonać się o prawdziwości słów mistrzów batuty, że partytura zawsze jest rezerwuarem nieskończonej wiedzy o dźwiękach i emocjach, bo piękno jest tam zaklęte w nutach, w wielotomowym wydawnictwie...”


Sobota, 27 kwietnia godz. 17:05
Bardzo silnie jest Pan związany z Bydgoszczą. I to już od wielu lat.

- Najpierw moje kontakty musiały się nawiązać, a potem zaczęły się zacieśniać. Pamiętam pierwszy przyjazd do Bydgoszczy, jeszcze w ubiegłym tysiącleciu. W 1994 roku nowy dyrektor Opery Nova, młody dyrygent Maciej Figas, zaprosił wybitnego znawcę Stanisława Moniuszki - mojego profesora Bogusława Madeya z Akademii Muzycznej w Warszawie, do przygotowania premiery „Strasznego dworu” w Teatrze Polskim, bo Opera Nova była cały czas w budowie. Tak się złożyło, że w 1994 roku byłem studentem roku dyplomowego warszawskiej akademii i pamiętam tę chwilę, kiedy przyjechałem na zajęcia, wszedłem do klasy, a profesor ujrzawszy mnie podniósł palec i powiedział: „Mam coś dla ciebie. Będziesz moim asystentem przy premierze +Strasznego dworu+”. Bardzo się wtedy ucieszyłem. Nie mogłem uwierzyć, że będę mógł uczestniczyć w przygotowaniu prawdziwej premiery, w profesjonalnym teatrze operowym i to w dodatku u boku mojego Mistrza. Tak się to zaczęło…
Piotr Wajrak wymieniający uwagi z Natalią Babińską. Fot. Ireneusz Sanger

Piotr Wajrak wymieniający uwagi z Natalią Babińską. Fot. Ireneusz Sanger


Pamięta Pan ten ciaśniutki kanał orkiestrowy w Teatrze Polskim?

- Oczywiście, że pamiętam. To właśnie w Teatrze Polskim 23 maja 1994 roku odbył się mój egzamin dyplomowy. Prowadziłem „Straszny dwór”, zresztą tego dnia prowadziłem dwa spektakle. Najpierw o godz. 11:00 dla młodzieży, a o 18:00 już dla widzów dorosłych i właśnie ten był moim spektaklem dyplomowym, na który przyjechała komisja z Warszawy.

Czyli „Straszny dwór” jest „strasznie” z Panem związany.

- Trudno powiedzieć czy on ze mną, czy ja z nim, ale tak się złożyło, że „Straszny dwór” stale jest obecny w moim życiu zawodowym.

Jest Pan zdania, że „Straszny dwór” to opera, którą właściwie każdy Polak powinien co najmniej raz zobaczyć i której powinien też posłuchać.

- W Roku Moniuszkowskim i w okolicach tego roku miałem okazję dyrygować nie tylko „Strasznym dworem”, ale też „Halką”, „Verbum Nobile”, „Flisem”, dwiema operetkami: „Nocleg w Apeninach” i „Nowy Don Kiszot”. Muzyka Stanisława Moniuszki jest nam po prostu bardzo bliska i nie o to chodzi, żeby „Straszny dwór” czy „Halkę” zobaczyć, ale przede wszystkim, żeby tych dzieł posłuchać. Teraz w Operze Nova, w czasie pracy nad „Strasznym dworem” wspólnie z reżyserem tego spektaklu Natalią Babińską wielokrotnie mieliśmy takie poczucie, że oto nadchodzi fragment muzyczny, którego wysłuchamy na stojąco. To jest muzyka niemal jak hymn, który wszyscy znamy i chcę tu Państwa zachęcić do słuchania także innych dzieł Moniuszki. Przekonają się Państwo jak bardzo ta muzyka jest w nas obecna, jakim mistrzem był Stanisław Moniuszko. Czerpał rytmy i motywy z polskiego folkloru, z prawdziwej, naturalnej muzyki ludowej, więc jest to krew z naszej krwi, kość z naszej kości - coś naszego, coś wspaniałego.

A z drugiej strony Moniuszko był też uniwersalnym kompozytorem, którego twórczość powinna być dobrze odczytywana w różnych krajach europejskich.

- To może „Straszny dwór” jest właśnie wyjątkowym dziełem - takim polskim w rozumieniu idiomatycznym, nieprzetłumaczalnym. To znaczy, że obcokrajowiec ma trudności, żeby zrozumieć o co w nim chodzi, ale kiedy posłuchamy innych dzieł Moniuszki, choćby wielkiej „Halki”, ale także „Verbum Nobile”, czy przywołanej operetki „Nocleg w Apeninach” do libretta Aleksandra Fredry i chwilę pomyślimy o akcji dzieła, to zrozumiemy, że libretta umuzycznione przez Stanisława Moniuszkę są historiami uniwersalnymi.

Czy po kilku już realizacjach, kilku premierach „Strasznego dworu” jeszcze Pan coś odkrywa w warstwie muzycznej?

- Tak, odkrywam. Mam okazję przekonać się o prawdziwości słów mistrzów batuty, że partytura zawsze jest rezerwuarem nieskończonej wiedzy o dźwiękach i emocjach, bo piękno jest tam zaklęte w nutach, w wielotomowym wydawnictwie. Dyrygowałem niemal 100 razy „Strasznym dworem”, ale teraz kiedy pracowaliśmy w Bydgoszczy nad nową premierą, to odnalazłem wiele muzyki ukrytej, która dotąd była dla mnie - być może - zatarta. Odkrycie nowych znaczeń znanej partytury jest możliwe, gdy pojawia się nowa realizacja opery. Otwieram partyturę jak nową książkę, czytam z uwagą i wtedy, w skupieniu, odnajduję piękno, które było dotąd ukryte.

Rola kierownika muzycznego danej premiery, szczególnie przy operach Stanisława Moniuszki to trochę taka rola muzycznego „archeologa”.

- Niestety. W spuściźnie pomoniuszkowskiej nie dysponujemy rękopisami kompozytora w takim stopniu, w jakim chciałoby się porównać znane nam wydania drukiem z oryginalnym zamysłem samego Moniuszki. Niektóre rękopisy zaginęły, w przypadku niektórych oper zachowały się pierwodruki, na przykład pierwodruk „Halki”, w którym widać pewne przekłamania i błędy powielane potem w kolejnych reprintach. Trudno być pewnym, czego na pewno chciał Stanisław Moniuszko. Z zachowanych materiałów wynika, że redakcyjnie był trochę bałaganiarzem.

Artysta?

- No właśnie – artysta w tworzeniu, a realista w życiu rodzinnym. Otoczony gromadą dzieci i wielością kłopotów, bo tych kłopotów życie mu nie szczędziło. Borykał się z trudnościami finansowym, by utrzymać liczną rodzinę, a jednocześnie intensywnie zabiegał o wystawianie swoich dzieł i pracował nad kolejnymi operami. Bałaganiarzem był Moniuszko szczególnie w zakresie znaków artykulacyjnych [mają pomóc wykonawcom we właściwej interpretacji partytury - dop. red.]. Są niewyraźne, dwuznaczne w przypadku tej samej frazy. Żartujemy z muzykami, że między pierwszą a drugą zwrotką arii żona zawołała Moniuszkę na obiad i kiedy wrócił stawiał kolejne kropki i łuki trochę inaczej.
Piort Wajrak za pulpitem dyrygenta. Fot. Ireneusz Sanger

Piort Wajrak za pulpitem dyrygenta. Fot. Ireneusz Sanger


Przed nami premiera, czy w dzień premiery ma Pan swoje rytuały?


- Dzień premiery jest dla mnie zawsze dniem radosnym. Nigdy się nie denerwuję, nie odczuwam tremy, nie martwię się. Jestem radosny, uśmiechnięty, zrelaksowany. Nie mogę doczekać chwili, gdy wspólnie przygotowane dzieło popłynie do uszu i serc słuchaczy. I bardzo ważne: w dzień premiery nie mamy już porannej próby.

Czyli nie należy Pan do tych, którzy lubią wcześnie wstawać?

- Kiedy przez całe życie kończę spektakl lub próbę około 22:00 i do domu lub hotelu wracam około 23:00, to trudno cieszyć się pobudką o 6:00 czy 7:00.

Czyli to jest pewna zmora tego zawodu - ten cały rytm pracy, a więc próby rano, wieczorem, brak możliwości obejrzenia kolejnego odcinka serialu w telewizji…

- O serialach w ogóle nie myślę, ale wiem, że dla muzyków, dla chórzystów życie w dzielonym dniu pracy jest uciążliwe. Dwuetapowy dzień pracy przez całe zawodowe życie, praca od rana do nocy - pierwszą próbę rozpoczynamy o godz. 10:00, a kolejną próbę lub spektakl kończymy przed 22:00 - to wyzwanie logistyczne i emocjonalne dla całych rodzin. W dniu przedstawienia, choćby człowiek był nie wiem jak zmęczony, nie da się po powrocie do domu położyć i po prostu spać. Najpierw trzeba uspokoić emocje. Widzę po wielu latach pracy, jak poważnym problemem świata artystycznego, choć nie tylko artystycznego, jest umiejętność poradzenia sobie z silnym stresem wynikającym z działań artystycznych czy sportowych realizowanych publicznie – na żywo.

Zobacz także

Paweł Szkotak

Paweł Szkotak

Łukasz Drapała

Łukasz Drapała

Paulina Rubczak

Paulina Rubczak

Anna Rusowicz

Anna Rusowicz

Darek Kozakiewicz

Darek Kozakiewicz

Paweł Lucewicz

Paweł Lucewicz

Profesor Piotr Salaber

Profesor Piotr Salaber

Olga Bończyk

Olga Bończyk

Damian Sikorski

Damian Sikorski

Co tydzień jest okazja do spotkań z niecodzienną muzyką, z niecodziennymi gośćmi, niecodziennymi tematami...
„Zwierzenia przy muzyce”
zaprasza Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę